Info

Więcej o mnie.
Statystyki i osiągnięcia
Najdłuższy dystans: 342 km Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m
Podsumowania wydarzeń
Calpe - zgrupka marzec 2014
Sycylia - sierpień 2013
Polańczyk - lipiec 2013
Calpe - zgrupka marzec 2013
Opatija - czerwiec 2010
sezon 2013
sezon 2012 sezon 2011
sezon 2010
Moje rowery
Pogoda
Poniedziałek | +2° | -3° | |
Wtorek | +3° | -5° | |
Środa | +4° | -2° | |
Czwartek | +5° | -2° | |
Piątek | +4° | -3° | |
Sobota | +4° | -3° |
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2014, Wrzesień18 - 5
- 2014, Sierpień21 - 1
- 2014, Lipiec26 - 5
- 2014, Czerwiec26 - 0
- 2014, Maj24 - 4
- 2014, Kwiecień25 - 9
- 2014, Marzec24 - 15
- 2014, Luty4 - 6
- 2014, Styczeń4 - 9
- 2013, Grudzień7 - 14
- 2013, Listopad6 - 12
- 2013, Październik16 - 5
- 2013, Wrzesień23 - 14
- 2013, Sierpień25 - 5
- 2013, Lipiec25 - 3
- 2013, Czerwiec27 - 11
- 2013, Maj26 - 9
- 2013, Kwiecień22 - 20
- 2013, Marzec13 - 24
- 2013, Luty5 - 7
- 2013, Styczeń3 - 4
- 2012, Grudzień7 - 10
- 2012, Listopad5 - 1
- 2012, Październik5 - 1
- 2012, Wrzesień15 - 5
- 2012, Sierpień18 - 11
- 2012, Lipiec22 - 9
- 2012, Czerwiec24 - 8
- 2012, Maj25 - 9
- 2012, Kwiecień14 - 3
- 2012, Marzec4 - 2
- 2012, Styczeń2 - 0
- 2011, Październik4 - 0
- 2011, Wrzesień9 - 0
- 2011, Sierpień12 - 1
- 2011, Lipiec17 - 2
- 2011, Czerwiec17 - 2
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień12 - 0
- 2011, Marzec9 - 3
- 2011, Luty1 - 0
- 2011, Styczeń2 - 3
- 2010, Grudzień1 - 0
- 2010, Październik12 - 1
- 2010, Wrzesień14 - 9
- 2010, Sierpień24 - 3
- 2010, Lipiec23 - 8
- 2010, Czerwiec18 - 17
- 2010, Maj21 - 6
- 2010, Kwiecień12 - 1
- 2010, Marzec2 - 0
- 2010, Styczeń1 - 0
- 2009, Listopad1 - 0
- 2009, Październik1 - 0
- 2009, Wrzesień10 - 4
- 2009, Sierpień23 - 5
- 2009, Lipiec24 - 1
- 2009, Czerwiec16 - 0
- 2009, Maj15 - 0
- 2009, Kwiecień11 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
GPS
Dystans całkowity: | 19577.03 km (w terenie 5278.92 km; 26.96%) |
Czas w ruchu: | 753:18 |
Średnia prędkość: | 25.99 km/h |
Maksymalna prędkość: | 186.00 km/h |
Suma podjazdów: | 151501 m |
Maks. tętno maksymalne: | 196 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 234 (119 %) |
Suma kalorii: | 467167 kcal |
Liczba aktywności: | 305 |
Średnio na aktywność: | 64.19 km i 2h 28m |
Więcej statystyk |
- DST 68.60km
- Teren 62.00km
- Czas 03:08
- VAVG 21.89km/h
- VMAX 41.20km/h
- Temperatura 8.0°C
- HRmax 190 ( 96%)
- HRavg 174 ( 88%)
- Kalorie 2224kcal
- Podjazdy 425m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton Kresowy w Białymstoku
Wtorek, 3 maja 2011 · dodano: 07.05.2011 | Komentarze 0
Po krótkim rozjeździe, zbiórce teamu, ustawiamy się na mecie.
na starcie© dater
Zaraz po 11-stej peleton rusza. Sasza oczywiście wyrywa do przodu. Mimo startu za policja i przejazdu honorowego przez miasto nad stawy, gdzie będzie start ostry, peleton rwie się od razu i mocni z przodu cisną jak wariaci. Na Dojlidy wpadamy w kilku grupach, ja w drugiej. W pierwszej gdzieś z przodu jest Sasza, ze mną Adam, reszta gdzieś z tyłu.
Początek to trochę szutru, trochę asfaltu. Gdzieś od razu gubię Adama i trzymam się jednej grupy. Jedzie się całkiem nieźle, tylko tętno wariuje. Trasa oznaczona rewelacyjnie, peleton gdzieś z przodu, Saszę trudno będzie dojść.
Gdzieś na samym początku, koło Henrykowa na jakimś zakręcie piaszczystym nie wyrabiam się, mam problem, stopa wyrywa z bloku, zawahanie, uderzenie i krzywię osłonkę korby przy okazji tracąc, jak się okazuje, najmniejszą zębatkę w przełożeniu z przodu. Wszystkie górki, na szczęście na tej trasie niewielkie, pokonywać musiałem od tej chwili na średnim przednim przełożeniu.
Za Żednią zaczynają się górki którymi straszono i musze powiedzieć, że są całkiem ciekawe. Aczkolwiek najmniejszego przełożenia z przodu mi nie brakuje :)
Gdzieś od 30-go kilometra jadę z Andrzejem z Peletonu, gadamy trochę, tasujemy się na podjazdach i dopingujemy. Ok. 45-go kilometra doganiam Saszę. Ma problem z nogą, ścięgna pod kolanem bolą i widać że cierpi. Zaczynamy jechać razem, odpuszczając Andrzeja. Ciągnę Saszkę przez następne 15-20 kilometrów, spokojnie, ale udaje nam się jeszcze wyprzedzać. Gdzieś pod Henrykowem, na asfalcie Sasza odpuszcza, każe mi jechać swoim tempem, jest niedaleko do mety, dojedzie, da radę. Więc wrzucam wyższy bieg, dociskam i zaczynam ciągnąc grupę, która chwile wcześniej nas wyprzedza. Ostanie kilometry to grobla nad stawami… oj wytrzęsło i skatowało dupę niemiłosiernie. Nie oddaję prowadzenia w grupie do końca i wpadam z niej pierwszy na metę.

na mecie© dater
Trzy minuty po mnie wpada Saszka.

Sasza na mecie© dater
Utyka na nogę, jednak kolano i wiązadła dają znać o sobie. Robimy sobie zdjęcie na mecie.

RBT na mecie© dater
Maraton wbrew pozorom i zapowiedziom ciężki. Miał być lajt na początek sezonu, ale trasa zaskoczyła. Trochę krótkich, ale ostrych górek, był piach, było błoto, były straty w sprzęcie.

straty© dater
Pół godziny po nas na mecie jest Adam. Reszty już nie oczekujemy szybko. Okazuje się potem, że są dobrą godzinę po nas. Misiek nie kończy, siada mu kolano, wycofuje się i wraca szosą. Kacper z Piotrem wpadają na metę razem, Czarek za nimi.

