Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dater z bazy wypadowej Czarna Białostocka. Przekręciłem na dwóch kołach 33225.50 kilometrów w tym 7698.22 w terenie. Kręcę z prędkością średnią 26.15 km/h i dociskam jeszcze bardziej :D
Więcej o mnie.

2014 button stats bikestats.pl 2013 2012 2011 2010 2009

Statystyki i osiągnięcia


Najdłuższy dystans: 342 km
Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m

Pogoda

+2
+
-3°
Czarna Bialostocka
Niedziela, 24
Poniedziałek + -3°
Wtorek + -5°
Środa + -2°
Czwartek + -2°
Piątek + -3°
Sobota + -3°

Linki


BTR2







hosting


Instagram

GPSies - Tracks for Vagabonds


Zalicz Gminę - Statystyka dla Dater


Opencaching PL - Statystyka dla Dater

Kontakt




Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dater.bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:3632.47 km (w terenie 3176.90 km; 87.46%)
Czas w ruchu:154:11
Średnia prędkość:23.56 km/h
Maksymalna prędkość:61.90 km/h
Suma podjazdów:30176 m
Maks. tętno maksymalne:197 (100 %)
Maks. tętno średnie:179 (91 %)
Suma kalorii:114676 kcal
Liczba aktywności:61
Średnio na aktywność:59.55 km i 2h 31m
Więcej statystyk

Maraton Kresowy Sokółka

Niedziela, 8 czerwca 2014 · dodano: 19.06.2014 | Komentarze 0

Drugi weekendowy start, po sobotniej czasówce w Czarnej. Wiem, że będzie ciężko. Nie dość, że organizm zmęczony to jeszcze niedzielny żar z nieba. To już tradycja Sokółki, że co roku smali :)
Zmienione miejsce startu i mety w stosunku do poprzednich sezonów. Grobla wokół Zalewu w Sokółce jest tak zalana i rozmoknięta, że nie da się jechać. A więc start przy samej drodze i ostatni kilometr nie dookoła zalewu, a łąką na miejsce startu.
Start bez większych problemów. Od razu asfalt i dzida! Jest mocno i szybko. Grupa się rwie. Udaje mi się utrzymać tempo drugiej.

Za Kamionką doganiam Wiktora i Saszkę od nas, nie wytrzymali tempa pierwszych. Sasza w ogóle ciężko kręci. Okazuje się potem że nie dał rady i się wycofał. Zresztą dużo zawodników tego dnia miało odcięcie i nie skończyło.
Utrzymuje dobre tempo i nawet mam ciekawą grupę. Ale wydaje się, że mogę przeskoczyć do poprzedzającej. Widzę tam Andrzeja z teamu, z którym mi się dobrze jeździ. Skaczę więc, jak się okazuje sam.

Mam ich na kilkadziesiąt metrów przed sobą i nie potrafię zmniejszyć dystansu. Wyskakujemy na szutr... prosto pod wiatr, który tego dnia nieźle dmuchał. I tutaj się kończy moja pogoń. Sam nie dam rady. Czekam na grupę od której się oderwałem. Doganiają mnie szybko. Prowadzi Nolo, więc jest całkiem szybko. Po kilku kilometrach wspólnie doganiamy poprzedzających. Jest tam trochę moich bezpośrednich przeciwników. Niestety nie cieszę się długo towarzystwem. Zakręt w lewo, zmienia się droga na wysokie koleiny. Michał ze Sprintu przede mną przy dużej prędkości kładzie się na lewo. Już widzę jak na niego wpadam, w ostatnim odruchu udaje mi się przez niego przeskoczyć. Oglądam się, krzyczę czy ok. Wstaje, więc jest dobrze. Niestety grupa mi ucieka. Mam 20-30 metrów przerwy. Widzę, że Nolo prowadzi i mocno dociska. Znów zostaję sam.
Na szczęście teraz jazda w lesie, więc wiatr tak tu nie rządzi. Lecę sam szytrami, z tyłu dogania mnie jeden zawodnik. Ładnie ciśnie, wsiadam mu na koło. Na zadku ma napisane Mińsk... Białorusin. Jedzie ładnie, szybko i płynnie. Doczepiam się niego i mkniemy razem. W którymś momencie nie zauważa strzałek na odbicie w prawo. Krzyczę i zawracam go. Dogania mnie po kilku minutach. Znów jedziemy we dwójkę.

W Boratyńszczyźnie jest bufet, ja przejeżdżam biorąc tylko wodę, on zostaje. Za to goni mnie Mocny Karol z Kambetu. Dogania i doczepiam się jego. Jedziemy tak jakiś czas we dwójkę, ale Białorusin znów nas dogania. A więc robi się trójka. Niestety nie wytrzymuje ich tempa, spada mi tętno, nogi nie kręcą. Zostaje z tyłu. Ostatnie kilometry w zasadzie sam. Dogania mnie Tomek z teamu, odżył :) Jadę chwilę za nim, ale też nie daję rady. Później jeszcze Wiesław z KK24h. Tutaj już się utrzymuje dłużej i udaje nam się razem jechać. Niestety na podjeździe przed Kamionką dociska mocniej i także ucieka. A więc te ostatnie kilometry samotnie aż do mety.


Nie najlepiej poszło, organizm styrany. Nie jestem zadowolony. Mimo tego miejscówka całkiem niezła, prawie powtórzenie dnia poprzedniego: 28 Open i 6 Elita Plus.



  • DST 14.90km
  • Teren 14.90km
  • Czas 00:31
  • VAVG 28.84km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 183 ( 93%)
  • HRavg 178 ( 90%)
  • Kalorie 565kcal
  • Podjazdy 89m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

MK Czarna Białostocka - czasówka

Sobota, 7 czerwca 2014 · dodano: 19.06.2014 | Komentarze 0

Premiera na Kresowych - indywidualna czasówka. Trasa bez ani metra asfaltu. Start z pomostu nad zalewem. Początek singlem, później trochę szerzej. Kilka podjazdów, dużo leśnych dróg, przecinek... gałęzi na twarzy :) Dopiero ostatnie kilometry to szeroka szutrówka na rozpędzenie. Generalnie bardzo fajna i interesująca trasa. Jechało się średnio. Organizm już podmęczony. Wynik adekwatny do odczuć: 27 Open i 6 w Elita Plus.





  • DST 50.20km
  • Teren 45.00km
  • Czas 01:48
  • VAVG 27.89km/h
  • VMAX 53.60km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 183 ( 93%)
  • HRavg 169 ( 86%)
  • Kalorie 1999kcal
  • Podjazdy 397m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poland Bike w Płocku

Niedziela, 1 czerwca 2014 · dodano: 15.06.2014 | Komentarze 0

Dziwny start. Generalnie do Poland Bike podchodzę w sposób w sposób jak najbardziej treningowy, bez ciśnienia. Ale udało się po dwóch ścigach wskoczyć do pierwszego sektora. Więc wśród elity na starcie stoję :)

Założenie było takie, żeby się tej elity jak najdłużej przytrzymać po starcie. I zanim się zaczęło... to się skończyło. Start, idzie pierwszy sektor, ja prawie w ostatnim rzędzie nie pcham się do przodu. Ktoś pada z przodu (okazało się że Wiktor z naszego teamu "ukręcił korbę"), korek, kilku z nas z tyłu zostaje. Trzymam się barierki, zanim będę miał wolną drogę i wyrywam do przodu. Niestety cały sektor jest już kilkadziesiąt metrów przede mną. Zostało nas trzech, jest Wiesław z KK24h i jeszcze jeden zawodnik. Na zmiany prowadzimy nasz mały peletonik, ale mamy pod wiatr, nie da się dogonić samotnie mocno cisnącej czołówki.

