Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dater z bazy wypadowej Czarna Białostocka. Przekręciłem na dwóch kołach 33225.50 kilometrów w tym 7698.22 w terenie. Kręcę z prędkością średnią 26.15 km/h i dociskam jeszcze bardziej :D
Więcej o mnie.

2014 button stats bikestats.pl 2013 2012 2011 2010 2009

Statystyki i osiągnięcia


Najdłuższy dystans: 342 km
Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m

Pogoda

+2
+
-3°
Czarna Bialostocka
Niedziela, 24
Poniedziałek + -3°
Wtorek + -5°
Środa + -2°
Czwartek + -2°
Piątek + -3°
Sobota + -3°

Linki


BTR2







hosting


Instagram

GPSies - Tracks for Vagabonds


Zalicz Gminę - Statystyka dla Dater


Opencaching PL - Statystyka dla Dater

Kontakt




Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dater.bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

Scale930 w trasie

Dystans całkowity:1629.60 km (w terenie 1284.20 km; 78.80%)
Czas w ruchu:68:13
Średnia prędkość:23.89 km/h
Maksymalna prędkość:61.90 km/h
Suma podjazdów:15413 m
Maks. tętno maksymalne:192 (97 %)
Maks. tętno średnie:178 (90 %)
Suma kalorii:59489 kcal
Liczba aktywności:56
Średnio na aktywność:29.10 km i 1h 13m
Więcej statystyk

Narewka, rozgrzewka

Niedziela, 17 sierpnia 2014 · dodano: 30.08.2014 | Komentarze 0

Jak to przed maratonem tradycyjnie: pierwsze kilometry i ostatnie wyścigu na rozgrzewkę.


  • DST 68.60km
  • Teren 67.00km
  • Czas 02:18
  • VAVG 29.83km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 183 ( 93%)
  • HRavg 166 ( 84%)
  • Kalorie 2626kcal
  • Podjazdy 198m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kresowy Narewka, czyli padnij, powstań i goń

Niedziela, 17 sierpnia 2014 · dodano: 30.08.2014 | Komentarze 0

Narewka to taki dziwny maraton. Terenowy, można go nazwać. Trochę sprinterska jazda po lesie. Niczego górskiego w nim nie ma. W tym roku to już w ogóle bardziej przypominał on charakterem wyścig szosowy, niż to co znamy z tras maratonów MTB.



Od początku ogień, ale w zasadzie cały pierwszy sektor razem. Najpierw ze 40 osób, później przerzedziło się do około 30. Wszyscy razem, ciasno, szybko. Trochę tasowania, ktoś co jakiś czas próbuje uciekać, ale peleton goni i neutralizuje. Udaje mi się utrzymać i to nawet bez większego wysiłku, tętno odpowiednie, nogi dają radę. Cała trudność takiej jazdy leży w koncentracji, utrzymaniu uwagi i nie popełnianiu błędów. Niestety tego dnia nie było to moją mocną stroną :/
Piętnasty kilometr... wielka kałuża po środku drogi. Większość idzie prawą stroną, ale tam straszny ścisk. Andrzej przede mną wskakuje przez ziemny garb i omija chaszczami tą kałużę lewą stroną. Postanawiam zrobić to samo. Niestety nie redukuje odpowiednio przełożenia, staje, gdzieś zaczepiam, padam. Uderzam się klatką w stercząca kierownicę, boli. Wstałem, jestem z tyłu, gonię. Na szczęście czub nie ma wysokiego tempa, doganiam. Jestem na czyimś kole. Znów niewielka kałuża, tym razem lecimy po prawej. Kolega przede mną ma uślizg tylnego koła, wpadam na niego, padam podcięty. Leżę drugi raz. Nie rzesz ku...*%&$# :( Z tyłu ktoś klnie i złorzeczy. Znów wskakuję na Scotta i znów gonię. Tym razem jest trudniej. Jakaś tam mało grupa pościgowa się układa. Kilka zmian robimy i doganiamy czołówkę. Jazda bardzo szybka, staram się zwracać na wszystko uwagę. Zmęczony trochę jestem tymi pościgami. W peletonie niewiele się zmienia. Trochę szarpania, ale ogólnie tempo odpowiednie.
Wjeżdżamy na drugą pętlę. Zaczyna się ta sekcja, gdzie leżałem dwa razy. Jadę uważnie. Mijamy te kałuże. Przede mną Stasiej, stary wyga. Niestety robi mi psikusa, nie wyrabiając się na śliskim wirażu okrążając znów jakąś kałużę. Nie udaje mi się wyhamować, wpadam na niego... znów leże. Dzizas, trzeci raz :( Padłeś, powstań... znów jadę. Grupa daleko przede mną. Widzę, że ktoś zostaje. Doganiam Wojtka z Corrado z młodym z UKS-u. Odpoczywam z nimi chwilę. Widzę grupę czołową kilkadziesiąt metrów przed nami. Wyskakuje na prowadzenie, dociskam. Oni za mną. Wojtek się trzyma, młody nie daje rady. Lecę jak szalony, ale nie mogę zmniejszyć dystansu do peletonu. Wojtek wskakuje na prowadzenie, dociska. Jedziemy we dwójkę, młody został. Ale nie jesteśmy w stanie dogonić przodów. Odpuszczamy delikatnie, ja już gonitwą jestem zmęczony, Wojtek pewnie też. Młody nas dogania. Jedziemy znów we trójkę.
I tak przez kilka kilometrów mniejszym tempem, aż grupa czołowa niknie gdzieś z oczu. Nie jest dobrze, są już nie do dogonienia. Jechanie z chłopakami to tylko tracenie punktów i dystansu. Więc po odpoczynku dociskam, wskakuję do przodu i zostawiam bardzo szybko moich towarzyszy z tyłu. Jadę sam. Dobre 20 nie doganiając nikogo i nie widząc nikogo za sobą. Jadę, żeby zmniejszyć stratę czasową i jednocześnie punktową w stosunku do największych konkurentów, którzy zostali w pierwszej grupie. Ciężka ta samotna gonitwa, na koniec już jestem naprawdę wypruty.



