Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dater z bazy wypadowej Czarna Białostocka. Przekręciłem na dwóch kołach 33225.50 kilometrów w tym 7698.22 w terenie. Kręcę z prędkością średnią 26.15 km/h i dociskam jeszcze bardziej :D
Więcej o mnie.

2014 button stats bikestats.pl 2013 2012 2011 2010 2009

Statystyki i osiągnięcia


Najdłuższy dystans: 342 km
Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m

Pogoda

+2
+
-3°
Czarna Bialostocka
Niedziela, 24
Poniedziałek + -3°
Wtorek + -5°
Środa + -2°
Czwartek + -2°
Piątek + -3°
Sobota + -3°

Linki


BTR2







hosting


Instagram

GPSies - Tracks for Vagabonds


Zalicz Gminę - Statystyka dla Dater


Opencaching PL - Statystyka dla Dater

Kontakt




Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dater.bikestats.pl

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:681.00 km (w terenie 232.60 km; 34.16%)
Czas w ruchu:25:34
Średnia prędkość:26.64 km/h
Maksymalna prędkość:54.10 km/h
Suma podjazdów:3700 m
Maks. tętno maksymalne:191 (97 %)
Maks. tętno średnie:176 (89 %)
Suma kalorii:14972 kcal
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:30.95 km i 1h 09m
Więcej statystyk

Mazovia Supraśl - czyli mój pierwszy DNF

Niedziela, 29 lipca 2012 · dodano: 05.08.2012 | Komentarze 1

A miało być tak fajnie. I pierwsze kilometry to zapowiadały.
Supraśl - wjeżdżamy do sektora © dater

no to jazda! © dater

Start z 5-tego sektora. Idziemy z chłopakami we czwórkę: Ja, Sasza, Andrzej i Marcin. Pociąg niezły zrobiliśmy. Jeszcze na asfalcie łyknęliśmy czwarty sektor, przed Zapieckiem łykaliśmy czołówkę trzeciego. Tętno wysokie, pod 190 ale jechało się świetnie. Lecieliśmy jak opentańcy :) No i ósmy kilometr, pierwszy nietrudny wcale zjazd. Nic szczególnego, setki takich zjechałem, w miarę równo, po trawie... Do dziś nie wiem co się stało. Już na wcześniejszych podjazdach i w piachu się rozdzieliliśmy. Saszka był z przodu, później Marcin. Między mną a Marcinem ze dwóch, trzech zawodników i za mną Andrzej. Zjeżdżamy ten zjazd i gość przede mną hamuje, ja jakoś odruchowo naciskam na hamulec, odruch bezwarunkowy. tylko dlaczego na przedni?? Koło wpada w jakąś dziurę i w ułamku sekundy blokuje mi się koło a ja lecę nad kierownicą. Uderzenie kolanem w lewy bark, głową w ziemię, lecę na dół, rower na mnie. Ciemno w oczach... Zbieram się szybko, trochę w szoku, wsiadam na rower, słyszę okrzyk: bidony na środku. Rzeczywiście, nie mam bidonów. Zostawiam rower, wracam kilka metrów pod górę, znajduję jeden bidon. Drugiego nie widzę. No nic, pojadę na jednym. Wsiadam znów na Cube, zjeżdżam kilka metrów, patrze na Polara i... nie widzę Polara :( No kuźwa, dobre kilka stów w plecy. Znów zostawiam rower w krzakach, podbiegam znów pod górę, szukam pulsometru. Zaczynam przeczesywać trawę. Schylając się i ruszając lewą ręką zaczynam czuć bark. I to mocno. Dotykam ręką, macam bark i obojczyk. Boli, cholernie boli :( Wszystko puchnie i zaczyna rwać. Macam obojczyk, wydaje się być cały. Ale cała obręcz barkowa cholernie boli. Znajduję drugi bidon, ale po dobrych dziesięciu minutach szukania polarka nie znajduję :( Jadą sektory, mijają mnie zawodnicy. Co jakiś czas ktoś woła, pyta czy wszystko ok. Ehhh... nie ok :(
Wracam na rower, zjeżdżam do końca. Po kilkudziesięciu metrach wiem, że maraton się dla mnie skończył. Każda nierówność i bark boli, nie daję rady utrzymać kierownicy. Nie mówiąc już o tym że jadę z jedenastym sektorem i mam dobre z 15 minut do tyłu. Zjeżdżam więc z trasy i asfaltem przez Zapiecek wracam na Supraśl.
Trafiam do punktu medycznego, lekarki mnie badają. Mówią, ze obojczyk raczej cały, ale mam jechać do szpitala na prześwietlenie. Znajduję Alę, palujemy się do samochodu i jedziemy do Śniadeckiego. Bez kolejek, szybkie oględziny, zdjęcie, diagnoza. Obojczyk cały, podwichnięty staw barkowy. Smarowanie, oszczędzanie ręki i ponowne zdjęcie we czwartek. Całe szczęście, ze tak się to skończyło. A całość operacji w szpitalu zmieściła się w godzinnym bilecie parkingowym. Szok, ze tak szybko :) Jedziemy spowrotem do Supraśla i zdążamy jeszcze na dekoracje. Z Sukcesów Ola znów stanęła na podium - trzecia w kategorii K4 na mega. Sasza w debiucie w Mazovii 20-sty w Open. Wow :D
My jeszcze raz jedziemy z Alą na feralny zjazd poszukać pulsometru. We dwójkę łazimy dobre 15 minut i nic. Nie dość że maraton nie ukończony to jeszcze z takimi stratami :(

