Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dater z bazy wypadowej Czarna Białostocka. Przekręciłem na dwóch kołach 33225.50 kilometrów w tym 7698.22 w terenie. Kręcę z prędkością średnią 26.15 km/h i dociskam jeszcze bardziej :D
Więcej o mnie.

2014 button stats bikestats.pl 2013 2012 2011 2010 2009

Statystyki i osiągnięcia


Najdłuższy dystans: 342 km
Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m

Pogoda

+2
+
-3°
Czarna Bialostocka
Niedziela, 24
Poniedziałek + -3°
Wtorek + -5°
Środa + -2°
Czwartek + -2°
Piątek + -3°
Sobota + -3°

Linki


BTR2







hosting


Instagram

GPSies - Tracks for Vagabonds


Zalicz Gminę - Statystyka dla Dater


Opencaching PL - Statystyka dla Dater

Kontakt




Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dater.bikestats.pl

  • DST 64.90km
  • Czas 02:47
  • VAVG 23.32km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • HRmax 183 ( 93%)
  • HRavg 169 ( 86%)
  • Kalorie 2491kcal
  • Podjazdy 964m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy Chełm

Niedziela, 6 lipca 2014 · dodano: 08.07.2014 | Komentarze 0

Drugi dzień małej etapówki Kresowych na Lubelszczyźnie. Po całkiem niezłym, aczkolwiek nie do końca udanym starcie dzień wcześniej w Siennicy, byłem pewien obaw co do dyspozycji dnia następnego. Nie jechało mi się dobrze, mimo dobrego przygotowania, odpoczynku, dobrej jakości treningów w tygodniu poprzedzającym, nie było tego, czego oczekiwałem. Nie było nogi, zgrania jej z organizmem, dobrego "pierdnięcia". Nie było też zadowolenia :/
Na luzie podszedłem do dnia następnego. Nie ma co się spalać. Kolacja na mieście, dwa piwka. Spanie mimo wszystko wczesną porą. Rano samopoczucie... nie wiadomo jakie, nieokreślone. Paweł w hotelu mówi mi, że nie najlepiej wyglądam. Fuck...
Na miejscu startu krótka rozgrzewka, nadal nie wiem czy mam sobie wmówić że jest źle, czy wręcz przeciwnie, że dobrze. Start... ewidentnie źle :/ Zostałem z tyłu, za bardzo chciałem szybko i dobrze wystartować, noga się omsknęła, nie wpiąłem się w pedały.



Jadę na końcu sektora a od razu asfaltowy podjazd, szybki zjazd i wąsko w las. Jestem prawie na samym końcu. Ale za to jadę spokojnie, tętno niskie, bez spalary. Jest okazja do wyprzedzania, wyprzedzam. Później znów muszę... bo gdzieś korek na błocie i tracę kilka pozycji. Odrabiam powoli. Jadę przez chwilę z Marcinem z Corrado, który ciągnął mnie dzień wcześniej. Widzę, że jest dziś o wiele słabszy. Zostaje z tyłu. Krystalizuje się grupa. Chłopaki z Kambetu: Tomek i Jacek. Stasiej z PTR i Tomek z naszego BCTR. Stasiej i Jacek w mojej kategorii, wiem kogo muszę pilnować. Lecimy środkowe kilometry pierwszego kółka razem. Żar z nieba ponad 30 stopni i długie, sztywne podjazdy, które trzeba mielić. Jest bardzo ciężko, ale o dziwo wytrzymuje i jedzie mi się całkiem nieźle. Gdzieś z tyłu zostaje Tomek z Kabmetu i Stasiej. Pozostała nasza trójka dogania jedną grupę, później drugą złożoną z trzech Białorusinów z Velopark. Chyba momentami był nawet czwarty, ale gdzieś odpadł. Takim mniej więcej składem zaliczamy ostatnie kilometry pierwszej rundy i mega, świetne single na koniec. Wjeżdżając na drugą rundę jestem pełen obaw czy dam w ogóle radę. Były momenty, że miałem ciemno przed oczyma :/
Początek idzie dobrze. Jest luźno i ta pierwsza, wąska sekcja szybko mija. Później leśny odcinek asfaltowy i znów na otwartą przestrzeń... w paszczę otwartego, rozgrzanego piekarnika. 
O dziwo jedzie mi się coraz lepiej. Zmieniamy się trochę na prowadzeniu, generalnie dajemy Białorusinom pracować zespołowo, czasami prowadząc przez chwilę, ale nie wyrywamy się mocno do przodu ;) Dojeżdżamy w okolice Podgórza i zaczyna się najdłuższy chyba podjazd tego maratonu. Tomek gdzieś gubi się po drodze, Jacek też rzuca przez ramię, że już go odcina i koniec. Ja trzymam się chłopaków z Velopark z jedną myślą... "Trzymaj koło Ptaq, trzymaj koło". Trzymam, staram się nie patrzeć daleko przed siebie, nie myśleć ile jeszcze tego podjazdu zostało. Widzę przed sobą tylko wolno obracające się koło i hipnotyzujący wzór bieżnika opony... Koniec podjazdu, nawrotka w lewo i szybki zjazd. Później wypadamy na asfalt i na maksa w dół, można odpocząć. Ale nie na długo. Znów bardzo długi i wymagający podjazd, zaraz jeszcze następny. Po drodze wybrukowanej polnymi kamieniami. Pokonywany drugi raz tego samego dnia daje podwójny wycisk. Taktyka taka sama, tylko koło przeciwnika i SHUT UP LEGS!

Cały czas jest dobrze, wytrzymuję to. Głowa rządzi ciałem :) Zjazdy w lesie, fajne kręte single, bandy, przejazd przez strumyk... chłopak przede mną ślizga się na błocie i ląduje w krzakach. Ledwo go wymijam. Przez moment mam myśl, żeby wykorzystać sytuację, bo tamci drużynowo będą na niego czekać. Do mety może z 10-12 kilometrów, może uda mi się urwać. Ale jednak głos rozsądku i zmęczenie wygrywa... są w trójkę jak docisną to mnie łykną i oderwą zjechanego bez trudu. Więc jednak jadę razem z nimi. Rozpędzamy się w którymś momencie w dół i przestrzeliwuję ostry zakręt w lewo... ląduje znów na końcu i to kilkanaście metrów z tylu. Chłopaki dociskają na zjazdach, lecą po bandach, nie jestem w stanie ich dogonić. Na ostatni duży wjazd na patelni przed finałowym singlem wjeżdżają z przewagą. Wiem, że już ich nie dogonię, kręcę swoje. Zjeżdżając w dół już ich nie widzę, kręty zalesiony singiel już ich połknął. Jadę sam, uważając na tych ostatnich kilometrach żeby nie przesadzić. Wyskakuję na ostatnie metry asfaltu i zadowolony lecę do mety.

Od razu kalkulacja, gdzie jestem?? Po kilkudziesięciu minutach okazuje się, że jestem... TRZECI! :D
Jest, wreszcie jest podium. Cel osiągnięty :) Teraz trzeba sobie postawić cel następny :)






Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa piece
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]