Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dater z bazy wypadowej Czarna Białostocka. Przekręciłem na dwóch kołach 33225.50 kilometrów w tym 7698.22 w terenie. Kręcę z prędkością średnią 26.15 km/h i dociskam jeszcze bardziej :D
Więcej o mnie.

2014 button stats bikestats.pl 2013 2012 2011 2010 2009

Statystyki i osiągnięcia


Najdłuższy dystans: 342 km
Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m

Pogoda

+2
+
-3°
Czarna Bialostocka
Niedziela, 24
Poniedziałek + -3°
Wtorek + -5°
Środa + -2°
Czwartek + -2°
Piątek + -3°
Sobota + -3°

Linki


BTR2







hosting


Instagram

GPSies - Tracks for Vagabonds


Zalicz Gminę - Statystyka dla Dater


Opencaching PL - Statystyka dla Dater

Kontakt




Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dater.bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

Foto

Dystans całkowity:20396.47 km (w terenie 6110.17 km; 29.96%)
Czas w ruchu:802:22
Średnia prędkość:25.42 km/h
Maksymalna prędkość:186.00 km/h
Suma podjazdów:154053 m
Maks. tętno maksymalne:197 (100 %)
Maks. tętno średnie:179 (91 %)
Suma kalorii:492503 kcal
Liczba aktywności:358
Średnio na aktywność:56.97 km i 2h 14m
Więcej statystyk

No w szoku jestem...

Sobota, 21 września 2013 · dodano: 21.09.2013 | Komentarze 0

... zobaczyłem słońce po raz pierwszy od prawie dwóch tygodni :D I deszcze się zlitował i po pięciu dniach ciągłych opadów dał sobie wreszcie spokój.
Nooo.... to na rower i w nogi :D
Wreszcie chmury wysoko o widać skrawki nieba :) © dater

Rozjazd przed jutrzejszym maratonem, ruszenie nogi i pikawy. Na Agromę i powrót przed zmierzchem.
Drogowcy remontujący mostek koło zalewu dodatkowo zabawili się w oranie skrótu, którym wszyscy jeździli. A to był skrót z rodzaju tych wporzo. No i musiałem się szosówką w przełaje bawić :/
Bawiłem się w przełaje :P © dater


  • DST 62.80km
  • Teren 60.00km
  • Czas 02:46
  • VAVG 22.70km/h
  • VMAX 45.90km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • HRmax 187 ( 95%)
  • HRavg 172 ( 87%)
  • Kalorie 1837kcal
  • Podjazdy 840m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy w Supraślu

Niedziela, 15 września 2013 · dodano: 19.09.2013 | Komentarze 0

Stojąc na starcie po porządnej rozgrzewce czuję się naprawdę dobrze. Ostatnio w Szelmencie miałem problem z pierwszymi kilometrami, nie dałem rady jechać. Myślę, że winna byłą właśnie za słaba i za krótka rozgrzewka. Tym razem w sprzyjających warunkach wykonałem dłuższą, według podpowiedzianego mi schematu. Zobaczymy jak dziś będzie się jechało, szczególnie pierwsze kilometry i czy dłuższa rozgrzewka wpłynie pozytywnie.
Punkt 11-sta sędzia daje sygnał do startu.
I poszli © dater

