Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dater z bazy wypadowej Czarna Białostocka. Przekręciłem na dwóch kołach 33225.50 kilometrów w tym 7698.22 w terenie. Kręcę z prędkością średnią 26.15 km/h i dociskam jeszcze bardziej :D
Więcej o mnie.

2014 button stats bikestats.pl 2013 2012 2011 2010 2009

Statystyki i osiągnięcia


Najdłuższy dystans: 342 km
Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m

Pogoda

+2
+
-3°
Czarna Bialostocka
Niedziela, 24
Poniedziałek + -3°
Wtorek + -5°
Środa + -2°
Czwartek + -2°
Piątek + -3°
Sobota + -3°

Linki


BTR2







hosting


Instagram

GPSies - Tracks for Vagabonds


Zalicz Gminę - Statystyka dla Dater


Opencaching PL - Statystyka dla Dater

Kontakt




Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dater.bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

Oxy w terenie

Dystans całkowity:1949.45 km (w terenie 1380.54 km; 70.82%)
Czas w ruchu:90:06
Średnia prędkość:21.64 km/h
Maksymalna prędkość:54.80 km/h
Suma podjazdów:12358 m
Maks. tętno maksymalne:196 (100 %)
Maks. tętno średnie:174 (88 %)
Suma kalorii:50517 kcal
Liczba aktywności:48
Średnio na aktywność:40.61 km i 1h 52m
Więcej statystyk

Bujanie się w wolny dzień

Wtorek, 31 maja 2011 · dodano: 03.06.2011 | Komentarze 0

Z racji dokończenia prywatnych spraw wziąłem dziś wolny dzień. A że dzień piękny, to postanowiłem się po prostu pobujać na Oxy'm w bardzo miłym towarzystwie :)))

  • DST 7.40km
  • Czas 00:23
  • VAVG 19.30km/h
  • VMAX 33.80km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • HRmax 173 ( 88%)
  • HRavg 149 ( 76%)
  • Kalorie 205kcal
  • Podjazdy 35m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd przed Maratonem Kresowym w Białymstoku

Wtorek, 3 maja 2011 · dodano: 07.05.2011 | Komentarze 0

No i przyszedł czas na pierwszy start w tym roku. Mam świadomość że forma nie szczytowa a raczej wiosenna – taka powinna być. Nie dałem rady porządnie popracować nad formą przez ostatnie dwa miesiące, za dużo problemów, roboty, głowa zajęta czymś innym. Ale drużyna zorganizowana, chłopaki chętne, więc w tegorocznej edycji MK startujemy wreszcie jako prawdziwy Team :D
Oczywiście wszyscy podeszli ambitnie do tematu… szkoda że nie od strony treningu. Treningu brak, ale dystans maraton mimo moich sugestii, żeby jednak poniektórzy mini zaliczyli. No ale weź tłumacz, jak nie dostaną w dupę, to nie zrozumieją :)
A więc nadchodzi wtorek, 3 maja, wszystko zorganizowane, dopięte, siedmiu nas zapisanych do startu, wszyscy na długim dystansie mara tonowym – 65 km. Umawiamy się na starcie, pod teatrem im. Węgierki. Ja mam numery startowe do rozdania, które załatwiłem kilka dni wcześniej. Jak w prawdziwym wyścigu mamy kolejne numerki – od 300 :D
Ja jadę nad stawy dojlidzkie, gdzie będzie meta i start ostry. Tam zostawiam samochód, przebieram się i robię krótką rozgrzewkę na plac pod teatrem, gdzie będzie start kontrolowany. Tam się wszyscy spotykamy, przyczepiamy numerki, rozgrzewamy się, gadamy, robimy fotki.

Refleks Bike team - zbiórka © dater


Rozjazd do teatru już mi mówi, ze będzie ciężko. Czuję, że coś nie za bardzo się jedzie, tętno wysokie, nie będzie to pewnie super występ. Pogoda nie najlepsza, zimno – ledwo 6-8 stopni, chmury chodzą, są zapowiedzi deszczu, wieje wiatr. Oj, będzie ciężko.

