Info

Więcej o mnie.
Statystyki i osiągnięcia
Najdłuższy dystans: 342 km Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m
Podsumowania wydarzeń
Calpe - zgrupka marzec 2014
Sycylia - sierpień 2013
Polańczyk - lipiec 2013
Calpe - zgrupka marzec 2013
Opatija - czerwiec 2010
sezon 2013
sezon 2012 sezon 2011
sezon 2010
Moje rowery
Pogoda
Poniedziałek | +2° | -3° | |
Wtorek | +3° | -5° | |
Środa | +4° | -2° | |
Czwartek | +5° | -2° | |
Piątek | +4° | -3° | |
Sobota | +4° | -3° |
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2014, Wrzesień18 - 5
- 2014, Sierpień21 - 1
- 2014, Lipiec26 - 5
- 2014, Czerwiec26 - 0
- 2014, Maj24 - 4
- 2014, Kwiecień25 - 9
- 2014, Marzec24 - 15
- 2014, Luty4 - 6
- 2014, Styczeń4 - 9
- 2013, Grudzień7 - 14
- 2013, Listopad6 - 12
- 2013, Październik16 - 5
- 2013, Wrzesień23 - 14
- 2013, Sierpień25 - 5
- 2013, Lipiec25 - 3
- 2013, Czerwiec27 - 11
- 2013, Maj26 - 9
- 2013, Kwiecień22 - 20
- 2013, Marzec13 - 24
- 2013, Luty5 - 7
- 2013, Styczeń3 - 4
- 2012, Grudzień7 - 10
- 2012, Listopad5 - 1
- 2012, Październik5 - 1
- 2012, Wrzesień15 - 5
- 2012, Sierpień18 - 11
- 2012, Lipiec22 - 9
- 2012, Czerwiec24 - 8
- 2012, Maj25 - 9
- 2012, Kwiecień14 - 3
- 2012, Marzec4 - 2
- 2012, Styczeń2 - 0
- 2011, Październik4 - 0
- 2011, Wrzesień9 - 0
- 2011, Sierpień12 - 1
- 2011, Lipiec17 - 2
- 2011, Czerwiec17 - 2
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień12 - 0
- 2011, Marzec9 - 3
- 2011, Luty1 - 0
- 2011, Styczeń2 - 3
- 2010, Grudzień1 - 0
- 2010, Październik12 - 1
- 2010, Wrzesień14 - 9
- 2010, Sierpień24 - 3
- 2010, Lipiec23 - 8
- 2010, Czerwiec18 - 17
- 2010, Maj21 - 6
- 2010, Kwiecień12 - 1
- 2010, Marzec2 - 0
- 2010, Styczeń1 - 0
- 2009, Listopad1 - 0
- 2009, Październik1 - 0
- 2009, Wrzesień10 - 4
- 2009, Sierpień23 - 5
- 2009, Lipiec24 - 1
- 2009, Czerwiec16 - 0
- 2009, Maj15 - 0
- 2009, Kwiecień11 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
w Polskę
Dystans całkowity: | 6910.82 km (w terenie 2562.08 km; 37.07%) |
Czas w ruchu: | 288:56 |
Średnia prędkość: | 23.92 km/h |
Maksymalna prędkość: | 66.20 km/h |
Suma podjazdów: | 43164 m |
Maks. tętno maksymalne: | 196 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 178 (90 %) |
Suma kalorii: | 170260 kcal |
Liczba aktywności: | 116 |
Średnio na aktywność: | 59.58 km i 2h 29m |
Więcej statystyk |
- DST 44.10km
- Teren 40.00km
- Czas 01:44
- VAVG 25.44km/h
- VMAX 56.50km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 192 ( 97%)
- HRavg 174 ( 88%)
- Kalorie 1694kcal
- Podjazdy 397m
- Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
- Aktywność Jazda na rowerze
Poland Bike Nowy Dwór Maz.
Sobota, 12 kwietnia 2014 · dodano: 13.04.2014 | Komentarze 1
Druga edycja tegorocznego Poland Bike. Tym razem odwiedzamy Nowy Dwór Mazowiecki i Twierdzę Modlin.Ekipa BCTR mocna, znów kilkunastoosobowa. Jesteśmy wcześniej, żeby się bez pośpiechu przygotować. Moza tym mały Michał startuje na dystansie FAN, który startuje o 11.30.

Wizyta w biurze, przygotowanie, rozgrzewka. Po 12-stej stajemy w sektorach. Start na dziedzińcu Hotelu Royal. Nie za ciekawe miejsce, ciasno, bruk pod kołami. Finisz będzie ciekawy :/
Pogoda całkiem ładna, słońce przebija się przez chmury, za ciepło nie jest. Założyłem długa bluzę na górę, ale później żałowałem. Było trochę za ciepło, można było jechać całkowicie na krótko.

Tym razem punktualnie o 12.30 start. Po awansie w Legionowie ruszam z drugiego sektora.
Początek spokojnie, gdzieś w środku sektora. Jak zwykle u mnie słabszy start i w zasadzie wszystkie nasze teamowe koszulki z drugiego sektora widzę przed sobą.

