Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dater z bazy wypadowej Czarna Białostocka. Przekręciłem na dwóch kołach 33225.50 kilometrów w tym 7698.22 w terenie. Kręcę z prędkością średnią 26.15 km/h i dociskam jeszcze bardziej :D
Więcej o mnie.

2014 button stats bikestats.pl 2013 2012 2011 2010 2009

Statystyki i osiągnięcia


Najdłuższy dystans: 342 km
Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m

Pogoda

+2
+
-3°
Czarna Bialostocka
Niedziela, 24
Poniedziałek + -3°
Wtorek + -5°
Środa + -2°
Czwartek + -2°
Piątek + -3°
Sobota + -3°

Linki


BTR2







hosting


Instagram

GPSies - Tracks for Vagabonds


Zalicz Gminę - Statystyka dla Dater


Opencaching PL - Statystyka dla Dater

Kontakt




Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dater.bikestats.pl

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2010

Dystans całkowity:1248.18 km (w terenie 109.51 km; 8.77%)
Czas w ruchu:43:46
Średnia prędkość:28.52 km/h
Maksymalna prędkość:61.50 km/h
Suma podjazdów:6630 m
Maks. tętno maksymalne:187 (95 %)
Maks. tętno średnie:168 (85 %)
Suma kalorii:26788 kcal
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:54.27 km i 1h 54m
Więcej statystyk

Apogeum...

Sobota, 17 lipca 2010 · dodano: 17.07.2010 | Komentarze 0

… temperatury, zmęczenia, zjechania.
Pomysł nie był głupi. Rano pojechałem do roboty. No a powrót… po co najprostszą i najkrótszą drogą?? Wrócę sobie do Czarnej przez Krynki :)
I tak też zrobiłem. Po porannej rundce do pracy, wysiedzeniu w niej do 13.30 wyruszyłem w drogę powrotną. Po drodze zaliczyłem Mistrala na Bema, bo zgubiłem w Mikołajkach zaślepkę na kierę (na moście oczywiście musiała odpaść, rzucać się za nią nie miałem zamiaru:))) Przy okazji mała regulacja przerzutki tylniej bo coś zaczęła wariować.
Z Bema wyruszam 13:40 i lecę na Supraśl. Jest gorąco… baaaardzo goraco. Dobrze że rower ma klimę w pakiecie standardowym. Gorzej jak trzeba stanąć, wtedy jakby człowiek w piekarniku albo jakiejś hucie był. Polar pokazuje 38 stopni, może trochę przesada, ale gorąco jest niemiłosiernie. Odczuwam to jako najgorętszy dzień tego lata. Jadę więc próbując robić jak najmniej przystanków. Do Supraśla ścieżką rowerową, dalej na Krynki. Z Supraśla droga tragiczna. Do tej pory tylko góralem ją pokonywałem, szosą to jednak inna bajka. Czuje się każda nierówność i chropowatość gruboziarnistego asfaltu, który tutaj leży. Przed Krynkami nie wytrzymuję już tego i zatrzymuje się na mały odpoczynek koło Silvarium. Posilam się, zdaję raport z trasy i jadę dalej. Stąd już asfalt trochę lepszej jakości, zaczynam odzyskiwać tempo i dobre samopoczucie. Tylko ten upał… Do tej pory od Supraśla był las i cień, trochę chłodniej. Teraz zaczyna się otwarty teren i słońce przypieka niemiłosiernie.
Z Krynek zaczyna się fajny, nowiuteńki asfalt pod granice. Droga przebiega dosłownie kilkadziesiąt metrów od słupów granicznych. W tym roku już tą trasę robiłem, ale w odwrotną stronę i góralem :)
Teraz znalazł się tam i Onix.