Sam wpadam na metę. Tracę do zwycięzcy 5 minut. I prawie 40 punktów. Cała grupa wpadła razem, 29 osób. Wszyscy 999 punktów. Moje 963 to najlepszy wynik sezonu, ale mogło być o wiele lepiej. Taki finisz z grupy to zawsze wielka niewiadoma i loteria. No ale szczęścia tego dnia na pewno nie miałem :/
Miejsce 31 Open, 11 w kategorii. Najgorzej w sezonie. Wynik punktowy najlepszy. Taki urok szybkiej Narewki :)



  • DST 26.40km
  • Teren 26.00km
  • Czas 01:04
  • VAVG 24.75km/h
  • VMAX 42.80km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 158 ( 80%)
  • HRavg 139 ( 70%)
  • Kalorie 860kcal
  • Podjazdy 155m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lekki rozjazd po lesie

Sobota, 16 sierpnia 2014 · dodano: 16.08.2014 | Komentarze 0

Fajnie jest dogonić aktualny dzień we wpisach na blogu. U mnie to duży sukces, udaje się ledwo kilka razy w roku :)
Lekki rozjazd z rana do lasu. Żeby ruszyć nogi i sprawdzić jak Scott po większym trochę serwisie. Wszystko gra i cyka w maszynce wzorowo :D
A wilgotny las pięknie pachnie o poranku :)







  • DST 49.50km
  • Teren 22.00km
  • Czas 01:56
  • VAVG 25.60km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • HRmax 184 ( 93%)
  • HRavg 161 ( 82%)
  • Kalorie 2002kcal
  • Podjazdy 675m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy Szelment

Niedziela, 3 sierpnia 2014 · dodano: 11.08.2014 | Komentarze 0

Najważniejszy dla mnie start w Maratonach Kresowych. Zawsze Szelment traktowałem szczególnie. Z racji tego, że zawsze było ciężko, długo, najwięcej przewyższeń i etap mogący mieć tytuł "królewskiego". Dla mnie to kulminacyjny punkt sezonu... może dlatego że jakiś trzeba wybrać :P Do tego ma rangę Mistrzostw Województwa Podlaskiego w Maratonie MTB.
W tym roku jeszcze dodatkowo pogoda podwyższyła stopień trudności. Miało być grubo powyżej 30-stki... i było. Trasa 70 km i lekko ponad 1000 metrów przewyższeń także robi wrażenie. No i finisz prawdziwie górski, pod Górę Jesionową. Taka wisienka na torcie :)
A część wisienki była już skonsumowana zaraz po starcie ;)
Ciężko było stać w tym skwarze i słońcu w sektorze, więc sobie z chłopakami siedzieliśmy w cieniu :) Garmin w słońcu promieniował temperaturą 44 stopnie :P
Chowamy się w cieniu
Chowamy się w cieniu © dater

Dosłownie na kilka minut przed startem sektory się ustawiły i zaraz po 11-stej start. Jedziemy!
No to lecimy!
No to lecimy! © dater

Jak już wcześniej zaznaczyłem konsumpcja wisienki tego maratonu, czyli Jesionowej zaczęła się już na początku. Organizator zafundował nam na pierwszych metrach od razu część podjazdu (mniej więcej 1/4), trawers wzdłuż i zjazd do asfaltu. Fajnie to ustawiło stawkę i jakoś nikt nie szalał :)
Pierwszy podjazd pod Jesionową zaraz po starcie
Pierwszy podjazd pod Jesionową zaraz po starcie © dater