Dopiero po jakiś 2,5 km, po zjeździe w prawo na czarną szutrówkę zaczynam mocniej jechać. Tętno wędruje powyżej 180 i się tak utrzymuje. Później przeskok przez drogę i zaczyna się polny singiel. Trzęsie, ciasno, nieprzyjemnie. Jest jakieś przewężenie, ktoś staje, ktoś się wywraca, robi się korek. Grupa dzieli się na dwie, czołówka naszego sektora odjeżdża. W korku widzę, że zostaje od nas Krzysztof i Piotrek. Ja wymijam kocioł lewą stroną po polu. Zaczynamy gonić.
Dojeżdżamy do Zakroczyma, znów zaczyna się asfalt. Czołowi zawodnicy się czarują kto pociągnie. Ja startuję z dalszej pozycji i nadaję mocniejsze tempo. Prowadzę tak prawie do samego centrum, tam przelatujemy kawałek główną ulicą i wlatujemy na drogę gruntową. Oddaję prowadzenie, jadę jako trzeci. Przede mną ktoś z BDC Retro i TRW. Przejeżdżamy przez las, w którymś momencie mocna nawrotka w lewo. Chłopaki mają problem z dohamowaniem i zmieszczeniem się w zakręcie. Ja odpowiednio zacieśniam i wychodzę na prowadzenie ciągnąc grupę. Zejście zakrętem w prawo i zaczynają się wąwozy. Góra, dół, prawo, lewo. W którymś momencie mam problem, bo żadnych oznaczeń a droga się rozwidla. W lewo pod górę, w prawo w dół. Mam sekundę na decyzję, odbijam w lewo... i po kilku sekundach wiem, że popełniam błąd. Rzut oka w prawo i widzę, że poniżej są ślady opon i tamtędy wcześniej peleton jechał... ehhh.
Zawracamy, jest zamieszanie, w zasadzie ląduje na końcu grupy. Przede mną znów Krzysztof i Piotrek od nas. Zaczyna się piach, ludzie się kopią, korki, grupa się rwie. Tutaj chyba straciłem szanse na naprawdę dobry wynik. Bo rozkręciłem się i dobrze zaczęło mi się jechać.
Następne kilometry to mozolne odrabianie strat, dochodzenie następnych małych grupek. Piotr zostaje gdzieś z tyłu, my z Krzyśkiem staramy się jechać razem w grupie. Zmieniamy się prowadzeniem. Zaczynają się takie dziwne sekcje. ugory, gruzowiska, przejazdy pomiędzy domami, wzdłuż parkanów, ogrodzeń. Jakieś przewężenia, trzeba się cisnąć pomiędzy oponami a siatką. Za pierwszym razem przemykam, Krzysztof zostaje. Na drugiej rundzie to ja zaplątuje się w siatkę :/
Później słynna Wasgóra. Od razu z buta. Robi to niezłe wrażenie. Nie ma szans na podjazd, nawet wejście jest trudne. Nogi się ślizgają, ciężko złapać przyczepność. Na ostatnich metrach z konarów zrobione schodki. Bez nich wogóle ciężko byłoby się wdrapać na górę.

Po zaliczeniu tego podejścia łydki to obolałe, zbite w beton mięśniaki. Zanim mi odchodzi uczucie kamieni w nogach, mija kilka kilometrów.
Następna sekcja wzdłuż Wisły, wąskim singlem. Cały czas jedziemy małą grupką z Krzyśkiem. Później zaczyna się Twierdza, jazda wzdłuż murów, kilka dłuższych podjazdów. Wjazd do NDM i dojeżdżamy do hotelu. Cała grupa odbija w lewo na finisz MINI, ja samotnie prosto jadę na drugą rundę. Ciężka jest samotna jazda. Jakoś wtedy inaczej się jedzie. Nie masz nikogo do nadawania tempa, nie masz punktu odniesienia, tempo automatycznie spada. Przejeżdżam samotnie przez Twierdzę, kręte zakamarki, tunele. Niby ciekawe, ale nie lubię czegoś takiego. Dużo gruzu, szkła, niejednoznaczne oznaczenie. Trochę mam wątpliwości jak jechać. Ale udaje mi się jakoś samotnie z Twierdzy wydostać. Dalej jadę jeszcze ze dwa kilometry sam, gdzie na zjeździe na szutr z asfaltu dogania mnie jeden zawodnik. Koszulka Skandii, widziałem go na poboczu zmieniającego gumę wcześniej. Dogonił mnie, mocny jest, dociska. Siadam mu na koło i próbuję utrzymać jego tempo. Początek jest ciężki, tętno znów wędruje mi ponad 180, ale się rozkręcam. Przed nami dwójka zawodników, do których zmniejszamy szybko dystans. Plan mam taki, żeby wytrzymać na nim ten pościg, a później zmienić koło na tą dwójkę.
Przeskok przez asfalt i znów zjazd na polny singiel. Prowadzący po prostu przelatuje ten kawałek, ja robię to wolniej i tracę ze dwa metry. I już nie jestem w stanie dojść mu do koło. Błąd :( Znów jadę sam. Tamci się mu łapią za to na koło i zaczynają mi uciekać.
Na szczęście ktoś znów mnie dogania. I to na dodatek znajomy: Wiesław z KK24h. Rzuca - dawaj gonimy tamtych dwóch. I zaczynamy wspólnie pracować. Już ich mamy prawie przed wąwozem. Wiesław prowadzi, ja za nim. Ostre wejście w prawo w wąwóz... i przednie koło traci przyczepność. Kładę się przy pełnej prędkości na pok, ryję w piach. Grrrr... Wstaję, kierownica zakleszczona o górną rurę. Manetka przecisnęła się rysując ramę (pierwsze szlify bojowe Scotta zaliczone). Chwilę się mocuję z kierownicą, zanim wraca do prawidłowej pozycji. Wskakuję na rower i rura gonić Wiesława. Czeka na mnie wyraźnie i szybko go doganiam. Gładko we dwójkę przelatujemy przez piachy i po wyjeździe z wąwozu widzimy całkiem blisko dwójkę, którą gonimy. Niestety po upadku w wąwozie coś się dzieje z tylną przerzutką. Nie działa precyzyjnie, zmiany szczególnie na większe koronki są problematyczne. Coś przeskakuje, coś nie trybi. Na domiar złego cała manetka prawa się obróciła przy uderzeniu o ramę i jest przekrzywiona do dołu. Operowanie kciukiem w takiej pozycji jest ciężkie, nienaturalne. Ale jakoś jadę. Robię ostatnią mocną zmianę i doganiamy tych dwóch zawodników, których cały czas goniliśmy. Jedziemy we czwórkę, znów zaczynają się te ciasne sekcje w jakiejś miejscowości, pomiędzy budynkami, ogrodzeniami. Jest to miejsce, gdzie trzeba się przecisnąć pomiędzy wkopanymi oponami a siatką. Nie udaje mi się tym razem i mam problem. Znów jestem na końcu i gonię. Ale doganiam. Drugi raz Wajsgóra. Jeszcze ciężej się to podchodzi. Zjazd nad rzekę, zaczyna się singiel. Jeden z chłopaków których dogoniliśmy odszedł nam jakoś, drugi wywrócił się przed nami na singlu. Miejsce niebezpieczne, ale nic mu się nie stało. Znów z Wiesławem zostajemy we dwójkę. Na singlu wzdłuż rzeki prowadzę i nadaję mocne tempo. Może za mocne...
Dojeżdżamy do Twierdzy. Podjazd pod bramę, Wiesław dociska. Kręcę mocno za nim ale idzie ciężko. Gotuję się. Przejeżdżamy przez bramę i znów zaczyna się podjazd. Nie jestem w stanie utrzymać tempa. Nogi nie kręcą. Koniec, odpuszczam koło, jadę swoje.
I ostatnie kilometry tak już solo. Jeszcze w samej Twierdzy raz źle odczytuję oznakowanie i mylę drogę. Na szczęście strata dosłownie kilka sekund. Wreszcie wjeżdżam w okolice hotelu. Wjazd przez bramę, ostry wiraż w lewo po kostce (współczuję ostro finiszującym w grupie) i finisz...