Onix na granicy - pod lasem słupy graniczne © dater


Stąd dalej na Jurowlany i Usnarz, cały czas wzdłuż granicy. Przepiękne tereny, cały czas górki, asfalt cały czas pierwszej jakości.

przygraniczne krajobrazy - okolice wsi Jurowlany © dater


Dalej Zubrzyca, Wojnowce (najwyższy punkt trasy 220mnpm, a w okolicy Góra Wojnowska 240 mnpm), Malawicze. I zaczynam mieć kryzys. Ta pogoda i temperatura naprawdę dobija. Czuje się zjechany na maksa. Popijam izotonika, wodę, odpoczywam chwilę w Bohonikach przy meczecie.

meczet w Bohonikach © dater


Dalej Kamionka i tam robię przy sklepie dłuższy popas. Woda na rozgrzany łeb, puszka coli, banan, żel energetyczny. Czuję się jakbym przejechał ze sto kilometrów więcej. Temperatura i słońce wykańcza organizm. Dalej ledwo pedałuję, ale posiłek zaczyna działać pozytywnie i przez Planteczkę, Lipinę do Straży już noga podaje żwawiej. Na DK19 mały nawet ruch, w końcu to sobota. Dojeżdżam do Czarnej, ale zjechany jestem masakrycznie. Powiem szczerze, ze po dzisiejszej setce czuję się gorzej niż po zeszłotygodniowej dwusetce. Po prostu zjechany na maksa… obiecuję sobie solennie, ze w taka temperaturę to już nie jeżdżę, pieprzę to… przecież to nie TdF ;)

Ślad GPS się urywa jakieś 2 km od domu... padła bateria.



BTW: dziś przekręciłem kilometry z zeszłego roku... teraz już z górki do docelowych 5-ciu tysięcy :D

  • DST 28.40km
  • Czas 00:56
  • VAVG 30.43km/h
  • VMAX 52.40km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 184 ( 93%)
  • HRavg 161 ( 82%)
  • Kalorie 609kcal
  • Podjazdy 165m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do roboty...

Sobota, 17 lipca 2010 · dodano: 17.07.2010 | Komentarze 0

... z rana. Początkowo miły chłód, szczególnie w lesie. Później przed Białym teperatura już szybko rosła. Bedzie dziś sauna...
Tym razem bez żadnych przykrych incydentów.

  • DST 30.40km
  • Czas 00:58
  • VAVG 31.45km/h
  • VMAX 55.20km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 178 ( 90%)
  • HRavg 159 ( 81%)
  • Kalorie 618kcal
  • Podjazdy 165m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rano na twardo...

Piątek, 16 lipca 2010 · dodano: 16.07.2010 | Komentarze 0

... ruszyłem na Osierodek. Dwa dni bez jeżdżenia (pogoda) sprawiły że miałem prawdziwy głód dociskania :) Wyruszam już przed 5 rano, pogoda piękna jest 20 stopni! Rzadko się zdarza, że o tej porze jest taka temperatura, więc cały krótki komplet mam na sobie. Jedzie się dobrze, noga podaje aż miło. Po rozgrzewce na SOT1 postanawiam sobie zejść poniżej 10 minut... i się udaje. 9:59,4 :))))
Powrót już spokojnie, rozjazdowo ostatnie 5 km.
SOT1: czas: 9:59, pr.śr.:34,3 km/h, HRAvg: 171

  • DST 24.00km
  • Czas 00:51
  • VAVG 28.24km/h
  • VMAX 47.40km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 163 ( 83%)
  • HRavg 143 ( 72%)
  • Kalorie 450kcal
  • Podjazdy 115m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazurski rozjazd

Wtorek, 13 lipca 2010 · dodano: 13.07.2010 | Komentarze 0

Miała być mała pętelka, ale mazurskie drogi nie są pierwszej katgorii i to co na mapie wygląda całkiem nieźle w rzeczywistości często jest albo brukiem albo szutrem. Tak też było i tym razem.
Budzę się 6:30, równo o siódmej jestem na rowerze. Plan: Baranowo, Faszcze, Jora, Prawdowo, Zełwągi. Wczesny ranek, ale temeratura już doskwiera, jest ok. 25 stopni. Jadę wiec na Baranowo, Faszcze i docieram do Jory Wielkiej. W prawo droga na Jorę Małą i Nowe Sady. Ale jest to kiepskiej jakości bruk, którego widzę jakieś 100 metrów w dół i zakręt w prawo. Hmm... strach jechać, bo nie wiadomo co dalej. Mijałem kilkadziesiąt metrów wcześniej leśnika na poboczu, zawracam więc do niego i pytam o stan drogi. Bruk jest ponoc tylko do jeziora, dalej szutrówka do Nowych Sadów. Nie ma sensu się pchać. Wracam więc i z następnj planowanej małej pętelki objazdowej po Mazurach wychodzi tylko jazda tam i z powrotem.