Udało mi się utrzymać czołówki. I przez następne 15-ście kilometrów także. Nie wiem, czy tempo tego dnia było mniejsze z racji upału, czy moja noga tak dobrze podawała. Faktem jest, że grupa czołowa na tym maratonie była dość duża i zwarta, chociaż część startujących z pierwszego sektora tempa nie wytrzymała i została z tyłu. Mi się jechało rewelacyjnie :) Były momenty na maxie 182, ale średnia jak patrzę z tych kilometrów to ledwo 169... nie pamiętam tak "lekkiego" początku :D
Na około 15-stym kilometrze zjazd z szutrów w lewo i w las. Selekcja na singlu, jakieś błoto, ktoś staje, jakoś przeskakuje. Kilometr dalej wyskakujemy znów na odcinek szutrowy i peleton już podzielony. Za chwilę dłuższy odcinek asfaltowy. Dojeżdżam do Tomka Bakunowicza, jest też kilku innych zawodników. Jedziemy razem w piątkę czy szóstkę. Później zaczynają się szybkie zjazdy po krętych szutrach. Rozciąga się wszystko.
Gdzieś na trasie
Gdzieś na trasie © dater

Przede mną jeden zawodnik nie wyrabia się w ostrym zakręcie w prawo, prawie staje na krawędzi rowu. Jadę szybko, nie jestem w stanie go wyminąć. Albo w niego wpadnę, albo... podejmuję w ułamku sekundy decyzję o naciśnięciu klamki tylnego hamulca do końca i w poślizgu kładę się na prawą stronę.  Udaje mi się zatrzymać przed nim, ale szlify i krew na prawym przedramieniu jest. Krzyczę tylko głośno UWAGA! bo wiem, że za mną lecą następni. Słyszę hamowanie za sobą... to Tomek leci prosto w rów i wyskakuje z siodła jak z procy. Na szczęście nic mu się nie staje i wskakujemy na rowery goniąc uciekających. Udaje się dogonić naszą grupę :)
Cały czas jedzie się nam bardzo dobrze. Doganiamy kilku następnych zawodników, ktoś zostaje za nami. łapiemy też Jacka Tomczaka od nas i tworzymy we trzech z Tomkiem sekcję BCTR w tej grupie :)
Wjeżdżamy w taki nieciekawy odcinek na polnej drodze, gdzie jest trochę ostrych kamieni i zawsze dużo kapci. Nie jest inaczej i tym razem. Kilku stoi, kilku pomaga. Jest Darek z Mistrala, który zostawia swojemu zawodnikowi zapasową dętkę i jedzie z nami. Jest około 30-tego kilometra. Wjeżdżamy do lasu na znany z lat poprzednich całkiem wymagający podjazd... coś mnie buja :/ Nieee... kapeć :(
Podjeżdżam do końca, rzucam chłopakom że mam kapcia. Sprawdzam, czy mleczko uszczelniło. Duże rozcięcie, mleczko pryska. Kręcę kołem, mijają mnie wcześniej wyprzedzeni zawodnicy. Po jakimś czasie syczenie ustaje, bąbelków nie widać... ciśnienia też nie ma. Mam przygotowany nabój, nakręcam, wpuszczam CO2 pod ciśnieniem, opona się nadyma. Niestety znów słyszę uciekające powietrze. Ale wskakuję i jadę dalej, wierząc że może jednak coś się uszczelniło. Niestety po pięciu minutach znów mnie buja :(
Staję powtórnie i dobijam znów oponę z naboju, który się tym razem kończy. Drugiego już nie mam :/
Jadę dalej. Znów 5 minut. W międzyczasie doganiam Wiesława z KK24h i jednego z zawodników Kambetu. Pytam o pompkę do pożyczenia, kolega z Kambetu mi daje i jedzie dalej. Ja trzeci raz staję i pompuję. Wyprzedza mnie następnych 10 zawodników. Bezsens, powietrze dalej schodzi, rozcięcie jest za duże na uszczelnienie przez mleczko. Patrzę na mapę w Garminie i zjeżdżam tuż przed samym podjazdem na Smolniki z trasy, najkrótszą drogą na metę. Po drodze zatrzymuję się jeszcze ze 3 czy 4 razy pompując oponę, bo cały czas powietrze ucieka. Jadąc na Szelment zrobiłem dobre 20 km :) Na parkingu pod Górą widzę Krzyśka pakującego się już po półmaratonie. Ma porządną pompkę nożną, więc dobijam do 2,5 atm... i jadę zdobyć Jesionową :) No nie po to tu przyjechałem, żeby ją odpuścić. Wisienka na torcie i mam jej nie spróbować? O nie, robię podjazd.
Akurat jedzie końcówka półmaratonu, wiec bez problemów wyprzedzam kolejnych zawodników. Jest trochę kibiców na trasie i ktoś zauważa, że jestem z długiego dystansu: "Patrz, pierwszy z maratonu jedzie" :) Nie dementuję ;) Mam doping kibiców.
Finisz pod Jesionową
Finisz pod Jesionową © dater