Ufff. Jakoś ciężko było. Ciężej niż w Legionowie. Nie lubię takich tras. Dziwnych. Niby fajna, urozmaicona. Ale te jeżdżenie między domami, płotami, po ugorach, gruzowiskach, tak trochę na siłę. Jednak jak na Kresowych. wjedziesz w las, to masz las. Sama natura, żadnych udziwnień. Pod tym względem nasze Kresowe są nie do pobicia.
Ostatecznie 29 Open i 12 w M3. Bardzo dobry wynik. W ratingu 91%. w kategorii 92%.
Drużynowo super! Drugie miejsce to już zacny wynik. No i indywidualnie dużo zwycięstw i pucharów.

Po szczegóły odsyłam do naszego fajsbookowego fanpage :)
https://www.facebook.com/blu.team.refleks

Kategoria ! < 050 km, BLU Team Refleks, Foto, GPS, Scale930 w trasie, w Polskę, Zawody
- DST 11.70km
- Teren 10.00km
- Czas 00:46
- VAVG 15.26km/h
- Temperatura 14.0°C
- HRmax 160 ( 81%)
- HRavg 140 ( 71%)
- Kalorie 381kcal
- Podjazdy 22m
- Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
- Aktywność Jazda na rowerze
Legionowo, rozgrzewka przed i rozjazd po maratonie
Niedziela, 30 marca 2014 · dodano: 05.04.2014 | Komentarze 0
Kategoria ! < 050 km, Scale930 w trasie, Trening, w Polskę
- DST 56.50km
- Teren 54.00km
- Czas 02:22
- VAVG 23.87km/h
- VMAX 45.00km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 187 ( 95%)
- HRavg 172 ( 87%)
- Kalorie 2021kcal
- Podjazdy 266m
- Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
- Aktywność Jazda na rowerze
Poland Bike Legionowo
Niedziela, 30 marca 2014 · dodano: 05.04.2014 | Komentarze 0
Pierwszy start w sezonie 2014. Same niewiadome.Po pierwsze forma. Dobrze przepracowana zima, porządnie zrobiona baza. Plus kilometry zrobione w hiszpańskim Calpe. To wszystko powinno dać pozytywne efekty i dobrą nogę. Kupa ludzi mnie pyta: jak forma? Dopiero własnie takie sprawdziany, jak maraton, mogą na to odpowiedzieć. Moje wewnętrzne odczucia mówią, że jest dobrze, że powinno być super. Co prawda po powrocie i regeneracji organizm jakiś zamulony, noga nie rusza, płuca przytkane. Kilka jazd i dopiero ostatnie kilometry dzień wcześniej to jazda z odpowiednim samopoczuciem. Noga się rozkręciła :)
Po drugie sprzęt. Nowy rumak - Scott Scale 930. Dwudziestka dziewiątka na Sramie XX, całkiem nowe doświadczenia. Założenie, że ma być lepiej. Wszyscy twierdzą, że przesiadka na 29era to same pozytywy. Wreszcie będę mógł to sam ocenić. Na razie te kilkadziesiąt kilometrów zrobionych na lajcie na to pytanie mi nie odpowiedziało. Jedyne co bardzo szybko doceniłem: XX. Tutaj różnica in plus jest bardzo duża. Tylna przerzutka działa jak dobrze ustawiony karabin maszynowy. Cyk - góra. Cyk - dół. System zero-jedynkowy. Pewnie, szybko, bezbłędnie. Zaczynam rozumieć zawodników, którzy twierdzą że nie wrócą do Shimano. Ja jeszcze z takimi deklaracjami poczekam. Szczególnie z przednią przerzutką, bo siedzi an razie XT. Okazało się, że kupiony XX ma górny ciąg, a rama dolny. Więc trzeba wymienić. No i FOX CTD z manetką. Nie działa niestety :( Pójdzie do reklamacji. Nie ma blokady, nie zmienia charakterystyki działania w zależności od położenia manetki. Więc tylko dopompowany trochę mocniej na razie, żeby tak mocno nie bujał. Na Legionowo wystarczy :)
Po trzecie Poland Bike. Pierwszy nasz start w tym cyklu. Będzie można ocenić i porównać, szczególnie z Mazovią.
No i po czwarte - drużyna. Pierwszy oficjalny start w szerokim składzie. Ciekawi nas wszystkich jak mocni jesteśmy na tle innych startujących drużyn.

