Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dater z bazy wypadowej Czarna Białostocka. Przekręciłem na dwóch kołach 33225.50 kilometrów w tym 7698.22 w terenie. Kręcę z prędkością średnią 26.15 km/h i dociskam jeszcze bardziej :D
Więcej o mnie.

2014 button stats bikestats.pl 2013 2012 2011 2010 2009

Statystyki i osiągnięcia


Najdłuższy dystans: 342 km
Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m

Pogoda

+2
+
-3°
Czarna Bialostocka
Niedziela, 24
Poniedziałek + -3°
Wtorek + -5°
Środa + -2°
Czwartek + -2°
Piątek + -3°
Sobota + -3°

Linki


BTR2







hosting


Instagram

GPSies - Tracks for Vagabonds


Zalicz Gminę - Statystyka dla Dater


Opencaching PL - Statystyka dla Dater

Kontakt




Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dater.bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

Bez km

Dystans całkowity:1.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:00:03
Średnia prędkość:20.00 km/h
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:1.00 km i 0h 03m
Więcej statystyk

Calpe - podsumowanie zgrupki

Piątek, 21 marca 2014 · dodano: 05.04.2014 | Komentarze 0

Drugi raz w Hiszpanii na rowerze i jestem pewien, że nie po raz ostatni. Robienie w Calpe kilometrów w marcu ma w sobie coś niesamowitego. Łączy się z tym pogoda, przełęcze, góry i podjazdy a także wspaniali ludzie z którymi się tu jeździ. Tacy sami luzacy jak ty :D Totalny reset, odcięcie się od dnia codziennego. Ładowanie akumulatorów na maksa :D
Łącznie zrobione ponad 1070 km w równo 41 godzin kręcenia. W pionie wyszło ponad 15 tys. metrów, do zeszłorocznego wyniku doszło ponad 4 tys. przewyższeń. 13 treningów/jazd - średnio ponad 80 km i 3h w siodle.
Już odliczam dni do powrotu w przyszłym roku... zostało jakieś 340 :D



Ptaq ustawiony... czyli BGFit po calpiańsku :)

Środa, 12 marca 2014 · dodano: 13.03.2014 | Komentarze 3

Hehe... calpiański język mnie się podoba ;P
Załapałem się na zgrupce na Body Geometry Fit. Bardzo fajna sprawa i profesjonalne podejście. Dla jasności nie ma tutaj warunków na taki pełny BGFit, z nagrywaniem itd., bardziej jest to body size-ing jak mówią prowadzący - Tamara i Paweł. Ale mierzą, przestawiają, ustawiają, tłumaczą. Na pełen możemy się wybrać do nich do studia Krakowa.
Wyszło z tego, że większych problemów anatomicznych z ciałem nie mam, mocne nogi, mięśnie, pośladkowy. Wszystko dobrze się u mnie układa i pracuje. Żadnego koślawienia, nic specjalnie korygować nie trzeba. Także git! :)
Z tego co zmierzono i poprawiono. Za nisko siedziałem, kąt ugięcia nogi był za duży. Prawie 40%, gdzie optimum to 30%. Także siodło poszło już od razu do góry centymetr (i jest 33-35%) i pójdzie po kilku dniach jeszcze centymetr do góry. W blokach rewolucja, całkiem inaczej ustawione, poszły do tyłu i piety przestały mi się zbiegać. No i kiera podkręcona do góry, tak żeby dłonie na klamkach lepiej leżały. Generalnie kierownica jest za głęboka i trzeba by było ja wymienić. Szerokość ok., ale też gdyby 2 cm była węższa to by nie było źle.
No więc Ptaq na nowo ustawiony wyjechał w czwartek na trening wszystko sprawdzić :)






  • Aktywność Jazda na rowerze

Subiektywne podsumowanie (mojego) sezonu startowego

Niedziela, 1 grudnia 2013 · dodano: 01.12.2013 | Komentarze 1

Jeżeli zawodnika i sezon oceniać po tym jak kończy, a nie jak zaczyna, to jestem kozak ;) Oczywiście to moje subiektywne odczucie, ale po prostu jestem zadowolony.
Koniec następnego sezonu © dater