ruszamy... © dater


Wszyscy zgodnie z zapowiedziami stawiają sie na starcie. Czekamy na godzinę 11-stą, ciśnienie się podnosi :D

na starcie © dater


RBT na starcie © dater


  • DST 68.60km
  • Teren 62.00km
  • Czas 03:08
  • VAVG 21.89km/h
  • VMAX 41.20km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • HRmax 190 ( 96%)
  • HRavg 174 ( 88%)
  • Kalorie 2224kcal
  • Podjazdy 425m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy w Białymstoku

Wtorek, 3 maja 2011 · dodano: 07.05.2011 | Komentarze 0

Po krótkim rozjeździe, zbiórce teamu, ustawiamy się na mecie.

na starcie © dater


Zaraz po 11-stej peleton rusza. Sasza oczywiście wyrywa do przodu. Mimo startu za policja i przejazdu honorowego przez miasto nad stawy, gdzie będzie start ostry, peleton rwie się od razu i mocni z przodu cisną jak wariaci. Na Dojlidy wpadamy w kilku grupach, ja w drugiej. W pierwszej gdzieś z przodu jest Sasza, ze mną Adam, reszta gdzieś z tyłu.
Początek to trochę szutru, trochę asfaltu. Gdzieś od razu gubię Adama i trzymam się jednej grupy. Jedzie się całkiem nieźle, tylko tętno wariuje. Trasa oznaczona rewelacyjnie, peleton gdzieś z przodu, Saszę trudno będzie dojść.
Gdzieś na samym początku, koło Henrykowa na jakimś zakręcie piaszczystym nie wyrabiam się, mam problem, stopa wyrywa z bloku, zawahanie, uderzenie i krzywię osłonkę korby przy okazji tracąc, jak się okazuje, najmniejszą zębatkę w przełożeniu z przodu. Wszystkie górki, na szczęście na tej trasie niewielkie, pokonywać musiałem od tej chwili na średnim przednim przełożeniu.
Za Żednią zaczynają się górki którymi straszono i musze powiedzieć, że są całkiem ciekawe. Aczkolwiek najmniejszego przełożenia z przodu mi nie brakuje :)
Gdzieś od 30-go kilometra jadę z Andrzejem z Peletonu, gadamy trochę, tasujemy się na podjazdach i dopingujemy. Ok. 45-go kilometra doganiam Saszę. Ma problem z nogą, ścięgna pod kolanem bolą i widać że cierpi. Zaczynamy jechać razem, odpuszczając Andrzeja. Ciągnę Saszkę przez następne 15-20 kilometrów, spokojnie, ale udaje nam się jeszcze wyprzedzać. Gdzieś pod Henrykowem, na asfalcie Sasza odpuszcza, każe mi jechać swoim tempem, jest niedaleko do mety, dojedzie, da radę. Więc wrzucam wyższy bieg, dociskam i zaczynam ciągnąc grupę, która chwile wcześniej nas wyprzedza. Ostanie kilometry to grobla nad stawami… oj wytrzęsło i skatowało dupę niemiłosiernie. Nie oddaję prowadzenia w grupie do końca i wpadam z niej pierwszy na metę.

na mecie © dater


Trzy minuty po mnie wpada Saszka.

Sasza na mecie © dater


Utyka na nogę, jednak kolano i wiązadła dają znać o sobie. Robimy sobie zdjęcie na mecie.

RBT na mecie © dater


Maraton wbrew pozorom i zapowiedziom ciężki. Miał być lajt na początek sezonu, ale trasa zaskoczyła. Trochę krótkich, ale ostrych górek, był piach, było błoto, były straty w sprzęcie.

straty © dater


Pół godziny po nas na mecie jest Adam. Reszty już nie oczekujemy szybko. Okazuje się potem, że są dobrą godzinę po nas. Misiek nie kończy, siada mu kolano, wycofuje się i wraca szosą. Kacper z Piotrem wpadają na metę razem, Czarek za nimi.