Dojeżdżamy do Legionowa bardzo wcześnie, bo zaraz po 10-tej. A start o 12:30, więc z założenia jest kupa czasu na rejestracje, rozgrzewkę, ogarnięcie przed startem. Ale od razu widzimy, że nie będzie to proste. Kupa ludzi, wypełnione miasteczko startowe, kupa samochodów, zawodników. Kolejka do rejestracji strasznie dłuuuuga. Stajemy, ale po 10 minutach widzimy, że to bez sensu. Ledwo się to rusza. Idę do biura zawodów na skróty. Bo przecież jesteśmy zarejestrowani, opłaceni, powinni nas załatwić jakoś w przyśpieszonym trybie. Nic bardziej mylnego. Dziewczyna w biurze nie trybi. Za bardzo dogadać się z nią nie mogę, nie słucha rozkojarzona, robi swoje. Ostatecznie staje na tym, że jednak mamy stać, bo oni się spieszą z rejestracją dystansu FUN, który startuje 11.30 i muszą maluchów zarejestrować w pierwszej kolejności. No więc trudno, wracam do kolejki. Zostawiamy zgłoszenia dla Ali, a sami idziemy się ogarnąć. Wracamy po pół godzinie, już na rowerach, po krótkiej jeździe. I co... w zasadzie nie poszło to do przodu. A kolejka jeszcze większa niż przedtem. Więc od razu orzekamy, że pewnie wszystko się opóźni. Ala stoi w kolejce, a my na rozgrzewkę. Wracamy po pół godzinie. Sytuacja się nie zmienia. Spiker mówi o przesunięciu startu na 13.00. Później na 13.30. Człowiek już głodny. Z reguły startujemy o 11-tej, a 13.30 to już wcina się makaron na mecie. Powstają dyskusje, czy jechać MAX, czy jednak pojechać MINI. Wcinam batona, dodatkowego banana. Może jakoś to będzie.

Wreszcie ustawiamy się w sektorach. Ja z Saszą, Tomkiem, Olafem i Piotrkiem w trzecim. Z przodu, w pierwszym czwórka, która wywalczyła sobie sektor w zeszłym sezonie. Młodzież gdzieś tam jeszcze z tyłu. Pogoda ładna, całkiem ciepło, słoneczko, większość z nas jedzie na krótko.
Wreszcie start. Poszedł pierwszy sektor. My za dwie minuty.

Na początek krótko asfaltem, zakręt w lewo. Znów odcinek asfaltowy, rozpędzamy się. Ja jak zwykle mam ospały start i nie umiem się przepychać. Z przodu w zasadzie wszyscy z drużyny. Tomek z Saszą przebijają się w zasadzie do czoła, reszta też gdzieś tam jest. Ja zblokowany w środku sektora. Znów zakręt w lewo i wjeżdżamy na szutr w las. Robi się luźniej. Przebijam się do przodu. Mam w zasięgu wzroku nasze charakterystyczne w tym sezonie czarno-niebieskie koszulki. Tętno wędruje na ponad 185 i się tak utrzymuje.
Idzie całkiem nieźle, noga się rozkręca. Jak mam chwilę na rozkręcenie, to lecę jak burza. Gdzieś łapię Piotrka, lub on mnie. Jedziemy razem, ja na przedzie, później on. Doganiamy Olafa, widzę też z przodu Saszę z Tomkiem. Brakuje może 50 metrów i 10-15 zawodników do nich.

Wjazd w singiel... i wszystko staje. Za wolno, za słabo, ale nie ma jak wyprzedzić, nie ma możliwości przebicia się. Jak jest okazja, to przeskakuję pozycję lub dwie. Następuje tasowanie. Ktoś pcha się bokiem, ktoś klnie, ktoś się wywraca. Zanim wyjeżdżamy z tego pierwszego singla, to chłopaków już nie widzę. Niestety okazuje się, ze trzeci sektor, czy końcówka drugiego to za słaba kompania na równą jazdę.
Scenariusz powtarza się kilkukrotnie. Szybkie odcinki do przodu, single na lajcie w wężyku :/ Jak mam możliwość dociskam, przeskakuję do następnej grupy. Często prowadzę. Ciągnąc na czele grupy widzę przed sobą fajny podjazd. Dociskam, rozpędzam się, jestem na nim skoncentrowany... za bardzo. Krzyczą za mną: źle, nie tu! Cholera, ominąłem strzałki w prawo. Wyhamowanie, nawrotka, przebijam się do grupy na przełaj. Znów tracę wypracowaną pozycję. Muszę się przebijać do przodu. Jedzie chłopak w czarnym stroju Nalini. Jakoś podobnie ciśniemy. Znów jestem na przedzie, on za mną. Pytamczy pociągnie. Daje zmianę, odpoczywam. Cała grupa za nami. Nalini odpuszcza, wychodzę na prowadzenie, rzucam przez ramię: urywamy! Dociskam na maxa, lecimy szeroką drogą. Znów zjazd na singiel, rzucam wzrokiem przez ramię... jesteśmy sami :) Dysząc mówi mi tylko: ale masz nogę! :) No mam, tego dnia mam :D
Na singlu doganiamy szybko następną grupę. Jak prowadzę, to idzie szybko. Brzózki ciasne, kilka razy ledwo się wyrabiam, obijam tyłek nawet o jakieś drzewko. Trafiamy na jakąś piaskownicę. Trochę kotłowania, rożnych możliwości wybrania trasy. Ludzie się kopią, nawet wywracają. Mi udaje się przejechać bez problemu. Następny singiel w grupie. Tętno spada. Trochę zrezygnowany tym jestem. Dyspozycja dnia bardzo dobra, Scott spisuje się dobrze. Jestem zadowolony. Ale z wyniku zadowolony zapewne nie będę. Trochę odpuszczam, jadę swoje, bez szarpania.
Gdzieś pod koniec znów bardziej dociskam. Jest kilka kilometrów przed metą. Przejeżdżamy jakieś skrzyżowanie i coś mnie tyka, że nie było żadnych strzałek. Ani prostych, ani kierunkowych. Dziwne... No i z naprzeciwka widzę jadąca grupę. Nawrotka, nie ta droga. Ktoś pozrywał strzałki! Wracamy do tego skrzyżowania. Na zdrowy rozsądek chyba trzeba skręcić w lewo (oryginalnie z przeciwnego kierunku w prawo), w stronę Legionowa. Skręcamy. Ale żadnych strzałek, znaków powtarzających. Mam wątpliwości. Na szczęście za kilkaset metrów pojawiają się strzałki w lewo. Jesteśmy na właściwej drodze.
Wjeżdżamy do Legionowa. Ostatnia prosta. Z reguły finisze mi nie idą, nie mam pary, odpuszczam. Ale myślę sobie, nie tym razem. Dobrze się czuje, w nogach jeszcze rezerwy. Jestem na końcu czteroosobowej grupki. Biorę jednego zawodnika, dwóch następnych, ostatniego tuż przed metą. Skuteczny finisz :)