Na początku jestem w drugiej linii, bardzo blisko czuba. Super miejsce. Ale znów się kłania mój brak zdolności do przepychania i parcia do przodu. Zanim dojeżdżamy do zakrętu w prawo na asfalt, to jestem już poza pierwszą 30-stą :/ Muszę zwracać większą uwagę na te początkowe metry i na ustawienie na starcie i tuż po. Trochę więcej agresji :)))
Na asfalcie mocne tempo, tym razem to dość długi odcinek. Dopiero po prawie dwóch kilometrach wjeżdżamy w prawo w las. Jest szybki szutr i jest ogień. Jedzie się na razie bardzo dobrze, noga podaje, pikawa daje radę. Przebiega mi przez głowę, że rozgrzewka zdała egzamin :) Pierwsze pięć kilometrów naprawdę mocne i szybkie, średnia 33,9 km/h i maksymalne tętno 185. Odrabiam trochę strat miejscówki w peletonie. Jedziemy w niewielkiej grupie, doganiam Roberta z Bliskiej, Pawła z Kambetu – jest dobrze :D Po pewnym czasie doganiamy jeszcze Pawła z Augustowianki i Bartka z Kambetu. Jest mocna grupa :) Wiem, że warto się tu trzymać, to gwarantuje dobry wynik.
Drugie pięć kilometrów pika na Garminie (mam ustawione na sprzęcie automatyczne odliczanie okrążenia co 5 km). Jest już oczywiście wolniej, bo w terenie ale odcinek bardzo mocny – średnie tętno 182 przy maksie 187 – uhhhh… Ale jadę cały czas dobrze, czujnie, cała grupa pracuje. Niestety w którymś momencie się dzieli – Robert z Michałem ze Sprintu odchodzą na kilkanaście metrów i już ich nie jesteśmy w stanie zespawać. W czasie pokonywania długiego płaskiego odcinka wzdłuż Sokołdy widzimy ich z przodu… i także widać całą czołówkę, nie są strasznie z przodu – może ze dwie minuty.
Pracujemy mocno, część zawodników zostaje w tyle. Krystalizuje się grupa, z którą jadę w zasadzie cały maraton – Ja, Bartek z Kambetu, Kamil z Augustowianki i jeszcze zawodnik z Wawki, który startuje u nas pierwszy raz. Nawet współpraca idzie dobrze, każdy pracuje z przodu. Razem dojeżdżamy do Krzemiennych. Zaczynają się słynne górki. Jedna, zjazd, druga, zjazd, trzecia…, piata…, dziesiąta… no może przesadzam :) Ale człowiek naprawdę w którymś momencie już traci rachubę i ma dość tych hopek :)
Na górkach idzie mi dobrze, nie odstaję od reszty. W którymś momencie kręcąć swoje nawet resztę urywam, zostawiam w tyle nie mając takiej intencji. Po prostu zakręciłem dobrze korbami i poszedłem do przodu :D Powiększam jeszcze przewagę na zjazdach i kilka kilometrów jadę sam. Reszta mnie goni :)
Na trasie © dater

Zza krzaka © dater

Po jakimś czasie znów jesteśmy we czwórkę. Tak też zaczynamy drugą pętlę. Gdzieś za Sokołdą jestem świadkiem sytuacji, która mnie rusza. Zawodnik z Wawki jadący z nami wyciąga z kieszonki z tyłu niebieskiego Powerade. Pije, podaje dla Bartka, który korzysta. Jadę za nim, pokazuje mi, czy nie chcę pociagnać. Krzyczę: „nie dziękuję”… a on tego do połowy pustego Powerada przez głowę w lewo w krzaki daleko rzuca. No żesz qrfa@#$&^... Normalnie szok, nienawidzę i nie rozumiem takich sytuacji. Jesteśmy w puszczy, w parku krajobrazowym, obszarze chronionym a ktoś bezmyślnie tak się zachowuje. Nie rozumiem takiego zachowania i go nie toleruję. Zapamiętuję numer i obiecuję sobie, ze składam zgłoszenie na mecie. Niestety w całym postartowym zamieszaniu zapominam o tym fakcie i dopiero później robię zamieszanie w tym temacie na forum MK. Nie chodzi tu i dyskwalifikację, czy jakieś konsekwencje, ale napiętnowanie takich zachowań, pokazanie że tego nie tolerujemy.
Jadę z Bartkiem © dater

Ciągnę Kamila © dater

Drugi raz zaliczamy Krzemienne. Nadal nie jest źle, ale popełniam chyba na drugim podjeździe błąd. Tylne koło ślizga się na jakimś korzeniu i kładę się na prawą stronę. Zanim udaje mi się wstać, ogarnąć i wdrapać z buta na górę, już muszę gonić. Kawałek ciasnych zakrętów i wiraży między drzewami… i znów błąd. Za szybko, za gwałtownie i ląduje w krzakach. Wracam na trasę, ale tym razem to ja muszę długo gonić moja grupkę. Dociskam mocno, ale są naprawdę daleko, nie widzę ich na trasie… cholera :(
Doganiam ich na prostej przed rozjazdem, widzę Bartka. Skręcamy w prawo, dalej jest długi ostatni podjazd. Udaje mi się na nim ich dopędzić, więc nogi nadal dobrze kręcą :) Już ostatnie kilometry, zbliżamy się do położonego niewielkiego drzewa, pod którym można przejechać. Ale Bartek na 29erze, z Camelbakiem na plecach pod nim utyka :P Z Kamilem jesteśmy za nim i też mamy przymusowy postój. Za to przed nami był zawodnik od tego Powerade z Wawy i on nam dzięki temu ucieka.
Pięć kilometrów przed metą widzę… Saszę :D To już drugi pod rząd maraton, na którym go doganiam. Czyżby znów bomba? Sasza mówi, że to już dla niego koniec sezonu, że już nogi nie kręcą. Nie wytrzymuje naszego tempa i odpada. Przejeżdżamy wielką kałużę przed mostkiem, przeskakujemy mostek i ostatni kilometr wzdłuż rzeki do mety. Zaczyna się czarowanie :D Wiem, że Kamil z Bartkiem są w tej samej kategorii, więc będą walczyć. Ja jestem poza tym. Ale też nie chcę, żeby ktoś jeszcze nas dogonił i pomieszał szyki. Więc wyskakuje na czoło i nadaję tempo. Po jakimś czasie odpadam, żeby któryś dał zmianę… a oni znów się czarują :P
Na most koło Zalewu wpadamy w kolejności: Kamil, Bartek i Ja. Oni zaczynają finiszować, ja za nimi – mocno, ale bez parcia na czoło. Kamil nacisnął mocno, Bartek nie dał rady. Ja mijam metę jako trzeci.
Na mecie © dater

