Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dater z bazy wypadowej Czarna Białostocka. Przekręciłem na dwóch kołach 33225.50 kilometrów w tym 7698.22 w terenie. Kręcę z prędkością średnią 26.15 km/h i dociskam jeszcze bardziej :D
Więcej o mnie.

2014 button stats bikestats.pl 2013 2012 2011 2010 2009

Statystyki i osiągnięcia


Najdłuższy dystans: 342 km
Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m

Pogoda

+2
+
-3°
Czarna Bialostocka
Niedziela, 24
Poniedziałek + -3°
Wtorek + -5°
Środa + -2°
Czwartek + -2°
Piątek + -3°
Sobota + -3°

Linki


BTR2







hosting


Instagram

GPSies - Tracks for Vagabonds


Zalicz Gminę - Statystyka dla Dater


Opencaching PL - Statystyka dla Dater

Kontakt




Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dater.bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

w Polskę

Dystans całkowity:6910.82 km (w terenie 2562.08 km; 37.07%)
Czas w ruchu:288:56
Średnia prędkość:23.92 km/h
Maksymalna prędkość:66.20 km/h
Suma podjazdów:43164 m
Maks. tętno maksymalne:196 (100 %)
Maks. tętno średnie:178 (90 %)
Suma kalorii:170260 kcal
Liczba aktywności:116
Średnio na aktywność:59.58 km i 2h 29m
Więcej statystyk

Gran Fondo pojechane...

Niedziela, 10 sierpnia 2014 · dodano: 15.08.2014 | Komentarze 0

...czyli #strava #proveit! :)
W sezonie rzadko zdarza się niedziela, w którą można popylić ponad setkę kilometrów. Albo starty, a jak nie starty to miły przerywnik w postaci weekendu z córką i w domu na łonie rodziny :) Ale tej niedzieli zrezygnowałem ze stary na Poland Bike w Międzyrzeczu. Człowiek już trochę wyścigowo zjechany i to nawet nie tyle chodzi o sam start. Bardziej o te wybieranie się, wczesne wstawanie, pakowanie, późny powrót. Czasami ten rytuał okołostartowy jest bardziej męczący niż sam wyścig. A że Międzyrzec miał to już być czwarty start pod rząd, a tydzień później jeszcze piąty. Postanowiłem więc jednak odpuścić, pozostać w domu... ale jednak nie zrezygnować z roweru :) Czasu na długie jazdy tlenowe za bardzo nie ma, więc dłuuugi trenig się szykuje. W założeniu pojechanie Gran Fondo numer 8, czyli challenge ze Stravy na sierpień: minimum 130 kilometrów jazdy. Akurat na 4-5 godzin kręcenia.
No więc pobudka o 7-mej i o 8-mej już na rowerze :)
Kierunek Białystok, standardowo jak do roboty. Ale odbijam na zachód i przez Fasty na Dobrzyniewo. Tam zaskoczenie, przebudowa drogi i jazda po robotach drogowych, podbudowie drogi, szutrze, wykopach. Bałem się o szytki ale przetrwały. Byłaby kicha, gdybym kapcia złapał :/
Przeskakuję przez szosę Ełcką, i przez Dobrzyniewo Duże lecę na Krypno.

Droga z Dobrzyniewa na Krypno
Droga z Dobrzyniewa na Krypno © PTAQnaBAJQ

Przed Krypnem
Przed Krypnem © PTAQnaBAJQ

Słońce z tyłu
Słońce z tyłu © PTAQnaBAJQ

Wiatr nie duży, wieje na razie z boku, trochę od zachodu od Krypna będzie pomagał. I pomaga :) Na Knyszyn i dalej przez Jasionówkę mknie się super. Szczególnie że ostatni odcinek do Korycina po nowym, gładkim asfalcie :)

Nowy asfalcik na Tykocin z Jasionówki
Nowy asfalcik na Tykocin z Jasionówki © PTAQnaBAJQ

Jeszcze ładniejszy na Janów
Jeszcze ładniejszy na Janów © PTAQnaBAJQ

Wiatr popychał, nogi niosły :) W Janowie po prawie trzech godzinach postój i popas. Batonik, cola, lody, uzupełnienie bidonów. Nogi odpoczywają od butów, dupa od siodełka :)

Popas w Janowie
Popas w Janowie © PTAQnaBAJQ

Przed Sokolanami
Przed Sokolanami © PTAQnaBAJQ

Żniwa, pola, lato się kończy
Żniwa, pola, lato się kończy © PTAQnaBAJQ


Od Janowa poszło jakoś szybko. Sokolany, zmiana kierunku na południowy, Sokółka i moją tradycyjną trasą przez Pawełki, Planteczkę i Lipinę do Straży.