Niby jadę na lajcie, nie wyścigowo ale chce się dociskać. Na górze zdziwienie: Ala robi zdjęcia i ma niezłą minę :D Sędziowie też. Od razu wołam, żeby mi wstawiać DNFa :D
No to podjechałem. Zjeżdżałem znów na flaku i na dole przy zakręcie na parking mało się nie wyłożyłem, tak mi tylne koło uciekło.
A mógł być naprawdę świetny wynik. Tomek odżył w drugiej części i pojechał fantastyczny wyścig, lądując na 9 miejscu Open. Patrząc na pozostałych zawodników była szansa na miejsce około 15 i pudło w kategorii. Niestety mleczko tym razem mi wyścigu nie uratowało. Chociaż w bilansie nadal wynik jest pozytywny 2:1 (dwa maratony ukończone przy uszczelnionych dziurach, jeden nie).
Łukasz zajął pierwsze miejsce Open na półmaratonie, jadąc nietypowo krótki dystans. Wśród kobiet Agnieszka trzecia. Iza tym razem z powodów zdrowotnych nie startowała. Wszystko to sprawiło, że trochę nietypowo w Półmaratonie zajęliśmy pierwsze miejsce drużynowo, a w Maratonie drugie. Wszystkie zawody wygrane, a te Mistrzowskie pechowo przegrane. No ale dwa puchary zdobyte, wiec bilans prawidłowy! :D Puchary wręczał nam san Zenon Jaskóła :)
Dekoracja drużyn Maratonu
Dekoracja drużyn Maratonu © dater

Agnieszka na podium, ja koło Jaskóły :)
Agnieszka na podium, ja koło Jaskóły :) © dater





  • DST 7.00km
  • Teren 6.50km
  • Czas 00:19
  • VAVG 22.11km/h
  • VMAX 46.40km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • HRmax 174 ( 88%)
  • HRavg 148 ( 75%)
  • Kalorie 257kcal
  • Podjazdy 117m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szelment - rozgrzewka przed maratonem

Niedziela, 3 sierpnia 2014 · dodano: 10.08.2014 | Komentarze 0

Przed maratonem, w ponad 30-stu stopniach... po co ta rozgrzewka w taki gorąc ;)


  • DST 22.90km
  • Teren 16.00km
  • Czas 01:28
  • VAVG 15.61km/h
  • VMAX 48.60km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 165 ( 84%)
  • HRavg 144 ( 73%)
  • Kalorie 987kcal
  • Podjazdy 728m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stronie Śląskie - trasą prologu MTB Sudety Challenge

Niedziela, 27 lipca 2014 · dodano: 04.08.2014 | Komentarze 0

Po sobotnim maratonie wskazany jest rozjazd :) Korzystając z jeszcze jednego dnia pobytu w górach, nie mogliśmy sobie odmówić wykorzystania możliwości i wyskoczenia na rower także w niedzielę. Do tego zaczynał się Challege, trasy oznaczone więc można się spróbować :) Padło na Prolog i kilkunasto kilometrową trasą na Czarną Górę i zjazd z niej.
Najwcześniej gotowy jestem ja i Maciek z PTR. Nie chce nam się czekać na wyskakująca jeszcze z łóżek i jedzącą resztę, więc jedziemy tylko we dwójkę.
Przez Stronie na Sienną, gdzie jest start prologu. Spokojnie, rozjazdowo robimy podjazd na miejsce startu. Zresztą pozostałą część właściwej trasy prologu z założenia też na lajcie.
Co tu dużo pisać, trasa wypaśna :) Jak dla mnie baaardzo, szczególnie zjazd po kamieniach z Czarnej Góry. Większość zjechana, kilka (naście, dziesiąt?) metrów zejścia. Ale jak przede mną wyjadacz schodzi, to przecież nie będę się silił na jazdę :P

Jedziemy z Maćkiem na Sienną
Jedziemy z Maćkiem na Sienną © dater
Start prologu, są strzałki
Start prologu, są strzałki © dater
Na podjeździe pod Czarną Górę
Na podjeździe pod Czarną Górę © dater
Podjazd pod Czarną Górę, w tle Sudety
Podjazd pod Czarną Górę, w tle Sudety © dater
Zjazd z Czarnej Góry
Zjazd z Czarnej Góry © dater
Uhhh... fantastycznie, nogi się trzęsą :)
Uhhh... fantastycznie, nogi się trzęsą :) © dater
Łąka na powrocie
Łąka na powrocie © dater



  • DST 41.50km
  • Teren 33.00km
  • Czas 02:05
  • VAVG 19.92km/h
  • VMAX 56.90km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 187 ( 95%)
  • HRavg 169 ( 86%)
  • Kalorie 1821kcal
  • Podjazdy 1065m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Marathon Stronie Śląskie...