Adam na mecie© dater
Pierwszy start RBT w miarę udany. Jeden z nas nie zakończył, chociaż miałem obawy że reszta bez treningów też będzie miała problem. Nikt nie był ostatni – nawet Czaro poszukujący krzaczków po trasie ;)
Wyniki:
Ja (300) – czas: 3:07:57, miejsce open: 77/177, miejsce kat. Elita: 36/85, rating open: 78,75%
Sasza (301) – czas: 3:10:20, miejsce open: 85/177, miejsce kat. Elita: 39/85, rating open: 77,77%
Adam: (306) - czas: 3:34:03, miejsce open: 123/177, miejsce kat. Masters: 25/39, rating open: 69,15%
Kacper (302) - czas: 4:19:22, miejsce open: 165/177, miejsce kat. Elita: 81/85, rating open: 57,07%
Moki (308) - czas: 4:19:22, miejsce open: 166/177, miejsce kat. Masters: 36/39, rating open: 57,07%
Czaro (307) - czas: 4:35:57, miejsce open: 171/177, miejsce kat. Masters: 37/39, rating open: 53,64%
Misiek (309) - DNF
Kategoria ! > 050 km, Foto, GPS, Oxy w terenie, BLU Team Refleks, Zawody
- DST 72.90km
- Teren 42.00km
- Czas 03:19
- VAVG 21.98km/h
- VMAX 46.40km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 187 ( 95%)
- HRavg 156 ( 79%)
- Kalorie 1936kcal
- Podjazdy 410m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Objazd trasy Maratonu Kresowego w Białymstoku
Sobota, 23 kwietnia 2011 · dodano: 24.04.2011 | Komentarze 0
Postanawiamy w sobotę wielkanocną zrobić traskę MK, który odbędzie się w przyszłym tygodniu w Białymstoku. Umawiamy się Bike Team’em, ale nie za dużo nas staje pod firmą. Jestem Ja, Sasza, jego sąsiad Krzysztof i Adaś, do którego dobijamy nad stawami w Dojlidach. Tam ma być start ostry. Rano wbijam całą trasę bardzo dokładnie z mapki do Garmina, ale uruchamiając ją nad stawami urządzenie twierdzi, ze prowadzi po max 50 punktach! I całą trasę szlag trafił. Rzeczywiście trasa pokręcona więc zaplanowanie wymagało godziny klikania w Map Source a teraz sprzęt mi twierdzi ze ma moje dokładne planowanie w du… Grrr… No cóż jedziemy więc według mapy papierowej, a nie jest to łatwe. Może trasą maratonu tak w zasadzie przejechaliśmy 50% trasy, a może i mniej. Nie jest łatwo trafiać w trasę posługując się co chwila papierem w skali mikro :(Jedziemy więc w stronę Żedni klucząc cały czas i robiąc przystanki patrząc na mapę i nawigację, żeby określić gdzie jesteśmy i gdzie jechać. Ciepło, ale pogoda rozmija się z prognozami i oczekiwaniami. Miała być piękna , ale chodzą ciężkie chmury i straszą deszczem. Na szczęście deszcz nie robi nam niespodzianki, ale słoneczka też nie widać. Za Żednią wjeżdżamy według zapowiedzi organizatorów na górki, ale pewnie się gubimy, bo nic specjalnego jeśli chodzi o przewyższenia nie znajdujemy. Sasza cały czas z nosem w mapie :)

Sasza czy ta mapę© dater
Wracamy w stronę Białego. Oczywiście gubimy drogę i jedziemy jakimiś dziwnymi duktami, na pewno gdzieś obok trasy.

za Żednią© dater
Krzysztof, sąsiad Szaszki ma kryzys i jednak postanawiamy skrócić trasę. Zamiast przez Tatarowce i Bobrową wracamy tą sama trasą, która jechaliśmy. Adaś w którymś momencie pędzi do przodu, nie czekając na nas. Oczywiście jego wewnętrzny GPS gubi trasę i jak się okazuje później wylatuje w Zabłudowie :) No to nadrobił kilka kilometrów. My żegnamy się w Sobolewie, ja uderzam na Grabówkę, chłopaki jadą z powrotem drogą na Dojlidy.
Fajna traska, płaska, nie zaliczona do końca, więc ciężko coś ocenić. Na początku dużo piachu, jak za tydzień będzie sucho to te piachy na początku mogą pokonać. Później pod Żednią kilka piaskowych dość ciężkich podjazdów i zjazdów, na jednym mało nie fiknąłem :) Za Żednią rzeczywiście kilka górek, ale nie wymagających (chyba że to nie te z trasy). No i powrót o którym nic nie można powiedzieć.
Kategoria ! > 050 km, Foto, GPS, Oxy w terenie, BLU Team Refleks, Trening
- DST 106.20km
- Teren 4.00km
- Czas 03:36
- VAVG 29.50km/h
- VMAX 52.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- HRmax 195 ( 99%)
- HRavg 178 ( 90%)
- Kalorie 2569kcal
- Podjazdy 440m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Z biegiem Narwi
Sobota, 16 kwietnia 2011 · dodano: 19.04.2011 | Komentarze 0
Sobota, piękna pogoda, nowe oponki na szosie :D Jestem umówiony z Saszką na trasę i nie zawaham się ich użyć :))
nowe oponki :D© dater

Onix w nowym wydaniu© dater
Najpierw krótka rozjazdówka od rodziców do firmy. Tam spotkanie z Saszą, kawka, chwila gadania o zeszło dniowej imprezie, fotka…

pod firmą© dater
… i wyruszamy zgodnie z planem o 10. Plan jest prosty: lecimy na południe zbadać asfalty. Jak się okazuje po drodze cały czas towarzyszą nam rozlewiska Narwi i stąd tytuł wpisu :D
A więc azymut południe: Juchnowiec, Biele, Czerewki, Doktorce. Jedzie się całkiem nieźle, mimo kilku odcinków remontowanych, bo z wiatrem. Średnia do Doktorc – 34 km/h. Wow :)) Dalej nie jest tak dobrze, bo zmieniamy kierunek i wiatr się wzmaga – akurat naprzeciw nam. Dookoła piękne widoki, słońce, wiosna, rozlewiska…

rozlewisko Narwii w pobliżu Doktorc© dater
Do Suraża pusto, fajny całkiem asfalt, ale już wiatr zaczyna przeszkadzać. Nie ma na pewno zeszłotygodniowej wichury, ale ciężko jechać trzydziestką. W Surażu mały odpoczynek na moście z batonikiem :)

na moście w Surażu© dater
Dalej na Łapy, trochę bokiem i w Płonce Kościelnej skręcamy w lewo. To błąd, na mapie wygląda wszystko ok., ale okazuje się że tu mamy kilka odcinków rodem z Paris – Roubaix. Jak ci goście tam dociskają, to nie potrafimy zrozumieć. Trochę bruków, trochę szutru, ciężko się jedzie, ostatecznie wyskakujemy pod Sokołami i tam skręcamy w prawo już na Białystok. Tu ruch samochodów zaczyna przeszkadzać, ale mamy z wiatrem więc znów odrabiamy średnią. Na moście ponownie odpoczynek i podziwiamy wiosenne rozlewiska Narwi.

