Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dater z bazy wypadowej Czarna Białostocka. Przekręciłem na dwóch kołach 33225.50 kilometrów w tym 7698.22 w terenie. Kręcę z prędkością średnią 26.15 km/h i dociskam jeszcze bardziej :D
Więcej o mnie.

2014 button stats bikestats.pl 2013 2012 2011 2010 2009

Statystyki i osiągnięcia


Najdłuższy dystans: 342 km
Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m

Pogoda

+2
+
-3°
Czarna Bialostocka
Niedziela, 24
Poniedziałek + -3°
Wtorek + -5°
Środa + -2°
Czwartek + -2°
Piątek + -3°
Sobota + -3°

Linki


BTR2







hosting


Instagram

GPSies - Tracks for Vagabonds


Zalicz Gminę - Statystyka dla Dater


Opencaching PL - Statystyka dla Dater

Kontakt




Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dater.bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

GPS

Dystans całkowity:19577.03 km (w terenie 5278.92 km; 26.96%)
Czas w ruchu:753:18
Średnia prędkość:25.99 km/h
Maksymalna prędkość:186.00 km/h
Suma podjazdów:151501 m
Maks. tętno maksymalne:196 (100 %)
Maks. tętno średnie:234 (119 %)
Suma kalorii:467167 kcal
Liczba aktywności:305
Średnio na aktywność:64.19 km i 2h 28m
Więcej statystyk

Maraton Kresowy Sejny...

Niedziela, 31 sierpnia 2014 · dodano: 13.09.2014 | Komentarze 0

... czyli bomba jednak wybiera.
Mnie wybrała :/
Największa bomba, jaką pamiętam. Oj było ciężko. Analizę sytuacji, co z czego i dlaczego, podsumowanie i spowiedź zrobiłem na PTAQnaBAJQ. Biję się w piersi!
A cała historia wyścigu była taka.
Ustawiony w pierwszym sektorze, trochę z tyłu. Ale po starcie udawało mi się kontrolować sytuację z przodu. Pogoda nie jednoznaczna. Miałem problem, czy zostać w rękawkach czy nie. Ostatecznie zostałem, chociaż jak na trasie wychodziło słońce to było trochę za ciepło.

Rozmowy w sektorze startowym
Rozmowy w sektorze startowym © PTAQnaBAJQ

Cały długi dystans startuje razem. Więc na rozjazdówce po asfalcie jest na początku dość tłoczno.