  • DST 104.85km
  • Czas 03:49
  • VAVG 27.47km/h
  • VMAX 54.60km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • HRmax 164 ( 83%)
  • HRavg 145 ( 73%)
  • Kalorie 2085kcal
  • Podjazdy 575m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po Mazurach

Poniedziałek, 12 lipca 2010 · dodano: 12.07.2010 | Komentarze 1

Dziś postanawiam dłuższą wycieczkę po Mazurach sobie zrobić. Żeby uniknąć największego, popołudniowego skwaru budzę się 5:30 i kwadrans po szóstej jestem już na rowerze. Na razie jest bosko, poranny chłodek, słońce jeszcze nisko. Jadę na Mrągowo i o 6:50 jestem już przy tablicy wjazdowej.

Mrągowo © dater


Przejeżdżam przez centrum, nie najlepiej się jedzie, bruk jest podłej jakości. Zawijam w prawo na deptak do jeziora, tam mały odpoczynek.

jezioro Czos w porannym słońcu © dater


Podziwiam przez chwilę uroki jeziora Czos w blasku porannego słońca. Na razie nie ma nawet najmniejszego wiaterku, tafla jeziora jest jak lustro.

odpoczynek nad jeziorem Czos Mragowie © dater


Dalej z Mrągowa wyjeżdżam droga na Kętrzyn, ale przed Szestnem odbijam w lewo, tak aby pojechać przez Świętą Lipkę. Po drodze mijam niesamowite krajobrazy, zatrzymuje się na górce nad jeziorem Juno w okolicach Kiersztanowa żeby pyknąć fotkę.

w drodze do Św. Lipki - jezioro Juno © dater


Tutaj trasa naprawdę jest urokliwa, dużo górek, jeziorka po każdej stronie. Jedzie się rewelacyjnie. Traktuję wyjazd rekreacyjnie, ale noga nadal podaje pozytywnie. Nie czuję w ogóle tych kilometrów zrobionych przez ostatnie dni. Może tylko trochę tyłek doskwiera i czuje te kilometry. Ale z nim sobie jakoś radzę :)
I tak podziwiając widoczki dojeżdżam do Św. Lipki.

Św. Lipka © dater


Sanktuarium jest w tej chwili remontowane, nie widać niestety jego uroku. Cała przednia elewacja kościoła jest w rusztowaniach i siatkach zabezpieczających. Byłem tu na szczęście kilka razy, więc nie tracę wiele.

Sanktuarium w Św. Lipce © dater


Ze Świętej Lipki jadę na Kętrzyn. Robi się coraz cieplej poza tym zaczyna się pokazywać wiaterek. W Kętrzynie jestem ok. 8:30. Zawijam do znajomych na ulicę Kwiatową. Szczeny im opadają, gdy mnie widzą. Nie bardzo mogą przetrawić fakt, ze przejechałem ponad 200 km na Mazury rowerem i dziś do nich zajechałem :) Posilam się i odpoczywam u nich chwilę, jadę dalej. Zajeżdżam na zamek w Kętrzynie, bo mimo że tyle razy tu byłem to na zamku nigdy.

zamek w Kętrzynie © dater


Z Kętrzyna wyjeżdżam drogą na Giżycko. Gdybym miał inne założenia na dzień dzisiejszy i trochę więcej czasu to pewnie zajechałbym i do Giżycka. Ale w Sterławkach Wielkich mam zamiar odbić na miejscowość Skop. Niestety okazuje się, że droga całkiem nieźle wyglądająca na mapie jest w rzeczywistości szutrem. Wracam więc kilkadziesiąt metrów i ze Sterławek jadę na Ryn. Tutaj jest masakryczne 9 km asfaltu. Najgorsza z możliwych nawierzchnia, taki grubo kamienisty asfalt poniemiecki. Trzyma się to dobrze, bo dziur w zasadzie nie ma, ale do jazdy szosówką się nie nadaje. Trzęsie niesamowicie, tak jak na bruku. A nawet gorzej bo częstotliwość drgań jest większa. Po kilometrze mam już dość, ale co zrobić, trzeba przeć do przodu. Dodatkowo wiatr się wzmaga i wieje od czoła. Tu średnia spada dramatycznie, jadę ledwo 20-22 km/h, na podjazdach ledwo kręcę. Tutaj już naprawdę opadają mnie siły i odechciewa się jazdy. Docieram do Rynu i robię odpoczynek nad jeziorem.