Sobota, 26 lipca 2014 · dodano: 01.08.2014 | Komentarze 0

... czyli jak boli strata dziewictwa :)
Startów w maratonach za mną kilkadziesiąt, ale przyszedł wreszcie czas na ten prawdziwy, górski. Padło na Stronie Śląskie... bo w założeniu to ten łatwiejszy, gdzie takiego górskiego startu można liznąć i zasmakować.
Dzień wcześniej, w piątek zaliczony kawałek trasy. Już wiem, że będzie bolało... i będzie pięknie :D

Stronie Śląskie - przed startem
Stronie Śląskie - przed startem © dater

Staję w pierwszym sektorze odziedziczonym po Murowanej Goślinie. Wiem, że głównym zadaniem w tym starcie będzie ten sekto utrzymać, chociaż będzie ciężko. Poza tym nie walka o pozycję, tylko nauka, trening w górach, smakowanie tego klimatu.

W sektorze z AyJay'em
W sektorze z AyJay'em © dater

Start, ruszamy o 11-stej. Początek spokojnie. Nikt się nie wyrywa, nie ma szarpania. Po trzech kilometrach lekkiego pod górę asfaltu zjeżdżamy w lewo na szutr i pierwszy podjazd. Tutaj stawka zaczyna się rozciągać. Kręcę swoje kontrolując tętno. Nie ma co się czepiać na koło, każdy jedzie swoje. Odpowiednia kadencja, rytm i ciągnę. Prawie sześć kilometrów z wypłaszczeniem po środku. Jest dobrze, nogi kręcą choć trudno powiedzieć jak mi się jedzie na tle innych zawodników. Cały czas się tasujemy, nie ma ustalonej grupy i towarzyszy jazdy. Cały czas dość szeroką drogą, ubitą, twardą. Oprócz tego, że to kilka kilometrów podjazdu i szybkie zjazdy trudności technicznych nie ma. 
Około 16-tego kilometra wpadam na asfalt, którki odcinek podjazdu i zaraz w lewo w teren. Zaczyna się pierwszy techniczny podjazd tego dnia, wzdłuż granicy z Czechami. Jeszcze na asfalcie docisnąłem i minąłem kilku zawodników z którymi jechałem. Podjazd jest naprawdę ciężki. Nie dość że ostro do góry, to jeszcze wąski, korzenie, kamienie i uślizgi tylnego koła. To że jestem na przodzie wychodzi mi na dobre. Za mną słyszę, jak się kotłuje. Ktoś staje, ktoś pada, inny klnie. Ja ciągnę swoje, nogi równo pracują. Nie popełniam błędów, omijam sprawnie przeszkody, udaje mi się utrzymać prawidłowy rytm. Doganiam kilku następnych zawodników. W dogodnym momencie dociskam bardziej korby i bez problemu od nich odskakuje. Jest dobrze, od strony siły i wytrzymałości na podjazdach jest naprawdę super! :) Zaliczam na tym podjeżdzie maksa jeśli chodzi o moje tętno w tym roku: 187
Dalej zaczyna się singiel wzdłuż granicy. Nie pod górkę, raczej płasko, ale wąsko, korzenie, trochę błota. Doganiam jednego zawodnika i mam problem. Jest słaby technicznie, co błoto to staje lub wypina się z pedałów. Nie ma możliwości wyprzedzenia. W jednym momencie próbuje, nie udaje mi się. Odpuszczam i jadę za nim dość długo. Rzuca przez ramię, że może mnie puści, ale nie mam nawet jak spróbować go wyminąć. Więc nadal jadę za nim. Powinienem być bardziej agresywny w tym momencie :/
Zjeżdżamy z singla, zakręt w lewo, duże błoto. Kolega oczywiście staje... a ja za nim w środku błotnej kałuży. Nie udaje mi się wypiąć i padam na lewą stronę prosto w błoto. Ktoś z tyłu mnie jeszcze dogania i komentuje to odpowiednio. Wygrzebuję się z błocka, wskakuję na Scott'a i wylatuję na asfalt. Lece sam. 23-ci kilometr, zaczyna się zjazd. Najpierw asfalt, później szutr, znów asfalt. Jest szybko i niebezpiecznie. Doganiają mnie zawodnicy z tyłu. Ci których brałem na podjeździe pod granicę. 27-my kilometr, kawałek błota i zaczyna się najbardziej techniczny zjazd tego maratonu. W błocie znów ktoś przede mną staje, ja też muszę. Nie mam możliwości wskoczenia na rower i wpięcia się w pedały, więc kilka metrów schodzę z największej stromizny. Znów wyprzedza mnie kilku zawodników, których brałem jeszcze przed granicą :/
Na większym wypłaszczeniu wskakuję, udaje mi się sprawnie wpiąć w pedały i... zjeżdżam na dół. Kamienie, korzenie, uskoki. Zjazdu jest dobry kilometr, pełna koncentracja, ktoś za mną słyszę leci na glebę. Ja dojeżdżam do końca i wypadam na szutr. Jeszcze z kilometr szybkiego zjazdu i zaczyna się ostatni poważny podjazd tego dnia. Twardy, szeroki, bez trudności. Kręci mi się cały czas dobrze i znów wyprzedzam zawodników, którzy mnie łykali na zjazdach. Na końcówce biorę jednego z zawodników Cyclo Trener Team, nawet gadamy przez chwilę, że to już któryś raz. Po kilometrze zjazdu... i tak mnie dogania :P Próbuję się trzymać go na zjeździe, utrzymać jego tempo. Udaje mi się przez kilka minut, ale kilka szybkich zakrętów i mi odchodzi. Niestety to co zyskuję na podjazdach, tracę na zjazdach. Brak doświadczenia i obycia w górach jest w moim wypadku bardzo widoczny.
Później jest jeszcze gorzej, bo zaczyna się karkołomny zjazd po łące do samego Stronia. Masakra. Strach w oczach, lecę sześć dych i modlę się żeby nie wyglebić. Na szczęście nie glebię :)
Dokręcam ostatni kilometr asfaltem do mety i wpadam zadowolony na linię. Wow, było mega :) Dziewictwo stracone, bolało, choć nie tak bardzo jak myślałem. Było super! :D
Na mecie, góry zaliczone!
Na mecie, góry zaliczone! © dater