Rusza peleton!
Rusza peleton! © PTAQnaBAJQ

Mam moment, że jadę dosłownie w drugiej linii. Ostry zakręt w lewo... tracę pozycję. Zaraz jest wąski zjazd w prawo w las. Stawka się wydłuża, rozciąga jestem gdzieś z tyłu. Już czuje, że silnik za dobrze nie pracuje. Ciężko mi utrzymać miejsce, a na wyrywanie do przodu i gonienie nie mam siły. Po kilku kilometrach jestem gdzieś w trzeciej grupie, kilkunastu zawodników. Po jeździe ugorem pasa granicznego ta grupa się zasadniczo przerzedza. Wjeżdzamy na asfalty pod litewskiej stronie. Trasa maratonu jest tak poprowadzona, że okrążamy jezioro Gałduś, po którym biegnie granica. Wzdłuż litewskiego brzegu jest asfalt i istny rollercoaster. Kilkanaście górek, góra - dół non stop. Strasznie szarpane tempo, ledwo wytrzymuje. Szarpią najbardziej chłopaki ze Sprintu: Michał i Tadzio, który ewidentnie tego dnia ma dobrą nogę. Są momenty, że pod górę nie jestem w stanie wytrzymać, ledwo doganiam na zjazdach. Źle mi, słabo, rzygać się chce. Przez myśl mi przemyka, że dziś nie dam rady, że za słaby jestem, nie mój dzień i żeby się wycofać. Na szczęście przychodzi opamiętanie i głowa zaczyna rządzić nogami. Jedziesz Ptaq, k#&*%@wa!
No to jadę. Wjeżdżamy na polską stronę. Asfalt się kończy, ale górki podobne. Plus zabójczy jeden podjazd w piachu. Udaje mi się go pokonać bez strat. Dalej trzymam się mojej grupy. Doganiamy po drodze kilku zawodników, w tym Saszkę ode mnie z teamu.
Zaczyna się drugie kółko. Znów chaszcze i ugory pasa granicznego. Tym razem nawet jakieś drobne problemy, ktoś się wywrócił, ktoś przyblokował. Rozciąga się to wszystko. Wypadając na asfalt mam może z 20 metrów straty. Gonię, udaje mi się dospawać. Ale ledwo żyję. Któryś podjazd, znów odstaję. Jest ze mną Piotrek z Mistrala, który wręcz wpycha mnie na górkę, później siadam mu na kole i jakoś doganiamy. Jestem na wykończeniu :/
Znów wjazd na szutry po drugiej, polskiej stronie jeziora. I piaszczysty podjazd. Wjeżdżam, przejeżdżam. Widzę kątem oka, jak Sasza ma problemy. 62 kilometr maratonu. Zwykle już w tym momencie jest koniec, teraz do mety jeszcze 16 km. Jadę... ale coś nogi nie kręcą. Nie jestem w stanie utrzymać się poprzedzającego koła. Ktoś mnie wyprzedza, spawa grupę. Nie jestem w stanie doskoczyć, puchnę... bomba. W mgnieniu oka robi się 20 metrów przewagi. Oglądam się do tyłu, Sasza też ma do mnie ze 30 metrów straty. Kręcę swoje czekając na niego. Dogania za kilka minut. Jedziemy razem, ale we dwójkę mamy dość. Grupa z przodu odjeżdża nam na dobre, ginie szybko z oczu. Kręcimy we dwójkę. W zasadzie to ja się ciągnę na kole Saszy. I tak do końca. Masakryczna bomba.
Na mecie tracimy 4 minuty do  naszych towarzyszy.

Na mecie z Saszą
Na mecie z Saszą © PTAQnaBAJQ

Ehhh... to nie był mój dzień. No ale tak już jest. Nie da się jeździć na pełnych obrotach i w czubie cały sezon. No i kilka błędów się na wynik tego dnia złożyło. Jeśli chodzi o miejsce, najgorszy wynik sezonu: 32 Open, 10 w Elita Plus. Punktowo jak na tak długi maraton jeszcze nie najgorzej: 905 pkt.
Powoli trzeba się przestawić w tryb: KONIEC SEZONU :P




  • DST 60.10km
  • Czas 01:55
  • VAVG 31.36km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • HRmax 182 ( 92%)
  • HRavg 153 ( 78%)
  • Kalorie 1565kcal
  • Podjazdy 408m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sokółka, sobotnie WT...

Sobota, 30 sierpnia 2014 · dodano: 13.09.2014 | Komentarze 0

... z kilkoma depnięciami.
Miałem ten trening zrobić w piątek... nie wyszło :/
W niedzielę zawody, wiec kalkulowałem czy odpuścić, czy pojechać. Chęć pedałowania zwyciężyła nad rozsądkiem. Pojechałem bo przebiegu brak a nogi nadal drewniane. Ostatecznie lepiej jednak chyba było sobie dać spokój... :/
Jesień... czuć już w powietrzu. Wśród pól unosi się swojska woń, obornik wala się po drogach. Ludziska na wykopkach.
Polska, smrodna jesień :)





  • DST 68.60km
  • Teren 67.00km
  • Czas 02:18
  • VAVG 29.83km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 183 ( 93%)
  • HRavg 166 ( 84%)
  • Kalorie 2626kcal
  • Podjazdy 198m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kresowy Narewka, czyli padnij, powstań i goń

Niedziela, 17 sierpnia 2014 · dodano: 30.08.2014 | Komentarze 0

Narewka to taki dziwny maraton. Terenowy, można go nazwać. Trochę sprinterska jazda po lesie. Niczego górskiego w nim nie ma. W tym roku to już w ogóle bardziej przypominał on charakterem wyścig szosowy, niż to co znamy z tras maratonów MTB.