Prawie w domu, na Lipinę
Prawie w domu, na Lipinę © PTAQnaBAJQ

A dalej krajówką do Czarnej. Gran Fondo 8 zaliczone. Koszulka pomarańczowa do wzięcia, ale kolor nie mój :)

Yes, #wew1n :)
Yes, #wew1n :) © PTAQnaBAJQ





  • DST 26.20km
  • Czas 01:06
  • VAVG 23.82km/h
  • VMAX 66.20km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 160 ( 81%)
  • HRavg 133 ( 67%)
  • Kalorie 778kcal
  • Podjazdy 521m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rundka po Sudetach

Piątek, 8 sierpnia 2014 · dodano: 15.08.2014 | Komentarze 0

Po czwartkowych testach Speca w Dolni Morava na Czechach nocowałem po polskiej stronie, w Międzylesiu. Ledwo 10 minut od granicy i może ze dwadzieścia minut od miejsca testów. Po powrocie byłem tak zrąbany, że już po 21 spałem w łóżku. Za to mogłem wstać wcześnie rano, żeby jeszcze zrobić rundkę po górach :)
Ładna pogoda, chociaż chłodno. A w kotlinie pięknie się mgły ścieliły.

Pięknie jest w dolinie
Pięknie jest w dolinie © dater

Jadę z Międzylesia na Różankę. Najpierw trzy kilometrowy podjazd a później szybki zjazd do miejscowości.

Podjazd na Różankę
Podjazd na Różankę © dater

Po drugiej stronie nie jest już tak ładnie i widać ciężkie, deszczowe chmury.

Ciężkie chmury nad górami
Ciężkie chmury nad górami © dater

Z Różanki skręcam wraz z Autostradą Sudecką na Gniewoczów. Podjazd 3 kategorii, 4 kilometry ze średnią 7%. Dobry asfalt... który niestety się przed szczytem kończy :/

Podjazd nad Gniewoczów
Podjazd nad Gniewoczów © dater

Koniec asfaltu
Koniec asfaltu © dater

Patrzę na zegarek, kalkuluję. Podejmuję decyzję, że jednak zawrócę żeby nie przebijać się po dziurach, a co najgorsze zjeżdżać bo nie wiadomo co jest dalej. Przyjechałem dobrym asfaltem, więc w tą stronę mogę być tego pewien.
Zjeżdżam więc szybko, przed Różanką skręcam w lewo a nie w prawo, skąd przyjechałem. W ten sposób robię kółko przez Roztoki i Niegodzice dojeżdżając do Międzylesia od północy.




  • DST 49.50km
  • Teren 22.00km
  • Czas 01:56
  • VAVG 25.60km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • HRmax 184 ( 93%)
  • HRavg 161 ( 82%)
  • Kalorie 2002kcal
  • Podjazdy 675m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy Szelment

Niedziela, 3 sierpnia 2014 · dodano: 11.08.2014 | Komentarze 0

Najważniejszy dla mnie start w Maratonach Kresowych. Zawsze Szelment traktowałem szczególnie. Z racji tego, że zawsze było ciężko, długo, najwięcej przewyższeń i etap mogący mieć tytuł "królewskiego". Dla mnie to kulminacyjny punkt sezonu... może dlatego że jakiś trzeba wybrać :P Do tego ma rangę Mistrzostw Województwa Podlaskiego w Maratonie MTB.
W tym roku jeszcze dodatkowo pogoda podwyższyła stopień trudności. Miało być grubo powyżej 30-stki... i było. Trasa 70 km i lekko ponad 1000 metrów przewyższeń także robi wrażenie. No i finisz prawdziwie górski, pod Górę Jesionową. Taka wisienka na torcie :)
A część wisienki była już skonsumowana zaraz po starcie ;)
Ciężko było stać w tym skwarze i słońcu w sektorze, więc sobie z chłopakami siedzieliśmy w cieniu :) Garmin w słońcu promieniował temperaturą 44 stopnie :P
Chowamy się w cieniu
Chowamy się w cieniu © dater