Narew z mostu w Bokinach© dater
Stąd znów zaczyna się dramat i mój kryzys, jak ostatnio w trasie z Bobrownik. Jednak z formą jestem jeszcze w czarnej du…, Sasza urywa mnie na każdym podjeździe. Zaczynam trochę analizować to co się dzieje i dochodzę do wniosku, że powinienem jednak badania wysiłkowe z wyznaczeniem progów i stref zrobić. Ewidentnie średnie HR wychodzi mi za wysokie w stosunku do tego co mi się „wydawało”. Jeśli próg LT do tej pory wyznaczałem doświadczalnie na 176, a moja średnia z ostatnich dwóch godzin jazdy jest 178 to na pewno coś jest nie tak. Nie dałbym rady grzać powyżej progu przez dwie godziny. Wychodzi na to, że LT mam wyżej, a więc i w złych strefach trenowałem do tej pory. Może stąd moje problemy i aktualny brak formy, bo tak to sobie odczytuje.
No ale jakoś docieram do Białego, Sasza odpuszcza, wiezie mnie trochę na kole. Docieramy do firmy. Tam znów kawka, trochę odpoczynku i spokojny powrót do rodziców.
Traska świetna, piękna, i zadowalająca. Asfalty całkiem, gdyby nie „skucha” za Płonką to można by było dać za jakość trasy 7/10. Myślę, ze z drobnymi modyfikacjami jeszcze nie raz się w tamtym kierunku wybierzemy.
Kategoria ! > 100 km, Foto, GPS, Onix na szosie, BLU Team Refleks, Trening
- DST 31.90km
- Teren 29.40km
- Czas 01:27
- VAVG 22.00km/h
- VMAX 46.80km/h
- Temperatura 12.0°C
- HRmax 176 ( 89%)
- HRavg 156 ( 79%)
- Kalorie 875kcal
- Podjazdy 200m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Historia pewnej trasy
Sobota, 30 października 2010 · dodano: 31.10.2010 | Komentarze 0
Jako że pogoda przepiękna postanowiłem wskoczyć na Oxygen'a i zobaczyć las w tych urokliwych okolicznościach przyrody. Pomyślałem, że wezmę aparat i pofocę sobie moją terenową traskę testową na Osierodek i Podłubiankę. Wyszła z tego fotorelacja z pięknie ubranej w jesienne barwy trasy, która pokonuję zwykle w szybkim tempie nie zatrzymując się i nie mając czasu na jej podziwianie.Wyruszam ok. 12.20, temperatura ok. 14 stopni, piękne słońce, lekki wiaterek. Wyjeżdżam z Czarnej ulicą Marszałkowską i wpadam do lasu.

pierwsze kilometry© dater
Jako, że się wcale nie śpieszyłem robiłem różne fotki i się generalnie bawiłem. Z całej wycieczki przywiozłem 155 zdjęć :)

jesiennie© dater
Pierwsze kilometry to szeroka szutrówka, trochę hopek, cały czas góra dół, góra-dół, krótkie, szybkie podjazdy. Po drodze, koło 4-go kilometra mogiłka z wojny 1920 roku.

mogiłka© dater

szutrówka© dater
Droga cały czas prowadzi na północ, po sześciu kilometrach skręca na zachód. Z szerokiej szutrówki przechodzi w leśna drogę, momentami piaszczystą, trochę mokrą. Około ósmego kilometra jest urocze bagienko na lewo od trasy.

bagienko© dater
Chwilę dalej zaczyna się pierwszy dłuższy podjazd. Do tego piaszczysty, a więc treningowo bardzo fajny.

pierwszy podjazd© dater
W zasadzie od tego momentu trasa się już tylko wspina z ok. 150 metra na 210 przez około 5 kilometrów. Na 10-tym kilometrze jest rozjazd przy Białym Krzyżu. prosto jest na Jezierzysk, w lewo do Agromy, w prawo moja trasa na Osierodek.

Biały Krzyż - rozjazd© dater
Droga na lewo wije się przez około 1,5 km do leśniczówki.

Biały Krzyż - droga do leśniczówki© dater
Przy leśniczówce zaczyna się bardzo fajny, trudny, w pierwszej fazie piaszczysty podjazd.

leśniczowka Osierodek© dater
W dalszej fazie się utwardza, momentami są kamienie, korzenie, technicznie nie jest może trudno, ale bardzo lubię ten kawałek.

podjazd za leśniczówką© dater
W jesiennej szacie ten odcinek wygląda dodatkowo bardzo pięknie.

dalsza część podjazdu© dater
Około 12 kilometra kończy się las i dalej krótki podjazd do Osierodka.

końcówka podjazdu© dater

Osierodek© dater
Za Osierodkiem droga znów skręca na północ i zaczyna się ostatni kilometr podjazdu na 210 metrów.

podjazd na 210m© dater
Nie jest to jakaś wielka górka, ale jednak najwyższe wzniesienie w okolicy i roztacza się z niego piękna panorama w kierunku na Janów.

panorama ze szczytu© dater
Stąd jest długi, szybki ponad dwukilometrowy zjazd do Podłubianki. Tam trasa skręca na południowy wschód i zaczyna się dość ostrym podjazdem.

szutrówka na Rozedrankę© dater
Szybka szutrówka na Rozedrankę, w miarę równa, z hopkami, krótkimi i dłuższymi podjazdami. Ładnie się tędy pędzi :D

szybki szuter© dater
Około 22-go kilometra trasa skręca na południe na Wilczą Jamę.

Wilcza Jama© dater
Dalej zaczynają się bardzo miłe górki - Jesionowe Góry. Z górami niewiele mają wspólnego, ale są to miłe hopki na zakończenie trasy.

Jesionowe Góry© dater
Urokliwie wyglądają w tak piękny, jesienny dzień.

Jesionowe Góry - jeden z podjazdów© dater
Dalej w zasadzie już nie wiele się dzieje i szybką szutrówka wjeżdżam do Czarnej od ulicy Marszałkowskiej
Ot i cała moja ulubiona traska treningowa. Trochę podjazdów, których zbiera się około 200 metrów, trochę piachu, czasami błotka. Akurat jest wszystko, co można terenowo trenować :)
Kategoria ! < 050 km, Foto, GPS, Oxy w terenie
- DST 110.20km
- Czas 04:03
- VAVG 27.21km/h
- VMAX 47.20km/h
- Temperatura 13.0°C
- HRmax 176 ( 89%)
- HRavg 154 ( 78%)
- Kalorie 2381kcal
- Podjazdy 620m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Z chęcią…
Niedziela, 10 października 2010 · dodano: 16.10.2010 | Komentarze 0
… do jazdy coraz gorzej. Dziś chciałem, ale nie wiedziałem na ile mi się będzie chciało. A więc powiedziałem „bye” w domku i że nie wiem o której będę i wsiadłem na Onix’a. Założyłem sobie, że pojadę przynajmniej do Zdrojów, a jak będzie chęć to dalej. No i pogoda piękna, słoneczko, w zasadzie bez wiatru, tylko chłodno. Optymalne warunki i chyba ostatnia szansa żeby pyknąć w tym sezonie jeszcze jakiś porządny dystans. Porządny czyli minimum te 100 km. Tylko czy nodze się będzie chciało?A więc sunę sobie spokojnie swoją traską i z kilometrami tej nodze chce się więcej. Przejeżdżam Zdroje i przełajem na asfalt. Chce się… a więc dalej na Janów. No ta urocza jesień motywuje mnie do dalszej jazdy :)

jesiennie koło Janowa© dater
Do Janowa już chyba zapomniałem o braku chęci, bo nie myśląc wiele przejechałem go i skierowałem się na Sokółkę. A w Sokółce to nawet postanowiłem zrobić dłuższą wersję niż zwykle i przejechać przez Malawicze. Świetny asfalt tamtędy ciągnie, poza tym przed Wojnowcami naprawdę fajny podjazd, dość długi jakich u nas mało na Podlasiu. Od wsi Babiki na Sokółke co prawda się psuje, ale niewielki to odcinek.