Dużo przemyśleń i analizy miałem związane z tym ściganiem w górach. Zebrałem to wszystko do kupy w tym wpisie.
W wynikach znalazłem się na 58 miejscu Open i 16 w kategorii M3, 21 minut za zwycięzcą. Nie jest źle jak na debiut :)
Niestety zdjęć z trasy brak, może się później jakieś znajdą. Ale profesjonalnych fotografów raczej an trasie nie widziałem.

Pozostało wcisnąć drożdżówkę
Pozostało wcisnąć drożdżówkę © dater

 


  • DST 19.60km
  • Teren 15.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 19.60km/h
  • VMAX 49.70km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 167 ( 85%)
  • HRavg 134 ( 68%)
  • Kalorie 501kcal
  • Podjazdy 431m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stronie Śląskie - piątkowy objazd

Piątek, 25 lipca 2014 · dodano: 01.08.2014 | Komentarze 0

Wypad w góry, pierwsze smakowanie na góralu, rowerze do tego przeznaczonym :)
Do tej pory góry w moim wykonaniu to tylko szosa. Maratony tylko nasze, nizinne, nie mające z górami wiele wspólnego. Znajdą się zmarszczki oczywiście, ale góry to inna bajka.
Maraton w Stroniu Śląskim "u Golony" to z założenia ten lżejszy, własnie na takie próbowanie i przetarcie.
Jedziemy na cały weekend bo droga daleka. I w piątek jest jeszcze czas żeby spróbować liznąć tych gór. Trasa oznaczona więc robimy pierwsze kilometry. Od razu czuć, że dnia następnego będzie boleć :P

BCTR kręci w górach
BCTR kręci w górach © dater

Pierwszy podjazd
Pierwszy podjazd © dater

Na rozstaju
Na rozstaju © dater

Zaczynamy drugi podjazd
Drugi podjazd © dater





  • DST 57.90km
  • Teren 55.00km
  • Czas 02:10
  • VAVG 26.72km/h
  • VMAX 55.10km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 185 ( 94%)
  • HRavg 173 ( 88%)
  • Kalorie 2200kcal
  • Podjazdy 409m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy Sopoćkinie (Białoruś)

Sobota, 19 lipca 2014 · dodano: 01.08.2014 | Komentarze 0

Do pierwszej linii to ja się nie pcham... znam swoje miejsce w szeregu. Ale wyczytali, byłem blisko, stanąłem z przodu i... uśmiechałem się do fotografów :)

Pierwsza linia :)
Pierwsza linia :) © dater

Start bez opóźnień, szybkie odliczanie i poszli. Pierwsze mocne zakręcenie korbą, chwila na wpięcie drugiego bloku w pedał... tym razem poszło bardzo sprawnie :) Straciłem może ze dwa metry, muszę jeszcze nad techniką szybkiego wpięcia w Look'i popracować :P
Wiktar wyskoczył do przodu, ale z resztą miałem kontakt. Trzy mocniejsze zakręcenia korbą i jestem w czubie.