Od początku ogień, ale w zasadzie cały pierwszy sektor razem. Najpierw ze 40 osób, później przerzedziło się do około 30. Wszyscy razem, ciasno, szybko. Trochę tasowania, ktoś co jakiś czas próbuje uciekać, ale peleton goni i neutralizuje. Udaje mi się utrzymać i to nawet bez większego wysiłku, tętno odpowiednie, nogi dają radę. Cała trudność takiej jazdy leży w koncentracji, utrzymaniu uwagi i nie popełnianiu błędów. Niestety tego dnia nie było to moją mocną stroną :/
Piętnasty kilometr... wielka kałuża po środku drogi. Większość idzie prawą stroną, ale tam straszny ścisk. Andrzej przede mną wskakuje przez ziemny garb i omija chaszczami tą kałużę lewą stroną. Postanawiam zrobić to samo. Niestety nie redukuje odpowiednio przełożenia, staje, gdzieś zaczepiam, padam. Uderzam się klatką w stercząca kierownicę, boli. Wstałem, jestem z tyłu, gonię. Na szczęście czub nie ma wysokiego tempa, doganiam. Jestem na czyimś kole. Znów niewielka kałuża, tym razem lecimy po prawej. Kolega przede mną ma uślizg tylnego koła, wpadam na niego, padam podcięty. Leżę drugi raz. Nie rzesz ku...*%&$# :( Z tyłu ktoś klnie i złorzeczy. Znów wskakuję na Scotta i znów gonię. Tym razem jest trudniej. Jakaś tam mało grupa pościgowa się układa. Kilka zmian robimy i doganiamy czołówkę. Jazda bardzo szybka, staram się zwracać na wszystko uwagę. Zmęczony trochę jestem tymi pościgami. W peletonie niewiele się zmienia. Trochę szarpania, ale ogólnie tempo odpowiednie.
Wjeżdżamy na drugą pętlę. Zaczyna się ta sekcja, gdzie leżałem dwa razy. Jadę uważnie. Mijamy te kałuże. Przede mną Stasiej, stary wyga. Niestety robi mi psikusa, nie wyrabiając się na śliskim wirażu okrążając znów jakąś kałużę. Nie udaje mi się wyhamować, wpadam na niego... znów leże. Dzizas, trzeci raz :( Padłeś, powstań... znów jadę. Grupa daleko przede mną. Widzę, że ktoś zostaje. Doganiam Wojtka z Corrado z młodym z UKS-u. Odpoczywam z nimi chwilę. Widzę grupę czołową kilkadziesiąt metrów przed nami. Wyskakuje na prowadzenie, dociskam. Oni za mną. Wojtek się trzyma, młody nie daje rady. Lecę jak szalony, ale nie mogę zmniejszyć dystansu do peletonu. Wojtek wskakuje na prowadzenie, dociska. Jedziemy we dwójkę, młody został. Ale nie jesteśmy w stanie dogonić przodów. Odpuszczamy delikatnie, ja już gonitwą jestem zmęczony, Wojtek pewnie też. Młody nas dogania. Jedziemy znów we trójkę.
I tak przez kilka kilometrów mniejszym tempem, aż grupa czołowa niknie gdzieś z oczu. Nie jest dobrze, są już nie do dogonienia. Jechanie z chłopakami to tylko tracenie punktów i dystansu. Więc po odpoczynku dociskam, wskakuję do przodu i zostawiam bardzo szybko moich towarzyszy z tyłu. Jadę sam. Dobre 20 nie doganiając nikogo i nie widząc nikogo za sobą. Jadę, żeby zmniejszyć stratę czasową i jednocześnie punktową w stosunku do największych konkurentów, którzy zostali w pierwszej grupie. Ciężka ta samotna gonitwa, na koniec już jestem naprawdę wypruty.