Po kilku kilometrach dogania się słabnących zawodników, którzy nie wytrzymali tempa. Łapię też Saszkę, który ma kapcia. Później dobijam do czołówki... która się pogubiła. Jak się okazało też straciłem trochę, bo... znów doganiam Saszkę. Takich zmyłek było jeszcze kilka. Jadę na lajcie do końca i jak na taki "występ" to bardzo dobry wynik. Luz widać na mecie :)

Trasa całkiem ciekawa, w dolinie Wisły, jak to przy rzece, da się calkiem ciekawą trasę z kilkoma podjazdami zrobić.
W wynikach jestem 33 Open i 15 w kategorii M3. Sektor do następnych startów utrzymany :)
Drużynowo znów jesteśmy na drugim miejscu :) Najwyżej sklasyfikowany został Paweł: 2 Open i 1 w kategorii M2 :D





  • DST 64.30km
  • Teren 63.00km
  • Czas 02:37
  • VAVG 24.57km/h
  • VMAX 52.90km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • HRmax 186 ( 94%)
  • HRavg 174 ( 88%)
  • Kalorie 2400kcal
  • Podjazdy 673m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy Michałowo

Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 02.06.2014 | Komentarze 0

Drugi rok z rzędu pod znakiem upału i żaru z nieba. Tylko tym razem finisz na sucho, bo rok temu prawdziwe urwanie chmury w połowie dystansu. Teraz chmura szła... ale nie doszła i zakończyło się bez ekscesów pogodowych. Deja vu i tak było :)
Jak to zwykle u mnie bywa słabszy start. Powolne odrabianie pozycji. Ale jak! :)
Bardzo szybko doganiam zmarnowanego Saszkę, Wiktora, nawet Jacka. Mimo, że ciężko się jedzie w takich wrunkach, to innym jedzie się jeszcze gorzej. Serce cały czas pracuje super, nogi też. Brakuje mi czasami mocy na sztywnych, krótkich podjazdach które są u nas tak charakterystyczne. Ale odrabiam na prostych. Przez większość czasu jadę z Andrzejem od nas z teamu, który powrócił do ścigania po kontuzji. Mocny jest, chociaż nie w pełni formy. Ciężko mu koło utrzymać. Ale jakoś udaje nam się razem współpracować łykając następnych zawodników. Gdzieś koło 30 km słabnę, do tego jakieś zamieszanie, zostaje z tyłu. Odpuszczam i jadę sam. Ale jakoś siły mi wracają i około 40 kilometra znów widzę Andrzeja przed sobą. Znów razem jedziemy. Przed nami jeszcze jedna koszulka BCTR. To Mileś. Zrypał się na początku jadąc z Sarunasem i ma dość, chce się wycofać. Przekonuję, go że zostało ledwo kilkanaście kilometrów, ale widać że naprawdę źle mus się jedzie i nie najlepiej wygląda.
Następne kilometry w dobrym tempie. Przed nami koszulka Mistrala. Czyżby Nolo? - przemyka mi przez myśl. Zbliżamy się... numer 4 na plecach. Wow, Darek przed nami, dogoniliśmy legendę :D Ledwo kreci, widać że też ma dość. Rzucam powitanie na tą okazję, ale Darek nie ma ochoty gadać. Lecimy więc dalej.
Jakieś 10 km do mety, znów koszulka Mistrala przed nami. Tym razem Nolo :D Mój koszmar nocny. Zawodnik który jest dla mnie znacznikiem dobrze pojechanego maratonu... jeśli jestem gdzieś blisko niego. A tu doganiam :) Rzucam: "cześć Nolo". Słyszę w odpowiedzi zdanie, które daje dodatkowego kopa: " Ptaq, kurwa, wjeżdżasz mi na ambicję" :D
Jedziemy razem kilka kilometrów tasując się nawzajem we trójkę. Na pięć kilometrów przed metą niewielki podjazd, piaskowy. Idę bokiem pomiędzy drzewami, nierówno, ciasno ale dokręcam. Schodzę po kilkunastu metrach na drogę, oglądam się za siebie. Mam 10 metrów przewagi, dociskam jeszcze bardziej. Widziałem, że Nolo słabnie, Andrzej sobie poradzi. Nie mylę się, za dwie minuty jest już za mną, a Nolo traci do nas z 50 metrów. Dociskamy więc jeszcze bardziej i lecimy razem. Po raz pierwszy wygram z Nolem w walce na trasie! :) Później jak to opisywałem na fejsie dopisał jeszcze tylko: "Ptaq, ty nie wjeżdżasz mi na ambicję, ty już ją rozjechałeś" :D
Ostatenie kilometry, wylatujemy na asfalt. W oddali widzimy dwóch następnych zawodników do łyknięcia. Ale wiem, że zabraknie czasu. Zbliżamy się dość szybko... widzę następna koszulkę BCTR. Na rundzie dookoła zalewu rozpoznaje Pawła. Dogoniłem Pawła?? :)
Na dogonienie zabrakło... 18 sekund. I tym razem tylko tylu sekund zabrakło do podium. Bliżej, coraz bliżej :)
Andrzej puszcza mnie przodem, przekraczam linię mety naprawdę zadowolony.

Wynik: 12 Open, 4 w kategorii Elita Plus.
Drużyna znów pierwsza! Umacniamy się na prowadzeniu w generalce. Tym razem facetom słabo poszło, za to punktowały dziewczyny :)


Wykres tętna wzorowy, cały czas równo, idealnie. Niska średnia to wina tego, że na początku w ogóle czujnik nie chciał łapać. A miałem wysoko, na pewno grubo powyżej 180. Super forma i super wynik jak na takie warunki :D




  • DST 56.60km
  • Teren 56.00km
  • Czas 02:04
  • VAVG 27.39km/h
  • VMAX 46.80km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • HRmax 181 ( 92%)
  • HRavg 168 ( 85%)
  • Kalorie 2006kcal
  • Podjazdy 154m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy Augustów

Niedziela, 11 maja 2014 · dodano: 17.05.2014 | Komentarze 0

Augustów - maraton i trasa, której się jednocześnie nienawidzi i kocha :P Dupę wytrzęsie, wymorduje na prostych, wyrypie na przecinkach i jagodnikach. A jednocześnie bardzo szybko to minie i punktów do generalki co roku najwięcej. Plus sezon wcześniej zaliczona własnie tu życiówka - 11 Open i 4 w Elita Plus.
Byłem nastawiony na powtórkę :)
Pogoda nie najlepsza, prognozy też. Lało kilka dni, ale na szczęście Puszcza Augustowska przyjmuje każdą ilość wody. Na trasie dużo błota nie było.