Start i ognia!
Start i ognia! © dater

Na asfalcie ustawiamy się w linii, jestem na czwartej pozycji. Tempo mocne, ale wytrzymuje. Prowadzi Wiktar, jest jeszcze inny Białorusin, Andrzej i ja na jego kole. Dobrze jest :) Za nami słyszę szum opon i młode wilczki, które szykują się do ataku. I jest szarpnięcie. Jeden, drugi... trzeci. Lecimy od prawa do lewa, tempo wzrasta. Spadam gdzieś do tył, ale tempo cały czas wytrzymuję. Jeszcze jedno szarpnięcie na hopce przed zjazdem w las. Staję na pedały i dociągam do czołówki lewą stroną.
Wpadamy w las. Mocno, mijanki, tasowania. Białorusini niesamowicie szarpią, stają na pedały i strzała do przodu. Ale na krótko. Szosowcy :P Dwa kilometry dalej zaczyna się piach... i zaczynają się ich problemu. Stają całymi grupami. Wywala się jeden, drugi, utykają, widzę przed sobą jednego, który przy dużej prędkości robi klasyczne OTB w głębokim piachu. Poszarpali, ale techniki w terenie brak. Całe to towarzystwo zostaje z tyłu :)
Niestety ja też odpadam z czołowej grupy. Jeden z Białorusinów wykłada się w piachu tuż przede mną. Muszę zeskoczyć z roweru, wyminąć bokiem, podbiec kilka metrów za piaskownicę. Gonię.
I doganiam grupę trzech czy czterech zawodników. Odpoczywam dwie, trzy minuty. Odpalam rakietę, gonię dalej. Zostaje tylko jeden na kole. Przed nami następna grupa. On odpala rakietę i w kilka minut jesteśmy już na kole tej grupy. Velopark, znów chyba Ci sami zawodnicy, z którymi jechałem w Chełmie. Trójka, czy nawet czwórka, te same koszulki. Jest jeszcze kilka innych, razem nas jest z dziesiątka. Siedzę z tyłu, oszczędzam waty, obserwuję zawodników i skupiam się na jeździe.
Po 15 kilometrach wypadamy na asfalt przed mostem na kanale. Trochę rozluźnienia, żele, bidony do ręki. Ale za minutę znów wszystko się zwiera i skupia w zorganizowany peleton. Łapię krótką zmianę na czele przed skrętem w prawo na szutr. Zaraz musimy hamować, bo okazuje się że inaczej niż w poprzednich latach, o wiele wcześniej, już w miejscowości odbijamy w lewo w las.
Jedzie się cały czas dobrze, tętno około 180 ale tego nie czuję. Kręcę swoje. Dojeżdżamy do małej skarpy, takiej do szarpnięcia i przeskoczenia na pięć obrotów na blacie. Ten który tak ładnie pociagnął dobijając do grupy jest teraz przede mną, robi dwa obroty... i centralnie przede mną schodzi z roweru. No żesz !#%&*%waaa! Ładuję się w niego, muszę zeskoczyć, dać z buta. Wściekły krzyczę, że się schodzi na bok w takich sytuacjach, choć mam świadomość że mojego kwiecistego języka w tej chwili i polskiego wybuchu emocji może i tak nie rozumieć. Wściekły wskakuję na rower i naciskam z całej siły na pedały, zostawiając go na dobre z tyłu. Gonię sam... i doganiam. Znów jestem z grupą :)
Wjeżdżamy na asfalt, przeskakujemy mały mostek. Velopark prowadzi, doganiamy zawodnika w AG2R Mondiale. Później jeszcze jednego samotnego w stroju Sky. W ogóle strojów teamowych z Pro Touru tutaj jest mnóstwo, Białorusini lubią w nich jeździć :)

Na trasie
Na trasie © dater

Jest gorąco, na patelniach ciężko oddychać. W lesie jest lepiej. Zaliczamy długi szutrowy podjazd, najdłuższy na tym wyścigu... w pełnym słońcu i z wiatrem bocznym. Trochę się morduje. Później zjazd na maksa, momentami wymyta droga i trochę niebezpiecznie. Mam spięcie z jednym Białorusinem. Lata od prawa do lewa nie trzymając linii i wjeżdżam mu w przerzutkę. Trochę się kłócimy, każdy po swojemu nie rozumiejąc drugiego :P