Sam wpadam na metę. Tracę do zwycięzcy 5 minut. I prawie 40 punktów. Cała grupa wpadła razem, 29 osób. Wszyscy 999 punktów. Moje 963 to najlepszy wynik sezonu, ale mogło być o wiele lepiej. Taki finisz z grupy to zawsze wielka niewiadoma i loteria. No ale szczęścia tego dnia na pewno nie miałem :/
Miejsce 31 Open, 11 w kategorii. Najgorzej w sezonie. Wynik punktowy najlepszy. Taki urok szybkiej Narewki :)



  • DST 26.40km
  • Teren 26.00km
  • Czas 01:04
  • VAVG 24.75km/h
  • VMAX 42.80km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 158 ( 80%)
  • HRavg 139 ( 70%)
  • Kalorie 860kcal
  • Podjazdy 155m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lekki rozjazd po lesie

Sobota, 16 sierpnia 2014 · dodano: 16.08.2014 | Komentarze 0

Fajnie jest dogonić aktualny dzień we wpisach na blogu. U mnie to duży sukces, udaje się ledwo kilka razy w roku :)
Lekki rozjazd z rana do lasu. Żeby ruszyć nogi i sprawdzić jak Scott po większym trochę serwisie. Wszystko gra i cyka w maszynce wzorowo :D
A wilgotny las pięknie pachnie o poranku :)







  • DST 76.30km
  • Czas 02:30
  • VAVG 30.52km/h
  • VMAX 65.90km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • HRmax 174 ( 88%)
  • HRavg 139 ( 70%)
  • Kalorie 1933kcal
  • Podjazdy 535m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

JZR, Klasyk, Wierzchlesie, Straż

Czwartek, 14 sierpnia 2014 · dodano: 16.08.2014 | Komentarze 0

Padało w ciągu dnia, ale na szczęście się po 16-tej wypogodziło. Plan na dwie i pół godziny z trzema interwałami po 12 minut w Sweet Spot - wykonany :)
W domu... przepiękny zachód słońca :D





  • DST 126.70km
  • Czas 04:02
  • VAVG 31.41km/h
  • VMAX 49.70km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 168 ( 85%)
  • HRavg 150 ( 76%)
  • Kalorie 3308kcal
  • Podjazdy 825m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

JZR, śladem niedzielnego GF8

Wtorek, 12 sierpnia 2014 · dodano: 15.08.2014 | Komentarze 0

Ładna pogoda, plan treningowy, chęć na dłuższą trasę :) Takie ładne te asfalty z niedzielnego Gran Fondo, że jadę to samo :P
Staram się trochę wcześniej z roboty wyrwać, prawie mi się udaje. I przez Choroszcz i Dzikie docieram do Dobrzyniewa, czyli na trafiam na niedzielną ścieżkę :)
Wiatr podobnie lekko wieje, ale od Krypna pomaga. Więc jedzie się dobrze a i nogo świetnie podają. Scenariusz trasy identyczny, ale było mocniej, kilka KOMów się zaliczyło :P

Za Korycinem
Za Korycinem © PTAQnaBAJQ

Zaraz koniec górki i do Janowa
Zaraz koniec górki i do Janowa © PTAQnaBAJQ




  • DST 143.20km
  • Czas 04:39
  • VAVG 30.80km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 167 ( 85%)
  • HRavg 152 ( 77%)
  • Kalorie 3488kcal
  • Podjazdy 920m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gran Fondo pojechane...