  • DST 15.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 00:38
  • VAVG 23.68km/h
  • VMAX 49.10km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • HRmax 184 ( 93%)
  • HRavg 145 ( 73%)
  • Kalorie 346kcal
  • Podjazdy 100m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazd i rozgrzewka - Mazovia Supraśl

Niedziela, 29 lipca 2012 · dodano: 05.08.2012 | Komentarze 0

Z Białego ścieżką rowerową do Supraśla na start Mazovii.Tam jeszcze krótka rundka rozgrzewkowa. Od rana już żar z nieba, co zapowiadało przyszłą mordęgę na trasie.

  • DST 17.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 00:43
  • VAVG 23.72km/h
  • VMAX 46.90km/h
  • Temperatura 37.0°C
  • HRmax 181 ( 92%)
  • HRavg 146 ( 74%)
  • Kalorie 401kcal
  • Podjazdy 140m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pokibicować na czasówce...

Sobota, 28 lipca 2012 · dodano: 29.07.2012 | Komentarze 0

... Mazovii w Białymstoku. Nie chciało mi się jechać. Wiem, ze mój organizm źle odpowiada na zmęczenie dzień wcześniej. Woli odpoczywać. No i odpoczywałem sobie pedałując delikatnie najpierw na miejsce startu. Tam odebrałem wszystkie teamowe numerki i chipy. Czaro z Saszką zarejestrowali się do czasówki. Jako, że był jeszcze czas pchnęliśmy się na działeczkę Piekarzy tuż obok i wysączyliśmy po piwku. No i start chłopaków. Pojechałem, za nimi na metę w Ogrodniczkach. Tam finisze, trochę gadu-gadu i powrót do Białego. A upał się wzmagał...


  • DST 49.60km
  • Teren 42.00km
  • Czas 02:03
  • VAVG 24.20km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 191 ( 97%)
  • HRavg 151 ( 77%)
  • Kalorie 1305kcal
  • Podjazdy 360m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening grupowy - Krzemienne Góry

Czwartek, 26 lipca 2012 · dodano: 29.07.2012 | Komentarze 0

Załapałem się po raz pierwszy w tym roku na trening grupowy spod Tesco. Jakoś do tej pory mi się nie składały te czwartki, ale tym razem zaplanowałem sobie z góry że jadę pod te Tesco :D No i byłem. Zebrało nas się kilkunastu, bez Łukasza (czyli przewodnika stada :) tym razem. Od nas Ja, Szaszka i Andrzej. Kilku chłopaków ze Sprintu, Ptr, Kambet. Ale sami trasę sobie opracowaliśmy. Najpierw trakt napoleoński, później lasem do Supraśla, jakimiś ścieżkami w kierunku na Cieliczankę i przebicie mostkiem na drugą stronę Supraśli. No i tam już Góry Krzemienne, czyli cześć niedzielnej Mazovii. Trening bardzo mocny, powrót ścieżka z Supraśla na Białystok cały czas ogień. Górka pod Ogrodniczki na tętnie powyżej 190, chyba po raz pierwszy w tym roku. Ale jak szło :D
A upał był niemiłosierny. Prognoza przez Mazowią ;)



  • DST 34.20km
  • Czas 01:08
  • VAVG 30.18km/h
  • VMAX 52.40km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • HRmax 177 ( 90%)
  • HRavg 154 ( 78%)
  • Kalorie 681kcal
  • Podjazdy 170m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na szczęście jest pogoda...