jezioro Ryńskie © dater


Łykam żel energetyczny, banana, batonik. Wyciągam się na ławce, żeby odzyskać trochę sił po tym ciężkim odcinku. Modlę się tylko żeby na Mikołajki droga już miała inną nawierzchnię. Na szczęście ma. Co prawda łata na łacie, ale i tak jedzie się o niebo lepiej niż na tym asfalcie z grubymi kamieniami. W Pszczółkach wylatuję na DK16 i stąd już jedzie się bajecznie. Odzyskuje siły i dojeżdżam do Mikołajek.

Mikołajki © dater


Jeszcze za Mikołajkami na Orlenie w Prawdowie robię ostatni odpoczynek. Uzupełniam płyny bo dwa bidony poszły w tym upale i przejeżdżam ostatnie kilometry do Zełwąg.
Wycieczka bardzo udana. Wróciłem przed największym upałem, teraz pisząc te słowa termometr w cieniu pokazuje 33 stopnie. Jutro powrót do domu. Miałem zamiar robić następną życiówkę na powrocie, ale jednak odpuszczę. Ma być jeszcze goręcej, powoli ten upał jest nie do wytrzymania…



  • DST 55.14km
  • Czas 01:46
  • VAVG 31.21km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 179 ( 91%)
  • HRavg 161 ( 82%)
  • Kalorie 1152kcal
  • Podjazdy 315m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zaczynam się wkręcać…

Niedziela, 11 lipca 2010 · dodano: 12.07.2010 | Komentarze 0

… na co raz wyższe obroty. Postanawiam wieczorkiem wyskoczyć na średnią rundę, tak około 50 km. Po wczorajszej życiówce obawiam się trochę zmęczenia. A tu pełne zaskoczenie, noga podaje aż miło, nie czuję żadnej ciężkości, wręcz bym powiedział że fantastycznie się kręci. Wyjeżdżam specjalnie później, bo w ciągu dnia żar się leje z nieba. Jest prawie 18:30, słońce jest już niżej i z dziennego ponad 30 stopni temperatura spada o kilka stopni. Jadę w kierunku na Baranowo, Kosewo i w Probarku skręcam w lewo na Piecki. Tereny przepiękne, jeziora, wzdłuż drogi drzewa które dają cień. Cały czas góra-dół-góra-dół i serpentynki. Jedzie się naprawdę świetnie. Nie wiem co jest z nogami, ale jestem w fazie jakiejś hiper-super-kompensacji :) Momentami jestem zdziwiony jak gładko idą podjazdy i jaką ciągła prędkość utrzymuję. Dojeżdżam do Piecek i stamtąd już na Uktę. Droga też przeważnie wśród drzew, cały czas dociskam a nogi odpowiadają pozytywnie. Przed Uktą na podjeździe mijam bikera z sakwami. Przeskakuję go w takim tempie jakby stał :)
Z Ukty na Mikołajki. Wczoraj jechałem tędy na zakończenie życiówki i wydawało mi się że naprawdę świetnie się jechało. Ale teraz… tak jakbym nie po górkach jechał. Cały prawie czas twarde przełożenia i tylko przeskakiwanie hopek. Tylko kilka największych i najdłuższych podjazdów wymaga ode mnie redukcji na małą tarczę z przodu. Z Mikołajek droga w pełnym, zachodzącym słońcu.



  • DST 17.70km
  • Czas 00:39
  • VAVG 27.23km/h
  • VMAX 42.20km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 162 ( 82%)
  • HRavg 144 ( 73%)
  • Kalorie 347kcal
  • Podjazdy 80m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd regeneracyjny

Niedziela, 11 lipca 2010 · dodano: 11.07.2010 | Komentarze 0

Po wczorajszej życiówce na Mazury poranny krótki rozjazd regeneracyjny. Z Zełwąg w kierunku na Mrągowo, ale w Baranowie odbijam na Faszcze. Stamtąd chcę przez Cimowo dojechać do Prawdowa i kończyć pętelkę w Zełwągach. Niestety od Faszcz droga sie psuje i przechodzi w szutrówkę. Więc z petli nici i zawracam tą samą drogą do Zełwąg.
Jechało się fajnie, jeszcze nie było upału. Nie czuję jakiegoś większego zmeczęczenia po wczorajszej trasówce.