Bardzo szybko pojawiają się wyniki. I jakie jest moje zdziwienie, gdy jestem na pierwszej kartce. W Open 36 miejsce, 17 w kategorii M3. Wow, w ciężkim szoku jestem :) Przewidywałem miejsce gdzieś w okolicach 60-tki, a tu proszę. Więc z wyniku też jest zadowolenie :D
Jakie jest moje zdziwienie, że Sasza pokazuje się tuż za mną. Też się pogubił.Zdziwiony był jak mu mignąłem na trasie.
Drużynie poszło bardzo dobrze. Jacek wygrał dystans MINI.

Na Maxie Paweł 8-my, Tomek 22. Awansował do 1-go sektora. My z Saszą do drugiego. Zabrakło dosłownie tych dwóch-trzech minut, które kosztowało nas zgubienie trasy. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Za dwa tygodnie Nowy Dwór Mazowiecki. Będzie szansa nadrobić :)
Podium jeszcze zaliczają Bartosz z Piotrem, zajmując 2 i 3 miejsce w kategorii M1 na MINI.

A BLU Cersanit Team Refleks zajął czwarte miejsce w klasyfikacji drużynowej :) No to zbudowaliśmy nową siłę w peletonie :D
Kategoria ! > 050 km, BLU Team Refleks, Foto, GPS, Scale930 w trasie, w Polskę, Zawody
- DST 10.50km
- Teren 3.00km
- Czas 00:32
- VAVG 19.69km/h
- VMAX 50.90km/h
- Temperatura 11.0°C
- HRmax 183 ( 93%)
- HRavg 152 ( 77%)
- Kalorie 290kcal
- Podjazdy 165m
- Sprzęt Cube Reaction GTC Team
- Aktywność Jazda na rowerze
Mielnik - rozgrzewka i rozjazd po maratonie
Sobota, 28 września 2013 · dodano: 03.10.2013 | Komentarze 0
Jak zwykle kilka kilometrów pierwszych i kilka ostatnich maratonu na rozgrzewkę. Po maratonie lekko na rozjazd. Kategoria ! < 050 km, Cube w trasie, Trening, w Polskę
- DST 60.44km
- Teren 56.00km
- Czas 02:18
- VAVG 26.28km/h
- VMAX 55.50km/h
- Temperatura 10.0°C
- HRmax 185 ( 94%)
- HRavg 169 ( 86%)
- Kalorie 1460kcal
- Podjazdy 621m
- Sprzęt Cube Reaction GTC Team
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton Kresowy Mielnik - czyli jak dobrze zakończyć sezon
Sobota, 28 września 2013 · dodano: 03.10.2013 | Komentarze 0
Mielnik – ostatni start w sezonie 2013. Wielka niewiadoma i znak zapytania, jeśli chodzi o formę. Po wystrzale w Augustowie byłem ciekaw jak pójdzie na mielnickiej trasie. W tamtym roku dała mi w kość. Lubię ją, lubię jej charakterystykę, długie podjazdy, Górę Zamkową. Ta trasa miała ma podsumować ten cały sezon :DPo rozgrzewce, jak to ostatnio już dłuższej i przemyślanej, dojeżdżam akurat na start, kiedy zaczynają czytać pierwszy sektor. Staję koło Saszy i witam się z ziomkami z tras MK :)

Z Saszą na starcie© dater
Przygotowanie startu idzie szybko i tuż po 11-stej starujemy. Jestem z przodu, lecę lewą stroną omijając kałużę przed startem. Zaraz od razu jest zakręt w prawo i wjeżdżamy od razu z pełną mocą pod Górę Zamkową.

Peleton ruszył© dater
Staram się utrzymać w czubie, chociaż tempo jest mocne. Nie ma chyba nikogo z przodu, kto by chciał to od razu porwać, ale dla drugiej linii, tak jak dla mnie, jest to bardzo mocno. Udaje mi się utrzymać i na asfalt wjeżdżam w pierwszej grupie, może kilka metrów z tyłu ale od razu łapię się do środka. Zaraz idzie zakręt w lewo i zaczyna się naprawdę długi, asfaltowy podjazd. Jeśli na Zamkowej było bardzo mocno, to teraz jest piekielnie mocno. Tętno wędruje w okolice 184 ud., i zaczynam dyszeć i się męczyć. Pierwsi odjeżdżają, ostatni odpadają, peleton się rozciąga. Zakręt w prawo, asfaltowa prosta, trochę w dół i w prawo wpadamy w teren. Wcześniej rozciągnięty peleton zbija się znów w jedną grupę, jest nas ze 20-stu. Jedziemy dwoma liniami, równo, przed sobą widzę zawodników z czuba i quad pilota. Jest dobrze, wytrzymuję pierwsze kilometry mocnego tempa i jestem z przodu :)
Zaczyna się kawałek szybkiego zjazdu, jest trochę nierówności, błota, ktoś hamuje, ktoś wypada z rytmu. Na ostry zakręt w lewo znów wpadamy rozciągnięci i powoli peleton układa się w grupki jadących wspólnie. Ja się załapuje bardzo dobrze. Jest mój Sasza, są chłopaki z Kambetu – Tomek i Paweł, a także Tomek z Obstu.