Środa, 25 lipca 2012 · dodano: 29.07.2012 | Komentarze 0

... więc można nadrabiać stracone kilometry z poprzedniego tygodnia. Standard na Zdroje, tym razem bardzo lekko i spokojnie. Rozkoszowałem się porannym chłodem i wschodem słońca.

  • DST 34.10km
  • Czas 01:06
  • VAVG 31.00km/h
  • VMAX 54.10km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • HRmax 178 ( 90%)
  • HRavg 161 ( 82%)
  • Kalorie 710kcal
  • Podjazdy 200m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tylko szum gum i świst wiatru w uszach...

Wtorek, 24 lipca 2012 · dodano: 29.07.2012 | Komentarze 0

... tego poranka jadąc na Zdroje słyszałem. Onix odebrany z serwisu i... o matko co oni z nim zrobili :D Nic nie pyka, nie trzeszczy, napęd chodzi jak marzenie. Prawie jak Ultegra ;) Wymieniony łańcuch, zrobiony suport, wyregulowane przerzutki i całkiem inny rower. Bardzo miło się jechało, szoska płynęła. Tylko tyle że chłodno i po raz pierwszy do dłuższego czasu na długo.

  • DST 60.60km
  • Teren 52.00km
  • Czas 02:32
  • VAVG 23.92km/h
  • VMAX 46.80km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 187 ( 95%)
  • HRavg 176 ( 89%)
  • Kalorie 1924kcal
  • Podjazdy 230m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy Sopoćkinie – czyli jak się podniosłem po upadku

Sobota, 21 lipca 2012 · dodano: 28.07.2012 | Komentarze 1

Dosłownie. Najpierw miałem doła, totalny zgon, żeby później odrodzić się jak feniks z popiołów ;)
Ale po kolei…
Cały tydzień pogodowo, a więc i treningowo kiepski. Lało, jak nie rano, to wieczorem, zsynchronizować się w ogóle nie mogłem. I na Białoruś jechałem wypoczęty i zregenerowany :)
Czego nie można było powiedzieć w sobotę rano ;) Wycieczka w dwa autokary, transgraniczna integracja, „duch puszczy” który już w połowie drogi uleciał w ilości jednego litra :D No i nie zapomniany nocleg w hotelu Białoruś w Grodnie. Powrót do komuny, podróż w czasie trzydzieści lat wstecz i to tylko w cenie 1 mln rubli :D (podliczenie kosztów całego wyjazdu). Ciepłej wody nie było, planowe wyłączenia, dostaliśmy rabat 7.500 rubli na łeb z tej okazji na nocleg – jakieś 3 zł, akurat na dobre piwo – np. Lidzkoje :) Takie klimaty to tylko na Kresowych!!!
Można byłoby się rozpisywać, wspominać, zachwycać. Byłem drugi raz na maratonie na Białorusi i wiem, ze będę tam jeszcze wracał. Wspomnienia bezcenne :)
przed hotelem Białoruś © dater