Dosłownie na kilka minut przed startem sektory się ustawiły i zaraz po 11-stej start. Jedziemy!
No to lecimy!
No to lecimy! © dater

Jak już wcześniej zaznaczyłem konsumpcja wisienki tego maratonu, czyli Jesionowej zaczęła się już na początku. Organizator zafundował nam na pierwszych metrach od razu część podjazdu (mniej więcej 1/4), trawers wzdłuż i zjazd do asfaltu. Fajnie to ustawiło stawkę i jakoś nikt nie szalał :)
Pierwszy podjazd pod Jesionową zaraz po starcie
Pierwszy podjazd pod Jesionową zaraz po starcie © dater

Udało mi się utrzymać czołówki. I przez następne 15-ście kilometrów także. Nie wiem, czy tempo tego dnia było mniejsze z racji upału, czy moja noga tak dobrze podawała. Faktem jest, że grupa czołowa na tym maratonie była dość duża i zwarta, chociaż część startujących z pierwszego sektora tempa nie wytrzymała i została z tyłu. Mi się jechało rewelacyjnie :) Były momenty na maxie 182, ale średnia jak patrzę z tych kilometrów to ledwo 169... nie pamiętam tak "lekkiego" początku :D
Na około 15-stym kilometrze zjazd z szutrów w lewo i w las. Selekcja na singlu, jakieś błoto, ktoś staje, jakoś przeskakuje. Kilometr dalej wyskakujemy znów na odcinek szutrowy i peleton już podzielony. Za chwilę dłuższy odcinek asfaltowy. Dojeżdżam do Tomka Bakunowicza, jest też kilku innych zawodników. Jedziemy razem w piątkę czy szóstkę. Później zaczynają się szybkie zjazdy po krętych szutrach. Rozciąga się wszystko.
Gdzieś na trasie
Gdzieś na trasie © dater

Przede mną jeden zawodnik nie wyrabia się w ostrym zakręcie w prawo, prawie staje na krawędzi rowu. Jadę szybko, nie jestem w stanie go wyminąć. Albo w niego wpadnę, albo... podejmuję w ułamku sekundy decyzję o naciśnięciu klamki tylnego hamulca do końca i w poślizgu kładę się na prawą stronę.  Udaje mi się zatrzymać przed nim, ale szlify i krew na prawym przedramieniu jest. Krzyczę tylko głośno UWAGA! bo wiem, że za mną lecą następni. Słyszę hamowanie za sobą... to Tomek leci prosto w rów i wyskakuje z siodła jak z procy. Na szczęście nic mu się nie staje i wskakujemy na rowery goniąc uciekających. Udaje się dogonić naszą grupę :)
Cały czas jedzie się nam bardzo dobrze. Doganiamy kilku następnych zawodników, ktoś zostaje za nami. łapiemy też Jacka Tomczaka od nas i tworzymy we trzech z Tomkiem sekcję BCTR w tej grupie :)
Wjeżdżamy w taki nieciekawy odcinek na polnej drodze, gdzie jest trochę ostrych kamieni i zawsze dużo kapci. Nie jest inaczej i tym razem. Kilku stoi, kilku pomaga. Jest Darek z Mistrala, który zostawia swojemu zawodnikowi zapasową dętkę i jedzie z nami. Jest około 30-tego kilometra. Wjeżdżamy do lasu na znany z lat poprzednich całkiem wymagający podjazd... coś mnie buja :/ Nieee... kapeć :(
Podjeżdżam do końca, rzucam chłopakom że mam kapcia. Sprawdzam, czy mleczko uszczelniło. Duże rozcięcie, mleczko pryska. Kręcę kołem, mijają mnie wcześniej wyprzedzeni zawodnicy. Po jakimś czasie syczenie ustaje, bąbelków nie widać... ciśnienia też nie ma. Mam przygotowany nabój, nakręcam, wpuszczam CO2 pod ciśnieniem, opona się nadyma. Niestety znów słyszę uciekające powietrze. Ale wskakuję i jadę dalej, wierząc że może jednak coś się uszczelniło. Niestety po pięciu minutach znów mnie buja :(
Staję powtórnie i dobijam znów oponę z naboju, który się tym razem kończy. Drugiego już nie mam :/
Jadę dalej. Znów 5 minut. W międzyczasie doganiam Wiesława z KK24h i jednego z zawodników Kambetu. Pytam o pompkę do pożyczenia, kolega z Kambetu mi daje i jedzie dalej. Ja trzeci raz staję i pompuję. Wyprzedza mnie następnych 10 zawodników. Bezsens, powietrze dalej schodzi, rozcięcie jest za duże na uszczelnienie przez mleczko. Patrzę na mapę w Garminie i zjeżdżam tuż przed samym podjazdem na Smolniki z trasy, najkrótszą drogą na metę. Po drodze zatrzymuję się jeszcze ze 3 czy 4 razy pompując oponę, bo cały czas powietrze ucieka. Jadąc na Szelment zrobiłem dobre 20 km :) Na parkingu pod Górą widzę Krzyśka pakującego się już po półmaratonie. Ma porządną pompkę nożną, więc dobijam do 2,5 atm... i jadę zdobyć Jesionową :) No nie po to tu przyjechałem, żeby ją odpuścić. Wisienka na torcie i mam jej nie spróbować? O nie, robię podjazd.
Akurat jedzie końcówka półmaratonu, wiec bez problemów wyprzedzam kolejnych zawodników. Jest trochę kibiców na trasie i ktoś zauważa, że jestem z długiego dystansu: "Patrz, pierwszy z maratonu jedzie" :) Nie dementuję ;) Mam doping kibiców.
Finisz pod Jesionową
Finisz pod Jesionową © dater