Start z pierwszego sektora i od początku ogień. Byłem ustawiony z tyłu, późno wszedłem do sektora po krótkiej rozgrzewce. Więc trochę przebijania było. A że pierwszy sektor to już nie przelewki, to nie szło wcale łatwo. Ale udaje mi się odpalić petardę. Mijam Tomków: jednego z Obstu, później z Kambetu. Doganiam naszego Pawła, który widać nie ma dziś dobrej nogi po pojechanym dzień wcześniej maratonie w Złotym Stoku. Doganiamy Kamila z Augustowianki, jest Marek z Corrado i Marcin z SBR Sprint. Cały czas druga grupa, przed nami widać na prostych grupę prowadzącą, nie jest daleko. Trochę się to rozjeżdża po błotnej sekcji między drzewami.
Jest kawałek szerokiego szutru, wychodzę na zmianę dociskam. Selekcja... najgorzej że gubię Pawła :( Widocznie po Złotym Stoku naprawdę noga mu nie idzie. Zostajemy małą grupką: Kamil, Marcin, Marek i jeden Masters z Ełku. Doganiamy samotnie jadącego Olsena z SBR Srint. I w zasadzie w takiej grupie robimy cały maraton. Gdzieś po drodze zgarniamy tylko Nola, który miał jakieś problemy techniczne. Przemyka mi więc przez myśl, ze sytuacja z zeszłego roku z Augustowa się powtarza. Śmiejemy się z Nolem, że znów będę mu się ciągnął na kole przez Puszczę Augustowską :)
Nie jedzie mi się za dobrze. Tętno bardzo niskie, nie może wejść na obroty. Niby mocno jadę, wręcz na zapieku a serducho nie podaje. Cały czas około 170 i ciężko wejść wyżej. Nie jestem w stanie depnąć, może ze dwa razy wychodzę do przodu, ale nie mam mocy. Marek z Olsenem prowadzą i nerw ich szarpie. Bo nikt nie jest w stanie ich zmienić. Nolo za nimi się oszczędza, ja trzymam jego koło i wiem, że mocnej zmiany dać nie jestem w stanie. Za mną Kamil i Ełk. Układ się rozwala pod jedynym poważniejszym podjazdem tego maratonu - ostry zakręt w lewo nad jeziorem i po korzeniach ostro do góry. Podjazd "pod sławojkę" - na samej górze drewniany ustęp :P
Tutaj Nolo dociska i urywa nas na 10 metrów. Marcin za to ma problem... pedał zostaje przy bucie, ośka przy korbie...
Zostaje nas piątka i próbujemy gonić Nola. Nic z tego. Do końca maratonu widzimy go przed sobą te kilkadziesiąt metrów.
Zbliża się końcówka. Kawałek asfaltu, zjazd w lewo w las pod linię energetyczną... z lasu wypada Jacek z naszego teamu. A co on tu?
Okazuje się, że miał lądowanie w lesie, zgubił licznik, szukał i znalazł. Wraca na trasę, wychodzi na czoło i dociska. Rzucam tylko do Kamila: "rozerwie nas"... i jest po grupie. Zostajemy we dwójkę z tyłu. Kamil ciśnie, żeby nie stracić dystansu, ja mu na kole. I udaje nam się ich dopaść, w newralgicznym miejscu. Wypad w lewo na szutrówkę i zaraz widać strzałki w prawo w las. Ale to początek trasy maratonu, wiec nie tędy, tylko prosto. Tutaj ludzie się gubią, niestety oznakowanie nie jest jednoznaczne. Olsen miał z 10 metrów przewagi... i poszedł w las. Krzyczymy z Kamilem, że prosto. Reszta zawraca i jedziemy w kupie. Ostatnie kilometry, udaje mi się z problemami utrzymać. Wyjazd na finałową szutrówkę. Nie chce odpuścić, mam zamiar finiszować... ale nie daję rady. Wpadam na metę ostatni z naszej grupy.

Ciężko się jechało, dyspozycja nie była optymalna. Nie wiem co było nie tak, ale tętno średnie z maratonu na 168 to chyba pierwszy raz miałem. Zwykle 172-175 jeżdżę. I czułem, że nie mogłem się rozkręcić. Ale wynik dobry :) 19 Open, 4 w Elita Plus. Do podium w kategorii (Nolo był trzeci) straciłem 56 sekund :/ Niby tak blisko, a tak daleko :)
Drużynie poszło rewelacyjnie, cały weekend startowy wypadł bardzo dobrze. Pełna relacja "drużynowa" na mtb-xc.pl




  • DST 58.30km
  • Teren 53.00km
  • Czas 02:18
  • VAVG 25.35km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 188 ( 95%)
  • HRavg 173 ( 88%)
  • Kalorie 2279kcal
  • Podjazdy 689m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy Wasilków

Czwartek, 1 maja 2014 · dodano: 04.05.2014 | Komentarze 2

Pierwszy z cyklu Maratonów Kresowych - start w Wasilkowie. Ważny start, sprawdzający, ustawiający Cię wśród twoich znajomych zawodników już na początku sezonu. Test. W zeszłym roku spierniczony totalnie przez kraksę na pierwszych kilometrach. Później przez to cały sezon wolno mi się rozkręcał i byłem gdzieś w ogonie. W tym sezonie ma być inaczej! Oj, bojowo jestem nastawiony :)
Rozgrzewkę robię z Czarnej do Wasilkowa, akurat dobre 40 minut mi schodzi. Jeszcze na miejscu ogarnięcie spraw drużynowych i stajemy w sektorach. Drużyna stawiła się licznie :)

Oczywiście Ja w pierwszym z racji zeszłego sezonu :) Biuro sprawnie ogarnia rejestrację zawodników przy rekordowej frekwencji i start jest kilka minut po 11-stej.
Najpierw niby przejazd honorowy, ale i tak poniżej 30 km/h nie schodzi. Za Dąbrówkami już ogień. Podjazd do Studzianek to wstępna selekcja. Idzie mi nie najlepiej, daję z siebie wszystko, a kręcę na 90% możliwości. Ale udaje mi się z grupą czołową utrzymać. W Studziankach zjazd w lewo na szutr i zaraz zaczynają się podjazdy. Tu już idzie selekcja na całego. Zjazd w piachu i zakręt w prawo. Cześć zawodników się kopie, staje, ja sprawnie wymijam po zewnętrznej i cisnę do grupki przede mną. Biorę łyk z bidonu, wciskam do koszyka, pryska mi po nogach. Jak się później okazuje, wcale nie z bidonu :/
Widzę przed sobą Saszę, doganiam go tak wcześnie? Pytam się, czy coś się dzieje, słyszę "słabo". Lecę do następnych zawodników przede mną. Około 10-tego kilometra krystalizuje się grupka, Ja, Michał i Marcin ze Sprintu. Doganiamy kogoś z UKS, później widzimy Łukasza od nas. I tak jedziemy Dwójka BCTR, dwójka Sprint. Około 15-tego kilometra zamieszanie. Brak strzałek, ktoś zawraca, ktoś nawołuje. Przestrzeliwujemy zakręt dosłownie o kilka metrów i jedziemy za grupą w lewo. Za kilkaset metrów pokazuje się strzałka i jesteśmy uspokojeni. Jak się później okazało ktoś pozrywał strzałki na dwóch zakrętach (które jeszcze półtorej godziny wcześniej na objeździe były) i się sporo ludzi pogubiło, w tym grupa czołowa. Dogania nas i przegania Jacek od Nas, klnie pod nosem na pogubienie trasy i ginie szybko nam z oczu.
Nasza czwórka dogania dwójkę z UKS, Krzyśka i Michała. Jedziemy więc w szóstkę zawodników z trzech teamów, równe siły. W miarę dobrze nam się współpracuje :) W którymś momencie odstaje i zostaje z tyłu Marcin ze Sprintu. Później Łukasz rzuca: jedźcie, bo zaraz będę w czarnej du.. I rzeczywiście po kilometrze go już nie ma za nami. Zostaje więc dwójka z UKS, Michał ze Sprintu i Ja.
Jedzie mi się cały czas bardzo dobrze, robimy zmiany. Kilka razy mamy jakieś problemy, Krzysiek staje bo przerzutka mu siada, trzeba resztę gonić. Później chyba Michał gdzieś tam robi błąd i pada. Chyba z piąty raz gonię i doganiam Michała. To moja kategoria, więc wiem że walczę o ważne miejsce i punkty.
Przed Jałówką dogania nas najpierw prowadzący quad pilota, który też się pogubił. Później już na samej Jałówce mija nas Domas, który jak się okazuje prowadził i stracił z kilometr na zgubieniu trasy. Na Jałówce którą podchodzimy, on wspina się jak kozica i ginie nam z oczu.
Zostają już ostanie kilometry. Kontrolujemy sytuację, zmieniamy się na prowadzeniu.