Do przygotowań w tym sezonie podszedłem w inny sposób, bardziej planowo, wcześniej i stosując inne środki (nie mylić z epo! ;)
Od jesieni cały cykl przygotowania na siłowni, od adaptacji anatomicznej poprzez siłę do wytrzymałości siłowej. Oczywiście w międzyczasie trenażer, w tlenie, później tempówki i bardziej złożenie treningi. No i w marcu wiosenny obóz treningowy w Calpe. Zaliczone ponad 11 tys. metrów w pionie, które na pewno weszły w nogi!
Prolog do sezonu to Mazovia w Legionowie. Przełożenie Kresowego w Augustowie w związku z panującą w lasach zimą na jesień, stworzyło lukę, którą zapełniliśmy z Saszą właśnie tym maratonem. Bardzo dobry wyścig i odczucia. Start z 3 sektora, mało zabrakło do awansu do 2-go. Nie był to może początek sezonu jaki sobie wyśniłem :P
W międzyczasie zaliczyłem jeszcze pierwsze w życiu zawody XC na Pietraszach. Drużynówka, lekkie podejście, nowe doznania i przepalenie nogi.
Mocno zmotywowany i pozytywnie nastawiony zacząłem sezon startowy w Kresowych 1 maja w Wasilkowie. I niestety szybciej skończyłem niż zacząłem – już na 5 kilometrze kraksa, rozwalone kolano, wizyta w szpitalu. Na szczęście nic poważnego się nie stało i niecałe dwa tygodnie później zawitałem do Olsztyna na start następnego Kresowego. Ale wściekłość na nieudany start sezonu była. Taka motywująca, zawodnicza wściekłość. Niestety trochę przyćmiła ona jasność rozumowania i kalkulowania sił. W Olsztynie popełniłem błąd w przygotowaniu, przejeżdżając dzień wcześniej prawie dwie rundy maratonu. Czułem się mocny, że to sobie przelecę i będzie git. Ale było to za dużo dla mojego organizmu i nóg, które po prostu dnia następnego nie jechały. Jak się okazało zaliczyłem najgorszy start w sezonie. Można więc powiedzieć, że zacząłem fatalnie i pod dwóch pierwszych maratonach nadal byłem w punkcie zero.
Jak to się mówi do trzech razy sztuka. Sztuka wyszła wreszcie w Sokółce. Maraton pojechany w zasadzie bezbłędnie, z dobrym rozłożeniem sił i w doborowym towarzystwie zaowocował pierwszym w życiu wynikiem ponad 900 pkt. Przełamałem psychologiczną barierę, uwierzyłem że mogę, że mam nogę, że jestem w stanie jechać z zawodnikami, którzy do tej pory byli dla mnie niedoścignieni. Jak mi się dobrze jechało, jak to psychicznie mnie odbudowało, to trudno opisać :)
Następne Michałowo. Upał, później dwie burze i ulewa, jakiej na trasie zawodów jeszcze nie zaznałem. Ale całkiem niezły wyścig, choć poniżej oczekiwań. Przyjąłem to spokojnie mając w głowie warunki, jakie nam natura zgotowała. W czerwcu jeszcze Drohiczyn, po raz pierwszy na mapie Kresowych. Nieznana trasa, ale jak się okazało bardzo fajna i wymagająca. Żar z nieba, kryzysy po drodze, ale wynik znów w pełni satysfakcjonujący, ponad 915 punktów do generalki zebrane :) Czułem się coraz lepiej, ale świadomość jakiejś stagnacji i tego, że nie jestem w stanie przebić się wyżej zaczęła się potęgować. Jesteś po prostu na pewnym poziomie i „czegoś Ci brakuje”. Jakiegoś takiego uderzenia, w treningu czujesz stagnację, jeździsz to samo, brak jest jakiegoś konkretnego celu, planu, różnorodności.
Takie myśli zaowocowały pierwszym kontaktem z TRENEREM. Pierwszy wywiad, analiza możliwości, osiągnięć, określenie celów i w konsekwencji zbudowanie planu na dalszą część sezonu. Planu, który w miarę jak był budowany i realizowany wzbudzał we mnie coraz większe ździwienie…
W pierwszym tygodniu lipca odpuszczony maraton w Chełmie. Wakacje z rodziną w Bieszczadach, trochę jazd po okolicznych górkach, trochę techniki na zjazdach. Niby nic takiego, a jednak góry to całkiem inna bajka.
Wracam akurat na coroczną wycieczkę na Białoruś na maraton w Sopoćkiniach. Wracam wypoczęty, zmotywowany i ocieram się po raz pierwszy w życiu o podium! Od tego maratonu forma cały czas rośnie, wyniki są coraz lepsze i już nie wypadam do końca z TOP10 kategorii. Nabieram rozpędu, mocy i wiary w swoje możliwości. Z tygodnia na tydzień realizuję zadany plan… i to się sprawdza :)
Niestety pechowy maraton w Urszulinie trochę wytrąca mnie z równowagi. Mogło być naprawdę bardzo dobrze, a skończyło się tylko na dobrze. Upał na trasie, kraksa na początku, gonienie czołówki i rezultat był taki, że zajechałem się na maksa. Na szczęście wynik na mecie całkiem niezły jak na panujące warunki i historię tego wyścigu.
Ładny shot! © dater