Niby jadę na lajcie, nie wyścigowo ale chce się dociskać. Na górze zdziwienie: Ala robi zdjęcia i ma niezłą minę :D Sędziowie też. Od razu wołam, żeby mi wstawiać DNFa :D
No to podjechałem. Zjeżdżałem znów na flaku i na dole przy zakręcie na parking mało się nie wyłożyłem, tak mi tylne koło uciekło.
A mógł być naprawdę świetny wynik. Tomek odżył w drugiej części i pojechał fantastyczny wyścig, lądując na 9 miejscu Open. Patrząc na pozostałych zawodników była szansa na miejsce około 15 i pudło w kategorii. Niestety mleczko tym razem mi wyścigu nie uratowało. Chociaż w bilansie nadal wynik jest pozytywny 2:1 (dwa maratony ukończone przy uszczelnionych dziurach, jeden nie).
Łukasz zajął pierwsze miejsce Open na półmaratonie, jadąc nietypowo krótki dystans. Wśród kobiet Agnieszka trzecia. Iza tym razem z powodów zdrowotnych nie startowała. Wszystko to sprawiło, że trochę nietypowo w Półmaratonie zajęliśmy pierwsze miejsce drużynowo, a w Maratonie drugie. Wszystkie zawody wygrane, a te Mistrzowskie pechowo przegrane. No ale dwa puchary zdobyte, wiec bilans prawidłowy! :D Puchary wręczał nam san Zenon Jaskóła :)
Dekoracja drużyn Maratonu
Dekoracja drużyn Maratonu © dater

Agnieszka na podium, ja koło Jaskóły :)
Agnieszka na podium, ja koło Jaskóły :) © dater





  • DST 7.00km
  • Teren 6.50km
  • Czas 00:19
  • VAVG 22.11km/h
  • VMAX 46.40km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • HRmax 174 ( 88%)
  • HRavg 148 ( 75%)
  • Kalorie 257kcal
  • Podjazdy 117m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szelment - rozgrzewka przed maratonem

Niedziela, 3 sierpnia 2014 · dodano: 10.08.2014 | Komentarze 0

Przed maratonem, w ponad 30-stu stopniach... po co ta rozgrzewka w taki gorąc ;)


  • DST 22.90km
  • Teren 16.00km
  • Czas 01:28
  • VAVG 15.61km/h
  • VMAX 48.60km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 165 ( 84%)
  • HRavg 144 ( 73%)
  • Kalorie 987kcal
  • Podjazdy 728m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stronie Śląskie - trasą prologu MTB Sudety Challenge