Ale sił mi zaczyna coś powoli brakować. Zaczyna się ostatnia sekcja, podmokłe ścieżki wzdłuż doliny rzeki Supraśl. Jakieś grzęzawisko. Zostaje... gonię chłopaków, doganiam. Uhhh... Znów następne błoto, Michał się ślizga, wymijam go bokiem... błąd, bo grzęznę. Znów mi uciekają. Nie jestem w stanie nadrobić 10 metrów, zostaje z tyłu. I jak to bywa w takich sytuacjach dystans się powiększa. Wyjeżdżamy na ostatnią szutrówkę. Mam kilkadziesiąt metrów straty, bez szans na dogonienie. Widzę jeszcze przed sobą znajomą koszulkę i sylwetkę Tomka z Obstu. Widzałem go już przed Jałówką i do tej pory goniłem. Krzesam z siebie ostatnie siły, doganiam. Nie wygląda dobrze i ledwo kręci. Zamieniamy kilka słów i cisnę do przodu. Asfalt, ostatni podjazd. Dogania mnie ktoś, oglądam się... Paweł z naszej drużyny. Powinien być daleko z przodu... dwa razy się pogubił :( Dociska na podjeździe, trzymam mu koło i razem finiszujemy.

Zadowolenie jest, chociaż okazuje się, że odpuszczając Michała straciłem 3 miejsce w Elita Plus. No cóż, jeszcze pewnie będzie okazja się zrewanżować :) Ostatecznie 22 Open i 5 w kategorii. Udane rozpoczęcie Kresowych :)
 
Drużyna pojechała rewelacyjnie. Pierwsze miejsce w generalce na początek sezonu! :D
Relacja drużynowa na mtb-xc.pl
A co się jeszcze okazuje w domu? Cały rower uwalony... mleczkiem z opony.

To co mnie popryskało na 10 kilometrze, to mleczko. Jechałem więc na flaku prawie 50 km, nie wiem czy aż na takim, ale jechałem.

Co by było, gdyby nie system bezdętkowy? Przymusowy postój na 6-8 minut (z doświadczenia) na wymianę dętki i strata nie do odrobienia. A tak popryskało, uświniło trochę i bez świadomości jechałem dalej. A to mała dziurka była :)






  • DST 64.70km
  • Teren 62.00km
  • Czas 02:28
  • VAVG 26.23km/h
  • VMAX 47.20km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 190 ( 96%)
  • HRavg 175 ( 89%)
  • Kalorie 2399kcal
  • Podjazdy 402m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Volvo MTB Marathon Murowana Goślina

Sobota, 26 kwietnia 2014 · dodano: 02.05.2014 | Komentarze 2

Weekend majowy, więc można po nadrabiać trochę bikestatsowych zaległości :D
Piątek... zbieramy się drużynowo na wyjazd do Murowanej. Po 15-stej wyjeżdżamy na dwa auta, mieści się ostatecznie ośmiu zawodników (Sasza i Olaf niestety zrezygnowali). Ja lecę jeszcze po drodze do Łomży po Piotrka. Niestety Łomża rozkopana, zapchana, tracimy tam dobrą godzinę. Kijanka traci godzinę na Grota w Warszawie. my jesteśmy później i tracimy jakieś pół godziny. Ale najgorsze jeszcze przed nami. Jest wypadek na A2, płonie ciężarówka. Korek prawie 10 km. Ponad godzinę stania :/ Ostatecznie na nocleg zajeżdżamy o północy, a plan był na 21 :( Taki lajf.
Nie ma więc żadnych "rozmówek" szybko wszyscy lądują w łóżkach, żeby się wyspać. Ja ponoć chrapię w po 15 sekundach :)
O 7.30 jestem na nogach. Jadę do biura, załatwiam formalności, robię zakupy na śniadanie. Przygotowanie bajków, ładowanie i na start. Na tyle wcześnie, żeby jeszcze zrobić 25 minut rozgrzewki. Nogę czuje dobrze, serducho coś tylko nie chce współpracować. Samopoczucie 8/10.

Przed 11 startuje GIGA, od nas jedzie tylko Paweł. Trochę zamieszania w sektorach, bo listy przygotowane bałaganiarsko. Ani alfabetycznie, ani po numerach, ani po drużynach. Ot luźna, nieposegregowana lista uprawnionych. I szukanie na liście to nerwy. Ale jakoś się ostatecznie udaje i większość z nas staje w trzecim: Ja, Iza, Zuzka i Piotr. Z drugiego startuje Agnieszka, Tomek i Łukasz.
Punkt 11 startujemy!
Najpierw krótko asfaltem, później pierwszy odcinek terenowy. Duże kałuże, głębokie doły, ostra jazda. Od razu ogień. Mijam Izkę, która początkowo wysforowała się do przodu, mijam Piotrka Trasa świetna. Single nad Wartą super. Tutaj jadę sam goniąc zawodników przed sobą.

Pokonywanie w poprzek wąwozów... na jednym mało nie zakończyłem maratonu. Ostry zjazd, i od razu wybicie w górę. Dohamowuję, dupa za siodłem, uderzenie przednim kołem przed wybiciem w górę... i uderzam splotem słonecznym z całym impetem w tył siodła. Tracę oddech, ciemno w oczach, pól w klatce. Ledwo to podjeżdżam, nie mogę oddychać. Na górze łapię szybko powietrze, wyrównuję oddech. Ale klata boli przy oddychaniu już do końca maratonu i jeszcze tydzień później czuję to uderzenie.
Po kilku następnych kilometrach doganiam kilku, ktoś nas dogania, tworzy się grupa kilku zawodników z którymi wspólnie jedziemy.
Przed osławioną Górą Dziewiczą widzę kilkaset metrów przed sobą naszą koszulkę i zielony rower... Łukasz! Jestem chyba na trzecim czy czwartym miejscu w naszym peletoniku, naciskam na korby i bez większego trudu odrywam się od reszty. Za dwie minuty jestem już za Łukaszem.

Górę Dziewiczą jedziemy razem. Jeden karkołomny zjazd po korzeniach, hopy, piach, korzenie. Tutaj od razu widać jak technicznie jestem z tyłu. Mimo że z Łukaszem zaczynamy to zjeżdżać w tym samym momencie, na dole ma kilkadziesiąt metrów przewagi. Mimo że jechałem wolniej, to nie miałem kontroli... za to miałem śmierć w oczach :)
I tak Górę Dziewiczą jedziemy z różnych stron kilka razy. Po drodze łykamy kilku zawodników, w tym Stasieja z PTR który spokojnie jedzie GIGA. Urywamy też na dobre cała grupę, z która ja jechałem. Ale na koniec już mam dość i modlę się, zeby wreszcie się ta Dziewicza skończyła.
Jedzie mi się cały czas dobrze, nadzwyczaj dobrze. Noga podaje, serducho wali ponad 180 tak jak powinno. Mam rezerwę.