Adam na mecie © dater


Pierwszy start RBT w miarę udany. Jeden z nas nie zakończył, chociaż miałem obawy że reszta bez treningów też będzie miała problem. Nikt nie był ostatni – nawet Czaro poszukujący krzaczków po trasie ;)

Wyniki:
Ja (300) – czas: 3:07:57, miejsce open: 77/177, miejsce kat. Elita: 36/85, rating open: 78,75%
Sasza (301) – czas: 3:10:20, miejsce open: 85/177, miejsce kat. Elita: 39/85, rating open: 77,77%
Adam: (306) - czas: 3:34:03, miejsce open: 123/177, miejsce kat. Masters: 25/39, rating open: 69,15%
Kacper (302) - czas: 4:19:22, miejsce open: 165/177, miejsce kat. Elita: 81/85, rating open: 57,07%
Moki (308) - czas: 4:19:22, miejsce open: 166/177, miejsce kat. Masters: 36/39, rating open: 57,07%
Czaro (307) - czas: 4:35:57, miejsce open: 171/177, miejsce kat. Masters: 37/39, rating open: 53,64%
Misiek (309) - DNF



  • DST 72.90km
  • Teren 42.00km
  • Czas 03:19
  • VAVG 21.98km/h
  • VMAX 46.40km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 187 ( 95%)
  • HRavg 156 ( 79%)
  • Kalorie 1936kcal
  • Podjazdy 410m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Objazd trasy Maratonu Kresowego w Białymstoku

Sobota, 23 kwietnia 2011 · dodano: 24.04.2011 | Komentarze 0

Postanawiamy w sobotę wielkanocną zrobić traskę MK, który odbędzie się w przyszłym tygodniu w Białymstoku. Umawiamy się Bike Team’em, ale nie za dużo nas staje pod firmą. Jestem Ja, Sasza, jego sąsiad Krzysztof i Adaś, do którego dobijamy nad stawami w Dojlidach. Tam ma być start ostry. Rano wbijam całą trasę bardzo dokładnie z mapki do Garmina, ale uruchamiając ją nad stawami urządzenie twierdzi, ze prowadzi po max 50 punktach! I całą trasę szlag trafił. Rzeczywiście trasa pokręcona więc zaplanowanie wymagało godziny klikania w Map Source a teraz sprzęt mi twierdzi ze ma moje dokładne planowanie w du… Grrr… No cóż jedziemy więc według mapy papierowej, a nie jest to łatwe. Może trasą maratonu tak w zasadzie przejechaliśmy 50% trasy, a może i mniej. Nie jest łatwo trafiać w trasę posługując się co chwila papierem w skali mikro :(
Jedziemy więc w stronę Żedni klucząc cały czas i robiąc przystanki patrząc na mapę i nawigację, żeby określić gdzie jesteśmy i gdzie jechać. Ciepło, ale pogoda rozmija się z prognozami i oczekiwaniami. Miała być piękna , ale chodzą ciężkie chmury i straszą deszczem. Na szczęście deszcz nie robi nam niespodzianki, ale słoneczka też nie widać. Za Żednią wjeżdżamy według zapowiedzi organizatorów na górki, ale pewnie się gubimy, bo nic specjalnego jeśli chodzi o przewyższenia nie znajdujemy. Sasza cały czas z nosem w mapie :)
Sasza czy ta mapę © dater

Wracamy w stronę Białego. Oczywiście gubimy drogę i jedziemy jakimiś dziwnymi duktami, na pewno gdzieś obok trasy.
za Żednią © dater

Krzysztof, sąsiad Szaszki ma kryzys i jednak postanawiamy skrócić trasę. Zamiast przez Tatarowce i Bobrową wracamy tą sama trasą, która jechaliśmy. Adaś w którymś momencie pędzi do przodu, nie czekając na nas. Oczywiście jego wewnętrzny GPS gubi trasę i jak się okazuje później wylatuje w Zabłudowie :) No to nadrobił kilka kilometrów. My żegnamy się w Sobolewie, ja uderzam na Grabówkę, chłopaki jadą z powrotem drogą na Dojlidy.
Fajna traska, płaska, nie zaliczona do końca, więc ciężko coś ocenić. Na początku dużo piachu, jak za tydzień będzie sucho to te piachy na początku mogą pokonać. Później pod Żednią kilka piaskowych dość ciężkich podjazdów i zjazdów, na jednym mało nie fiknąłem :) Za Żednią rzeczywiście kilka górek, ale nie wymagających (chyba że to nie te z trasy). No i powrót o którym nic nie można powiedzieć.


  • DST 30.40km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:16
  • VAVG 24.00km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • HRmax 189 ( 96%)
  • HRavg 167 ( 85%)
  • Kalorie 844kcal
  • Podjazdy 180m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wskoczyłem...