Niedziela, 10 sierpnia 2014 · dodano: 15.08.2014 | Komentarze 0

...czyli #strava #proveit! :)
W sezonie rzadko zdarza się niedziela, w którą można popylić ponad setkę kilometrów. Albo starty, a jak nie starty to miły przerywnik w postaci weekendu z córką i w domu na łonie rodziny :) Ale tej niedzieli zrezygnowałem ze stary na Poland Bike w Międzyrzeczu. Człowiek już trochę wyścigowo zjechany i to nawet nie tyle chodzi o sam start. Bardziej o te wybieranie się, wczesne wstawanie, pakowanie, późny powrót. Czasami ten rytuał okołostartowy jest bardziej męczący niż sam wyścig. A że Międzyrzec miał to już być czwarty start pod rząd, a tydzień później jeszcze piąty. Postanowiłem więc jednak odpuścić, pozostać w domu... ale jednak nie zrezygnować z roweru :) Czasu na długie jazdy tlenowe za bardzo nie ma, więc dłuuugi trenig się szykuje. W założeniu pojechanie Gran Fondo numer 8, czyli challenge ze Stravy na sierpień: minimum 130 kilometrów jazdy. Akurat na 4-5 godzin kręcenia.
No więc pobudka o 7-mej i o 8-mej już na rowerze :)
Kierunek Białystok, standardowo jak do roboty. Ale odbijam na zachód i przez Fasty na Dobrzyniewo. Tam zaskoczenie, przebudowa drogi i jazda po robotach drogowych, podbudowie drogi, szutrze, wykopach. Bałem się o szytki ale przetrwały. Byłaby kicha, gdybym kapcia złapał :/
Przeskakuję przez szosę Ełcką, i przez Dobrzyniewo Duże lecę na Krypno.

Droga z Dobrzyniewa na Krypno
Droga z Dobrzyniewa na Krypno © PTAQnaBAJQ

Przed Krypnem
Przed Krypnem © PTAQnaBAJQ

Słońce z tyłu
Słońce z tyłu © PTAQnaBAJQ

Wiatr nie duży, wieje na razie z boku, trochę od zachodu od Krypna będzie pomagał. I pomaga :) Na Knyszyn i dalej przez Jasionówkę mknie się super. Szczególnie że ostatni odcinek do Korycina po nowym, gładkim asfalcie :)

Nowy asfalcik na Tykocin z Jasionówki
Nowy asfalcik na Tykocin z Jasionówki © PTAQnaBAJQ

Jeszcze ładniejszy na Janów
Jeszcze ładniejszy na Janów © PTAQnaBAJQ

Wiatr popychał, nogi niosły :) W Janowie po prawie trzech godzinach postój i popas. Batonik, cola, lody, uzupełnienie bidonów. Nogi odpoczywają od butów, dupa od siodełka :)

Popas w Janowie
Popas w Janowie © PTAQnaBAJQ

Przed Sokolanami
Przed Sokolanami © PTAQnaBAJQ

Żniwa, pola, lato się kończy
Żniwa, pola, lato się kończy © PTAQnaBAJQ


Od Janowa poszło jakoś szybko. Sokolany, zmiana kierunku na południowy, Sokółka i moją tradycyjną trasą przez Pawełki, Planteczkę i Lipinę do Straży.

Prawie w domu, na Lipinę
Prawie w domu, na Lipinę © PTAQnaBAJQ

A dalej krajówką do Czarnej. Gran Fondo 8 zaliczone. Koszulka pomarańczowa do wzięcia, ale kolor nie mój :)

Yes, #wew1n :)
Yes, #wew1n :) © PTAQnaBAJQ





  • DST 44.50km
  • Czas 01:27
  • VAVG 30.69km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 182 ( 92%)
  • HRavg 150 ( 76%)
  • Kalorie 1171kcal
  • Podjazdy 295m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jadę w euforii po zwycięztwie Majki

Sobota, 9 sierpnia 2014 · dodano: 15.08.2014 | Komentarze 0

Po południu ostatni etap i finał Tour de Pologne. Jazda indywidualna na czas i wiara w to, że Majka da radę. Pchamy, pchamy do końca! Siedzę jak na szpilkach, dopinguję... Majka na mecie... JEST!!! Polak zwycięzcą naszego narodowego touru!