Wykorzystuję ją w momencie, gdy dogania nas dwójka mocniejszych zawodników. Jednego wcześniej widziałem z boku, jak miał jakieś problemy techniczne, więc goni. Szybko nas przeskakują. Siadam na koło, dociskam mocno na pedały. Jestem za nimi i udaje mi się utrzymać. Oglądam się do tyłu... nie ma Łukasza :/ Po maratonie mi mówi, że tamta dwójka jechała tak mocno, a ja tak depnąłem za nimi, że po prostu nie wytrzymał. Jedziemy więc w trójkę. Są mocni. Raz wychodzę do przodu, ale na krótko. Dla nich za słabo cisnę. Więc jestem z tyłu. Zakręt w lewo, akurat trafiamy na jakiegoś słabszego zawodnika. Moja kompania go jakoś mija, mnie on blokuje na tym zakręcie. Tracę kilka metrów... przy tym tempie nie do odrobienia :(

Ale za jakiś kilometr jeden z tych chłopaków znów ma problemy techniczne, coś z przerzutką. Staje, doganiam go, jedziemy razem. Ładnie ciągnie i nadrabiamy cenne sekundy. Dojeżdżamy do miasta, przejazd przez tory, a w zasadzie przejście dla pieszych. Barierki, które trzeba pokonywać zygzakiem. Po starcie na piechotę w tłoku przebiegnięte. Teraz mój kolega bierze je po lewej, wąska ścieżka, fundament, kamień. Po drugiej stronie barierka, obok niej znak, dalej duży kamień. Ułamek sekundy na podjęcie decyzji,którędy się cisnąć. Jadę między barierką a znakiem... i się nie mieszczę. Kierownica zatrzymuje się na barierce i znaku, zabrakło może z trzech centymetrów szerokości :/ Klnę, a kolega mi odchodzi. I już go nie doganiam na tych ostatnich dwóch kilometrach. Samotnie wjeżdżam na metę.

Bardzo zadowolony jestem, dobrze mi się jechało. Na Dziewiczej myślałem, że to już mój koniec. Ale później szło nadspodziewanie dobrze i mocno. Trochę pecha było, ale większych błędów nie popełniłem. I wynik... ostatecznie 32 Open i 14 w M3! Liczyłem na pierwszą 50-tkę, ale nie przypuszczałem że w tak mocno obsadzonym cyklu uda mi się znaleźć tak wysoko :)
Cała drużyna pojechała rewelacyjnie. Kilka podium w kategoriach, a w drużynówce na dystansie MEGA... 4 miejsce!
Udała nam się drużyna :D
BCTR w Murowanej Goślinie - info mtbxc.pl
Wspólnie pierzemy drużynowe brudy po maratonie ;)






  • DST 44.10km
  • Teren 40.00km
  • Czas 01:44
  • VAVG 25.44km/h
  • VMAX 56.50km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 192 ( 97%)
  • HRavg 174 ( 88%)
  • Kalorie 1694kcal
  • Podjazdy 397m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poland Bike Nowy Dwór Maz.

Sobota, 12 kwietnia 2014 · dodano: 13.04.2014 | Komentarze 1

Druga edycja tegorocznego Poland Bike. Tym razem odwiedzamy Nowy Dwór Mazowiecki i Twierdzę Modlin.
Ekipa BCTR mocna, znów kilkunastoosobowa. Jesteśmy wcześniej, żeby się bez pośpiechu przygotować. Moza tym mały Michał startuje na dystansie FAN, który startuje o 11.30.

Wizyta w biurze, przygotowanie, rozgrzewka. Po 12-stej stajemy w sektorach. Start na dziedzińcu Hotelu Royal. Nie za ciekawe miejsce, ciasno, bruk pod kołami. Finisz będzie ciekawy :/
Pogoda całkiem ładna, słońce przebija się przez chmury, za ciepło nie jest. Założyłem długa bluzę na górę, ale później żałowałem. Było trochę za ciepło, można było jechać całkowicie na krótko.

Tym razem punktualnie o 12.30 start. Po awansie w Legionowie ruszam z drugiego sektora.
Początek spokojnie, gdzieś w środku sektora. Jak zwykle u mnie słabszy start i w zasadzie wszystkie nasze teamowe koszulki z drugiego sektora widzę przed sobą.

Dopiero po jakiś 2,5 km, po zjeździe w prawo na czarną szutrówkę zaczynam mocniej jechać. Tętno wędruje powyżej 180 i się tak utrzymuje. Później przeskok przez drogę i zaczyna się polny singiel. Trzęsie, ciasno, nieprzyjemnie. Jest jakieś przewężenie, ktoś staje, ktoś się wywraca, robi się korek. Grupa dzieli się na dwie, czołówka naszego sektora odjeżdża. W korku widzę, że zostaje od nas Krzysztof i Piotrek. Ja wymijam kocioł lewą stroną po polu. Zaczynamy gonić.
Dojeżdżamy do Zakroczyma, znów zaczyna się asfalt. Czołowi zawodnicy się czarują kto pociągnie. Ja startuję z dalszej pozycji i nadaję mocniejsze tempo. Prowadzę tak prawie do samego centrum, tam przelatujemy kawałek główną ulicą i wlatujemy na drogę gruntową. Oddaję prowadzenie, jadę jako trzeci. Przede mną ktoś z BDC Retro i TRW. Przejeżdżamy przez las, w którymś momencie mocna nawrotka w lewo. Chłopaki mają problem z dohamowaniem i zmieszczeniem się w zakręcie. Ja odpowiednio zacieśniam i wychodzę na prowadzenie ciągnąc grupę. Zejście zakrętem w prawo i zaczynają się wąwozy. Góra, dół, prawo, lewo. W którymś momencie mam problem, bo żadnych oznaczeń a droga się rozwidla. W lewo pod górę, w prawo w dół. Mam sekundę na decyzję, odbijam w lewo... i po kilku sekundach wiem, że popełniam błąd. Rzut oka w prawo i widzę, że poniżej są ślady opon i tamtędy wcześniej peleton jechał... ehhh.
Zawracamy, jest zamieszanie, w zasadzie ląduje na końcu grupy. Przede mną znów Krzysztof i Piotrek od nas. Zaczyna się piach, ludzie się kopią, korki, grupa się rwie. Tutaj chyba straciłem szanse na naprawdę dobry wynik. Bo rozkręciłem się i dobrze zaczęło mi się jechać.
Następne kilometry to mozolne odrabianie strat, dochodzenie następnych małych grupek. Piotr zostaje gdzieś z tyłu, my z Krzyśkiem staramy się jechać razem w grupie. Zmieniamy się prowadzeniem. Zaczynają się takie dziwne sekcje. ugory, gruzowiska, przejazdy pomiędzy domami, wzdłuż parkanów, ogrodzeń. Jakieś przewężenia, trzeba się cisnąć pomiędzy oponami a siatką. Za pierwszym razem przemykam, Krzysztof zostaje. Na drugiej rundzie to ja zaplątuje się w siatkę :/
Później słynna Wasgóra. Od razu z buta. Robi to niezłe wrażenie. Nie ma szans na podjazd, nawet wejście jest trudne. Nogi się ślizgają, ciężko złapać przyczepność. Na ostatnich metrach z konarów zrobione schodki. Bez nich wogóle ciężko byłoby się wdrapać na górę.