Było dobrze! © dater

Zawody udane, poszło jak na ciężka, interwałową trasę bardzo dobrze. Przyjechałem mniej więcej tam, gdzie miałem być. Trochę szkoda ucieczki Roberta i Michała, bo z nimi byłbym z dziesięć pozycji wyżej. A tak jestem 30 Open i 8 w kategorii. Czyli zadomowiłem się już w TOP10 i jak uda mi się tak skończyć, to znaczy że było dobrze :D
Po wyścigu okazuje się jeszcze, że nas zgarnia TV na wywiad :) Ot takie gadanie o teamie, skąd jesteśmy, jak to się zaczęło, co wspólnie robimy itd.
Team w centrum zainteresowania :) © dater

Udzielam wywiadu © dater

No to zaprezentowaliśmy się szerszej publiczności. Mam nadzieję, ze to wrzucą do relacji z maratonu! :D
Pozostają jeszcze standardowo dekoracje. Od nas jedynie Olaf stanął na trzecim miejscu podium w półmaratonie w kategorii Elita Plus. Niestety drużynowo znów zabrakło nam czwartego zawodnika do generalki. Coś słabo w tym sezonie teamowo wyglądamy, musze coś wymyśleć na przyszły… ;)
Z dekorowanymi dziewczynami Open © dater



  • DST 19.08km
  • Teren 18.00km
  • Czas 00:50
  • VAVG 22.90km/h
  • VMAX 40.90km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • HRmax 182 ( 92%)
  • HRavg 152 ( 77%)
  • Kalorie 464kcal
  • Podjazdy 88m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

dojazd i rozgrzewka MK Supraśl

Niedziela, 15 września 2013 · dodano: 19.09.2013 | Komentarze 0

Maraton w zasadzie pod domem więc się wyspałem i obyło się przed wczesnego wstawiania tym razem :) Po ośmiu godzinach spania człek jak świeżaczek. Śniadanko w domu o ósmej, a nie w trasie jak to bywa, za kierownicą. Spokojne przygotowanie, bez gorączki. Jadę oczywiście do Supraśla rowerem na rozgrzewkę. Ostatnie dni padało, w nocy też trochę kropiło, ale na szczęście nad ranem przestało.
Do Supraśla mam 20 kaemów, więc idealnie na rozgrzanie nóg i organizmu w ten chłodny dzień (na razie 10 st.). Wyjeżdżam tuż przed 10-tą. Szybkim szutrem, na początku spokojnie. Później przyśpieszam, robię kilka interwałów małej mocy na dużej kadencji. Później jeszcze dwie rampy po pięć minut i po 50-ciu minutach jestem nad Zalewem w Supraślu, gdzie zlokalizowany jest start/meta i biuro zawodów. Ala dojechała akurat w tym czasie samochodem na miejsce. Zdejmuję i zostawiam nogawki, kurtkę, zostawiam kamizelkę, uzupełniam izotonik. Jest jednak w miarę ciepło, bez wiatru. W pełni rozgrzany przed 11-stą staję w pierwszym sektorze.

Na starcie © dater


  • DST 40.91km
  • Teren 32.00km
  • Czas 02:09
  • VAVG 19.03km/h
  • VMAX 39.80km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • HRmax 185 ( 94%)
  • HRavg 145 ( 73%)
  • Kalorie 878kcal
  • Podjazdy 402m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