Gdzieś na trasie, pomiędzy Kambetem© dater
Czołówka odeszła kilkadziesiąt metrów do przodu, z tyłu ktoś się trzyma, ale urywamy i uciekamy po kilku kilometrach. Jadąc i zmieniając się w piątkę na prowadzeniu łykamy bez problemu pierwszą rundę.
Pod Górę Zamkową drugi raz tego dnia wjeżdżamy tym samym zespołem. Ze mną chyba jest najgorzej, bo ciężko mi idzie, chociaż nie odstaję zbytnio i udaje się nadal razem jechać.

Pod Górą Zamkową, koniec pierwszej rundy© dater

Dociskam za Tomkiem© dater
Nie jest może tak rewelacyjnie jak w Augustowie, ale jadę swoje i to znów w doborowym towarzystwie :) Cały czas moc odpowiednia, tętno dobrze się zachowuje i noga podaje. W którymś momencie tracimy z Tomkiem z Kambetu z 10 metrów do reszty naszej grupy. Jakiś zakręt, trochę piachu, Tomek odstaje i mamy problem. Próbuje gonić, ale opada z sił. „Ptaq dasz radę pociągnąć?” – Krzyczy i zjeżdża na lewo. „Spróbuję” – naciskam na pedały i lecę za Saszą, który jest na końcu. Minuta i udaje mi się go zespawać, jest dobrze, mam cały czas rezerwę :)

Gdzieś na zjeździe© dater
Jedziemy następne kilometry razem, spawam raz jeszcze grupę na asfalcie. Ale zaraz potem jest w lewo i zaczyna się szutrowy, długi podjazd. Zaczynam coś odstawać, nogi przestają kręcić. Tracę metr, później pięć, zaczyna się jakiś kryzys. Dociskam, żeby nie zgubić chłopaków, ale mi nie idzie. Dyszę jak stara lokomotywa, próbuję stanąć na pedały, przyśpieszyć, ale wszystko na nic. Na szczycie mam z dobre dziesięć metrów straty i wiem, że już tego nie odrobię. Jest około 40-stego kilometra, jest niestety ze mną kryzys :( I tak trzyma przez następne kilometry, jadę sam a chłopaki coraz dalej przede mną. Łykam żele, popijam izotonikiem, biorę nawet Turbo Snacka. Ale przede mną już nikogo… i za mną też.

Jadę samotnie© dater
Oglądam się co jakiś czas, ale nawet na długich prostych pustka. Na bufecie łapię banana jeszcze, znów się oglądam. Dalej nikogo. Zostało może z 8 kilometrów, czyżbym miał już do końca sam jechać? Przed sobą jeszcze kogoś widzę, kogoś kto ma jeszcze gorszy kryzys niż ja, bo na podjeździe idzie zakosami ledwo kręcąc. Dociskam, żeby go dogonić, dostaję dodatkowego kopa. Mija może ze dwie minuty od bufetu, oglądam się… i dosłownie może ze 30-sci metrów za sobą widzę pociąg. Ależ szybko mnie doszli! Za minutę mam już za sobą Marcina z SBRu, Roberta z Bliskiej i jeszcze kilku zawodników. Doczepiam się do nich i razem ciągnę się z tym pociągiem. Wylatujemy na kawałek asfaltu, pada pytanie „kto ma siłę pociągnąć?”. No na pewno nie ja :P
Dojeżdżamy do Mielnika, zjazd koło wieży widokowej i wpadamy na asfalt. Dogania nas jeszcze Paweł ze Sprintu i na ostatni szutr wjeżdżamy większą grupą. Niestety nie mam już mocy i możliwości przycisnąć, wjeżdżam na końcu grupy na ostatni podjazd i próbuję jechać swoje. Dookoła kibice, doping, ktoś krzyczy „dawaj Ptaquuuu!”. Ostanie podjazd, ostatnie metry, ostatni start w sezonie… ktoś jeszcze krzyczy: „dwóch Białorusinów cię goni, daaawaaaj!”. Dociskam jeszcze na tych ostatnich metrach, mobilizuję się, żeby tych dodatkowych pozycji jeszcze nie stracić. Udaje się przejechać metę z niewielką stratą do reszty mojej grupy i z całkiem dużą do dwóch goniących :D

Na mecie© dater

I po sezonie :)© dater
Było dobrze, mogło być jeszcze lepiej, gdyby nie bomba od 40-stego kilometra. Coś nie tak poszło, czegoś zabrakło. Nie jechałem wcale mocno, nie mocniej niż w Augustowie, a dopadło mnie cholerstwo nie wiadomo skąd. A w zasadzie to mogę się domyślać… nie zaaplikowałem Enduro Snacka przed startem. Coś się zagadałem, zapomniałem, czasu zabrakło i żel w kieszeni pozostał. Oczywiście później go zżarłem, ale na reakcje i aplikacje żeli było za późno. Straciłem kilka minut i pozycji. Dobrze, ze organizm obudził się jeszcze w odpowiednim momencie, żeby się na następny pociąg załapać :D
Ostatecznie 22 Open, 7 miejsce w kategorii. Kilka kluczowych dla mojego miejsca w generalce osób za mną, więc awans! Jeszcze podsumowanie całego sezonu zrobię, ale najlepsze podsumowanie to miejsca w generalce całego cyklu… które są identyczne jak te zajęte w Mielniku :) Czyli jestem 22 Open i 7 w Elita Plus! Hehe, normalnie synchronizacja na koniec stu procentowa!
Olka pojechała krótki dystans w Mielniku i zajęła I miejsce w kategorii. Saszka za to identycznie jak w zeszłym sezonie zajął 4 miejsce w generalce kategorii Elita Plus.