Po zaliczeniu tego podejścia łydki to obolałe, zbite w beton mięśniaki. Zanim mi odchodzi uczucie kamieni w nogach, mija kilka kilometrów.
Następna sekcja wzdłuż Wisły, wąskim singlem. Cały czas jedziemy małą grupką z Krzyśkiem. Później zaczyna się Twierdza, jazda wzdłuż murów, kilka dłuższych podjazdów. Wjazd do NDM i dojeżdżamy do hotelu. Cała grupa odbija w lewo na finisz MINI, ja samotnie prosto jadę na drugą rundę. Ciężka jest samotna jazda. Jakoś wtedy inaczej się jedzie. Nie masz nikogo do nadawania tempa, nie masz punktu odniesienia, tempo automatycznie spada. Przejeżdżam samotnie przez Twierdzę, kręte zakamarki, tunele. Niby ciekawe, ale nie lubię czegoś takiego. Dużo gruzu, szkła, niejednoznaczne oznaczenie. Trochę mam wątpliwości jak jechać. Ale udaje mi się jakoś samotnie z Twierdzy wydostać. Dalej jadę jeszcze ze dwa kilometry sam, gdzie na zjeździe na szutr z asfaltu dogania mnie jeden zawodnik. Koszulka Skandii, widziałem go na poboczu zmieniającego gumę wcześniej. Dogonił mnie, mocny jest, dociska. Siadam mu na koło i próbuję utrzymać jego tempo. Początek jest ciężki, tętno znów wędruje mi ponad 180, ale się rozkręcam. Przed nami dwójka zawodników, do których zmniejszamy szybko dystans. Plan mam taki, żeby wytrzymać na nim ten pościg, a później zmienić koło na tą dwójkę.
Przeskok przez asfalt i znów zjazd na polny singiel. Prowadzący po prostu przelatuje ten kawałek, ja robię to wolniej i tracę ze dwa metry. I już nie jestem w stanie dojść mu do koło. Błąd  :( Znów jadę sam. Tamci się mu łapią za to na koło i zaczynają mi uciekać.
Na szczęście ktoś znów mnie dogania. I to na dodatek znajomy: Wiesław z KK24h. Rzuca - dawaj gonimy tamtych dwóch. I zaczynamy wspólnie pracować. Już ich mamy prawie przed wąwozem. Wiesław prowadzi, ja za nim. Ostre wejście w prawo w wąwóz... i przednie koło traci przyczepność. Kładę się przy pełnej prędkości na pok, ryję w piach. Grrrr... Wstaję, kierownica zakleszczona o górną rurę. Manetka przecisnęła się rysując ramę (pierwsze szlify bojowe Scotta zaliczone). Chwilę się mocuję z kierownicą, zanim wraca do prawidłowej pozycji. Wskakuję na rower i rura gonić Wiesława. Czeka na mnie wyraźnie i szybko go doganiam. Gładko we dwójkę przelatujemy przez piachy i po wyjeździe z wąwozu widzimy całkiem blisko dwójkę, którą gonimy. Niestety po upadku w wąwozie coś się dzieje z tylną przerzutką. Nie działa precyzyjnie, zmiany szczególnie na większe koronki są problematyczne. Coś przeskakuje, coś nie trybi. Na domiar złego cała manetka prawa się obróciła przy uderzeniu o ramę i jest przekrzywiona do dołu. Operowanie kciukiem w takiej pozycji jest ciężkie, nienaturalne. Ale jakoś jadę. Robię ostatnią mocną zmianę i doganiamy tych dwóch zawodników, których cały czas goniliśmy. Jedziemy we czwórkę, znów zaczynają się te ciasne sekcje w jakiejś miejscowości, pomiędzy budynkami, ogrodzeniami. Jest to miejsce, gdzie trzeba się przecisnąć pomiędzy wkopanymi oponami a siatką. Nie udaje mi się tym razem i mam problem. Znów jestem na końcu i gonię. Ale doganiam. Drugi raz Wajsgóra. Jeszcze ciężej się to podchodzi. Zjazd nad rzekę, zaczyna się singiel. Jeden z chłopaków których dogoniliśmy odszedł nam jakoś, drugi wywrócił się przed nami na singlu. Miejsce niebezpieczne, ale nic mu się nie stało. Znów z Wiesławem zostajemy we dwójkę. Na singlu wzdłuż rzeki prowadzę i nadaję mocne tempo. Może za mocne...
Dojeżdżamy do Twierdzy. Podjazd pod bramę, Wiesław dociska. Kręcę mocno za nim ale idzie ciężko. Gotuję się. Przejeżdżamy przez bramę i znów zaczyna się podjazd. Nie jestem w stanie utrzymać tempa. Nogi nie kręcą. Koniec, odpuszczam koło, jadę swoje.
I ostatnie kilometry tak już solo. Jeszcze w samej Twierdzy raz źle odczytuję oznakowanie i mylę drogę. Na szczęście strata dosłownie kilka sekund. Wreszcie wjeżdżam w okolice hotelu. Wjazd przez bramę, ostry wiraż w lewo po kostce (współczuję ostro finiszującym w grupie) i finisz...

Ufff. Jakoś ciężko było. Ciężej niż w Legionowie. Nie lubię takich tras. Dziwnych. Niby fajna, urozmaicona. Ale te jeżdżenie między domami, płotami, po ugorach, gruzowiskach, tak trochę na siłę. Jednak jak na Kresowych. wjedziesz w las, to masz las. Sama natura, żadnych udziwnień. Pod tym względem nasze Kresowe są nie do pobicia.
Ostatecznie 29 Open i 12 w M3. Bardzo dobry wynik. W ratingu 91%. w kategorii 92%.
Drużynowo super! Drugie miejsce to już zacny wynik. No i indywidualnie dużo zwycięstw i pucharów.

Po szczegóły odsyłam do naszego fajsbookowego fanpage :)
https://www.facebook.com/blu.team.refleks






  • DST 9.80km
  • Czas 00:16
  • VAVG 36.75km/h
  • VMAX 55.80km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 186 ( 94%)
  • HRavg 179 ( 91%)
  • Kalorie 314kcal
  • Podjazdy 80m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Supraśl, Mistrzostwa Podlaskiego Okr. Zw. Kol. w jeździe indywidualnej na czas

Niedziela, 6 kwietnia 2014 · dodano: 07.04.2014 | Komentarze 3

Wyścigów szosowych u nas na Podlasiu jak na lekarstwo. Trzeba by było się gdzieś w Polskę wybierać. Słychać coś o tym, że może by ktoś, coś zorganizował, ale na razie na spekulacjach się kończy. Więc chciał nie chciał, dla sprawdzenia się i poczucia smaku rywalizacji zostają maratony MTB. Żeby było jasne, uwielbiam startować w terenie, ale szosa ma w sobie to coś :)
No i jak nadarza się okazja, to nawet takie Mistrzostwa ITT są kusząca propozycją do sprawdzenia się. Nie tylko ja tak orzekłem i w niedzielę rano w Supraślu zebrała się spora grupa zawodników :) Łącznie w podsumowaniu dnia sklasyfikowano ponad 100 startujących zawodników!

Nie powiem, nastawiony byłem pozytywnie i bojowo do tego startu. Noga po Calpe już odpoczęła i na ostatnich testach na górkach ciągnęła nieźle. No więc jest moc, będzie ogień.
Dojazd do Supraśla oczywiście rowerem. Rozgrzewka, kilka mocnych akcentów, jakieś KOMy na Stravie zaliczone. Oczywiście ilość startujących zaskoczyła organizatorów i wszystko się przeciągnęło. Trzeba było jeszcze usiąść w międzyczasie, tradycyjnie wciągnąć kawę z ciastkiem w doborowym towarzystwie. Później oczywiście jeszcze raz zrobić rozgrzewkę (tym razem do Cieliczanki... i znów KOM;) ) No i dopiero przed 14-stą start. BLU Cersanit Team Refleks w sekcji szosowej startuje w kupie :)
Jak na kapitana przystało jadę pierwszy. Minutę za mną Sasza, później AyJay i na koniec Paweł. Wcześniej startowały dziewczyny (Iza i Zuzka), a także Juniorzy w kategorii do 18 lat (Piotrek).
Godzina 13:58... odliczanie. 3...2...1...start!