zjazd na Bobrowniki© dater
Od Bobrownik już stałą trasa przez Kamionkę, Planteczkę do Straży. No i krajówką do Czarnej. I tak niechcący wyszła mi seteczka, zapewnie ostatnia w tym sezonie :)
Kategoria ! > 100 km, Foto, GPS, Onix na szosie, Trening
- DST 86.30km
- Teren 1.50km
- Czas 02:54
- VAVG 29.76km/h
- VMAX 52.40km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 184 ( 93%)
- HRavg 161 ( 82%)
- Kalorie 1859kcal
- Podjazdy 520m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Pękło pięć kafli...
Niedziela, 26 września 2010 · dodano: 26.09.2010 | Komentarze 0
... a huk był taki, jakby samolot przekraczał barierę dźwięku. A to tylko ja na Onix'ie dziś pędziłem :))) Nikt nie widział, nikt nie słyszał, samotnie pokonałem dziś granicę 5 tys. kilometrów w sezonie. I taka mnie refleksja naszła, że jakoś solo to smutnie jeździć. Szczególnie że dziś mijałem w przeciwnym kierunku dwie grupy szosowców. Muszę od przyszłego sezonu na jakieś ustawki się pisać, bo starym, samotnym, szosowym zgredem zostanę :DPlan był prosty i standardowy: Janów - Sokółka. Pogoda zapowiadała się piękna, pospałem, zjadłem śniadanko i przed 9-tą wyjechałem. Na początku temperatura ledwo 12 stopni, więc próbuję nogawki Primal, które ostatnio kupiłem. Sprawdziły się :)
W Jezierzysku świeżutki asfalcik zakrył kocie łby. Bajka... Teraz niech się wezmą jeszcze za dwa kilometry bruku za Jezierzyskiem w kierunku na Ostrą Górę i będę miał piękną, w pełni asfaltową, szosową trasę. Na ten moment muszę to omijać albo szutrem przez Osierodek (ok. 4 km), albo ostatnio odkrytą nową droga przez Zdroje (tylko 1,5 km szutru). Wybieram to drugie rozwiązanie, szczególnie że do Zdrojów też piękny nowy asfalt i z licznika cztery dychy nie schodzą :)
Ogólnie noga podaje aż miło. Po zeszło weekendowej dystansówce na Zażynku (317 km) praktycznie nie jeździłem. Nogi w zasadzie ok, ale tyłek... masakra. Musiał odpocząć. Obtarłem, zatarłem i się buntował przed wsiadaniem na rower. A więc dałem mu odpocząć i nogom tez. Efekt dziś był taki, że naprawdę świeżo się pedałowało.
Do Janowa docieram w niecałą godzinę robiąc odcinek ze średnią powyżej 31 km/h. Teraz skręcam na wschód i robi się ciężko bo zaczyna porządnie wiać od czoła. Momentami nie da się jechać powyżej 25 km/h. I tak sobie jadąc wpadam na pomysł żeby zrobić sobie pierwszy autoportret rowerowy :D

w trasie© dater
Zatrzymuję się też w Sokolanach. Tamtejszy kościół położony na wzgórzu nieustannie mnie zachwyca. Niezłe tam jest podejście :)

Sokolany© dater
Jadę na Sokółkę, a wmordewind zmienia się w bocznywind i aż muszę kłaść się czasami na nawietrzną, żeby mnie nie wywrócił. Za Sokółką skręcam w Kamionce na wschód i stąd już wiatr mnie pcha. Odcinek do Straży pokonuję ze średnią 34,5 km/h. Koło Planteczki mijam pierwsza grupę szosowców, wydaje mi się, że to Mistralowcy z Białego, ale pewien nie jestem. Jest ich z dziesięciu, przemykają że trudno kogoś mi rozpoznać. Druga grupę spotykam koło Straży, chyba z ośmiu chłopaków, lecą bezpośrednio krajówką na Sokółkę. Ja akurat stanąłem żeby wreszcie ściągnąć nogawki i czapeczkę spod kasku bo prawie 20-cia stopni się zrobiło i uszy palą :D
Ostatni odcinek do Czarnej znów pod wiatr, ale lasem, więc nie jest tak źle jak wcześniej. Udaje mi się utrzymać średnią powyżej trzech dych.
No i pięć tysięcy, czyli plan na ten rok zrobiony. Już w zasadzie po sezonie, więc jeszcze trochę się dokręci w ramach roztrenowania. W przyszłą niedzielę ostatni start w Kresowym w Augustowie, a później jesień, zima, zima, zima...
Kategoria ! > 050 km, Foto, GPS, Onix na szosie, Trening
- DST 109.90km
- Teren 1.40km
- Czas 03:55
- VAVG 28.06km/h
- VMAX 54.70km/h
- Temperatura 13.0°C
- HRmax 177 ( 90%)
- HRavg 152 ( 77%)
- Kalorie 2330kcal
- Podjazdy 595m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Po krewnych-i-znajomych
Niedziela, 5 września 2010 · dodano: 05.09.2010 | Komentarze 0
Jakby kto nie wiedział i nie był świadomy to "krewni-i-znajomi" to określenie z Kubusia Puchatka :))) Ja jestem świadom, bo to akurat bajka na czasie dla Oliwki, więc "krewni-i-znajomi" weszli mi do głowy i siedzą. Zresztą cudownych tekstów w tej bajce jest co niemiara, sam uwielbiam ja czytać :D Nie dziwię się więc, że Oliwcia cały czas tylko Kubuś Puchatek, Chatka Puchatka itd... nie wiem już, pewnie z dziesiąty raz razem z nią przez to przechodzę:)No wiec dziś patrząc na planowaną trasę orzekłem, że to wspaniała okazja, żeby zaliczyć trochę krewnych-i-znajomych :)
Wyjeżdżam więc rano, 7.20. Temperatura... 5,7 stopnia. Nie, no rewelacja, cała 1/10 stopnia więcej niż wczoraj :))) Rozradowany tym faktem nie biorę windstopera, tylko wiatrówkę. Wczoraj, jak zrobiło się cieplej było mi trochę za gorąco. Postanawiam dziś się trochę przemęczyć z rana, żeby potem mieć większy komfort. Jadę więc na Jezierzysk i postanawiam jednak zaliczyć znienawidzone kocie łby. Ale zaraz za Jezierzyskiem w lewo świeżutki asfalt :)) Patrzę na mapę, mogę jechać na Zdroje i dobiję do drogi na Przesławkę omijając jednak bruk. Tak też robię, co prawda okazuje się ze asfalt tylko do Zdrojów, później szuter. Ale tylko 1,5 km i całkiem dobrej jakości.
Do DK8 całkiem fajny asfalt i udaje się podnosić średnią. Kawałek krajówką na południe, ale dziś niedziela więc pusto. ledwo jeden tir mnie wymija. Dalej na Jasionówkę i Knyszyn. W Knyszynie jestem po raz pierwszy rowerowo, z tej okazji cykam fotkę :D