No ale tematem jest maraton. A więc standardowo pobudka rano, standardowo jak to na Białorusi śniadanie w postaci schabowego z kasza gryczaną (w tamtym roku był ryż i jeszcze trawa morska). I jazd z Grodna do Sopockiń.
Krótkie przygotowanie, rozjazd i rozgrzewka, która mi oświadcza – nie będzie lekko. Kac mnie rypie, dodatkowo jeszcze od tygodnia jestem podziębiony. W czwartek w ogóle straciłem głos i wylądowałem u mojej lekarki. Zapalenie krtani, trochę leków, antybiotyk na wszelki wypadek jakby się pogorszyło. Ale oczywiście ja jadę. No więc na prochach, na kacu i… nie wymiatam. Tętno mam zabójcze na rozgrzewce, jadę z Kacprem, którego trudno mi urwać (!), nogi drewniane. Oj może być kiepsko…
Ustawiam się na starcie dość późno. Miejsce, jak w tamtym roku nie za dobrze wybrane. Most na śluzie kanału augustowskiego. Wąsko jak na start, będzie korek. Ludzi jeszcze więcej jak w zeszłym roku i stoję gdzieś ok. setnej pozycji.
Start… no i jak – koreczek. Zanim przejadę most, czołówki już nie widzę – pewnie skręcają już na asfalt :( Jadę gdzieś pewnie setny. Pierwsze kilometry to szaleńczy pościg za czołówką po asfalcie. Udaje mi się złapać koło jakiegoś Białorusina i naginam. To, co się dzieje z moim sercem to masakra. Tętno nie schodzi poniżej 185. Skręcamy na lewo w teren i zaczyna się las. Mam kryzys, najpotężniejszy chyba jaki zaliczyłem do tej pory na zawodach, po prostu zgon. Źle się czuję, serce chce mi wyskoczyć z klatki, rozrywa mi płuca. Jadę z Marcinem i małą grupą, ale widzę jak oni odchodzą a ja po prostu umieram. Na 6 kaemie pod niewielką piaszczystą górkę się zakopuję a lewą stroną bierze mnie Adaś na swoim nowym Scott-ie 29er. Kuźwa… czas się wycofać :(
Udaje mi się utrzymać jakoś Marcina i Adama i następne kilka kilometrów robię równym miarowym tempem. Dochodzimy małą grupkę zawodników, łapie się mnie jedna mała Białorusinka, która jedzie mi na kole następne 40 kilometrów (!). W którymś momencie w jakiejś piaskownicy gubimy Adama i innych i jedziemy we trójkę: Ja, Marcin, Białorusinka. Przychodzą mi siły, oddech się uspokaja, serce już nie wariuje, zaczynam wracać do żywych. Od 15 kaema jedzie się już naprawdę dobrze. Nadajemy coraz większe tempo. A mała za mną się trzyma. Wymieniamy się z Marcinem, szarpiemy, wydaje się że nie powinna tego wytrzymać… odwracam się… jest nadal na kole. W którymś momencie robię naprawdę mocną zmianę widząc przed sobą większą grupę zawodników. Po pięciu minutach ich dochodzimy. Okazuje się że jedzie w niej Mirek – organizator. Jak jest Mirek, nie jest źle. Wiem, że dopędzenie go, a później trzymanie się na kole jest gwarancją dobrego wyniku :) Jedziemy w grupie około 10-ciu zawodników, mijamy pierwszy bufet. Zaczynają się większe, piaszczyste podjazdy, zaczyna się tasowanie. W którymś momencie atakujemy z Marcinem i za nami zostaję… a jakże: mała Białorusinka i Mirek :) Wyprzedza nas za moment z okrzykiem: prawa, prawa!!! Białorusin, który wygrał półmaraton. Za jakiś czas łapie nas też Patryk, który będzie drugi na krótkim dystansie. Marcin łapie mu koło, my z Mirkiem nie dajemy rady. Odchodzą od nas na dobre 20 metrów. Za nami dwie Białorusinki. Wylatujemy na asfalt, ustawiam się na kole Mirka, za mną dziewczyny.
zadowolony na kole Mirka © dater