  • DST 205.04km
  • Teren 3.00km
  • Czas 07:22
  • VAVG 27.83km/h
  • VMAX 55.40km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • HRmax 173 ( 88%)
  • HRavg 151 ( 77%)
  • Kalorie 4327kcal
  • Podjazdy 800m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Życiówka na Mazury

Sobota, 10 lipca 2010 · dodano: 11.07.2010 | Komentarze 5

Planem było powtórzenie zeszłorocznego wypadu na Mazury, ale tym razem szosą. Kierunek Zełwągi za Mikołajkami, ale oczywiście trasa odpowiednio zmodyfikowana pod asfalt. W tamtym roku Oxy doskonale sobie poradził na trasie ok. 160 km, w tym szosowo wychodzi ponad 200 km. I o to chodzi, przekroczyć granice dwusetki :)
Oczywiście tak jak i w tamtym roku cała rodzinka wybiera się samochodem: moje dziewczyny i szwagry. Przygotowanie ekwipunku następuje więc dzień wcześniej. Rano oczywiście jak to już mam w zwyczaju, budzi mnie mój wewnętrzny budzik… o 4:50. Jeszcze trochę się walam i 5:30 wstaję. Śniadanko, ładowanie samochodu dla dziewczyn i wyruszam 6:45, wcześniej niż zakładałem. Od rana już spiekota, słońce pełnym niebem, jest już ponad 20 stopni. Założenie jest dojechać, wiem że będzie ciężko. Największy jak do tej pory dystans, plus spiekota, plus szosa, którą nie miałem jeszcze okazji pomykać na tak długich dystansach. Więc nie dociskam, staram się równo rozłożyć siły.
Wsiadając na rower jestem trochę obolały po czwartkowej wywrotce, boję się też że ból zacznie się odzywać na trasie. Ale wsiadając na rower wszystko mija jak ręką odjął. Jest dobrze :)
Jadę przez Czarną Wieś na Jezierzysk. Stamtąd jedyny odcinek terenowy – szutrówka przez Osierodek do Sitkowa. Jest to alternatywa dla bujania się prawie dwa kilometry po kocich łbach, czego nie nawidzę. Wolę pobujać się trzy kilometry szutrówą i wychodzi mi to na dobre. Nie jest tak źle jakby się wydawało, uważam na zjazdach żeby nie przedobrzyć i odcinek terenowy mijam gładko.
Dalej do Janowa i na Suchowolę. Tam w parku pierwszy odpoczynek, mały popas.

pierwszy odpoczynek - w parku w Suchowoli © dater


Dalej na Goniądz. Tuż za Suchowolą znaki, że droga ślepa, remont mostu czy coś takiego i objazd bokiem. Ale myślę sobie, że rowerem to pewnie bez bólu przeskoczę. Utwierdza mnie w tym przekonaniu lokales, który twierdzi, że dla roweru to żadna przeszkoda. Więc prę dalej. Docieram do mostu, rzeczywiście w nie najlepszym stanie. Ale przejezdny więc zadowolony z siebie jadę dalej, aż za zakrętem kilkadziesiąt metrów dalej widzę coś takiego:

zamiast mostu łacha piachu za Suchowolą © dater


Przedzieram się przez ten piach i z góry widzę… kilkumetrowy wykop w którym siedzi koparka i kilku gości którzy też sobie spokojnie siedzą.
- Panowie, przeskoczę tu jakoś rowerem???
- Jak się dobrze rozpędzisz to przeskoczysz… hehehe :) - brech wypełnia cały wykop.
Wykop na całą szerokość więc już mi zagląda widmo powrotu dobre kilka kilometrów z powrotem. Ale na szczęście Panowie wskazują mi, że kilkadziesiąt metrów z tyłu jest grobla i obejście tego miejsca. Więc cofam się trochę i robię przełaj około kilometra. Ale szczęśliwie omijam wykop i wylatuję na Goniądz.