Sobota, 26 marca 2011 · dodano: 26.03.2011 | Komentarze 0

... na Oxy'ego dzisiaj. Postanowiłem go po zimie trochę rozruszać. Rano, 7 godzina, jeszcze chłodno, -2 stopnie. Później temperaturka trochę urosła do +1 stopnia. W nocy poprószył snieżek, więc widok zalewu bardziej zimowy niż wiosenny:

Zalew wiosennie?? © dater


Pojechałem na Jezierzysk. Dziur w asfalcie od groma, naprawdę momentami niezła przeprawa. Szosą cięzko tu będzie jeździć, ale w tym roku nie trafi się już to wiele razy. Sprawy pieprzą się w tak szybkim tempie, że szosą tego nie dogonię... zresztą nie mam już zamiaru :(

  • DST 20.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 00:58
  • VAVG 20.69km/h
  • VMAX 34.50km/h
  • Temperatura -5.0°C
  • HRmax 187 ( 95%)
  • HRavg 164 ( 83%)
  • Kalorie 638kcal
  • Podjazdy 120m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Piękna niedziela...

Niedziela, 13 lutego 2011 · dodano: 13.02.2011 | Komentarze 0

... dziś była w zapowiedziach pogodowych i o dziwo się sprawdziły :) Natomiast plan dnia został rozwalony przez inne priorytety rodzinne. Moim priorytetem było wykorzystać piekna pogodę i śmignąc sie rowerkiem, mojej drugiej połowy zmarnować dzień w galerii handlowej. Na szczęście udało się nam pogodzić tak rozbieżne plany i wilk był syty i owca cała.
W zeszłą niedzielę wyszłem na frajera bo rano wsiadłem na trenażer na dwie godziny a pogoda okazała się wysmienita do jazdy na zewnątrz. Tylko juz dupa bolała i byłoby przesadą jeszcze kręcić na rowerze. Więć straciłem wysmienitą okazję do jazdy w tamtym tygodniu. Teraz byłem zdeterminowany żeby jednak wyjechać :) No i ostatecznie się udało. Poganiałem i przegoniłem moje dziewczyny po sklepach i ok. 15 wsiadłem na rower. Zimniej niż ostatnio, minus 5 stopni. Ale słoneczko piękne. Jadę więc sobie nad zalew i cykam fotki w pieknych okolicznościach zimowej przyrody.

nad zalewem zimą © dater


Trochę terenu robię nad zalew, dalej szosą na Jezierzysk chce się machnąc. Jednak na otwartym terenie wieje niesamowicie i postanawiam zawrocić w Oleszkowie. Wyziębiam się trochę i mam obawy co do zrobienia całej zapalnowanej trasy. Wracam więc spowrotem, jest już lepiej bo wiatr w plecy, nie przeszkadza aż tak i nie wyziębia. Po godzince jestem w domu.
Zadowolony z dopięcia swego, wykonania planu i wykorzystania pięknej pogody :D

  • DST 32.40km
  • Teren 29.60km
  • Czas 01:36
  • VAVG 20.25km/h
  • VMAX 36.20km/h
  • Temperatura -2.0°C
  • HRmax 188 ( 95%)
  • HRavg 169 ( 86%)
  • Kalorie 1114kcal
  • Podjazdy 200m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwsze zimowe kilometry

Niedziela, 30 stycznia 2011 · dodano: 30.01.2011 | Komentarze 2

Nie robiłem jeszcze tego zimową porą, ale musi kiedyś być ten pierwszy raz :) Dziś w dzienniczku miałem zaplanowane dwie godziny spokojnego kręcenia, ale jakoś nie uśmiechało mi się kręcić na trenażerze. Nuda coraz bardziej mnie dopada, filmy nie pomagają. Wyjść na zewnątrz i pokręcić, to jednak całkiem co innego. Jakoś do tej pory zawsze znajdowałem wymówkę, a że nie lubię, a że zimno, szkoda roweru, ryzyko przeziębienia, wywrotki, jakiejś kontuzji. No ale dziś chęć zwyciężyła z wymówkami, pogoda całkiem przyjemna, w sam raz na rower :) Bezwietrznie, minus dwa stopnie, bez zapowiedzi opadów śniegu. A więc w drogę :)
Jako że po raz pierwszy wyruszałem przy minusowej temperaturze i po śniegu trudno było założyć czy zaplanować długość trasy. Pomyślałem, że jak będzie dobrze i wszystko ok. to na Osierodek sobie pojadę. No więc ubrany ciepło, zaopatrzony w dwie pary skarpetek, ochraniacze na buty (o stopy najbardziej się bałem), rękawice narciarskie i kilka warstw odzieży zaraz po dziesiątej wyruszam. Pierwsze wrażenie: jest całkiem fajnie :)
Oczywiście od razu do mnie dotarło znaczenie zwrotu „zimowa forma” (czyli brak formy), bo jechało się strasznie ciężko. Podjazdy które normalnie pykam z palca wymagały dziś dość dużego wysiłku. Tętno cały czas wysokie, prędkość żałosna. No ale na razie rekreacja ma być i podziwianie zimowych widoczków trasy, której nie znam w białej szacie.