JZR, rundy XC na Pietraszach

Czwartek, 12 września 2013 · dodano: 12.09.2013 | Komentarze 0

Jarając się wspomnieniami jazdy w Bieszczadach postanowiłem na rodzimym podwórku trochę potrenować technicznie i mocno. W drodze z roboty zaliczam Pietrasze i tamtejszą rundę XC, na której rozgrywane są zawody. Pierwszy przejazd rozpoznawczy, żeby przypomnieć sobie i nauczyć się trasy. Trzy następne rundy na maksa z językiem na brodzie. Mocno, cały czas góra - dół, interwały, zakręty, hopki, krótkie podjazdy na młynku i techniczne zjazdy. Tam naprawdę jest gdzie potrenować :)
Pierwsza runda w czasie 5:15 z tętnem średnim 179, druga jeszcze mocniej i szybciej 5:12 i 182. Trzecia już była wymęczona i z kilkoma błędami: 5:33 i 179. Maksymalnie jechałem na 185 :) Po tej trzeciej rundzie, a w zasadzie czwartej razem z przejazdem rozpoznawczym miałem dość. Nie nadaję się do XC, nie ma gdzie odpocząć :P
Na koniec jeszcze powtarzam trzy razy najtrudniejszy technicznie odcinek trasy, tzw. "krawężnik". Na poprzednich rundach dwa razy go pokonałem poprawnie, dwa razy nie. Nadjeżdża się do tego miejsca z góry, trzeba wyhamować, zakręt w prawo i od razu jest rynna w którą na dohamowaniu trzeba się zmieścić. Wyprostowanie i własnie "krawężnik": uskok kilkadziesiąt centymetrów, ostro w dół, pod spodem piach i od razu trzeba się złożyć maksymalnie w prawo żeby nie wpaść w wymyty dół. Omija się go na nawrotce w lewo i zaczyna się pod górkę. Naprawdę trzeba się skupić, a pamiętam jak zobaczyłem "krawężnik" pierwszy raz to byłem przerażony.
Wgląda to tak:
Początek, rynna © dater

Drugi etap, próg, ostry zjazd, ciasny zakręt w prawo © dater

"krawężnik" z dołu © dater

Te trzy dodatkowe przejazdy udało się zaliczyć prawidłowo. Jeszcze raz podjeżdżam na górę, żeby cyknąć zdjęcia... i zjawia się Robert z Bliskiej, który miał taki sam pomysł dziś na potrenowanie przed Supraślem :) Zresztą nie tylko my, razem ze mną jeżdził młody z UKS Wygoda, mijaliśmy się na rundzie co jakiś czas. Gadamy z Robertem chwilę, ja cykam zdjęcia, on też wyciąga aparat. No to ostatni raz zjeżdżam :) Oczywiście wiadomo jak to jest, gdy ktoś patrzy ci na ręce. Pierwsze podejście i od razu zdarza się to, czego jeszcze nie było - nie mieszczę się w dojazdową rynnę :P Zawracam, drugie podejście... to samo :/ No żesz ku... Mówię do Roberta: "do trzech razy sztuka". Podjeżdżam trzeci raz i udaje się bezbłędnie tym razem całość pokonać. Krzyczę przez ramie do Roberta "cześć" i sunę przez las w kierunku torów i później wzdłuż linii kolejowej do Wasilkowa. Trasa do Czarnej w zapadających ciemnościach, dodatkowo ciemne, ciężkie chmury więc w lesie naprawdę nieprzyjemnie. Ostatnie kilometry robię w całkowitych ciemnościach i po omacku. Jeszcze dziesięć minut i naprawdę miałbym problem z powrotem do domu :P


  • DST 117.10km
  • Czas 03:40
  • VAVG 31.94km/h
  • VMAX 56.50km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 190 ( 99%)
  • HRavg 153 ( 80%)
  • Kalorie 1758kcal
  • Podjazdy 704m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

ustawka pod Sprintem

Niedziela, 8 września 2013 · dodano: 08.09.2013 | Komentarze 0

Wreszcie znalazłem czas na niedzielną ustawkę pod Sprintem :) Ostatnio z chłopakami na wiosnę jeździłem. A tak jak nie maratony, to inne sprawy niedzielne blokowały grupowe jazdy. Dziś się udało! Do tego doszła przepiękna pogoda i wielkie chęci na mocną jazdę. Przed 10-tą jestem więc pod Sprintem i chłopaki powoli się zbierają. Okazało się tylko, że ostatecznie niewielu nas, więc w dziewiątkę opracowujemy plan. Jest Sasza, ze Sprintu Groszek, Izzy i Tadek, Stasiej z PTRu, na MTB Marcin i Jacek i jeszcze kilku chłopaków na szosach.
Zbiórka pod Sprintem © dater

Zdania są różne, ale ostatecznie jedziemy… w moje strony :P Miałem ochotę na Bobrowniki pociągnąć, ale chyba chłopaki za często tam się kierują. Więc początkowo przez Wasilków na Czarną i Straż, a później się zobaczy :P
Na Wasilkó © dater