Goniądz © dater


Postanawiam wdrapać się pod górkę do Goniądza, ale nic ciekawego w centrum nie ma.

w centrum Goniądza © dater


Z Goniądza na Osowiec i stamtąd na Szczuczyn. Z Osowca najgorszy kawałek asfaltu na trasie. Łata na łacie, trzęsie niesamowicie, dupa boli. Trzeci raz jadę tą trasą, co ciekawe za każdym razem inaczej docieram do Szczuczyna. Pierwszym razem z RB Teamem na Śniardwy było terenowo i ciężko bo brukami. Drugim razem obrałem inną, lepszą drogę, ale na szosówke też nie za bardzo. Tym razem oczywiście asfalt, dłużej ale z założenia lepiej. Trochę na okrągło, ale rzeczywiście z Klimaszówki już całkiem niezły asfalt. W Radziłowie mijam mniej więcej półmetek wyprawy.

Radziłów - połowa trasy za mną © dater


Dalej przez Wąsosz do Szczuczyna. Tam robię dłuższą przerwę, posiłek. Kebab popijany piwkiem. Siedzę sobie dobrą prawie godzinkę odpoczywając… trochę przesadzam, ciężko jest ruszyć. I od Szczuczyna już naprawdę ciężko się jedzie. Jednak posiłek na trasie powinien być mało obfity i strawiony. Do Białej Piskiej mam kryzys. Tam robię znów popas. Kładę się pod drzewem w parku i odpoczywam, ucinam sobie nawet 10-minutową drzemkę.

Biała Piska - odpoczynek w parku © dater


Do Pisza jedzie się już lepiej, chociaż krajobraz się już zmienia. Coraz więcej górek, na szczęście dla bikera za każdym podjazdem jest z górki :) … z reguły. W Piszu następna przerwa. Upał doskwiera niesamowicie, trzeba się chować w cieniu. Uzupełniam płyny… na koniec podliczyłem że połknąłem w różnej postaci w czasie tej trasy ok. 5 litrów. Z Pisza już idzie całkiem dobrze. Okazuje się jednak, ze mam dziś niesamowite szczęście do remontowanych mostów. Za Piszem znów znaki objazd, zakaz wjazdu, remont mostu w Rucianej Nidzie.. No ale jeśli za pierwszym razem się jakoś udało to dlaczego za drugim ma się nie udać. Jadę więc… jestem Panem drogi. Ta trasa zwykle jest nieźle zapełniona, a tu ledwo kilka samochodów mnie mija. No i dojeżdżam do Rucianego. Na samym wjeździe na kanale rzeczywiście remont… most w zasadzie rozmontowany. Ehhh… patrzę na gpsa, obok idzie linia kolejowa i widać most nad kanałem. Odbija więc w lewo i trafiam na most. Z buta… a w spd z buta to oznacza męczarnie. Szczególnie po łupanych kamieniach po nasypie kolejowym… masakra. Więc daję z buta dobry kilometr, przekraczam most i jeszcze zawijam, żeby popatrzeć na remont, który wygląda tak:

Ruciane Nida - remont mostu © dater


W Rucianym robię znów mały odpoczynek i ruszam na Mikołajki. Tu już jedzie się całkiem nieźle, szczególnie że droga leśna więc cień i można trochę odsapnąć od słońca i upału. Widzę, że zostało ledwo 20 kilometrów i czuję się naprawdę dobrze wiec zaczynam dociskać. Małe górki z blatu na stójce, odrabiam straty w prędkości średniej. Tutaj do Mikołajek robię chyba najlepszą średnią na całej trasie.

Mikołajki - prawie u celu © dater


Z Mikołajek zostaje mi już tylko sześć kilometrów, przemyka niesamowicie szybko. Do Zełwąg docieram punkt godzina 17. Godzinę później niż zakładałem. GPS zlicza mi 3 godziny postojów, ale w tym upale inaczej się nie dało, odpoczynek w cieniu musiał być. Ale docieram, życiówkę poprawiam i jestem szczęśliwy jak mały chłopczyk :)

Zełwągi © dater


Polara coś muszę wyskalować pod koło Onix’a bo różnica ponad 3 km wyszła w zliczeniu trasy.