Knyszyn© dater
Przecinam 65-tkę Ełk - Białystok i jadę na Krypno, żeby boczkiem przez miejscowości Ruda, Gniła przemykać w kierunku Białego. W Dobrzyniewie zajeżdżam do pierwszych z dzisiejszej listy krewnych-i-znajomych. Niestety okazuje się że Eli i Krzycha nie ma w domu. Chodzę, stukam pukam, dom pusty. No nic, wsiadam z powrotem na Onix'a i jadę w kierunku na Białystok. Obwodnicą jadę pod wiatr. Flagi dość mocno łopoczą mówiąc mi jedno: niestety powrót będzie trudny, wmordewind się na mnie szykuje :D Zajeżdżam po drodze do rodziców, numer dwa na dzisiejszej liście. Niestety sytuacja się powtarza, samochód ojca stoi ale nikt mi drzwi nie otwiera. Grrrr... no nic. Nie dzwoniłem, nie zapowiadałem się, wiec teraz mam za swoje. Rozbieram się tylko, bo już cieplej się robi. Rezygnuję z wiatrówki i czapeczki pod kask. Zastanawiam się czy w związku "niepowodzeniami" dotychczasowych odwiedzin nie poszerzyć listy :) Jakby tak się uprzeć to bardziej lub mniej po trasie mam jeszcze trochę krewnych-i-znajomych. Mógłbym jednak kogoś odwiedzić... ;)
No, ale ostatecznie zostaję przy pierwotnym planie, wierząc że jednak w Wasilkowie będę miał tym razem farta na zasadzie "do trzech razy sztuka". Z górki na Silikatach próbuję się rozpędzić, żeby pobić rekord szybkości. W zasadzie to jedyny długi zjazd w okolicy, na którym mogłoby się to udać. Niestety wmordewind jest na tyle mocny, że hamuje i z rekordu nici.
No ale tym razem zastaję moich znajomych w Wasilkowie w domu :D Piję kawkę, wciągam trochę węglowodanów, odpoczywam z pół godzinki.
Z Wasilkowa pozostaje mi już tylko kilka kilometrów DK19. A że niedziela i nie ma tłoku to jedzie się znośnie.
Dzisiaj mimo niepowodzeń odwiedzin u krewnych-i-znajomych trasę jechało się bardzo dobrze. Lepiej niż wczoraj. Niższe tętno, spokojniej, nie męczyłem się aż tak. I patrząc na to ze sporo się kręciłem na niskiej prędkości to nawet średnia nie taka zła.
Kategoria ! > 100 km, GPS, Onix na szosie
- DST 84.40km
- Teren 4.37km
- Czas 03:00
- VAVG 28.13km/h
- VMAX 58.00km/h
- Temperatura 11.0°C
- HRmax 188 ( 95%)
- HRavg 162 ( 82%)
- Kalorie 1928kcal
- Podjazdy 505m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Pięknie, jesiennie...
Sobota, 4 września 2010 · dodano: 04.09.2010 | Komentarze 0
... ale zimno. Wstaję przed siódmą, temperatura na zewnątrz 5,6 st. C... brrr, zimno. Lekkie śniadanie i 7.10 jestem w siodle. W kierunku zachodnim widać tęczę... a więc gdzieś po drodze pada. Ale generalnie słonko pięknie świeci, ładne wysokie chmurki, więc z czego pada? Ciężko powiedzieć patrząc w niebo.Jadę standardowo, za dużego wyboru spokojnych tras szosowych nie mam. Za Niemczynem mokra szosa, to tu padało. Znów się uśmiecham na myśl o "zaklinaczu deszczu". Za Jezierzyskiem muszę zaliczyć kilka kilometrów szutru. Może wreszcie zrobią kiedyś te kocie łby pomiędzy Jezierzyskiem a Ostrą Góra, wtedy naprawdę ładna trasa asfaltowa by była. A tak w przełaje muszę się bawić :)))

Przełaje :D© dater
W Białousach podwyższają krawężniki, tu już niedługo będzie świeżutki asfalcik :)
Do Janowa jedzie się świetnie, tu jest bardzo szybki odcinek i robię go ze średnią 32 km/h. Zawsze tak jest, że po przełajach tutaj odrabiam średnią. Podobnie szybko idzie z Janowa do Sokółki. Wiatr zaczyna lekko wiać, ale na razie bardziej pomaga. Temperatura trochę się podnosi, słoneczko grzeje, polska złota jesień :D
Od Kamionki do Straży jedzie się już ciężej, wiatr teraz od przodu, ciężko utrzymać stałą 30 km/h. Na DK19 dużego ruchu nie ma, od Straży ledwo kilka tirów mnie wymija. Po trzech godzinach wpadam do domu.
Świeżości nogi już jednak nie mają. Czuć, że to koniec sezonu. Kilometry swoje robią, jakoś kręcić się nie chce. Tętno wysokie, średnie przebiegowe niskie. Nie ma już takiej frajdy z jazdy jak w pierwszych miesiącach sezonu. Aby jeszcze jako tako z formą dotrzymać do Zażynka i Kresowego w Augustowie. A potem już posezonowe rozjazdy, odpoczynek, regeneracja i ponowne budowanie formy na 2011 rok :)
Kategoria ! > 050 km, GPS, Onix na szosie, Trening
- DST 275.50km
- Teren 4.30km
- Czas 10:01
- VAVG 27.50km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 178 ( 90%)
- HRavg 148 ( 75%)
- Kalorie 5544kcal
- Podjazdy 1150m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Życiówka Zaklinacza Deszczu czyli 150 km na mokro
Piątek, 27 sierpnia 2010 · dodano: 27.08.2010 | Komentarze 2
Pomysł pętli dookoła Białego zrodził mi się w głowie jakiś czas temu. Ba, nawet przy okazji objechałem cześć trasy żeby sprawdzić jakość asfaltu (i czy w ogóle w nieznanych partiach trasy asfalt jest). Trasa miała mieć minimum 250 km, a w zależności od końcówki dochodzić do 300 km. Ten piątek wybrałem już tydzień temu, wielką niewiadomą była pogoda. Inny tydzień w zasadzie nie wchodził w rachubę, ni jak nie składało się z innym planami. A więc ten piątek i już, wolne w robocie załatwione i cały tydzień oglądania prognoz pogody. Niestety prognozy nie najlepsze, zmieniały się w ciągu tygodnia ale generalnie nie miało być za pięknie. W czwartek w ogóle już nie wyglądało to dobrze. Na ICM opady, co prawda dopiero po południu ale intensywne i ciągłe. Ale ja wierzę w swoje tegoroczne szczęście. Nie zlało mnie jeszcze, a prognozy często się mylą. Zawsze wracałem przed deszczem, albo zamiast ulewy lekkie kropidło tylko było. Zacząłem już siebie nazywać Zaklinaczem Deszczu :) Zawsze jak zaczynało kropić to zaklinałem chmury i deszcz i jakoś szybko przechodziło. Chmury mnie mijały, jeździłem po mokrym, ale jakoś w tym roku deszcz mnie nie dorwał. Tak tez miało być i tym razem, miałem się zabawić w Zaklinacza Deszczu.A więc pobudka piąta, wyjazd tuż przed szóstą rano. Na razie sucho, nie pada, chmury dość wysoko. Standardowy początek: CWK, Jezierzysk, krótko szutrem przez Osierodek na Sitkowo. Dalej Białousy do Janowa. Jedzie się naprawdę dobrze, mimo odcinka szutrowego średnia powyżej 30 km/h. Przed Janowem mokra szosa, ani jedna kropla na mnie nie spada. To samo w okolicach Suchowoli. Zaklinacz Deszczu robi swoje :) Dojeżdżam do Goniądza (który to już raz rowerem??) i tam nawet słoneczko się przebija przez chmury.