Święta WOda © dater

Na Czarną © dater

Sasza prowadzi w Straży © dater

Gdzieś w Wasilkowie chłopaki na MTB odbijają do lasu, my lecimy na Świętą Wodę i wjeżdżamy na obwodnicę. Początkowo w miarę spokojnie, za Wasilkowem atakuję pierwsza górkę i prowadzę przez kilka minut. Schodzę na zmianę i już widzę, że część została z tyłu. Mimo to robimy zmiany i dojeżdżamy do Czarnej. Przy Orlenie czekamy na Groszka, który został z Izzim i Stasiejem. Stasiej po sobotnim 5-cio godzinnym maratonie w Wałbrzychu nie ma ochoty dalej cisnąć i zostaje w Czarnej. My jedziemy dalej na Straż i Lipinę. Tam trochę lżejsze tempo i czas na zdęcia :P
Na Lipinę © dater

Spokojnie po lesie © dater

Grupa © dater

Chłopaki ze Sprintu © dater

Na Planteczkę © dater

Na Planteczkę © dater

Planteczka © dater

Na podjeździe za Planteczką atakuję na stojąco górkę i reszta zostaje za mną. Na górze widzę kilkaset metrów przed nami grupę kolarzy. Jeszcze przyśpieszam i za jakiś czas ich dochodzę. Okazuje się, że to tylna grupa ustawki „na moście”. Dziś mieli taki sam pomysł i robią tą samą trasę. Jedziemy dalej razem.
Do Kamionki © dater

Rozjazd przed Kamionką © dater

Pod Kamionką część chłopaków postanawia skrócić trasę i przez Wierzchelsie jechać już na Biały. My kierujemy się przez Kamionkę, Bobrowniki, Suchednicze na trasą wzdłuż granicy przez Usnarz do Krynek.
Do granicy © dater

Na Usnarz © dater

Mało już nas © dater

Ale grupa zwarta © dater

Jedziemy © dater

Cały czas mocno naciskam, atakuję większość podjazdów, prowadzę. Czasami reszta zostaje sporo z tyłu. Na górze jest czas na podziwianie krajobrazów. Koło Usnarza jest dość wysoko, przejrzystość powietrza dzisiejszego dnia jest niesamowita, widać na horyzoncie Krynki.
Widoczność tego dnia była niesamowita © dater

Serwis w drodze © dater

Dojeżdżamy do Krynek i robimy sobie tam popas. Banany, batony, woda, cola… standard ;)
Krynki © dater

Popas w Krynkach © dater

Z Krynek ruszamy w ostatni etap, przez Supraśl na Białystok. Za Sokołda pokazały się następne kilometry nowego asfaltu. Jest coraz lepiej na tej trasie, zostały z dziurawca tylko ostatnie kilometry przed Supraślem.
Nowy asfalt za Skołdą © dater

Z Supraśla ścieżką, ścisk straszny, kupa ludzi, wylegli na rowery i inne bajery :P W Ogrodniczkach zamiast jechać dalej ścieżką kierujemy się na Sowlany, żeby dobić do Białego na 27-go Lipca. A tak oczywiście znów pełna ścieżka, nienawidzę DDRów :/
Nie lubię DDRów :( © dater

Wyszedł całkiem niezły trening. Nie było za mocno, widać że niektórzy mają już po sezonie. Ale ja sobie trochę poszalałem :P


  • DST 46.54km
  • Teren 45.00km
  • Czas 01:53
  • VAVG 24.71km/h
  • VMAX 45.80km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 180 ( 94%)
  • HRavg 151 ( 79%)
  • Kalorie 957kcal
  • Podjazdy 296m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

wypad do lasu

Sobota, 7 września 2013 · dodano: 08.09.2013 | Komentarze 0

Piękna jesienna pogoda trwa w najlepsze :) Tym razem wypad do lasu, lekko w tlenie z kilkoma mocniejszymi akcentami. Zachwycałem się puszczą i polami tego dnia i oddychałem pełną piersią :D
Runda przez Stary Szor na Łubiankę, podjazd Kwasówka na Osierodek i na koniec Zalew w Czarnej.

Puszcza Knyszyńska © dater

A ja w środku niej :) © dater

Szuterkiem © dater

Na podjeździe za Kwasówką © dater

Piękny dzień © dater

Piękne krajobrazy © dater

W puszczy © dater

Wjeżdżam do Czarnej © dater

Zalew Czepielówka © dater

Nad zalewem © dater

Jadę na pomosty © dater



  • DST 35.72km
  • Teren 4.00km
  • Czas 01:14
  • VAVG 28.96km/h
  • VMAX 47.50km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • HRmax 186 ( 97%)
  • HRavg 148 ( 77%)
  • Kalorie 626kcal
  • Podjazdy 190m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

wokół Jeziora Charzykowskiego - czyli kilometry na "obczyźnie"