życiówka zrobiona - 205 km :) © dater




  • DST 82.00km
  • Czas 02:55
  • VAVG 28.11km/h
  • VMAX 53.60km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • HRmax 187 ( 95%)
  • HRavg 162 ( 82%)
  • Kalorie 1967kcal
  • Podjazdy 560m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwsza krew

Czwartek, 8 lipca 2010 · dodano: 08.07.2010 | Komentarze 0

Plan na dzień dzisiejszy był prosty: rano do roboty, a z roboty powrót na około przez Supraśl i Krynki. Razem dobre ponad 100 km Ale plan szybko uległ zmianie... bo polała się pierwsza krew. Szosa to jednak narowiste bydlę i trzeba się uczyć pokory. Dziś otrzymałem pierwsza, szybką lekcję. Jakieś pięć kilometrów za Czarną, na zjeździe, na prostej drodze wyciąłem niesamowity numer. Sekwencji dokładnie nie pamiętam, to wszystko trwało sekundę. Mam zjazd, prościutki odcinek... niestety nawierzchnia nie najlepsza. Nie patrzyłem wystarczająco do przodu, przy ok 40 km/h zmieniam uchwyt z górnego na dolny i w tym samym momencie koło wpada mi w podłużne pękniecie nawierzchni. Przednie koło ucieka na prawo, poza asfalt. Pech chciał że w tym momencie nie ma pobocza, asfaltu nalane kilka warstw i uskok dobre 20 cm. Koło ześlizguje się i cały rower kładzie się na lewa stronę, a ja razem z nim. Całe szczęście akurat droga była pusta... mogło się to źle skończyć. Kładę się więc z Onix'em na szosę i sunę tak z dobre pięć metrów zanim wytracam szybkość. Wow... Adrenalina uderza do łba, zbieram się szybko na pobocze. Pierwszy ogląd sytuacji: obdarte kolano, łokieć, biodro boli pod spodenkami obite. Spodenki też nie najlepiej wyglądają. Koszulka obdarta na ramieniu, przetarty lewy but. Rower cały, tylko drobne uszkodzenia: przetarta owijka, manetka, zacisk tylnego koła no i lewy pedał. Cholera jasna... kapeć. Po raz pierwszy w życiu łapię na rowerze gumę i zabieram się do wymiany dętki. Trochę to nieporadnie idzie jak na pierwszy raz, ale daje rade. Obolały wsiadam i sprawdzam czy wszystko gra... na szczęście żadnych poważnych uszkodzeń nie ma.
Jadę więc w dalszą drogę. I taka mam pierwszą naukę pokory. Dobrze że teraz, na samym początku. Dobrze że bez większych strat i kończy się to wszystko w miarę dobrze. Wiem już jak boli asfalt i jego szlifowanie :)
Po drodze w Wasilkowie zajeżdżam na stację przemyć rany, a obsługa daje mi coś do dezynfekcji. Do roboty dojeżdżam w 55 minut.
Po robocie najpierw do Peletonu - pochwalić się Jackowi obiecałem. Samo cmokanie... Oglądamy rower i uszkodzenia doświadczonym okiem. Dokupuję kilka rzeczy. Opona przednia nie wygląda najlepiej. Jacek radzi mi zajechać jednak do Darka do Mistrala żeby na to wszystko popatrzył. No więc jeszcze runda na Bema. Darek... mina wykrzywiona na to wszystko... no comments. Trzy dni i rower wygląda jak weteran :) Podejmujemy decyzję wymiany opony, jednak nie wygląda najlepiej. Plus cały przegląd na wszelki wypadek robimy.
Późno jest, ale wyjeżdżam na kierunek Supraśl... i łapię druga gumę. Nagle psssi... i przód siedzi. Nowa opona... co za cholera. Tak jakby po prostu pękła. No więc drugi raz w życiu i drugi raz tego samego dnia zmieniam dętkę :) Co za dzień. Ale dojeżdżam do Supraśla. Jestem jednak trochę obolały i już ostro spóźniony. Postanawiam, że jednak nie ma sensu na Krynki jechać, zjeżdżam więc nad Zalew żeby trochę odpocząć i zebrać siły. Tam robię małą sesję fotograficzną dla Onix'a :)

Onix nad Zalewem w Supraślu © dater


A jedna dobra duszyczka robi też kilka zdjęć dla mnie :)