Łąka za bufetem
Łąka za bufetem © dater

Grupa cały czas ta sama. Velopark trzyma się razem, szarpie AG2R i Sky. Mają takie bez sensu szosowe zrywy :P Ja cały czas wytrzymuje, nie wyrywam się do przodu, nawet jak puszcza mnie ktoś na zmianę ciągnę krótko. Oszczędzam się trochę. Jak jest jakiś podjazd to idę równo, widzę że nie odstaję i jest dobrze.
47 kilometr, zaraz za przejazdem przez asfaltówkę zaczyna się szutrowy, trochę wymyty i kamienisty podjazd. 700 metrów na 2-3 minuty wspinaczki. Sky na przodzie naciska mocniej na pedały, za nim trzyma się jeden Velopark, ja trzeci. Uuuu, jest mocno. Tętno skacze mi do 180... za mocno, odpuszczam. Odchodzą we dwójkę ode mnie, oglądam się za siebie... wytrzymałem najdłużej reszta też popuściła i jest kilkanaście metrów za mną. Jadę swoje. Dajesz Ptaq, dajesz, jest dobrze, głowa każe nogom kręcić. Na górze dwójka ma przede mną może ze 30-40 metrów przewagi. Naciskam na zjeździe, później trochę łąki, znów las, zaczyna się kawałek singla. Sa coraz bliżej. Velopark puchnie, łykam go bez problemu, doganiam Sky. Uff... jestem na jego kole. Trochę przyblokowania bo kilku pół maratończyków się trafiło... reszta też nas dogania. Duża grupa na finisz :/
Wpadamy an ostatnie kilometry drogi prowadzące do bunkra. Chcę się dobrze ustawić, ale już jest szybko i niebezpiecznie. Chłopaki przeskakują z jednej strony na drugą. Znów jakiś półmaratończyk... a szykowałem się do skoku prawą stroną. Zjazd do bunkra i ostry zakręt w lewo. Jeden z Veloparku wypada na zewnętrzna za mocno, drugiego łykam wewnętrzną. Ten który wypadł ratuje się i wlatuje na wąski mostek przede mną. Drugi zostaje z tyłu. Przed nami jeszcze Sky, AG2R i jeszcze jeden dogoniony tuż przed bunkrem. Velopark przede mną zaczyna uciekać, ma przewagę po zjeździe z mostka. Nie jest dobrze :/
Dociskam goniąc go, chłopaki przed nami zaczynają już ostro finiszować pomiędzy kilkoma zawodnikami półmaratonu.

Finisz, było ostro
Finisz, było ostro © dater

Mam kilka metrów straty do zawodnika przede mną, dociskam na maksa, widzę że zmniejszam odległość. Ogląda się, też staje na pedały. Finiszujemy do końca, ale nie doganiam go. Zabrakło dosłownie kilku metrów :/

Gonię na maksa
Gonię na maksa © dater

Wynik zadowalający, a nawet bardzo dobry. 11 Open, tylko 7 minut straty do zwycięzcy. Punktowo chyba najlepszy start :) Niestety w kategorii... znów 4 miejsce :/ Okazało się, że zawodnik w stroju Sky był z mojej kategorii... przegrane pudło tym razem na finiszu o 20 sekund. Cholera, taktycznie ciężko było to inaczej rozegrać, chociaż dzisiaj bym chyba spróbował jeszcze przed bunkrem zaatakować. Zaryzykowałbym, trudno, najwyżej by mnie połknęli. A tak mam jakieś wrażenie, że nie powalczyłem za dobrze, chociaż finisz miałem na maksa. Źle taktycznie się po prostu ustawiłem.
Wyjazd bardzo klimatyczny. Kto jest zainteresowany czymś więcej niż samym startem zapraszam do tego wpisu.






  • DST 13.50km
  • Teren 9.00km
  • Czas 00:39
  • VAVG 20.77km/h
  • VMAX 43.20km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 179 ( 91%)
  • HRavg 153 ( 78%)
  • Kalorie 450kcal
  • Podjazdy 68m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sopoćkinie, rozgrzewka i rozjazd

Sobota, 19 lipca 2014 · dodano: 22.07.2014 | Komentarze 0

Jak zwykle, pierwsze i ostatnie kilometry maratonu przejechane. Początek taki sam jak rok temu, rozjazdówka po asfalcie, szybko ok. 4 km. Za to końcówka inna. Nie będzie singla pomiędzy drzewami wzdłuż kanału. Zjazd do kanału jest dopiero przy bunkrze i tylko jeden mostek do przeskoczenia (a an singlu jest trzy czy cztery). Niby lepiej, więcej kilometrów na wyprzedzanie na końcu i brak korków z półmaratonem.
Szybko wyczytany do sektora staję w pierwszej linii na starcie :)

Na starcie - MK Sopoćkinie
Na starcie - MK Sopoćkinie © dater