Olka na podium© dater

Kobiety Open© dater

Mężczyźni Open© dater

Generalka drużynowa - huraaa i po sezonie :)© dater
Oczywiście po maratonie jak w zeszłym roku impreza integracyjna. Nie wyszła do końca, bo się rozpadało i z Panoramy już nie wyruszyliśmy na Topolino. Za to rozkręciliśmy taką imprezę w pensjonacie, że całe MK się zeszło :) Było super… chociaż końca nie pamiętam. Za dużo tego mocnego soku było, co go się nie zapija ;)
Kategoria ! > 050 km, BLU Team Refleks, Cube w trasie, Foto, GPS, w Polskę, Zawody
- DST 35.72km
- Teren 4.00km
- Czas 01:14
- VAVG 28.96km/h
- VMAX 47.50km/h
- Temperatura 7.0°C
- HRmax 186 ( 97%)
- HRavg 148 ( 77%)
- Kalorie 626kcal
- Podjazdy 190m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
wokół Jeziora Charzykowskiego - czyli kilometry na "obczyźnie"
Czwartek, 5 września 2013 · dodano: 08.09.2013 | Komentarze 3
Dużo jeżdżę po Polsce z racji roboty. I zawsze to jakieś wykluczenie z jazdy i treningów na kilka dni. Choć zastanawiałem się już nie raz nad zabraniem do samochodu roweru, to jakoś nigdy tego nie zrobiłem. Tym razem długi tour: cztery dni. Hmmm, cztery dni bez roweru, bez treningu… za długo. Więc tym razem rower w bagażnik i jazda. Wstępnie mam plan w czwartek jakąś jazdę zrobić. Będę koło Chojnic, ciekawe tereny. Rezerwuję hotel pod miejscowością Charzykowy nad jeziorem o tej samej nazwie. I wszystko idzie zgodnie z planem :) W czwartek wstaję 6:30, żeby tuż po 7-mej pojechać w trasę dookoła jeziora :DMina Pani z recepcji, gdy podchodziłem do niej oddać klucz od pokoju, w pełnym, kolarskim rynsztunku… bezcenne :)))
Na parkingu wyładowuję rower, zakładam buty i jadę.

Pod hotelem© dater
Jest baaardzo zimno, początek to jakieś 5-6 stopni, a ja tylko krótki, letni komplet co prawda z rękawkami i nogawkami, ale przeszywało mnie na wskroś :P
Jadę więc przez Charzykowy i podziwiam okolicę o poranku.

Charzykowy© dater

Jezioro Charzykowskie© dater

Byłem tam! :D© dater
Dalej jedzie się na przesmyk pomiędzy Jeziorem Charzykowskim a Jeziorem Karsińskim i długim, przez miejscowość o uroczej nazwie… Małe Swornegacie :)

Małe te Swornegacie :)© dater

Za plecami wstaje słońce© dater

No przecież mówię, że za plecami :)© dater

Jezioro Charzykowskie© dater

Młyn też był po drodze© dater

Są i nie małe Swornegacie :)© dater
Słoneczko w plecy przygrzewa, robi się trochę cieplej. Ale i tak temperatura, której nie zaznałem na rowerze od długiego czasu. Trzeba będzie wyciągać długi, ciepły komplet!

Zimno jak widać© dater
Jeżdżenie po nowych drogach, po nieznanych terenach to ciekawa sprawa. Całkiem inne górki, las inaczej wygląda, inne też są asfalty, które też niespodziewanie… potrafią się skończyć :P Akurat robiłem sobie czwarty, mocny interwał… a tu zonk :)

Człeka droga czasami zaskakuje, gdy się asfalt kończy© dater
Ale co zrobić, zawracać kiedy śniadanie w hotelu czeka nie wypada. Poza tym, kto da gwarancję, że na innym odcinku nie zapomnieli także o wylewaniu asfaltu? :D Trudno, trzeba jechać!

Ale co robić, jechać trzeba :)© dater
Kategoria ! < 050 km, Foto, GPS, Onix na szosie, Trening, w Polskę
- DST 7.38km
- Teren 6.00km
- Czas 00:17
- VAVG 26.05km/h
- VMAX 39.70km/h
- Temperatura 26.0°C
- HRmax 175 ( 89%)
- HRavg 164 ( 83%)
- Kalorie 175kcal
- Podjazdy 35m
- Sprzęt Cube Reaction GTC Team
- Aktywność Jazda na rowerze
rozgrzewka MK Narewka
Niedziela, 4 sierpnia 2013 · dodano: 21.09.2013 | Komentarze 0
Jak zwykle kilka kilometrów pierwszych/ostatnich dla rozeznania terenu.A później jazda po życiówkę :D
Kategoria ! < 050 km, Cube w trasie, Trening, w Polskę
- DST 8.41km
- Teren 4.00km
- Czas 00:20
- VAVG 25.23km/h
- VMAX 31.40km/h
- Temperatura 32.0°C
- HRmax 164 ( 83%)
- HRavg 140 ( 71%)
- Kalorie 202kcal
- Podjazdy 2m
- Sprzęt Cube Reaction GTC Team
- Aktywność Jazda na rowerze
MK Urszulin rozgrzewka
Niedziela, 28 lipca 2013 · dodano: 21.09.2013 | Komentarze 0
Trochę asfaltu, trochępierwszych/ostatnich kilometrów maratonu dla rozpoznania trasy.Wszystko o tym maratonie może powiedzieć zapis wysokości który wskazał 2 metry wzrostu i 9 metrów spadku na rozgrzewce :P Płasko jak po stole :D
Kategoria ! < 050 km, Cube w trasie, Trening, w Polskę
- DST 65.32km
- Teren 46.00km
- Czas 03:13
- VAVG 20.31km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 175 ( 89%)
- HRavg 146 ( 74%)
- Kalorie 1523kcal
- Podjazdy 1508m
- Sprzęt Cube Reaction GTC Team
- Aktywność Jazda na rowerze
Pętla dookoła Jeziora Solińskiego
Czwartek, 11 lipca 2013 · dodano: 13.09.2013 | Komentarze 0
Pod koniec tygodnia pogoda zaczęła się psuć i zapowiadało się, że może już nie być za dobrych warunków do jazdy. W nocy padało, ale na czwartek zapowiedzi były jeszcze znośne. Więc chcę zrobić wreszcie dużego tripa, wjechać na Górę Jawor i objechać Solinę.Wstaje więc wcześnie rano, razem ze słońcem. Nad Polańczykiem i Soliną wiszą ciężkie, ołowiane chmury.