mogiłka zimową porą © dater


Jest naprawdę ciepło, jedzie się dobrze, fajnie jest poćwiczyć technikę uślizgów :) Na razie daję radę i czuje, że cała trasę będę w stanie pojechać bez jakoś większych problemów. Ubrałem się odpowiednio, mimo że to pierwszy raz i trochę kombinowałem czy aby będzie ciepło.

pod Białym Krzyżem © dater


No więc jadę na Osierodek tak jak planowałem. No i zaczyna się podjazd. Uff, to była zabawa. Kilkanaście, może kilkadziesiąt uślizgów w wąskich, muldziastych koleinach, kilka upadków, podpórek. Zabawa na całego :) No i zmachałem się niemiłosiernie zanim wjechałem na 220 metrów. Ale widoczek ładny :)

zimowa panorama © dater


Dalej zjazd, trochę strachu, bo na śliskim przy prawie 40 km/h rower ładnie tańczył. I znów w las, przez Wilczą Jamę do Czarnej.

okolice Wilczej Jamy © dater


Wypad bardzo udany, przełamałem się jeśli chodzi o zimowe rowerowanie. Pierwszy raz, ale myślę że nie ostatni. W kilka rzeczy trzeba się jednak zaopatrzyć. Przede wszystkim jednak zimowe buty, bo na koniec już czułem mróz w paluszkach. I bidon termalny. Po godzinie napój był tak zimny, że zęby bolały :)

  • DST 31.90km
  • Teren 29.40km
  • Czas 01:27
  • VAVG 22.00km/h
  • VMAX 46.80km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • HRmax 176 ( 89%)
  • HRavg 156 ( 79%)
  • Kalorie 875kcal
  • Podjazdy 200m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Historia pewnej trasy

Sobota, 30 października 2010 · dodano: 31.10.2010 | Komentarze 0

Jako że pogoda przepiękna postanowiłem wskoczyć na Oxygen'a i zobaczyć las w tych urokliwych okolicznościach przyrody. Pomyślałem, że wezmę aparat i pofocę sobie moją terenową traskę testową na Osierodek i Podłubiankę. Wyszła z tego fotorelacja z pięknie ubranej w jesienne barwy trasy, która pokonuję zwykle w szybkim tempie nie zatrzymując się i nie mając czasu na jej podziwianie.
Wyruszam ok. 12.20, temperatura ok. 14 stopni, piękne słońce, lekki wiaterek. Wyjeżdżam z Czarnej ulicą Marszałkowską i wpadam do lasu.

pierwsze kilometry © dater


Jako, że się wcale nie śpieszyłem robiłem różne fotki i się generalnie bawiłem. Z całej wycieczki przywiozłem 155 zdjęć :)

jesiennie © dater


Pierwsze kilometry to szeroka szutrówka, trochę hopek, cały czas góra dół, góra-dół, krótkie, szybkie podjazdy. Po drodze, koło 4-go kilometra mogiłka z wojny 1920 roku.

mogiłka © dater


szutrówka © dater


Droga cały czas prowadzi na północ, po sześciu kilometrach skręca na zachód. Z szerokiej szutrówki przechodzi w leśna drogę, momentami piaszczystą, trochę mokrą. Około ósmego kilometra jest urocze bagienko na lewo od trasy.

bagienko © dater


Chwilę dalej zaczyna się pierwszy dłuższy podjazd. Do tego piaszczysty, a więc treningowo bardzo fajny.

pierwszy podjazd © dater


W zasadzie od tego momentu trasa się już tylko wspina z ok. 150 metra na 210 przez około 5 kilometrów. Na 10-tym kilometrze jest rozjazd przy Białym Krzyżu. prosto jest na Jezierzysk, w lewo do Agromy, w prawo moja trasa na Osierodek.