Tydzień później Narewka – płaski i szybki maraton, którego trasę bardzo lubię. Nic tu z gór nie uświadczysz, mało technicznych odcinków. Po prostu szybka charakterystyka, która pasuje pod moją szosową specyfikę. Jazda ma maksa od początku, z dala od błędów, z dobrymi zawodnikami. Jechałem jak natchniony… ale musiał odezwać się niestety mój pech. Kilka kilometrów przed metą, rozluźnienie, kraksa. Akurat przede mną się skotłowało, ktoś na kogoś wjechał, wyłożył się akurat pod moje koła. Zdarte kolana, strata szansy na pierwsze podium w kategorii. Ale umocnienie wiary w to, że PLAN jest dobry i działa :D
Po Narewce znów dłuższy odpoczynek od zawodów. Ale jeśli chodzi o jazdy… to były wysokich lotów :) Wakacje na Sycylii, zaliczanie fajnych górek, wjazd na Etnę. Przygoda, która będzie we mnie buzowała jeszcze przez długie miesiące.
Powrót na trasy zawodów nastąpił 1 września w Szelmencie. Maraton, który sezon wcześniej mało mnie nie pokonał, teraz miał byś sprawdzianem prawdziwie górskiego (jak na nasze warunki) ścigania. Poszło o wiele lepiej niż rok wcześniej, ale do sukcesu tego maratonu zaliczyć nie mogę.
Pozostały jeszcze trzy Maratony Kresowe. Supraśl, świetna trasa i bardzo dobry maraton. Pojechany równo, bez przygód, na prawidłowym miejscu.
Trasa w Augustowie, którą się jednocześnie lubi (bo pasuje pod moją charakterystykę), a jednocześnie nienawidzi za styl, w jaki obija dupę ;) Jeśli chodzi o ten sezon wzniosłem się w Augustowie na wyżyny mojej formy, taktyki i możliwości. Pojechałem życiówkę, najlepszy maraton w życiu, otarłem się o podium w kategorii i TOP10 w Open. Tutaj potwierdziłem i przekonałem się, że jestem w stanie JECHAĆ na najwyższym poziomie. Nie tylko zaskoczyłem konkurentów, ale i sam siebie.
Na koniec, na deser niejako, świetna trasa w Mielniku. Koniec sezonu już odczuwalny, tak w formie jak i wyniku. Błąd na początku, który się odbił w kryzysie w środku trasy miał tu zasadnicze znaczenie. I pokazał mi, z jakiej ilości niewielkich klocków składa się wynik i sukces sportowy. Jak bardzo trzeba wszystkiego przypilnować i jak niewiele trzeba, żeby noga przestała jechać
W podsumowaniu mogę napisać tyle, że zaliczyłem najlepszy sezon startowy jak do tej pory. Nie ma tego dużo, w mojej skromnej karierze zawodniczej, ale skok jakościowy znaczny. Szczególnie w drugiej połowie sezonu, gdzie już był PLAN, TRENER i przez to także WYNIK. Znamienne jest to, że w moim odczuciu trenowałem z mniejszym obciążeniem, czasem czułem niedosyt, więcej było odpoczynku, regeneracji a mimo to… forma i wyniki szły do góry. To uzmysławia tylko jedno, że prawidłowo zaplanowany trening z odpowiednią dawką odpoczynku może naprawdę zbudować formę startową, która przekłada się na wyniki.
Co przyniesie przyszły sezon? Jak go zaplanować? Jak do niego podejść?
Jeszcze za wcześnie na odpowiedzi. Na pewno nastawiam się na wyższe wyniki i cele. W Maratonach Kresowych mam do zaliczenia ostatni sezon w Elita Plus. Trzeba będzie się pokazać wreszcie na podium, więcej szansy od upływającego czasu mieć już nie będę. Nie wiadomo, jakim Mastersem będę później.
Do tego dochodzi jeszcze projekt budowy teamu, w który się mocno zaangażowałem. BLU Team Refleks może być w przyszłym sezonie bardzo mocną, lokalną drużyną. Pokażemy się także w Polsce, trzeba się będzie wybrać w góry. Posmakować prawdziwego MTB, sprawdzić się w warunkach jakże innych od tych naszych nizinnych maratonów. Na razie wygląda to bardzo, ale to bardzo ciekawie. Trochę namieszaliśmy na lokalnym rynku transferowym :D Nazwiska, które pokażą się na liście na przyszły sezon będą baaaardzo ciekawe ;) Przyjdzie jeździć w tych samych barwach w doborwym towarzystwie :)
Podsumowanie startów sezonu 2013 © dater
Kategoria Bez km


  • Aktywność Chodzenie

Przygotowania...