Nieudany :( Człowiek setki razy powtarza bezproblemowo tą czynność, ale jak się okazuje pod presją czasu nie jest to już takie proste. Wpięcie w pedały. Nie ma tu bloków startowych, nikt też nie trzyma zawodnika na starcie. Po prostu zwykły start i trzeba drugi blok wpiąć. Walczę z nim przez pierwsze metry... grrrr. Uciekają cenne sekundy. Wpinam się dopiero po dobrych 10 metrach i ruszam całą parą.

Początkowo lekko z górki i łagodny zakręt w lewo. Na starcie pik prawie 800 wat, ale później stabilizuję moc na około 300W. Tętno powoli idzie do góry: 160... 170...178. Po około 1,5 km i 3,5 minutach jazdy zaczyna się podjazd na Krasny Las. Tętno przekracza 180, moc ponad 300W. Ciężko, ciężej niż przewidywałem. Noga nie kręci tak jakbym chciał. Nie mogę się wkręcić wyżej, powinienem mieć tętno na 185. Nie dam rady dojść. Nie najlepiej :/
Z górki, rozkręcam się. Widzę przed sobą dwóch startujących przede mną na góralach (jest odrębna kategoria dla rowerów górskich :)
Doganiam ich jeszcze przed nawrotką. 5 km, czas 9:30, pod wiatr. Teraz będzie z wiatrem, szybciej i więcej z górki. Dohamowuję, zawracam zaliczając pobocze (nie ja jeden patrząc na ślady). Mijam się z Saszą, dalej leci AyJay. Są szybsi mam wrażenie, zresztą mnie to nie dziwi. Dalej mijam Pawła. Ciekawe czy dadzą mi dubla :)

Z wiatrem jedzie się lepiej. I noga się rozkręca i z organizmem zaczyna się dogadywać. Kilometr przed metą osiągam wreszcie tętno 185, na 500 metrów przed dociskam już na maksa. Ostanie 300 metrów, max 186, moc 330, na mecie prawie 500W i 49 km/h

Czas oficjalny praktycznie pokrywa mi się z tym z Garmina: 16:27. Zakładałem, na bazie czasów poprzednich startujących, że jak zejdę poniżej 16 minut to będzie super. Jak pojadę ponad 16:30 to będzie źle. Zmieściłem się w widełkach zadowolenia :D
Ogólnie 22 czas. Wygrywa AyJay pokonując barierę 15 minut (14:54). Drugi jest Patryk z UKS (14:58), ale w kategorii z licencją. Drugi amator to Paweł od nas, też poniżej 15 minut (14:59). Także BLU Cersanit Team Refleks ma w amatorach  mistrza i wicemistrza Podlasia w ITT! :)

Sasza ma 12 czas i jest 5 w amatorach (super!). Ja 22 i 11 w amatorach. Średnia 36,46 km/h. Max 55,8 km/h. Z innych danych: HRAvg 179, max 186. Moc średnia 285, max 772. Kadencja śr 101, max 117. Tętno i moc za nisko jak na tak krótki wysiłek, powinienem pojechać wyżej, takie mam wrażenie.
Dziewczyny: Iza druga, oddała podium dla Klaudii z UKS, Zuza po zamieszaniu z dekoracją (ustawili ją na czwartym, choć czas miała trzeci) oficjalnie ostatecznie na 3 miejscu. No i Piotrek tytuł mistrzowski w amatorach do lat 18 :)

No pięknie ta niedziela nam w wynikach wyszła! :)
A ja wygrałem mistrzostwa w kategorii urodzonych 6 kwietnia ;)

Cała galeria zdjęć BCTR z Mistrzostw:
https://plus.google.com/photos/1098613237990932441...



  • DST 56.50km
  • Teren 54.00km
  • Czas 02:22
  • VAVG 23.87km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 187 ( 95%)
  • HRavg 172 ( 87%)
  • Kalorie 2021kcal
  • Podjazdy 266m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poland Bike Legionowo

Niedziela, 30 marca 2014 · dodano: 05.04.2014 | Komentarze 0

Pierwszy start w sezonie 2014. Same niewiadome.
Po pierwsze forma. Dobrze przepracowana zima, porządnie zrobiona baza. Plus kilometry zrobione w hiszpańskim Calpe. To wszystko powinno dać pozytywne efekty i dobrą nogę. Kupa ludzi mnie pyta: jak forma? Dopiero własnie takie sprawdziany, jak maraton, mogą na to odpowiedzieć. Moje wewnętrzne odczucia mówią, że jest dobrze, że powinno być super. Co prawda po powrocie i regeneracji organizm jakiś zamulony, noga nie rusza, płuca przytkane. Kilka jazd i dopiero ostatnie kilometry dzień wcześniej to jazda z odpowiednim samopoczuciem. Noga się rozkręciła :)
Po drugie sprzęt. Nowy rumak - Scott Scale 930. Dwudziestka dziewiątka na Sramie XX, całkiem nowe doświadczenia. Założenie, że ma być lepiej. Wszyscy twierdzą, że przesiadka na 29era to same pozytywy. Wreszcie będę mógł to sam ocenić. Na razie te kilkadziesiąt kilometrów zrobionych na lajcie na to pytanie mi nie odpowiedziało. Jedyne co bardzo szybko doceniłem: XX. Tutaj różnica in plus jest bardzo duża. Tylna przerzutka działa jak dobrze ustawiony karabin maszynowy. Cyk - góra. Cyk - dół. System zero-jedynkowy. Pewnie, szybko, bezbłędnie. Zaczynam rozumieć zawodników, którzy twierdzą że nie wrócą do Shimano. Ja jeszcze z takimi deklaracjami poczekam. Szczególnie z przednią przerzutką, bo siedzi an razie XT. Okazało się, że kupiony XX ma górny ciąg, a rama dolny. Więc trzeba wymienić. No i FOX CTD z manetką. Nie działa niestety :( Pójdzie do reklamacji. Nie ma blokady, nie zmienia charakterystyki działania w zależności od położenia manetki. Więc tylko dopompowany trochę mocniej na razie, żeby tak mocno nie bujał. Na Legionowo wystarczy :)
Po trzecie Poland Bike. Pierwszy nasz start w tym cyklu. Będzie można ocenić i porównać, szczególnie z Mazovią.
No i po czwarte - drużyna. Pierwszy oficjalny start w szerokim składzie. Ciekawi nas wszystkich jak mocni jesteśmy na tle innych startujących drużyn.