Biały Krzyż - rozjazd © dater


Droga na lewo wije się przez około 1,5 km do leśniczówki.

Biały Krzyż - droga do leśniczówki © dater


Przy leśniczówce zaczyna się bardzo fajny, trudny, w pierwszej fazie piaszczysty podjazd.

leśniczowka Osierodek © dater


W dalszej fazie się utwardza, momentami są kamienie, korzenie, technicznie nie jest może trudno, ale bardzo lubię ten kawałek.

podjazd za leśniczówką © dater


W jesiennej szacie ten odcinek wygląda dodatkowo bardzo pięknie.

dalsza część podjazdu © dater


Około 12 kilometra kończy się las i dalej krótki podjazd do Osierodka.

końcówka podjazdu © dater


Osierodek © dater


Za Osierodkiem droga znów skręca na północ i zaczyna się ostatni kilometr podjazdu na 210 metrów.

podjazd na 210m © dater


Nie jest to jakaś wielka górka, ale jednak najwyższe wzniesienie w okolicy i roztacza się z niego piękna panorama w kierunku na Janów.

panorama ze szczytu © dater


Stąd jest długi, szybki ponad dwukilometrowy zjazd do Podłubianki. Tam trasa skręca na południowy wschód i zaczyna się dość ostrym podjazdem.

szutrówka na Rozedrankę © dater


Szybka szutrówka na Rozedrankę, w miarę równa, z hopkami, krótkimi i dłuższymi podjazdami. Ładnie się tędy pędzi :D

szybki szuter © dater


Około 22-go kilometra trasa skręca na południe na Wilczą Jamę.

Wilcza Jama © dater


Dalej zaczynają się bardzo miłe górki - Jesionowe Góry. Z górami niewiele mają wspólnego, ale są to miłe hopki na zakończenie trasy.

Jesionowe Góry © dater


Urokliwie wyglądają w tak piękny, jesienny dzień.

Jesionowe Góry - jeden z podjazdów © dater


Dalej w zasadzie już nie wiele się dzieje i szybką szutrówka wjeżdżam do Czarnej od ulicy Marszałkowskiej

Ot i cała moja ulubiona traska treningowa. Trochę podjazdów, których zbiera się około 200 metrów, trochę piachu, czasami błotka. Akurat jest wszystko, co można terenowo trenować :)



  • DST 65.80km
  • Teren 56.00km
  • Czas 02:34
  • VAVG 25.64km/h
  • VMAX 44.30km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 187 ( 95%)
  • HRavg 171 ( 87%)
  • Kalorie 1826kcal
  • Podjazdy 120m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maratony Kresowe Finał – Augustów

Niedziela, 3 października 2010 · dodano: 05.10.2010 | Komentarze 0

Po rozgrzewce zajeżdżamy pod start. Cały czas trwa jeszcze rejestracja, jest całkiem sporo startujących.