Niedziela, 27 lipca 2014 · dodano: 04.08.2014 | Komentarze 0

Po sobotnim maratonie wskazany jest rozjazd :) Korzystając z jeszcze jednego dnia pobytu w górach, nie mogliśmy sobie odmówić wykorzystania możliwości i wyskoczenia na rower także w niedzielę. Do tego zaczynał się Challege, trasy oznaczone więc można się spróbować :) Padło na Prolog i kilkunasto kilometrową trasą na Czarną Górę i zjazd z niej.
Najwcześniej gotowy jestem ja i Maciek z PTR. Nie chce nam się czekać na wyskakująca jeszcze z łóżek i jedzącą resztę, więc jedziemy tylko we dwójkę.
Przez Stronie na Sienną, gdzie jest start prologu. Spokojnie, rozjazdowo robimy podjazd na miejsce startu. Zresztą pozostałą część właściwej trasy prologu z założenia też na lajcie.
Co tu dużo pisać, trasa wypaśna :) Jak dla mnie baaardzo, szczególnie zjazd po kamieniach z Czarnej Góry. Większość zjechana, kilka (naście, dziesiąt?) metrów zejścia. Ale jak przede mną wyjadacz schodzi, to przecież nie będę się silił na jazdę :P

Jedziemy z Maćkiem na Sienną
Jedziemy z Maćkiem na Sienną © dater
Start prologu, są strzałki
Start prologu, są strzałki © dater
Na podjeździe pod Czarną Górę
Na podjeździe pod Czarną Górę © dater
Podjazd pod Czarną Górę, w tle Sudety
Podjazd pod Czarną Górę, w tle Sudety © dater
Zjazd z Czarnej Góry
Zjazd z Czarnej Góry © dater
Uhhh... fantastycznie, nogi się trzęsą :)
Uhhh... fantastycznie, nogi się trzęsą :) © dater
Łąka na powrocie
Łąka na powrocie © dater



  • DST 41.50km
  • Teren 33.00km
  • Czas 02:05
  • VAVG 19.92km/h
  • VMAX 56.90km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 187 ( 95%)
  • HRavg 169 ( 86%)
  • Kalorie 1821kcal
  • Podjazdy 1065m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Marathon Stronie Śląskie...

Sobota, 26 lipca 2014 · dodano: 01.08.2014 | Komentarze 0

... czyli jak boli strata dziewictwa :)
Startów w maratonach za mną kilkadziesiąt, ale przyszedł wreszcie czas na ten prawdziwy, górski. Padło na Stronie Śląskie... bo w założeniu to ten łatwiejszy, gdzie takiego górskiego startu można liznąć i zasmakować.
Dzień wcześniej, w piątek zaliczony kawałek trasy. Już wiem, że będzie bolało... i będzie pięknie :D

Stronie Śląskie - przed startem
Stronie Śląskie - przed startem © dater

Staję w pierwszym sektorze odziedziczonym po Murowanej Goślinie. Wiem, że głównym zadaniem w tym starcie będzie ten sekto utrzymać, chociaż będzie ciężko. Poza tym nie walka o pozycję, tylko nauka, trening w górach, smakowanie tego klimatu.