Czwartek, 5 września 2013 · dodano: 08.09.2013 | Komentarze 3

Dużo jeżdżę po Polsce z racji roboty. I zawsze to jakieś wykluczenie z jazdy i treningów na kilka dni. Choć zastanawiałem się już nie raz nad zabraniem do samochodu roweru, to jakoś nigdy tego nie zrobiłem. Tym razem długi tour: cztery dni. Hmmm, cztery dni bez roweru, bez treningu… za długo. Więc tym razem rower w bagażnik i jazda. Wstępnie mam plan w czwartek jakąś jazdę zrobić. Będę koło Chojnic, ciekawe tereny. Rezerwuję hotel pod miejscowością Charzykowy nad jeziorem o tej samej nazwie. I wszystko idzie zgodnie z planem :) W czwartek wstaję 6:30, żeby tuż po 7-mej pojechać w trasę dookoła jeziora :D
Mina Pani z recepcji, gdy podchodziłem do niej oddać klucz od pokoju, w pełnym, kolarskim rynsztunku… bezcenne :)))
Na parkingu wyładowuję rower, zakładam buty i jadę.
Pod hotelem © dater

Jest baaardzo zimno, początek to jakieś 5-6 stopni, a ja tylko krótki, letni komplet co prawda z rękawkami i nogawkami, ale przeszywało mnie na wskroś :P
Jadę więc przez Charzykowy i podziwiam okolicę o poranku.
Charzykowy © dater

Jezioro Charzykowskie © dater

Byłem tam! :D © dater

Dalej jedzie się na przesmyk pomiędzy Jeziorem Charzykowskim a Jeziorem Karsińskim i długim, przez miejscowość o uroczej nazwie… Małe Swornegacie :)
Małe te Swornegacie :) © dater

Za plecami wstaje słońce © dater

No przecież mówię, że za plecami :) © dater

Jezioro Charzykowskie © dater

Młyn też był po drodze © dater

Są i nie małe Swornegacie :) © dater

Słoneczko w plecy przygrzewa, robi się trochę cieplej. Ale i tak temperatura, której nie zaznałem na rowerze od długiego czasu. Trzeba będzie wyciągać długi, ciepły komplet!
Zimno jak widać © dater

Jeżdżenie po nowych drogach, po nieznanych terenach to ciekawa sprawa. Całkiem inne górki, las inaczej wygląda, inne też są asfalty, które też niespodziewanie… potrafią się skończyć :P Akurat robiłem sobie czwarty, mocny interwał… a tu zonk :)
Człeka droga czasami zaskakuje, gdy się asfalt kończy © dater

Ale co zrobić, zawracać kiedy śniadanie w hotelu czeka nie wypada. Poza tym, kto da gwarancję, że na innym odcinku nie zapomnieli także o wylewaniu asfaltu? :D Trudno, trzeba jechać!
Ale co robić, jechać trzeba :) © dater



  • DST 69.53km
  • Teren 65.00km
  • Czas 02:43
  • VAVG 25.59km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 185 ( 96%)
  • HRavg 170 ( 89%)
  • Kalorie 1719kcal
  • Podjazdy 1035m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy Szelment - czyli jak się wydostać z leja po bombie

Niedziela, 1 września 2013 · dodano: 02.09.2013 | Komentarze 5

Było ciężko, powiedziałbym bardzo ciężko. Od razu wpadłem w taki dół, wielki lej po wielkiej bombie, że rzadko mi się zdarza. I nie wiem o co się stało i o co w tym wszystkim chodzi :/
Zaczynając od początku/od rana/ od litery A/ czy jak to inaczej zwać…
Po drodze byłem pełen obaw, co do pogody. Lało za Białymstokiem po trasie niesamowicie. Rzęsiście i długo. Ale uzbrojony w wiarę w wykresy ICM miałem nadzieję, że to przejściowe. I na szczęście wiara nie okazała się wcale złudna, bo za Augustowem zaczęło się przecierać, a Suwałki przywitały nas słońcem i szybko pędzącymi z wiatrem chmurami. To właśnie wiatr, a nie deszcz, miał być bohaterem pogodowym tego dnia.
Start w tym roku w tym samym miejscu co meta… to znaczy prawie, bo kilkadziesiąt metrów niżej, pod Górą Jesionową. Po krótkiej rozgrzewce, rozpoznaniu pierwszego podjazdu pod Górę, przejechaniu dwóch pierwszych kilometrów i jednocześnie dwóch ostatnich przed finałowym podjazdem, ustawiam się na starcie. Sektor pierwszy oczywiście. Wszystko sprawnie. Słońce świeci, wiatr wieje i pokazuje, co potrafi. Temperatura nie za wysoka, optymalna tego dnia, ok. 18-stu stopni.
Tuż po 11-stej sędzia daje sygnał do startu. Jak to zwykle u mnie na początku jadę ostrożnie, żeby nie popaść w żadną aferę, odpuszczam te pierwsze metry. Od razu jest asfaltowy podjazd, zakręt w lewo. Wchodzę w niego gdzieś na końcu pierwszego sektora.
Start, pierwszy zakręt na asfalcie w lewo © dater