Maraton Kresowy Augustów - przed startem © dater


Przed jedenastą ustawiamy się na starcie, ale coś jest małe opóźnienie. Dopiero 11.10 startujemy. Najpierw spokojnie za pilotem przez miasto. Ale też jest niebezpiecznie, tłoczno, hamowanie, przyspieszanie, zwężenia, rondo. Za miastem przyspieszamy.
Plan z Saszą na ten maraton jest prosty. Wiemy że będzie płasko i szybko. A wiec trzeba się trzymać czoła, nie pozwolić się na oderwanie czołówce, bo później gonitwa będzie niemożliwa. Jak nie przyciśniemy od początku to nam ucieknął i tego nie da się już nadrobić.
A więc dociskamy od początku, trzymamy się czoła i pędzimy tymi pierwszymi rozjazdowymi kilometrami asfaltem na złamanie karku. Momentami na liczniku 45 km/h, a w zasadzie z około 40-stu to nie schodzi. Ale jest niebezpiecznie przy takiej szybkości w zwartej grupie. W którymś momencie z lewej strony widzę kontem oka i słyszę jak ktoś woła „uwaga”… hamowanie, ktoś leci przez kierownicę, ktoś uderza, kilka osób pada. Tylko łomot, chrzest metalu i krzyki… brrr… nie ciekawie to wyglądało. Mam nadzieję, że nic poważnego się nie stało, ale podejrzewam że karetka z obstawy wyścigu się przydała.
Działo się to wszystko z lewej strony, my na szczęście jechaliśmy prawą. Sasza przede mną, ja mu na kole siedzę. Dojeżdżamy do zjazdu w lewo z asfaltu, przez tory i zaczyna się teren. Cały czas w zasięgu wzroku grupa liderów, stawka się rozciąga trochę. Są pierwsze upadki, spięcia, ktoś na kogoś wpada. Na razie płasko, jedyna trudność to łachy piachu. I na jednej z nich, na około 10-tym kilometrze mam pecha. Ktoś przede mną się wykłada. Próbuję go ominąc lewa stroną, niestety zaczepiam kierą o jego kierownice i wywijam malownicze OTB. Na szczęście jest miękko i mała prędkość, więc szybko się zbieram i wsiadam na rower. Ruszam… a on mi nie jedzie tam gdzie chce. Kierownica się wykrzywiła o dobre 45 stopni. Zsiadam i mocuję się z nią dłuższą chwilę, poprawiam. Wsiadam na rower, dalej jest trochę krzywo, ale da się jechać. Niestety trące kontakt z grupą, nawet nie wiem czy Sasza przede mną czy za mną. Podejrzewam że z przodu bo trzymaliśmy się razem, wiec znów przyjdzie mi go ścigać.
Ścigam więc i ścigam. Ciężko to idzie, płasko. Wszyscy jada równo, nie ma górek, nie ma gdzie wyprzedzać. Okazuje się to, czego się obawiałem. Taki charakter trasy mi nie odpowiada. Wychodzi na to że jestem góralem, dobrze czuję się na podjazdach, umiem docisnąć, wyprzedzić. Na płaskim stać mnie tylko na jazdę z innymi.
Doganiam dwójkę rywali (w tym jedną rywalkę) i z nimi wjeżdżam w sekcję z lekkim błotem i kałużami. I tu popełniam ewidentny błąd sprowokowany przez zawodnika przede mną. On spada z góry w błocko a ja zamiast pojechać górą i ominąć to błocko robię to samo co on. Ładuję się w kałużę i błoto. On staje, ja za nim. Muszę upierniczyć buty, żeby się wydostać, tracę kontakt z tą dwójką. Dalej jest jeszcze gorzej. Następny błąd. Podmokły teren, ale tak zamaskowany trawą, że zbliżając się nie rozeznaję się w sytuacji. Jest rozjazd, walę w lewo gdzie widzę trawę… a koło się zapada w mokradło. I dokręcam i może bym z tego wyszedł, gdyby nie jakaś żerdź leżąca w poprzek. Koło mi staje, wypinam się z bloków… i ląduję po kostki w lodowatej wodzie. Nie ja jeden, ale to nie pocieszenie. Klnę pod nosem, pozostało dobre dwie godziny jazdy z mokrymi i zimnymi nogami, to dopiero 12-sty kilometr. Po prawej jest „kładka” z gałęzi, kilku zawodników z niej korzysta. Orzekam że mam dziś pecha… i niestety nie mam szczęścia do prawidłowych decyzji.
Przez następne kilka kilometrów teren, korzenie, bez podjazdów, małe hopki. Kogoś tam doganiam, ktoś mnie wyprzedza. Przewija się kilka numerów, tworzymy jakąś luźną grupę. Nogi mi marzną i nie jedzie się najlepiej. Za remontowaną śluzą pierwszy i w zasadzie jedyny trudniejszy, piaskowy podjazd na trasie. Moi kompani zsiadają i dają z buta, ja bez większych problemów podjeżdżam i odchodzę od grupy. Tutaj jest jeszcze kilka łatwiejszych podjazdów na których zwiększam przewagę i widzę przed sobą następną grupę. Zaczynam gonić, ale trudności się kończą i zaczyna się prosty, równy szuter. Jechać samemu strasznie ciężko. Ta grupa, którą już widziałem odchodzi mi i ginie z oczu. Cisnę sam, ale rozwinąć ponad 25 km/h jest ciężko. Jest wiatr, nogi marzną, czuję już zmęczenie. W którym momencie dogania mnie zawodnik z grupy, która odsadziłem na górkach. Zaczyna prowadzić, podłączam się, ale nie idzie to jakoś specjalnie szybciej. Po kilku kilometrach z tyłu dogania nas cały pociąg. Podłączamy się i zaczynamy cisnąć 30-35 km/h. Jestem na końcu, ledwo do nich dobijam. Trzech, czterech kolegów z przodu pięknie ciągnie cały pociąg. I tak dobre kilkanaście kilometrów. Jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie lubię takich tras i takiego ścigania. Brakuje mi wytrzymałości na takie długie dociskanie na płaskich prostych. Nad tym będę musiał popracować przed przyszłym sezonem.
Gdy już moje zmęczeni dosięga zenitu zjeżdżamy z szutru w las i robi się wolniej. Tu jest drugi bufet, z którego nie korzystam (pierwszego nawet jakoś nie zauważyłem). Lecimy wzdłuż kanału, grupa się szadkuje, jest kilka górek i małych podjazdów na których wyprzedzam. Ostatnie kilometry robie razem z Białorusinem w barwach narodowych. Trochę ja go podciągam, trochę on mnie. Przypomina mi się sytuacja z Suwałk, gdzie szachowałem się też ostatnie kilometry, akurat z Litwinem i odpuściłem mu finał. Teraz sobie powiedziałem, że tego nie odpuszczę. Wyskakujemy na asfalt, on prowadzi, ale przed górką przed mostem puszcza mnie przodem. Ja rozpędzony staje na pedałach i górkę podjeżdżam na pełnej parze w stójce. Urywam rywala na dobre kilkanaście metrów, skręcam w prawo nad kanał i sam wpadam na metę. Finisz wygrany :)
Cały maraton bardzo fajny, aczkolwiek pechowy. Nie jestem do końca zadowolony, Sasza przyjechał przede mną. Udało mu się utrzymać grup z przodu, dołożył mi 11 miejsc i ponad 6 minut. Trasa dobra na zakończenie cyklu, na finał, bo prosta, szybka, nie męcząca. Ale mam poczucie, że nie dla mnie. Na górkach koło Suwałk i Supraśla jeździ mi się lepiej, mam większą satysfakcję i lepsze wyniki. Chociaż rating czasowy wychodzi mi najlepszy w sezonie, ale to wynik po prostu szybkiej trasy i niewielkich różnic czasowych.
Rower upierniczony… stawiając go koło Meridy Saszki doznaję szoku. Jakbyśmy inne zawody jechali :) Jego czyściutki, nawet za bardzo czyścić nie musi. Mój uwalony w błocie, zachlapany. No niestety, miałem kilka przygód na trasie i to widać na Kellysku :)