W sektorze z AyJay'em
W sektorze z AyJay'em © dater

Start, ruszamy o 11-stej. Początek spokojnie. Nikt się nie wyrywa, nie ma szarpania. Po trzech kilometrach lekkiego pod górę asfaltu zjeżdżamy w lewo na szutr i pierwszy podjazd. Tutaj stawka zaczyna się rozciągać. Kręcę swoje kontrolując tętno. Nie ma co się czepiać na koło, każdy jedzie swoje. Odpowiednia kadencja, rytm i ciągnę. Prawie sześć kilometrów z wypłaszczeniem po środku. Jest dobrze, nogi kręcą choć trudno powiedzieć jak mi się jedzie na tle innych zawodników. Cały czas się tasujemy, nie ma ustalonej grupy i towarzyszy jazdy. Cały czas dość szeroką drogą, ubitą, twardą. Oprócz tego, że to kilka kilometrów podjazdu i szybkie zjazdy trudności technicznych nie ma. 
Około 16-tego kilometra wpadam na asfalt, którki odcinek podjazdu i zaraz w lewo w teren. Zaczyna się pierwszy techniczny podjazd tego dnia, wzdłuż granicy z Czechami. Jeszcze na asfalcie docisnąłem i minąłem kilku zawodników z którymi jechałem. Podjazd jest naprawdę ciężki. Nie dość że ostro do góry, to jeszcze wąski, korzenie, kamienie i uślizgi tylnego koła. To że jestem na przodzie wychodzi mi na dobre. Za mną słyszę, jak się kotłuje. Ktoś staje, ktoś pada, inny klnie. Ja ciągnę swoje, nogi równo pracują. Nie popełniam błędów, omijam sprawnie przeszkody, udaje mi się utrzymać prawidłowy rytm. Doganiam kilku następnych zawodników. W dogodnym momencie dociskam bardziej korby i bez problemu od nich odskakuje. Jest dobrze, od strony siły i wytrzymałości na podjazdach jest naprawdę super! :) Zaliczam na tym podjeżdzie maksa jeśli chodzi o moje tętno w tym roku: 187
Dalej zaczyna się singiel wzdłuż granicy. Nie pod górkę, raczej płasko, ale wąsko, korzenie, trochę błota. Doganiam jednego zawodnika i mam problem. Jest słaby technicznie, co błoto to staje lub wypina się z pedałów. Nie ma możliwości wyprzedzenia. W jednym momencie próbuje, nie udaje mi się. Odpuszczam i jadę za nim dość długo. Rzuca przez ramię, że może mnie puści, ale nie mam nawet jak spróbować go wyminąć. Więc nadal jadę za nim. Powinienem być bardziej agresywny w tym momencie :/
Zjeżdżamy z singla, zakręt w lewo, duże błoto. Kolega oczywiście staje... a ja za nim w środku błotnej kałuży. Nie udaje mi się wypiąć i padam na lewą stronę prosto w błoto. Ktoś z tyłu mnie jeszcze dogania i komentuje to odpowiednio. Wygrzebuję się z błocka, wskakuję na Scott'a i wylatuję na asfalt. Lece sam. 23-ci kilometr, zaczyna się zjazd. Najpierw asfalt, później szutr, znów asfalt. Jest szybko i niebezpiecznie. Doganiają mnie zawodnicy z tyłu. Ci których brałem na podjeździe pod granicę. 27-my kilometr, kawałek błota i zaczyna się najbardziej techniczny zjazd tego maratonu. W błocie znów ktoś przede mną staje, ja też muszę. Nie mam możliwości wskoczenia na rower i wpięcia się w pedały, więc kilka metrów schodzę z największej stromizny. Znów wyprzedza mnie kilku zawodników, których brałem jeszcze przed granicą :/
Na większym wypłaszczeniu wskakuję, udaje mi się sprawnie wpiąć w pedały i... zjeżdżam na dół. Kamienie, korzenie, uskoki. Zjazdu jest dobry kilometr, pełna koncentracja, ktoś za mną słyszę leci na glebę. Ja dojeżdżam do końca i wypadam na szutr. Jeszcze z kilometr szybkiego zjazdu i zaczyna się ostatni poważny podjazd tego dnia. Twardy, szeroki, bez trudności. Kręci mi się cały czas dobrze i znów wyprzedzam zawodników, którzy mnie łykali na zjazdach. Na końcówce biorę jednego z zawodników Cyclo Trener Team, nawet gadamy przez chwilę, że to już któryś raz. Po kilometrze zjazdu... i tak mnie dogania :P Próbuję się trzymać go na zjeździe, utrzymać jego tempo. Udaje mi się przez kilka minut, ale kilka szybkich zakrętów i mi odchodzi. Niestety to co zyskuję na podjazdach, tracę na zjazdach. Brak doświadczenia i obycia w górach jest w moim wypadku bardzo widoczny.
Później jest jeszcze gorzej, bo zaczyna się karkołomny zjazd po łące do samego Stronia. Masakra. Strach w oczach, lecę sześć dych i modlę się żeby nie wyglebić. Na szczęście nie glebię :)
Dokręcam ostatni kilometr asfaltem do mety i wpadam zadowolony na linię. Wow, było mega :) Dziewictwo stracone, bolało, choć nie tak bardzo jak myślałem. Było super! :D
Na mecie, góry zaliczone!
Na mecie, góry zaliczone! © dater

Dużo przemyśleń i analizy miałem związane z tym ściganiem w górach. Zebrałem to wszystko do kupy w tym wpisie.
W wynikach znalazłem się na 58 miejscu Open i 16 w kategorii M3, 21 minut za zwycięzcą. Nie jest źle jak na debiut :)
Niestety zdjęć z trasy brak, może się później jakieś znajdą. Ale profesjonalnych fotografów raczej an trasie nie widziałem.