Supraśl - nad zalewem © dater


No więc postanawiam jednak wracać przez Nowodworce i Wasilków do Czarnej. Trochę obolały ale szczęśliwy podziwiam widoki, które przede mną się rozpościerają. Naprawdę cuda natury zapierają dech w piersiach ;)

W domu Oliwka widząc moje "kuki" zadaje tysiące pytań... i to cały czas tych samych :)

  • DST 39.20km
  • Czas 01:18
  • VAVG 30.15km/h
  • VMAX 55.70km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 184 ( 93%)
  • HRavg 168 ( 85%)
  • Kalorie 922kcal
  • Podjazdy 240m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwsza szosa

Środa, 7 lipca 2010 · dodano: 08.07.2010 | Komentarze 2

Dziś nadszedł ten dzień… pierwsza jazda szosowa nowym pomykaczem. Wczoraj rower odebrany, oczywiście chciało się pojeździć, ale pogoda nie dopisała. Do południa było pięknie. Dostałem telefon, że rower do odebrania, ledwo udało się przykręcić bloki i zapiąć - to już lunęło. I tak aż do nocy. Także był czas na zamontowanie wszystkich akcesoriów i przygotowanie się psychiczne do jazdy. A także czas na podziwianie cudeńka :)


Uploaded with ImageShack.us

Rano obudziłem się o… 3:51!!! Chyba ekscytacja w mojej głowie wzięła górę nad snem, obudziłem się, spojrzałem na zegarek, zobaczyłem godzinę… No lekka przesada tak wstawać, ciężko było jeszcze zasnąć, ale się udało. Budzik zadzwonił 4:30. Wyskoczyłem jak z procy, szybkie ubieranie i 4:50 jestem już w siodle. Pogoda „ciężka”, mokro, ciemne chmury. Grozi deszcz, no ale przecież pierwszej jazdy nie odpuszczę :) Jadę traską na Osierodek i powrotem. Pierwsze wrażenia…
Wcale nie jest aż tak lekko i szybko. Jednak żeby utrzymać prędkość powyżej 35 to trzeba się namachać. Nie dociskam, próbuję wyczuć rowerek i patrzę że prędkości powyżej 30 tak łatwo same nie przychodzą. Tętno jest wysokie i łatwo się nie kręci.
Drugie wrażenie: amortyzacja i kompensacja drgań. Jest dobrze. Bałem się sztywności a tu zaskoczenie. Rower naprawdę doskonale kompensuje nierówności drogi. Czuć i słychać, że wszystko się trzęsie, ale jakoś nie przenosi się to na ciało. Mam odcinki asfaltu popękane w „pajęczynkę”. Myślałem że będzie tragicznie na takim podłożu… jest nieźle. Można jechać.
Trzecie wrażenie: ciasne zestopniowanie biegów. Non stop trzeba nasuwać manetkami, góra-dół-góra-dół. Niewielka różnica pomiędzy pojedynczymi biegami, zmiany są bardzo częste. W drodze powrotnej dopiero wyczuwam odpowiedni rytm i kadencję do pokonywania wzniesień. Tutaj nie da się na „twardo jechać” (tzn. da się, ale o wiele lepiej jedzie się na miękko z większą kadencją).
Wrażenie czwarte: bólu nie ma :) Bałem się o tyłek, kręgosłup. A tu w zasadzie nic, zero dyskomfortu czy jakiejś przysłowiowej „męki”. To co najbardziej boli, to policzki dłoni.
No i z tymi wrażeniami, pogłębiającymi się z każdym kilometrem, robię tych kilometrów prawie czterdzieści. Odcinki testowe tak sobie, myślałem że bez większego wysiłku da się tu wycisnąć czasy o wiele lepsze od terenówki. A tu puls wysoki i czas nie rewelacyjny. A więc łatwo nie ma, też dociskać trzeba :)
Wracając z Osierodka skręcam jeszcze na Agromę, tak żeby zaliczyć lepszy asfalt i dorobić kilometry. Jest naprawdę miło, podoba mi się takie pomykanie.
Zaczyna się era połykacza szos :)
SOT1: czas: 10:50, pr.śr.: 30,9 km/h, HRAvg: 177
SOT2: czas: 8:42, pr.śr.: 29,3 km/h, HRAvg: 174