Goniądz - któy to już raz??© dater
Tu na 75-tym kilometrze robię pierwszą pauzę tej wycieczki. Jem batonika, wciągam banana, odpoczywam chwilę.

wcinam banana pod Goniądzem© dater
Szybko wsiadam na Onix’a i mknę dalej, Jedzie się rewelacyjnie, czuję że dziś będzie mój dzień i moja trasa :) Osowiec przelatuję i wjeżdżam na drogę „przez bagna” wzdłuż Biebrzy do Mężenina. Tu w okolicach miejscowości Dobarz stuka mi pierwsza setka tej trasy. Z tej okazji zajeżdżam do niewielkiego dworu bo czas na kawę i coś słodkiego :) Wcinam szarlotkę na ciepło i popijam latte… ach jak przyjemnie się robi :) Zdaję standardowy raport z trasy.

Dobarz - czas na kawę© dater
Dalej jadę na Mężenin. Droga się psuje, dziura na dziurze, jedzie się naprawdę ciężko. Jest płasko jak stół, ale nie da się rozwinąć na tych dziurach porządnej prędkości. Wlokę się 25-30 km/h, średnia mi spada. Mijam Stękową Górę i wjazd na bagna od strony Jeżewa, przecinam drogę na Łomżę. Pozostaje około 15 kilometrów do Mężenina. Niebo zaczyna wyglądać coraz gorzej. Czmury coraz niżej, zrywa się wiatr. Zaklinam cały czas deszcz, ale spadają jednak pierwsze krople tego dnia… ach ty deszczu, nie przestraszysz mnie :) Jadę dalej, jednak kropi coraz mocnie. A to tak… no dobra, wyciągam wobec tego moją broń: wiatrówkę przeciwdeszczową Berknera. Jest 120 kilometr trasy, prawie połowa. Cały czas zaklinam, mam nadzieję, że zaraz przestanie i szczęście mnie nie opuści a deszcz jednak odpuści.
Ale nie, nie chce przestać, chce mnie złamać, przestraszyć. Nie wie, że trafił na twardego przeciwnika. Ja tak łatwo się nie dam :) Dojeżdżam do Mężenina, połowa trasy za mną.

Mężenin - połowa trasy© dater
Nie wjeżdżam na DK8, bokiem przejeżdżam do miejscowości Rutki, tam robię druga przerwę i większy posiłek. Z braku izotonika do uzupełnienia bidonów kupuję Colę, pączka, dwa banany na zapas i wodę. Wciągam też pierwszy żel tego dnia, czuję że może się przydać dawka energii w krwiobiegu :D

Rutki - biesiadowałem pod kościołem :)© dater
Ruszam dalej, niestety dalej pada i to coraz mocniej. Za DK8 w kierunku na Sokoły już pada porządnie. Zaklinanie idzie w zapomnienie zaczyna się walka :) Deszcz chce mnie złamać, mam już mokro w butach, generalnie cały jestem mokry. Ale jedzie się nad wyraz dobrze, nie jest mi zimno, deszcz aż tak mocno nie przeszkadza. Nie przestraszy mnie, nie złamie. Zaczyna mi być z tym wręcz dobrze, z tą walką. Tyłek ma smarowanie, nogi też… woda przepływa mi między pacami i wycieka dołem. Czuję się jak wyścigowy silnik Porsche chłodzony najlepszej jakości olejem i chłodziwem… deszcz z mieszanką tego co pozostało na szosie. Smaruje mi tyłek, nogi, chłodzi stopy. Jest dobrze, bardzo dobrze… nie złamiesz mnie deszczu, jesteś cienki, mówię sobie. Nie wycofam się, nie zadzwonię po transport. Trafiłeś na mocniejszego, nie posłuchałeś mego zaklinania, ale i tak ze mną przegrasz :)
Mijam Sokoły, 160 km za mną. Naciska z wściekłością na pedały, atakuję podjazdy, nic sobie z aury nie robię. Jak staję na pedały albo szybko zjeżdżam to rękawy wiatrówki trzepoczą mi jak skrzydła husarskie. Jestem jak w galopie, w ataku na każdy podjazd. I tak pędząc jak husaria natykam się na ducha… króla Jana III Sobieskiego. No może nie na ducha, weryfikuję, bo wpadam na pomnik króla w Płonce Kościelnej :)

Płonka Kościelna© dater
Wymieniam z królem kilka zdań w temacie walki, bitwy z samym sobą i utwierdza mnie w przekonaniu, żeby się nie poddawać. Podziwia tez mego rumaka :)