Majka! Wreszcie mamy polskiego zwycięzcę TdP :)
Majka! Wreszcie mamy polskiego zwycięzcę TdP :) © PTAQnaBAJQ

Duma, radość, euforia :D
W tej całej euforii wsiadam na Onixa i lecę swoją "domową" rundę na Zdroje. Niby z założenia lekko, ale nogi tak niosą że dociskam momentami jak wariat. A niech tam, kręci się dobrze, energia rozpiera, trzeba się wyżyć! :)

W euforii nogi kręcą :)
W euforii nogi kręcą :) © PTAQnaBAJQ

Na Zdroje
Na Zdroje © PTAQnaBAJQ

W drodze powrotnej
W drodze powrotnej © PTAQnaBAJQ




  • DST 26.20km
  • Czas 01:06
  • VAVG 23.82km/h
  • VMAX 66.20km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 160 ( 81%)
  • HRavg 133 ( 67%)
  • Kalorie 778kcal
  • Podjazdy 521m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rundka po Sudetach

Piątek, 8 sierpnia 2014 · dodano: 15.08.2014 | Komentarze 0

Po czwartkowych testach Speca w Dolni Morava na Czechach nocowałem po polskiej stronie, w Międzylesiu. Ledwo 10 minut od granicy i może ze dwadzieścia minut od miejsca testów. Po powrocie byłem tak zrąbany, że już po 21 spałem w łóżku. Za to mogłem wstać wcześnie rano, żeby jeszcze zrobić rundkę po górach :)
Ładna pogoda, chociaż chłodno. A w kotlinie pięknie się mgły ścieliły.

Pięknie jest w dolinie
Pięknie jest w dolinie © dater

Jadę z Międzylesia na Różankę. Najpierw trzy kilometrowy podjazd a później szybki zjazd do miejscowości.

Podjazd na Różankę
Podjazd na Różankę © dater

Po drugiej stronie nie jest już tak ładnie i widać ciężkie, deszczowe chmury.

Ciężkie chmury nad górami
Ciężkie chmury nad górami © dater

Z Różanki skręcam wraz z Autostradą Sudecką na Gniewoczów. Podjazd 3 kategorii, 4 kilometry ze średnią 7%. Dobry asfalt... który niestety się przed szczytem kończy :/

Podjazd nad Gniewoczów
Podjazd nad Gniewoczów © dater

Koniec asfaltu
Koniec asfaltu © dater

Patrzę na zegarek, kalkuluję. Podejmuję decyzję, że jednak zawrócę żeby nie przebijać się po dziurach, a co najgorsze zjeżdżać bo nie wiadomo co jest dalej. Przyjechałem dobrym asfaltem, więc w tą stronę mogę być tego pewien.
Zjeżdżam więc szybko, przed Różanką skręcam w lewo a nie w prawo, skąd przyjechałem. W ten sposób robię kółko przez Roztoki i Niegodzice dojeżdżając do Międzylesia od północy.




  • DST 49.50km
  • Teren 22.00km
  • Czas 01:56
  • VAVG 25.60km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • HRmax 184 ( 93%)
  • HRavg 161 ( 82%)
  • Kalorie 2002kcal
  • Podjazdy 675m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy Szelment

Niedziela, 3 sierpnia 2014 · dodano: 11.08.2014 | Komentarze 0

Najważniejszy dla mnie start w Maratonach Kresowych. Zawsze Szelment traktowałem szczególnie. Z racji tego, że zawsze było ciężko, długo, najwięcej przewyższeń i etap mogący mieć tytuł "królewskiego". Dla mnie to kulminacyjny punkt sezonu... może dlatego że jakiś trzeba wybrać :P Do tego ma rangę Mistrzostw Województwa Podlaskiego w Maratonie MTB.
W tym roku jeszcze dodatkowo pogoda podwyższyła stopień trudności. Miało być grubo powyżej 30-stki... i było. Trasa 70 km i lekko ponad 1000 metrów przewyższeń także robi wrażenie. No i finisz prawdziwie górski, pod Górę Jesionową. Taka wisienka na torcie :)
A część wisienki była już skonsumowana zaraz po starcie ;)
Ciężko było stać w tym skwarze i słońcu w sektorze, więc sobie z chłopakami siedzieliśmy w cieniu :) Garmin w słońcu promieniował temperaturą 44 stopnie :P
Chowamy się w cieniu
Chowamy się w cieniu © dater