Dalej asfaltowy podjazd, przede mną Iza sczepia się kierownica z jakimś zawodnikiem, musze przyhamować i ich ominąć. Zaraz potem pierwsze zakręty na zjazdach, zaczyna się szutr, trzeba ostrożnie, bo jest ostro w prawo. Peleton się rozciąga, oglądam go w perspektywie następnego zakrętu w lewo. Jestem gdzieś około pięćdziesiątki. Trzymam się ogona, ale coś ciężko się jedzie. Nogi nie chcą kręcić, tętno wysokie. Z każdym kilometrem odczucia coraz gorsze. Oglądam się za siebie, jestem ostatni w pierwszej grupie. Czyli tu gdzie być powinienem niby, ale ciężko mi się utrzymać. Odpadam na trzy metry, dociskam, spawam, doskakuję zmęczony do koła. Znów odpadam… co jest?? Nie jestem w stanie jechać odpowiednio mocno, odchodzą mi zawodnicy, z którymi zwykle jeżdżę. Koło piątego kilometra myślę: to nie jest mój dzień :( I ostatecznie puszczam koło zostając z tyłu. Postanawiam jechać swoje, bo inaczej się dziś zajadę. Oglądam się, widzę kilkaset metrów za mną grupę. Jadę jakiś czas sam, jest naprawdę ciężko, bo wiatr przeszkadza, wieje bardzo mocno. Doganiają mnie, głownie Sprint: Paweł, Tadek, Tomek. Z Corrado jest Mariusz i Paweł, plus kilku jeszcze innych zawodników. Dołączam do nich i jedziemy razem, pracuje na przodzie głównie Paweł ze Sprintu. Staram się odpocząć i odzyskać siły. Po kilku kilometrach jest już lepiej. A około 15-stego zaczynam już jechać swoje. Siły wracają. Staram się wychodzić do przodu. Doganiamy poszczególne grupki, które odpadły od czuba. Zaczynam w odpowiednim tempie i z mocą brać podjazdy. Na zjazdach jest bardzo dobrze, bo też potrafię nadrobić. Technikę zjazdu w trudnym terenie poprawiłem, widać to na tym maratonie.
Około 30-tego kilometra widzę wreszcie grupę, którą miałem zamiar dogonić. Jest Izzy, Groszek i inne chłopaki ze Sprintu, Marcin z Bliskiej. Udaje nam się razem jechać. Doganiamy następnych. Jest Marcin z Corrado, Andrzej z BS, Michał z Peletonu i Michał ze Sprintu, który widząc mnie się śmieje: „jak tu jesteś to znaczy że dziś nie leżałeś :P”. Nooo, racja… :) Całą trasę przejeżdżam bez błędu, wypięcia czy upadku, dobrze technicznie. Jadę mocno, coraz lepiej się noga kręci.
Długi ten maraton. Garmin pika mi na 60-ty kilometr a jeszcze prawie dycha przed nami. Mniej więcej tutaj widzę na następnej górce… Saszę. No tego jeszcze nie grali w tym sezonie, albo nawet od dwóch. Żebym Saszę dognił, to musi być całkiem dobrze. Ale szybko go dochodzę i wiem, że coś jest nie tak. Rzucam „co się dzieje?”. "Bomba!" – krzyczy. Mijam go szybko i pędzę dalej. Trzyma się z tyłu w zasięgu wzroku, ale koła nie jest w stanie utrzymać. To nie był dla mnie aż tak dobry dzień, po prostu dla Saszy był jeszcze gorszy. Zaliczył bombę i najgorszy start w sezonie.
Tutaj już jadę sam, peletonik się porwał. Gdzieś z przodu widzę Marcinów z Corrado i Bliskiej, Tomek z Obstu też z przodu mocno pojechał z Andrzejem z BS. Na dojazdowy asfalt pod Jesionową wpadam ze stratą kilkudziesięciu metrów za Marcinem z Bliskiej. Pierwszy podjazd, powoli go dochodzę, ale zjazd robię jeszcze za nim. Zakręt w prawo i znów pod górę. Dociskam i biorę go. Następny jest Marcin z Corrado. Też go powoli dochodzę. Na ostatnim zakręcie w prawo przed drugim zjazdem wyprzedzam go po wewnętrznej. I zjeżdżam pierwszy, zaczynamy w tej kolejności ostatni podjazd. Nogi już ledwo kręcą, słyszę tuż za sobą Marcina. Dookoła doping, ludzie robią zdjęcia, krzyczą. Słyszę: „Adaś dawaj, dawaj!”, „Jeszcze trochę, ostatnie metry”. Widzę Alę po lewej cykająca zdjęcia. Tuż za sobą słyszę jak Marcin przyśpiesza i jest coraz bliżej. Kątem oka widzę jak mnie powoli bierze. Ja już nie jestem w stanie przyśpieszyć. Niestety przegrywam z nim ten finisz pod gorę. Później mi mówi: „postanowiłem tym razem nie odpuścić i choć raz wygrać na finiszu”. Udało mu się :)
Marcin właśnie mnie łyka na ostatnim podjeździe © dater