Jan III Sobieski podziwia mojego rumaka© dater
Jako że sam swojego nie posiada, żegnamy się i jadę sam dalej. Po drodze Łapy, planowy większy przystanek na posiłek. Wiem że jak stanę to ciężko będzie ruszyć. Mogę się trochę wyziębić i będzie ciężko. Ale jak nie zjem to mam świadomość, że w ogóle mogę nie dojechać. Leje cały czas, w mieście mijam trzech sakwiarzy, tak samo przemoczonych jak ja, nie wiem czy bardziej zrezygnowanych. Pozdrawiamy się podniesieniem ręki. Szukam w centrum czegoś na posiłek i znajduję Pizza Club. Pizza mała, 22 cm, akurat dla mnie plus mały Leszek. Nawet dobra. Zjadam szybko, chwile siedzę. Obok w sklepie kupuje powerade i uzupełniam bidony.
Jadę na Uhowo. Rzeczywiście chłodno, trochę mnie telepie. Muszę ostro pedałować, żeby krew zaczęła szybciej krążyć, bo będzie źle. W Uhowie dostaje doping :) Na poboczu brygada drogowa robi jakiś remont chodników czy coś takiego. Przejeżdżam koło nich i widzę Pana Wiesia Grabka, starego znajomego. Trenera kolarskiego (UKS Wygoda) i organizatora naszych lokalnych Maratonów Kresowych. Zauważa mnie, nie wiem czy rozpoznaje, ale krzyczy: „Super, dalej, dalej…” Pracownicy z PRD Grabek odrywają się od roboty i krzyczą za mną „dawaj, dawaj…”. Dostaje dopału i już za chwilę jest mi ciepło :)
Z Uhowa na Turośń Dolną i tam zbaczam z drogi na Białystok, żeby uniknąć samochodowego tłoku. Jadę na Juchnowiec, deszcz cały czas pada, ale mam wrażenie że odpuszcza. Sprzymierzył się natomiast z wiatrem, który wieje mi w twarz i z Pizza Club. Niestety coś pizza mi wychodzi bokiem, a raczej odzywa się głęboko w trzewiach. Coś mnie gniecie, pali, nie jest dobrze. Pomaga wyprost, ale kręcąc nogami nie czuje się najlepiej. Niech to szlag… Jak ten wiatr dogadał się z tą pizzą żeby mnie pokonać?? Cienias, nie umiał sam to wezwał posiłki :) Ale nie tak łatwo, o nie… jadę dalej i ani myślę odpuszczać. Od Juchnowca wiatr przechodzi na moją stronę, pomaga mi jechać wiejąc w plecy. Deszcz zdradzony odpuszcza, pada coraz słabiej. Tylko pizza zalega…
W Hryniewiczach pęka druga setka tego dnia, pozostało jakieś siedemdziesiąt kilometrów. Przez Białystok przemykam, cały czas trzymam powyżej 30 km/h, wiatr pomaga, pizza powoli odpuszcza. No i jak na złość deszcz wraca i to ze zdwojona mocą… wredota chce mnie jednak złamać na ostatnich kilometrach. Jadę Baranowicką przez Grabówkę na Bobrowniki. Tiry mkną na granice wzniecając tumany wodnego pyłu. Jest coraz gorzej. Na szczęście pedałuje bez przystanków więc trzymam ciepło. Skręcam z trasy w lewo na Supraśl przez Krasny Las. Tutaj spokojniej, samochodów brak, ale jestem wykończony. Przemyka mi przez myśl, żeby jednak z Supraśla zadzwonić po transport i ruszyć wbrew planowi na Wasilków. Ale zostaje mi 50 km planowej trasy… miałby zrezygnować, poddać się, dać pole dla deszczu który tak mnie dziś wku… O nie, jadę zgodnie z planem postanawiam, nie wymięknę.
W Supraślu robię wreszcie przerwę pod osłona przystanku autobusowego, wciągam banana, żel i ruszam zgodnie z planem na Sokołdę. Nie poddam się…

Supraśl - w deszczu© dater
Droga na Krynki nie ułatwia mi zadania. Fatalny asfalt, teraz dodatkowo jeszcze kałuże. Co przejedzie samochód to dostaję nową dawkę wody na klatę :)
W Sokołdzie skręcam na Wierzchlesie, tu już idzie lepiej. Lepszy asfalt, pizza odpuszcza, tylko deszcz z wiatrem znów razem przeciwko mnie pracują.
Koło Kamionki zmieniam kierunek ostro na zachód i znów wiatr mnie pcha. Znów przyzwoite prędkości, świetny asfalt. Pędzę i już wiem że ostatecznie wygrywam. Nie dałem się. Muza mi w sercu i głowie gra. Jestem wygrany. Docieram do DK 19 w okolicach Straży.

DK 19 pod Strażą© dater
Jedzie się coraz ciężej, ostatnie podjazdy przed Czarną to już męczarnia. Ale czuję się świetnie, wiem ze wygrałem z przeciwnościami, z deszczem i jego sojusznikami. Dałem radę…
Tuz przed 18-stą docieram do domu. Jestem w niebie :) Uje…ny, brudny, mokry, ale szczęśliwy.
Teraz już znam swoje możliwości. Wiem, ze deszcz aż tak nie przeszkadza jeśli jest tylko w miarę wysoka temperatura (termometr drogowy koło Grabówki pokazał 15,6 st, mój polar w tym samym momencie 16 – myślałem że jest więcej). Wiem, że można wiele wytrzymać, jeśli tylko ma się wystarczająco dużo zaparcia. Wygrać z przeciwnościami, samym sobą. Jest w tym coś pierwotnego, męskiego, szalonego, jakiś wewnętrzny masochizm pochodzący od przodków. Nie poddam się, wygram, zrobię wszystko, nie wymięknę.
Człowiek może wiele. Jeśli tylko ma to coś w głowie i sercu. To zaparcie, siłę, miłość. Nie potrzebuje spadochronu, żeby sobie poradzić ze spadaniem :)
Jak w tej piosence, która chodziła mi dziś cały dzień po głowie i nuciłem ją w ciężkich chwilach:
I don't need a parachute
Baby, if I've got you
Baby, if I've got you
I don't need a parachute
Kategoria ! > 200 km, Foto, GPS, Onix na szosie, w Polskę
- DST 61.10km
- Teren 57.00km
- Czas 02:48
- VAVG 21.82km/h
- VMAX 47.80km/h
- Temperatura 28.0°C
- HRmax 190 ( 96%)
- HRavg 171 ( 87%)
- Kalorie 1964kcal
- Podjazdy 600m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
MTB Mazovia Supraśl
Niedziela, 8 sierpnia 2010 · dodano: 11.08.2010 | Komentarze 1
Moje drugie zawody po czerwcowej Sokółce. Miałem wątpliwości czy startować. Bo i cykl o dużym prestiżu i ilość startujących trochę przerażała. No ale raz kozie śmierć, nie po to człowiek trenuje, żeby od czasu do czasu się nie sprawdzić :)Przyjechałem, zrobiłem rozgrzewkę, o czym było wcześniej i stanąłem w swoim sektorze startowym. A jakże by inaczej… dziesiątym :) No ale trzeb znaleźć swoje miejsce w szyku, a moje było na szarym końcu. Miałem nadzieję że uda mi się przebić do przodu, ba, awansować w sektorach gdybym miał plan jeszcze wystartować w Mazovii. Generalnie plan był taki żeby i w generalce i w kategorii być w górnej połowie tabeli. Wiedziałem, mając w pamięci Kresowy w Sokółce, że nie jest to wcale takie proste. Tu do tego dochodzi kupa ludzi z całej Polski i zapowiedź o wiele trudniejszej trasy. W sektorach taki nieśmiały plan był awansować do 6-7 sektora. Naprawdę nie wiedziałem czy się to uda, nie wiedziałem jak moja forma na tle tylu startujących z całej Polski. Wiedziałem jedynie, że czuję się dobrze, czuję się mocny i łatwo się nie dam :)
Przed startem zjawia się Czarek, żeby mnie podopingować. Ustawia się w sektorze z zamiarem przejechania w grupie jakiejś części dystansu. Gadamy sobie przez ostatnie dziesięć minut, dochodzi 11-sta, sektory startują po kolei. Kilka minut po 11 nadchodzi nasza kolej, ruszamy :)
Pierwszy odcinek asfaltowy jedziemy całą grupą.