rowerki po maratonie © dater


Wygrał Darek Zakrzewski, pierwszy też w generalce cyklu. Jego czas: 2:06:47
Sasza: 2:27:57
Mój: 2:34:21
Open: 59/113
Elita: 23/47
Rating open: 82,1%
Rating kat: 85,6%

  • DST 15.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 00:42
  • VAVG 21.43km/h
  • VMAX 31.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • HRmax 163 ( 83%)
  • HRavg 137 ( 69%)
  • Kalorie 337kcal
  • Podjazdy 30m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozgrzewka przed Kresowym Augustów

Niedziela, 3 października 2010 · dodano: 05.10.2010 | Komentarze 0

Przede mną ostatni wyścig w sezonie… w którym w ogóle miało nie być startów :) No ale chęć rywalizacji te plany zweryfikowała i spodobało mi się to. A więc czwarty start w sezonie, tym razem w finale Maratonów Kresowych w Augustowie.
Tym razem pojechał ze mną Sasza, który chyba po starcie w Suwałkach zapalił się do maratonów podobnie jak ja. I dobrze, mam kompana :)
Wybieramy się wiec we dwójkę do Augustowa. Pogoda od rana ładna i prognozy też dobre. Ma być słonecznie, choć nie za ciepło, w granicach 12 stopni. Dojeżdżamy na rynek w Augustowie tuz po 9-tej, akurat rozstawiane jest biuro zawodów. Rejestrujemy się i przejeżdżamy pod metę nad kanał Augustowski, żeby mieć na koniec samochód pod ręką. Tam się szykujemy i wybieramy się na rozgrzewkę. Robimy te kilkanaście kilometrów za Augustów rozbiegówką asfaltową, wracamy trochę wzdłuż torów terenem i udajemy się na start.