Dosłownie na kilka minut przed startem sektory się ustawiły i zaraz po 11-stej start. Jedziemy!
No to lecimy!
No to lecimy! © dater

Jak już wcześniej zaznaczyłem konsumpcja wisienki tego maratonu, czyli Jesionowej zaczęła się już na początku. Organizator zafundował nam na pierwszych metrach od razu część podjazdu (mniej więcej 1/4), trawers wzdłuż i zjazd do asfaltu. Fajnie to ustawiło stawkę i jakoś nikt nie szalał :)
Pierwszy podjazd pod Jesionową zaraz po starcie
Pierwszy podjazd pod Jesionową zaraz po starcie © dater

Udało mi się utrzymać czołówki. I przez następne 15-ście kilometrów także. Nie wiem, czy tempo tego dnia było mniejsze z racji upału, czy moja noga tak dobrze podawała. Faktem jest, że grupa czołowa na tym maratonie była dość duża i zwarta, chociaż część startujących z pierwszego sektora tempa nie wytrzymała i została z tyłu. Mi się jechało rewelacyjnie :) Były momenty na maxie 182, ale średnia jak patrzę z tych kilometrów to ledwo 169... nie pamiętam tak "lekkiego" początku :D
Na około 15-stym kilometrze zjazd z szutrów w lewo i w las. Selekcja na singlu, jakieś błoto, ktoś staje, jakoś przeskakuje. Kilometr dalej wyskakujemy znów na odcinek szutrowy i peleton już podzielony. Za chwilę dłuższy odcinek asfaltowy. Dojeżdżam do Tomka Bakunowicza, jest też kilku innych zawodników. Jedziemy razem w piątkę czy szóstkę. Później zaczynają się szybkie zjazdy po krętych szutrach. Rozciąga się wszystko.
Gdzieś na trasie
Gdzieś na trasie © dater