Niedziela, 24 listopada 2013 · dodano: 24.11.2013 | Komentarze 1

... do zimy :/ Miałem dziś pojechać z chłopakami spod Sprintu. Ostatnia szosowa jazda w grupie w tym sezonie. Niestety pogoda pokrzyżowała plany. Mgliście, mokro, dżdżysto, w prognozach deszcz. Postanawiam więc ogarnąć trochę domowych tematów a także przygotować się do rowerowej zimy... pod dachem :) Pucuję Onixa, tak żeby świeżutkiego na trenażer dziś wstawić. Czas zacząć zabawę w kręcenie w rytm wspomnień z wiosennych klasyków czy wielkich tourów przed ekranem laptopa :P

Bo sprzęt musi być czysty :) © dater
Kategoria Bez km, Foto


Level 29er in progress :)

Niedziela, 24 listopada 2013 · dodano: 24.11.2013 | Komentarze 7

Zaczyna się... zaczyna się przesiadka na większe koła :)
Znalazła się rama do wzięcia. A w zasadzie rower. Scott Scale 930, rocznik 2013. Nie jeżdżony, nówka sztuka, z gwarancją Rozmiar M (17,5") a więc z założenia idealny do mnie. I całe szczęście, że był to kompletny rower więc można było wsiąść, przejechać się, przymierzyć. Podpasował mi :) Rozmiar idealny, aż byłem zaskoczony, że pozycja tak neutralna i w gruncie rzeczy podobna do 26". Trzeba było tylko wyjąć podkładki spod mostka i obniżyć kierownicę. Długa to przejażdżka nie była, ale wystarczyło, żeby podjąć decyzję :) Kolega był skłonny rozebrać sprzęt i sprzedać samą ramkę, więc na tym stanęło.
A więc baza jest. Porządna. Waga 1,15 kg. Myślę, że dobrze dobierając osprzęt spokojnie z wagą, nie szarpiąc się budżetem, można zejść do 9-9,5 kg. I w to będziemy celować - czyli ja jako CASH i Łukasz serwisman jako BACK :)
Co do osprzętu to się cały czas zastanawiam. Na pewno pójdzie jakiś dobry FOX, koła lekkie, pewnie ZTR. Wszyscy namawiają mnie na SRAMa, a do tego jeszcze jeden blat z przodu. No nie wiem... Przyzwyczajenie do Shimano i przeskok z 3 blatów to może być szok :)

Scott Scale 930 © dater

Główka ramy © dater

Widełki tylne © dater

Rura główna © dater

Scott :D © dater


  • Aktywność Chodzenie

Cabo Verde, czyli nie samym rowerem...

Sobota, 2 listopada 2013 · dodano: 11.11.2013 | Komentarze 2

... człowiek żyje :)
Czasami po prostu człek musi, inaczej się udusi. Musi sobie po prostu dać na luz, poleniuchować, zapodać dawkę bajabongo.
Oprócz roweru, treningów, ciągłego JDR->JZR w kółko, startów, maratonów, ustawek i całego tego zaangażowania, jest jeszcze (albo przede wszystkim) życie poza tym, codzienność, robota, zmęczenie materiału. Jest także kobieta, która na co dzień Cię wspiera, jeździ praktycznie co weekend z Tobą na zawody, rozumie i znosi, że codziennie znikasz na kilka godzin kręcąc się pomiędzy dwoma pedałami :)
No więc razem trzeba się oderwać od tej rzeczywistości, odpocząć, tylko we dwoje, gdzieś gdzie temperaturka wygrzeje kości a skóra uzyska złote zabarwienie.
Cabo Verde, Wyspy Zielonego Przylądka, miejsce w którym 30 stopni w listopadzie to norma i panuje jedna, powszechna zasada: NO STRESS :D
No stress :) © dater

Oczywiście w scenariusz tego tygodnia wpisywało się długie spanie, wylegiwanie do późna w łóżku, byczenie się nad basenem, na plaży i tankowanie procentów w barze :)
Luzik na basenie © dater

Trochę też było spacerów plażą, podziwiania widoków, robienia zdjęć, zwiedzania ciekawych miejscówek.
Fale, plaża Santa Maria © dater