Uploaded with ImageShack.us
Ludzie się trochę przepychają, kilku przemyka dość szybko, ale widać ze jest to zryw bez planu. Szybko skręcamy w drogę szutrową na Zapieczki. Tutaj jeszcze gęsto, ale się przerzedza ,na dodatek zaraz wskakujemy na asfalt. Tu już mi nogi wkręcają się na wysokie obroty i zaczynam brać konkurencję. W prawo w osiedle i pierwszy podjazd, pierwsza selekcja. Zaczynam cisnąc i z satysfakcją spostrzegam, ze dziesiąty sektor nie jest dla mnie :) I tak cisnę aż do Budziska, łykając kolejnych zawodników, nie tracąc nic. Ciągnę na szutrówce do Budziska niezły pociąg, widzę kontem oka, ze cały czas kilku zawodników siedzi mi na kole. Na koniec jeden z nich dociska i wyprzedzając mnie rzuca: „dzięki”… nie ma sprawy kolego :))) na podjeździe przed Dworzyskiem biorę go i więcej już nie spotykam na trasie. W wynikach widzę, że dołożyłem mu 25 minut :D
Od Dworzyska zaczynają się schody. Tu już jadę cały czas mniej więcej w takiej samej grupie. Kilku zawodników cały czas się przewija… raz ja ich, raz oni mnie. Wolniejsze grupki łykam bez problemu. Pierwszy bufet: biorę tylko wodę, kilka łyków wypijam, reszta na łeb i na kark.
Dalej jedzie się bardzo dobrze. Podjazdy bez problemu. Ze zdziwieniem spostrzegam, że czasami zawodnicy którym siedzę na kole po prostu mnie hamują i bez wysiłku nawet na sztywnych górkach jestem w stanie wyprzedzać. Trochę gorzej ze zjazdami, tu kłania się brak techniki, jadę za wolno i asekuracyjnie. Ale mam wrażenie że mimo wszystko jest za każdą górką lepiej. Nic mi nie dolega, siły mam, upał nie przeszkadza aż tak bardzo. Puls się stabilizuje, chociaż od początku starałem się go pilnować, żeby nie paść tak jak w Sokółce. Udaje się to bardzo dobrze, cały czas mam moc, cały czas jedzie się rewelacyjnie. O niebo lepiej niż podczas moich pierwszych zawodów. Rozłożenie sił, rozgrzewka, odpowiednie posiłki robią swoje. Noga naprawdę podaje że aż miło. Na jakimś rozjeździe z samochodu pilnującego płynie muza, którą lubię, dociskam jeszcze bardziej z obrazem tego co miłe w sercu :)
Dojeżdżam do rozjazdu Giga i drugiego bufetu. Tu biorę wodę i zatrzymuję się kilka metrów dalej żeby wciągnąć żel. Za mną mała kraksa. Ktoś stanął na środku drogi, ktoś drugi w niego wjechał. Generalnie dużo krzyku i pretensji jeden miał do drugiego. I jak to w takich przypadkach bywa, racja zawsze jest po środku.
Wciągam żel, popijam wodą, reszta znów na głowę. I ruszam znów w kierunku Zapieczka. Tam znów kawałek asfaltu i skręt w lewo na Łysą Górę. To najtrudniejszy podjazd na trasie. I tutaj wszyscy pchają, oczywiście ja też. Nogi strasznie się męczą, robią się kamienne. Na samej górze stoi kilku fotografów, zadaję pytanie: „Ktoś tu w ogóle wjechał”. Pada odpowiedz, że na razie siedem osób…
Ufff, podjazd zdobyty, dalej kilka następnych górek i zjazdów już lżejszych. Na niektórych koledzy zsiadają, ja pcham się wołając: „…jadę, jadę… dam radę…”. Na którymś zjeździe po prawej widzę leżącego zawodnika w dziwnej pozycji, widać ślady hamowania, widać ze wywinął orła. Koło niego siedzi jeden z kolegów i krzyczy żeby jechać dalej, on zostaje… szacun. Później, jak wyczytałem na forum niezła kraksa była; złamana ręka z przemieszczeniem :(
Zaczynają się znów szutrówki i przejazd przez asfalt Supraśl – Krynki, którego pilnuje policja. Dalej szalone górki, znów jest ciężko, znów kilka podejść. Na dodatek na którymś łańcuch mi spada poza mały blat z przodu. Tracę z minutę, zanim znów wsiadam na rower. Ale cały czas mam moc, cały czas noga bardzo dobrze podaje. Cały czas udaje mi się wyprzedzać na podjazdach, na prostych także tych co już opadają z sił. Wiem, że mam rezerwę, wiem że mogę jeszcze bardziej, ale gdzieś na dziesięć kilometrów przed meta łapie mnie skurcz… palca w lewej nodze. Na szczęście go rozjeżdżam, ale jest to znak ostrzegawczy, żeby się nie forsować zbytnio. Jadę spokojnie z rezerwą, nie wyprzedzam już na podjazdach, mimo że czuję ze mógłbym docisnąć i wziąć jeszcze kilku zawodników.
Zostaje ostatni odcinek, wylatuje z lasu i z zacięciem na twarzy atakuję ostatni mostek:

Uploaded with ImageShack.us
Za mostkiem juz ostatnie kilometry szerokiej krętej szutrówki. Dociskam tutaj i wyprzedzam jeszcze dwóch zawodników. Z uśmiechem na ustach:

Uploaded with ImageShack.us
Zostaje jeszcze most nad tamą, zjazd w dół i ostry, piaszczysty zakręt w lewo, który poznałem podczas rozgrzewki. No i zbliżając się do niego słyszę i widzę jak ktoś zalicza krzaki i glebę. Ja z dużą trudnością go wymijam i mam świadomość, że gdybym nie przejechał tego zakrętu rano, to też miałbym tu problemy.
Pozostaje ostatni podjazd i finisz po płytach.

Uploaded with ImageShack.us
Tutaj dociskam, robię sobie sprinterski finisz :)

Uploaded with ImageShack.us
Za metą czaka Czarek, uśmiechnięty z pytaniem: co tak późno?? WTF?? Aż tak źle?? Spoko, stratowałem z ostatniego sektora, naprawdę dobrze się czuję, wiem że objechałem kupę ludzi i czuję że plan znalezienia się w górnej połowie tabeli wykonałem. Ba, nie czuję się zjechany, więc rezerwa się została nawet. Po Sokółce czułem że padam, że jestem wypruty, zero energii. Tutaj całkiem inaczej, wychodzi że nie pojechałem na maksa, mogłem jeszcze docisnąć. No ale jestem zadowolony, mega zadowolony, czekam na wyniki.
I co się okazuje:
Open: 144/349, rating: 80,6%
M3: 49/121, rating: 80,6%
Czas mój: 2:50:41, czas zwycięzcy: 2:17:34.
Plan wykonany z nawiązką, gęba się sama uśmiecha :)
Poanalizowałem sobie wyniki, znajduje się wśród zawodników 3-4-5 sektora, przeskoczyłem kilka osób z Sokółki, do wszystkich z tamtych zawodów odrobiłem czas, średnio ok. 20 minut.
Jeżeli chodzi o wynik sektorowy… awansowałem do trzeciego!!! Tutaj jestem w totalnym szoku. Nie myślałem że mi aż tak dobrze pójdzie… teraz zapalam się jeszcze bardziej. Wiem że trenowałem, nawet ciężko. Trochę potu poszło, ale to skutek uboczny jazdy dla przyjemności. Nie myślałem żeby w tym roku startować w maratonach, może w przyszłym. A tu proszę, daje mi to niesamowitą frajdę i jeszcze mam zadowalające wyniki.
Dziękuję wszystkim za wsparcie i wiarę. Dziękuję autorom zdjęć i tracka GPS, które umieszczam, za udostępnienie.
Kategoria ! > 050 km, Foto, GPS, Oxy w terenie, w Polskę, Zawody