Dojeżdżamy do Legionowa bardzo wcześnie, bo zaraz po 10-tej. A start o 12:30, więc z założenia jest kupa czasu na rejestracje, rozgrzewkę, ogarnięcie przed startem. Ale od razu widzimy, że nie będzie to proste. Kupa ludzi, wypełnione miasteczko startowe, kupa samochodów, zawodników. Kolejka do rejestracji strasznie dłuuuuga. Stajemy, ale po 10 minutach widzimy, że to bez sensu. Ledwo się to rusza. Idę do biura zawodów na skróty. Bo przecież jesteśmy zarejestrowani, opłaceni, powinni nas załatwić jakoś w przyśpieszonym trybie. Nic bardziej mylnego. Dziewczyna w biurze nie trybi. Za bardzo dogadać się z nią nie mogę, nie słucha rozkojarzona, robi swoje. Ostatecznie staje na tym, że jednak mamy stać, bo oni się spieszą z rejestracją dystansu FUN, który startuje 11.30 i muszą maluchów zarejestrować w pierwszej kolejności. No więc trudno, wracam do kolejki. Zostawiamy zgłoszenia dla Ali, a sami idziemy się ogarnąć. Wracamy po pół godzinie, już na rowerach, po krótkiej jeździe. I co... w zasadzie nie poszło to do przodu. A kolejka jeszcze większa niż przedtem. Więc od razu orzekamy, że pewnie wszystko się opóźni. Ala stoi w kolejce, a my na rozgrzewkę. Wracamy po pół godzinie. Sytuacja się nie zmienia. Spiker mówi o przesunięciu startu na 13.00. Później na 13.30. Człowiek już głodny. Z reguły startujemy o 11-tej, a 13.30 to już wcina się makaron na mecie. Powstają dyskusje, czy jechać MAX, czy jednak pojechać MINI. Wcinam batona, dodatkowego banana. Może jakoś to będzie.

Wreszcie ustawiamy się w sektorach. Ja z Saszą, Tomkiem, Olafem i Piotrkiem w trzecim. Z przodu, w pierwszym czwórka, która wywalczyła sobie sektor w zeszłym sezonie. Młodzież gdzieś tam jeszcze z tyłu. Pogoda ładna, całkiem ciepło, słoneczko, większość z nas jedzie na krótko.
Wreszcie start. Poszedł pierwszy sektor. My za dwie minuty.

Na początek krótko asfaltem, zakręt w lewo. Znów odcinek asfaltowy, rozpędzamy się. Ja jak zwykle mam ospały start i nie umiem się przepychać. Z przodu w zasadzie wszyscy z drużyny. Tomek z Saszą przebijają się w zasadzie do czoła, reszta też gdzieś tam jest. Ja zblokowany w środku sektora. Znów zakręt w lewo i wjeżdżamy na szutr w las. Robi się luźniej. Przebijam się do przodu. Mam w zasięgu wzroku nasze charakterystyczne w tym sezonie czarno-niebieskie koszulki. Tętno wędruje na ponad 185 i się tak utrzymuje.
Idzie całkiem nieźle, noga się rozkręca. Jak mam chwilę na rozkręcenie, to lecę jak burza. Gdzieś łapię Piotrka, lub on mnie. Jedziemy razem, ja na przedzie, później on. Doganiamy Olafa, widzę też z przodu Saszę z Tomkiem. Brakuje może 50 metrów i 10-15 zawodników do nich.

Wjazd w singiel... i wszystko staje. Za wolno, za słabo, ale nie ma jak wyprzedzić, nie ma możliwości przebicia się. Jak jest okazja, to przeskakuję pozycję lub dwie. Następuje tasowanie. Ktoś pcha się bokiem, ktoś klnie, ktoś się wywraca. Zanim wyjeżdżamy z tego pierwszego singla, to chłopaków już nie widzę. Niestety okazuje się, ze trzeci sektor, czy końcówka drugiego to za słaba kompania na równą jazdę.
Scenariusz powtarza się kilkukrotnie. Szybkie odcinki do przodu, single na lajcie w wężyku :/ Jak mam możliwość dociskam, przeskakuję do następnej grupy. Często prowadzę. Ciągnąc na czele grupy widzę przed sobą fajny podjazd. Dociskam, rozpędzam się, jestem na nim skoncentrowany... za bardzo. Krzyczą za mną: źle, nie tu! Cholera, ominąłem strzałki w prawo. Wyhamowanie, nawrotka, przebijam się do grupy na przełaj. Znów tracę wypracowaną pozycję. Muszę się przebijać do przodu. Jedzie chłopak w czarnym stroju Nalini. Jakoś podobnie ciśniemy. Znów jestem na przedzie, on za mną. Pytamczy pociągnie. Daje zmianę, odpoczywam. Cała grupa za nami. Nalini odpuszcza, wychodzę na prowadzenie, rzucam przez ramię: urywamy! Dociskam na maxa, lecimy szeroką drogą. Znów zjazd na singiel, rzucam wzrokiem przez ramię... jesteśmy sami :) Dysząc mówi mi tylko: ale masz nogę! :) No mam, tego dnia mam :D
Na singlu doganiamy szybko następną grupę. Jak prowadzę, to idzie szybko. Brzózki ciasne, kilka razy ledwo się wyrabiam, obijam tyłek nawet o jakieś drzewko. Trafiamy na jakąś piaskownicę. Trochę kotłowania, rożnych możliwości wybrania trasy. Ludzie się kopią, nawet wywracają. Mi udaje się przejechać bez problemu. Następny singiel w grupie. Tętno spada. Trochę zrezygnowany tym jestem. Dyspozycja dnia bardzo dobra, Scott spisuje się dobrze. Jestem zadowolony. Ale z wyniku zadowolony zapewne nie będę. Trochę odpuszczam, jadę swoje, bez szarpania.
Gdzieś pod koniec znów bardziej dociskam. Jest kilka kilometrów przed metą. Przejeżdżamy jakieś skrzyżowanie i coś mnie tyka, że nie było żadnych strzałek. Ani prostych, ani kierunkowych. Dziwne... No i z naprzeciwka widzę jadąca grupę. Nawrotka, nie ta droga. Ktoś pozrywał strzałki! Wracamy do tego skrzyżowania. Na zdrowy rozsądek chyba trzeba skręcić w lewo (oryginalnie z przeciwnego kierunku w prawo), w stronę Legionowa. Skręcamy. Ale żadnych strzałek, znaków powtarzających. Mam wątpliwości. Na szczęście za kilkaset metrów pojawiają się strzałki w lewo. Jesteśmy na właściwej drodze.
Wjeżdżamy do Legionowa. Ostatnia prosta. Z reguły finisze mi nie idą, nie mam pary, odpuszczam. Ale myślę sobie, nie tym razem. Dobrze się czuje, w nogach jeszcze rezerwy. Jestem na końcu czteroosobowej grupki. Biorę jednego zawodnika, dwóch następnych, ostatniego tuż przed metą. Skuteczny finisz :)


Bardzo szybko pojawiają się wyniki. I jakie jest moje zdziwienie, gdy jestem na pierwszej kartce. W Open 36 miejsce, 17 w kategorii M3. Wow, w ciężkim szoku jestem :) Przewidywałem miejsce gdzieś w okolicach 60-tki, a tu proszę. Więc z wyniku też jest zadowolenie :D
Jakie jest moje zdziwienie, że Sasza pokazuje się tuż za mną. Też się pogubił.Zdziwiony był jak mu mignąłem na trasie.
Drużynie poszło bardzo dobrze. Jacek wygrał dystans MINI.

Na Maxie Paweł 8-my, Tomek 22. Awansował do 1-go sektora. My z Saszą do drugiego. Zabrakło dosłownie tych dwóch-trzech minut, które kosztowało nas zgubienie trasy. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Za dwa tygodnie Nowy Dwór Mazowiecki. Będzie szansa nadrobić :)
Podium jeszcze zaliczają Bartosz z Piotrem, zajmując 2 i 3 miejsce w kategorii M1 na MINI.

A BLU Cersanit Team Refleks zajął czwarte miejsce w klasyfikacji drużynowej :) No to zbudowaliśmy nową siłę w peletonie :D