Przede mną jeden zawodnik nie wyrabia się w ostrym zakręcie w prawo, prawie staje na krawędzi rowu. Jadę szybko, nie jestem w stanie go wyminąć. Albo w niego wpadnę, albo... podejmuję w ułamku sekundy decyzję o naciśnięciu klamki tylnego hamulca do końca i w poślizgu kładę się na prawą stronę.  Udaje mi się zatrzymać przed nim, ale szlify i krew na prawym przedramieniu jest. Krzyczę tylko głośno UWAGA! bo wiem, że za mną lecą następni. Słyszę hamowanie za sobą... to Tomek leci prosto w rów i wyskakuje z siodła jak z procy. Na szczęście nic mu się nie staje i wskakujemy na rowery goniąc uciekających. Udaje się dogonić naszą grupę :)
Cały czas jedzie się nam bardzo dobrze. Doganiamy kilku następnych zawodników, ktoś zostaje za nami. łapiemy też Jacka Tomczaka od nas i tworzymy we trzech z Tomkiem sekcję BCTR w tej grupie :)
Wjeżdżamy w taki nieciekawy odcinek na polnej drodze, gdzie jest trochę ostrych kamieni i zawsze dużo kapci. Nie jest inaczej i tym razem. Kilku stoi, kilku pomaga. Jest Darek z Mistrala, który zostawia swojemu zawodnikowi zapasową dętkę i jedzie z nami. Jest około 30-tego kilometra. Wjeżdżamy do lasu na znany z lat poprzednich całkiem wymagający podjazd... coś mnie buja :/ Nieee... kapeć :(
Podjeżdżam do końca, rzucam chłopakom że mam kapcia. Sprawdzam, czy mleczko uszczelniło. Duże rozcięcie, mleczko pryska. Kręcę kołem, mijają mnie wcześniej wyprzedzeni zawodnicy. Po jakimś czasie syczenie ustaje, bąbelków nie widać... ciśnienia też nie ma. Mam przygotowany nabój, nakręcam, wpuszczam CO2 pod ciśnieniem, opona się nadyma. Niestety znów słyszę uciekające powietrze. Ale wskakuję i jadę dalej, wierząc że może jednak coś się uszczelniło. Niestety po pięciu minutach znów mnie buja :(
Staję powtórnie i dobijam znów oponę z naboju, który się tym razem kończy. Drugiego już nie mam :/
Jadę dalej. Znów 5 minut. W międzyczasie doganiam Wiesława z KK24h i jednego z zawodników Kambetu. Pytam o pompkę do pożyczenia, kolega z Kambetu mi daje i jedzie dalej. Ja trzeci raz staję i pompuję. Wyprzedza mnie następnych 10 zawodników. Bezsens, powietrze dalej schodzi, rozcięcie jest za duże na uszczelnienie przez mleczko. Patrzę na mapę w Garminie i zjeżdżam tuż przed samym podjazdem na Smolniki z trasy, najkrótszą drogą na metę. Po drodze zatrzymuję się jeszcze ze 3 czy 4 razy pompując oponę, bo cały czas powietrze ucieka. Jadąc na Szelment zrobiłem dobre 20 km :) Na parkingu pod Górą widzę Krzyśka pakującego się już po półmaratonie. Ma porządną pompkę nożną, więc dobijam do 2,5 atm... i jadę zdobyć Jesionową :) No nie po to tu przyjechałem, żeby ją odpuścić. Wisienka na torcie i mam jej nie spróbować? O nie, robię podjazd.
Akurat jedzie końcówka półmaratonu, wiec bez problemów wyprzedzam kolejnych zawodników. Jest trochę kibiców na trasie i ktoś zauważa, że jestem z długiego dystansu: "Patrz, pierwszy z maratonu jedzie" :) Nie dementuję ;) Mam doping kibiców.
Finisz pod Jesionową
Finisz pod Jesionową © dater

Niby jadę na lajcie, nie wyścigowo ale chce się dociskać. Na górze zdziwienie: Ala robi zdjęcia i ma niezłą minę :D Sędziowie też. Od razu wołam, żeby mi wstawiać DNFa :D
No to podjechałem. Zjeżdżałem znów na flaku i na dole przy zakręcie na parking mało się nie wyłożyłem, tak mi tylne koło uciekło.
A mógł być naprawdę świetny wynik. Tomek odżył w drugiej części i pojechał fantastyczny wyścig, lądując na 9 miejscu Open. Patrząc na pozostałych zawodników była szansa na miejsce około 15 i pudło w kategorii. Niestety mleczko tym razem mi wyścigu nie uratowało. Chociaż w bilansie nadal wynik jest pozytywny 2:1 (dwa maratony ukończone przy uszczelnionych dziurach, jeden nie).
Łukasz zajął pierwsze miejsce Open na półmaratonie, jadąc nietypowo krótki dystans. Wśród kobiet Agnieszka trzecia. Iza tym razem z powodów zdrowotnych nie startowała. Wszystko to sprawiło, że trochę nietypowo w Półmaratonie zajęliśmy pierwsze miejsce drużynowo, a w Maratonie drugie. Wszystkie zawody wygrane, a te Mistrzowskie pechowo przegrane. No ale dwa puchary zdobyte, wiec bilans prawidłowy! :D Puchary wręczał nam san Zenon Jaskóła :)
Dekoracja drużyn Maratonu
Dekoracja drużyn Maratonu © dater

Agnieszka na podium, ja koło Jaskóły :)
Agnieszka na podium, ja koło Jaskóły :) © dater