Widzicie ten numer 888… dobrze że nie 666 ;) To właśnie ta co jechała mi na kole całą czterdziestkę :D
Podjeżdżamy wirażem na najpierw w lewo, później w prawo i podjazd. Na prawo most nad kanałem, gdzie jechaliśmy w zeszłym roku i robiliśmy drugą pętlę. Teraz stoi milicjantka i coś woła, pokazuje w prawo i lewo. Konsternacja… Mirek leci w lewo, ja za nim. Widziałem, że Marcin poleciał za Patrykiem w prawo na most. Cholera jasna, jest za daleko… skrócił dystans, dyskwalifikacja 
Jedziemy więc w lewo. Kawałek jeszcze asfaltem, później skręt w prawo w szutrową drogę. Kilometr szybkim szutrem i nagłe odbicie w lewo w łakę i ostry podjazd. Mirek się gubi i jedzie prosto, ale zaraz zawraca i nadgania. Po kilku zakrętach wjeżdżamy w las. Zaczyna być inaczej. Leśne drogi szutry zaczynają ustępować miejsca ścieżkom i singlom, podjazdom, krótkim zjazdom. Jedziemy chwilę prosto, ostry zakręt w prawo, podjazd, zaraz zjazd w lewo. I tak kilka razy. Zaskoczenie. Całkiem inna trasa, całkiem inne oblicze maratonu. Organizatorzy pokazali nam całkiem inne możliwości i zawody uzyskały inny charakter. W tamtym roku dwie pętelki po szybkich drogach, mało przewyższeń, trochę piachu. A tu całkiem co innego. Później jeszcze łąki, kretowiska, błoto w które jedna z moich towarzyszek wpadła po osie i kolana, singiel wśród krzaków wzdłuż kanału. Oj działo się. Finał taki, ze się fajnie zmęczyłem :) Ale cały czas na kole Mirka i… z koleżanką na moim kole :) Urwałem ja dopiero jakieś 10 km przed metą. Gdzieś pod koniec znów się gubimy, w całym maratonie ze cztery razy. Finał jest taki, że finiszujemy z ludźmi, których wzięliśmy w pierwszej części wyścigu. W kluczowych miejscach zabrakło oznaczeń. Natomiast sama organizacja i trasa – brawo :)
zjazd przy bunkrze © dater

Zwyciężyła koalicja czterech Białorusinów przed Darkiem. Ola pojechała po raz pierwszy długi dystans, bo ja namówiłem. Łatwa trasa, jak nie w Sopoćkiniach spróbować, to gdzie? Łatwa, taaaa… ale była zadowolona. Dostała puchar dla najlepszej Polki na długim dystansie :)
Ola odbiera puchar © dater

Ja dając nagrodę dziewczynom w open miałem okazję poznać i pogratulować tej, której nie mogłem zerwać te 40 kilometrów. Zajęła pierwsze miejsce :)
nagrody © dater

Sam też zostałem zaproszony na scenę i dostałem upominki dla sponsora :)
Polska! © dater

Sam start, pomimo zgonu na pierwszych kilometrach poszedł rewelacyjnie. Byłem 39-ty w open i 12-sty w kategorii. Zgarnąłem 849 pkt do generalki, jak na razie najwięcej w tym sezonie :)
Na tracku gps widać jak różniła się pierwsza część maratonu od drugiego :)


PS. Gdyby ktoś chciał poczytać więcej wrażeń z wypadu na Białoruś zapraszam na forum Kresowych, tam się trochę rozpisałem na ten temat i zapraszam tutaj

  • DST 10.00km
  • Teren 4.00km
  • Czas 00:22
  • VAVG 27.27km/h
  • VMAX 41.50km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 172 ( 87%)
  • HRavg 160 ( 81%)
  • Kalorie 60kcal
  • Podjazdy 30m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozgrzewka MK Sopoćkinie (Białoruś)

Sobota, 21 lipca 2012 · dodano: 28.07.2012 | Komentarze 0



  • DST 17.00km
  • Czas 00:37
  • VAVG 27.57km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Regeneracja...

Wtorek, 17 lipca 2012 · dodano: 17.07.2012 | Komentarze 0

... na Agromę. Rano bardzo chłodno. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz jechałem na długo i w cebulkę. Ale 9 stopni nie dawało wyboru. Pogoda jeszcze była, słoneczko świeciło pełnym niebem. Zepsuło się zgodnie z prognozami około południa.

  • DST 112.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:40
  • VAVG 30.55km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 174 ( 88%)
  • HRavg 153 ( 78%)
  • Kalorie 2218kcal
  • Podjazdy 570m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podróż do centrum Europy ;)

Niedziela, 15 lipca 2012 · dodano: 15.07.2012 | Komentarze 3

A tak się dziś wyrwałem do centrum Europy… czyli do Suchowoli :D Ktoś, jakoś geograficznie wyznaczył tam centrum naszego kontynentu i lubię tam jeździć. Po prawdzie, to dużo dróg się tam zbiega :)
Pobudka o 7 rano. Szybkie śniadanie, przygotowanie i 7.40 wyruszam. Jeszcze nie za ciepło, jakieś 16 stopni, ale jadę na krótko, bo zza chmur słońce wychodzi i w ciągu dnia temperatura ma podskoczyć powyżej dwudziestki. Opadów nie prognozują. Za to ma być wietrznie, z wiatrem nawet ponad 20 km/h
Początek standardowo na Zdroje. Najpierw CWK i podjazd treningowy na moim odcinku testowym.
podjazd za Czarną Wsią Kościelną (CWK) © dater