Ostatnie metry już sam cisnę © dater

Zaraz meta © dater

Ostatecznie nie wyszło źle. 34 miejsce Open, 7 miejsce w kategorii, 872 punkty do klasyfikacji zdobyte. Wynik, który w zeszłym sezonie byłby wynikiem najlepszym wśród wszystkich startów i brałbym go w ciemno. W tym roku, po naprawdę dobrze kilku pojechanych maratonach, pozostaje pewien niedosyt. Nie wiem, co się działo na początku, co nie zadziałało. Nie eksperymentowałem, wszystko standardowo: przygotowanie, żarcie, suple, rozgrzewka itd. A ruszyć na początku był problem :/ Dobrze, że się w porę obudziłem i wygramoliłem z tego leja :P


  • DST 15.50km
  • Czas 00:30
  • VAVG 31.00km/h
  • VMAX 44.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 153 ( 78%)
  • HRavg 131 ( 66%)
  • Kalorie 249kcal
  • Podjazdy 115m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

powrót z Mondello

Sobota, 24 sierpnia 2013 · dodano: 12.10.2013 | Komentarze 0

Ostatnie kilometry na Sycylii. Aż się wracać nie chciało :D

Na Palermo © dater


Ostatnie zdjęcie na Sycylii © dater


Wieczorem jeszcze ostatnie spotkanie, grillowanie nad morzem. Przepiękny zachód słońca.

Zatoka koło Isola delle Femmine © dater


Naprawdę było bosko © dater


Zachód słońca © dater


  • DST 45.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 22.50km/h
  • VMAX 59.20km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 170 ( 86%)
  • HRavg 130 ( 66%)
  • Kalorie 1000kcal
  • Podjazdy 920m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

W góry - San Martino della Scale

Sobota, 24 sierpnia 2013 · dodano: 12.10.2013 | Komentarze 0

San Martino della Scale
Ostatni dzień na Sycylii, ostatnie kilometry. Jadę tym razem na zachód w góry, przez Monreale do San Martino della Scale. Mieszka tam nasza znajoma, dzięki której tu jesteśmy i zapowiedziałem się w ostatni dzień na kawę :D
A więc wyruszam z domu przed 10-tą i Corso Calatafimi jadę na Monreale. Za Palermo droga zaczyna się piąć do góry, ale z umiarkowanym wzniosem wiedzie prosto do Monreale. Miejscowość jest pięknie położona na około 300-tu metrach npm.
Droga do Monreale © dater

Za mną Palermo © dater

Wjeżdzam do Monreale © dater

Główny plac w Monreale © dater

W Monreale w którymś momencie popełniam błąd i gubię się w wąskich uliczkach. Nie mogę dotrzeć do żadnej głównej drogi, jadę pod prąd, wchodzę po schodach… i ostatecznie trafiam na odpowiednią drogę :D
Wąskie uliczki miasta © dater

W których się gubię © dater

Plątanina niezła © dater

Fajne oksy :D © dater

Nad Monreale © dater

Widok nad Monreale © dater

Piękna dolina © dater

Palermo w oddali © dater

Dalej do góry © dater

Jadę dalej, droga się wije serpentynami coraz wyżej. W pewnym momencie przejeżdżam przez górski grzbiet i zjeżdżam, jak się okazuje, do centralnego placu San Martino. Nie za bardzo wiem, gdzie dalej jechać, wiec zatrzymuję się przy pomniku Jana Pawła II i dzwonię do Wioletty po instrukcje.
San Martino della Scale - pomnik Jana Pawła II © dater

Dojeżdżam ostatecznie do miejsca przeznaczenia i jak to na Sycylii wypijam przepyszną kawę w przemiłym towarzystwie :)
Widok na Palermo z 700 metró © dater

Zjeżdżam inną drogą, przez Boccadifalco do Mondello. Niestety u Wioletty pada mi Garmin i to tak, że nie daje się włączyć. Nie mam zapisu ani tej jazdy w dół, ani powrotu z Mondello.
Zjazd w dół © dater

W Mondello oczywiście plażowanie i chwytanie ostatniego sycylijskiego słońca.