Kobieta na plaży :) © dater

Latarnia radiolokacyjna © dater

Wydmy na Punta Preta © dater

Jednym słowem totalny luz, laba, odprężenie i wypoczynek. Tydzień resetu :)
Na plaży © dater

Słońce prazy © dater

Wyspa Sal, na której byliśmy, była do tego jak znalazł. Niewielka, ledwo 30 km długości i kilkanaście szerokości. Zjechaliśmy ją i wszystkie jej atrakcje w ciągu pół dnia :D Najciekawsze to saliny, czyli baseny ze słona wodą morską, z której odzyskuje się sól. O tyle ciekawe, że położone wewnątrz nieczynnego wulkanu. Pływanie w tej wodzie było ciekawym doświadczeniem, dupę tak wynosiło że nie dało się na brzuchu pływać. Za to leżenie na plecach wychodziło super :)
Pedra de Lume - saliny © dater

Poza tym Sal to pustkowie, krajobraz księżycowy, a nawet pustynne miraże :)
Miraż na pustyni © dater

Stolica wyspy, Espargos, to miasteczko na kilkanaście tysięcy mieszkańców, które nas przewodnik, zresztą stamtąd pochodzący, określał wiele mówiącym określeniem "village".
Espargos © dater

Wybrzeże w pobliżu Buracona © dater

No więc tydzień totalnego luzu na koniec sezony zaliczony :) Można już myśleć i pracować nad następnym :D
Kategoria Bez km, Foto


Saga sycylijska zakończona :)

Wtorek, 15 października 2013 · dodano: 15.10.2013 | Komentarze 0

W tak zwanym międzyczasie udało mi się zakończyć moja sycylijską sagę :) Z założenia był to tydzień regeneracyjny i rekreacyjny. Bardziej mi wyszła rekreacja niż regeneracja, bo górek było sporo, a nogi pod górki lubią kręcić na obrotach :D Palermo będzie mi się już zawsze kojarzyć z Monte Pellegrino, które zdobyłem na różne sposoby trzy razy. A głównym aktem całej sagi był oczywiście wjazd i zdobycie wulkanu Etna :D
Mega przygoda!
Dogoniłem wreszcie bieżące wpisy na blogu i aktualny kilometraż :) Wróciłem do teraźniejszości ;)

  • Aktywność Jazda na rowerze

Udało się...

Piątek, 13 września 2013 · dodano: 13.09.2013 | Komentarze 0

... ogarnąć wreszcie zaległe wpisy z lipca z urlopu w Bieszczadach.
Nie ma tego dużo, tydzień ten potraktowałem regeneracyjnie i odpoczynkowo. Trochę potrenowałem technikę, trochę pozwiedzałem okolicę. Jedyną dłuższą wycieczkę zrobiłem na koniec, wjeżdżając na górę Jawor i objeżdżając Jezioro Solińskie dookoła.
W Bieszczadach byłem po raz pierwszy w życiu i naprawdę bardzo mi się spodobały. Myślę, że tu jeszcze wrócę :D
Kategoria Bez km


  • Aktywność Jazda na rowerze

Taormina

Wtorek, 20 sierpnia 2013 · dodano: 06.10.2013 | Komentarze 0

Po zaliczeniu Etny zjechaliśmy w kierunku Catanii i pojechaliśmy do sławionej w przewodnikach turystycznych Taorminy. Starożytne miasto, przepięknie położone na zboczach górskich schodzących do samego morza. Daleko w tle dymiąca Etna, poniżej Morze Śródziemne. Pełno turystów i zabytków a wśród nich ruiny starożytnego Teatru Greckiego.
W oddali Etna © dater

Widok był piękny :) © dater

Widok w dół © dater

Teatr Grecki © dater

Zatoka na północ od Taorminy © dater

Etna w zbliżeniu © dater

Widok na morze © dater

Starożytny Teatr Grecki © dater

W Teatrze Greckim © dater

Widok na wybrzeże z Taorminy © dater

Taormina, w oddali widać Etnę © dater


Kubek dostał nowe kółka :)

Piątek, 5 lipca 2013 · dodano: 09.09.2013 | Komentarze 1

W zasadzie to już w Drohiczynie na nich pojechałem :) Obręcze ZTR Alpine w systemie bezdętkowym na mleczku, piasty Novatec'a 711/712. Szprychy płaskie, opony moje ulubione Rocket Ron 2,25. Z ważenia samych kół wyszło, że uzysk na wadze ok. 900 gram. Ale w całości rower ważony aż tyle nie zszedł według pierwotnej wagi. Wyszło 10,6 kg.

Kubek dostał nowe kółka © dater


Kubek w zbliżeniu © dater
Kategoria Foto, Bez km