Jadę spokojnie, wiem że jeszcze się zdążę zmęczyć. Jak widać robię zdjęcia :) Wiatr na razie nie za duży i chyba pomaga. Ma wiać z południowego wschodu, później ze wschodu. Kierunek trasy jaki obieram ma mi pomagać i końcówka ma być z wiatrem. Jadę dalej standardem, a więc przez Niemczyn (podjazd), Jezierzysk i prostą na Zdroje.
Niemczyn - podjazd © dater

okolice Jezierzyska © dater

prosta na Zdroje © dater

Za Zdrojami na szutrówkę, która idzie mi bardzo dobrze i skręcam na Sitkowo i Białousy.
górki pod Białousami © dater

Od Białousów na Janów cały czas z wiatrem i dużo z górki. Jedyny większy podjazd pod samym Janowem. Do Janowa rewelacyjna jak na mnie średnia ponad 35 km/h.
krajobrazy pod Teolinem © dater

zalew koło Janowa © dater

podjazd pod Janowem © dater

Z Janowa do Suchowoli wiatr już się zwiększa i zaczyna przeszkadzać. Wieje z boku, czasami od czoła, potrafi miotnąć mną po asfalcie. Jedzie się ciężko, ale mam jeszcze siły i dociskam. Po około półtorej godziny jazdy jestem w centrum Europy :D
Suchowola - geograficzny środek Europy © dater

Tutaj chwilę odpoczywam, wcinam banana, robię zdjęcie i wsiadam na Onixa obierając kierunek na Karpowicze. Tu zaczyna się najgorszy odcinek, na zachód i południowy zachód. Cały czas pod wzmagający się wiatr. Porywy są naprawdę silne i wykańczają.
za Suchowolą © dater

Karpowicze - zalew © dater

Za Karpowiczami skręcam na południe w kierunku na Jatwieź, Mikicin i Jasionówkę. Cały czas pod wiatr, tracę średnią i siły.
krajobraz w okolicach Jatwiezi Małej © dater

Mikicin krajobraz © dater

Bobrówka © dater

Za Bobrówką skręcam na Kamionkę i tu niespodzianka – bruk :( Jadę bokiem, gruntową ścieżka, staram się nie wjeżdżać na łby. Nienawidzę bruków. Ten jest szczególny, wielkie kamienie, czasami widać nawet ostre krawędzie, boje się o opony. Jakoś idzie, ale gdy widzę taki podjazd to… staję na siusiu :)
na Kamionkę - brukowy podjazd © dater

Ten jeszcze pokonuję, ale na następnym staję na poboczu w piachu. Trochę musze podejść i pokonuję go po łbach środkiem. Na szczęście w Kamionce się ten bruk kończy i dalej na Jasionówke mam już asfalt. Wychodzi na to, że z Brzozowej trzeba było się na Skindzierz skierować i trochę krajówką do Korycina przejechać. Wyszłoby mi na dobre.
pod Jasionówką © dater

Z Jasionówki na Krasne Folwarczne do DK8. Jadę bardziej na wschód więc wiatr już tak nie przeszkadza. Dalej kilometr krajówką na północ, żeby dotrzeć do odbicia na Brody. Teraz będę miał już z wiatrem i wiem, ze będę miał lżej. Chociaż jedzie się ciężko, bo ten odcinek z Suchowoli, z porywami ostrymi wiatru dał mi nieźle w kość. Przez Przesławkę, Bomble i Łomy docieram do Łosinca, gdzie skręcam powrotnie na szutrówke do Zdroi.
Zdroje © dater

ostatnie kilometry © dater

Powrót generalnie z wiatrem, chociaż do Oleszkowa jeszcze próbował przeszkadzać. Tam skręt już na wschód i jest dobrze. Jadę lekko, choć poprawić średniej już nie daję rady. Gdyby nie ten wiatr, a szczególnie bruk pod Kamionka, który wydaje mi się zdjął dobry 1 km/h, byłoby bardzo dobrze.