Pozostało wcisnąć drożdżówkę
Pozostało wcisnąć drożdżówkę © dater

 


  • DST 19.60km
  • Teren 15.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 19.60km/h
  • VMAX 49.70km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 167 ( 85%)
  • HRavg 134 ( 68%)
  • Kalorie 501kcal
  • Podjazdy 431m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stronie Śląskie - piątkowy objazd

Piątek, 25 lipca 2014 · dodano: 01.08.2014 | Komentarze 0

Wypad w góry, pierwsze smakowanie na góralu, rowerze do tego przeznaczonym :)
Do tej pory góry w moim wykonaniu to tylko szosa. Maratony tylko nasze, nizinne, nie mające z górami wiele wspólnego. Znajdą się zmarszczki oczywiście, ale góry to inna bajka.
Maraton w Stroniu Śląskim "u Golony" to z założenia ten lżejszy, własnie na takie próbowanie i przetarcie.
Jedziemy na cały weekend bo droga daleka. I w piątek jest jeszcze czas żeby spróbować liznąć tych gór. Trasa oznaczona więc robimy pierwsze kilometry. Od razu czuć, że dnia następnego będzie boleć :P

BCTR kręci w górach
BCTR kręci w górach © dater

Pierwszy podjazd
Pierwszy podjazd © dater

Na rozstaju
Na rozstaju © dater

Zaczynamy drugi podjazd
Drugi podjazd © dater





  • DST 6.30km
  • Teren 5.50km
  • Czas 00:25
  • VAVG 15.12km/h
  • VMAX 35.30km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 170 ( 86%)
  • HRavg 140 ( 71%)
  • Kalorie 200kcal
  • Podjazdy 120m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Chełm, rozgrzewka i rozjazd po maratonie

Poniedziałek, 7 lipca 2014 · dodano: 07.07.2014 | Komentarze 0

Jak zwykle pierwsze i ostatnie kilometry maratonu w rozpoznaniu. To co powiedziały mi tym razem... początek wąski i po błocie. Koniec szybkim singlem w dół. Oj, będzie ciekawie :)

  • DST 64.90km
  • Czas 02:47
  • VAVG 23.32km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • HRmax 183 ( 93%)
  • HRavg 169 ( 86%)
  • Kalorie 2491kcal
  • Podjazdy 964m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy Chełm

Niedziela, 6 lipca 2014 · dodano: 08.07.2014 | Komentarze 0

Drugi dzień małej etapówki Kresowych na Lubelszczyźnie. Po całkiem niezłym, aczkolwiek nie do końca udanym starcie dzień wcześniej w Siennicy, byłem pewien obaw co do dyspozycji dnia następnego. Nie jechało mi się dobrze, mimo dobrego przygotowania, odpoczynku, dobrej jakości treningów w tygodniu poprzedzającym, nie było tego, czego oczekiwałem. Nie było nogi, zgrania jej z organizmem, dobrego "pierdnięcia". Nie było też zadowolenia :/
Na luzie podszedłem do dnia następnego. Nie ma co się spalać. Kolacja na mieście, dwa piwka. Spanie mimo wszystko wczesną porą. Rano samopoczucie... nie wiadomo jakie, nieokreślone. Paweł w hotelu mówi mi, że nie najlepiej wyglądam. Fuck...
Na miejscu startu krótka rozgrzewka, nadal nie wiem czy mam sobie wmówić że jest źle, czy wręcz przeciwnie, że dobrze. Start... ewidentnie źle :/ Zostałem z tyłu, za bardzo chciałem szybko i dobrze wystartować, noga się omsknęła, nie wpiąłem się w pedały.



Jadę na końcu sektora a od razu asfaltowy podjazd, szybki zjazd i wąsko w las. Jestem prawie na samym końcu. Ale za to jadę spokojnie, tętno niskie, bez spalary. Jest okazja do wyprzedzania, wyprzedzam. Później znów muszę... bo gdzieś korek na błocie i tracę kilka pozycji. Odrabiam powoli. Jadę przez chwilę z Marcinem z Corrado, który ciągnął mnie dzień wcześniej. Widzę, że jest dziś o wiele słabszy. Zostaje z tyłu. Krystalizuje się grupa. Chłopaki z Kambetu: Tomek i Jacek. Stasiej z PTR i Tomek z naszego BCTR. Stasiej i Jacek w mojej kategorii, wiem kogo muszę pilnować. Lecimy środkowe kilometry pierwszego kółka razem. Żar z nieba ponad 30 stopni i długie, sztywne podjazdy, które trzeba mielić. Jest bardzo ciężko, ale o dziwo wytrzymuje i jedzie mi się całkiem nieźle. Gdzieś z tyłu zostaje Tomek z Kabmetu i Stasiej. Pozostała nasza trójka dogania jedną grupę, później drugą złożoną z trzech Białorusinów z Velopark. Chyba momentami był nawet czwarty, ale gdzieś odpadł. Takim mniej więcej składem zaliczamy ostatnie kilometry pierwszej rundy i mega, świetne single na koniec. Wjeżdżając na drugą rundę jestem pełen obaw czy dam w ogóle radę. Były momenty, że miałem ciemno przed oczyma :/
Początek idzie dobrze. Jest luźno i ta pierwsza, wąska sekcja szybko mija. Później leśny odcinek asfaltowy i znów na otwartą przestrzeń... w paszczę otwartego, rozgrzanego piekarnika. 
O dziwo jedzie mi się coraz lepiej. Zmieniamy się trochę na prowadzeniu, generalnie dajemy Białorusinom pracować zespołowo, czasami prowadząc przez chwilę, ale nie wyrywamy się mocno do przodu ;) Dojeżdżamy w okolice Podgórza i zaczyna się najdłuższy chyba podjazd tego maratonu. Tomek gdzieś gubi się po drodze, Jacek też rzuca przez ramię, że już go odcina i koniec. Ja trzymam się chłopaków z Velopark z jedną myślą... "Trzymaj koło Ptaq, trzymaj koło". Trzymam, staram się nie patrzeć daleko przed siebie, nie myśleć ile jeszcze tego podjazdu zostało. Widzę przed sobą tylko wolno obracające się koło i hipnotyzujący wzór bieżnika opony... Koniec podjazdu, nawrotka w lewo i szybki zjazd. Później wypadamy na asfalt i na maksa w dół, można odpocząć. Ale nie na długo. Znów bardzo długi i wymagający podjazd, zaraz jeszcze następny. Po drodze wybrukowanej polnymi kamieniami. Pokonywany drugi raz tego samego dnia daje podwójny wycisk. Taktyka taka sama, tylko koło przeciwnika i SHUT UP LEGS!

Cały czas jest dobrze, wytrzymuję to. Głowa rządzi ciałem :) Zjazdy w lesie, fajne kręte single, bandy, przejazd przez strumyk... chłopak przede mną ślizga się na błocie i ląduje w krzakach. Ledwo go wymijam. Przez moment mam myśl, żeby wykorzystać sytuację, bo tamci drużynowo będą na niego czekać. Do mety może z 10-12 kilometrów, może uda mi się urwać. Ale jednak głos rozsądku i zmęczenie wygrywa... są w trójkę jak docisną to mnie łykną i oderwą zjechanego bez trudu. Więc jednak jadę razem z nimi. Rozpędzamy się w którymś momencie w dół i przestrzeliwuję ostry zakręt w lewo... ląduje znów na końcu i to kilkanaście metrów z tylu. Chłopaki dociskają na zjazdach, lecą po bandach, nie jestem w stanie ich dogonić. Na ostatni duży wjazd na patelni przed finałowym singlem wjeżdżają z przewagą. Wiem, że już ich nie dogonię, kręcę swoje. Zjeżdżając w dół już ich nie widzę, kręty zalesiony singiel już ich połknął. Jadę sam, uważając na tych ostatnich kilometrach żeby nie przesadzić. Wyskakuję na ostatnie metry asfaltu i zadowolony lecę do mety.

Od razu kalkulacja, gdzie jestem?? Po kilkudziesięciu minutach okazuje się, że jestem... TRZECI! :D
Jest, wreszcie jest podium. Cel osiągnięty :) Teraz trzeba sobie postawić cel następny :)





  • DST 7.50km
  • Czas 00:23
  • VAVG 19.57km/h
  • VMAX 49.70km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 183 ( 93%)
  • HRavg 144 ( 73%)
  • Kalorie 250kcal
  • Podjazdy 70m
  • Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
  • Aktywność Jazda na rowerze

Siennica Różana, rozgrzewka przed i rozjazd po maratonie

Sobota, 5 lipca 2014 · dodano: 07.07.2014 | Komentarze 0