Wschód słońca© dater
Wyjeżdżam siódma rano. Najpierw znaną już drogą wzdłuż jeziora przez miejscowość Solina i koło zapory.

Zapora na Solinie© dater
Zaraz za Soliną zaczyna się wspinaczka na górę Jawor królującą nad jeziorem od strony północnej (740 mnpm). Na szycie widać było z jeziora maszty nadawcze i przekaźnikowe (telewizja, telefony??) i mam zamiar tam podjechać. Niestety cała góra porośnięta jest gęstym lasem... i nie ma żadnego widoku na jezioro :( W czasie podjazdu zaczyna padać deszcz, na szczęście niewielki. Tych masztów przekaźnikowych jest sporo, są porozrzucane, ogrodzone. Pod jeden udaje mi się podjechać całkiem blisko.

Pod wierzą na szczycie© dater
Zjeżdżam z góry tą samą drogą, chociaż miałem w gpsie jakieś ścieżki "na skróty". Szukając ich w terenie niestety nie znalazłem. A więc zjeżdżam na dół asfaltem i kieruję się na Łobozew Dolny. Później jest jeszcze Łobozew Górny i Teleśnica. Tam wreszcie wjeżdżam w teren.

Bieszczadzki krajobraz© dater

Teleśnica© dater
A teren niczego sobie. Tutaj naprawdę wjechać i zjechać to trzeba się namęczyć :) Ale widoki i krajobrazy dookoła rekompensują te wszystkie wysiłki.

Gdzieś wyżej© dater

Ciężkie chmury© dater
Cały czas dookoła chodzą ciężkie chmury, grzmi gdzieś obok, ale na szczęście nie pada. Chociaż wymyte drogi pokazują, że potrafi tu ciężko padać. Jest na tyle ciężko, że trudno mi sobie wyobrazić jak tu jest trudno jechać podczas jakiegokolwiek deszczu. Modlę się więc, żeby się nie rozpadało. Jadę zboczami, różnymi ścieżkami i drogami, część trasy wiedzie przez leśne odstępy.

Leśna przeprawa© dater

Gdzieś na trasie© dater
Jedzie się ciężko, coraz ciężej i zajmuje mi to więcej czasu niż przypuszczałem. Jestem coraz bardziej na południe i według mapy na Garminie niedługo powinienem dotrzeć do asfaltu. Powiem szczerze, że wyczekiwałem końca tej przeprawy :P

Wysoko© dater

Dalej przed siebie© dater
Docieram wreszcie do asfaltu. Teraz zostaje jeszcze kilkanaście kilometrów do Polańczyka po niezłych górkach. Ostatnią część trasy już znam, bo jadę przez Wołkowyję i dojeżdżam od południa do Polańczyka.

Polańczyk© dater
No to zaliczyłem wreszcie niezły, górski trip. Tak po prawdzieto moja pierwsza, prawdziwa górska przeprawa. Zaczynam czuć co oznaczają "góry", prawdziwe góry w mtb. Nie wiem czy porwałbym się na prawdziwie górski maraton. To całkiem inna bajka niż nasze nizinne jeżdżenie. Narypałem ponad 1500 metrów przewyższenia :D
Kategoria ! > 050 km, #3 Polańczyk - lipiec 2013, Cube w trasie, Foto, GPS, w Polskę
- DST 18.62km
- Teren 10.00km
- Czas 01:04
- VAVG 17.46km/h
- VMAX 56.10km/h
- Temperatura 23.0°C
- HRmax 154 ( 78%)
- HRavg 121 ( 61%)
- Kalorie 383kcal
- Podjazdy 413m
- Sprzęt Cube Reaction GTC Team
- Aktywność Jazda na rowerze
Wołkowyja - czyli jazda filmowa :)
Wtorek, 9 lipca 2013 · dodano: 11.09.2013 | Komentarze 0
Jakaś jazda krajoznawcza w następnej kolejności mi się po Bieszczadach marzyła. Krótki rzut oka na mapę - poniżej Polańczyka jest znana filmowa miejscowość - Wołkowyja :) No to się wybieram :)Początkowo asfalt, później wjeżdżam w teren na duże wzniesienie, z którego z jednej strony jest widok na Jezioro Solińskie, z drugiej na dolinę gdzie już Wołkowyję widać.

Jezioro Solińskie© dater

Ja nie wiem co tak szczerzę zęby :P© dater

W dole Wołkowyja© dater
Z tego wzniesienia ostry i ciężki, momentami niebezpieczny zjazd na dół. Heble pracują pełną mocą. Ale na dole można strzelić taką fotkę :D

No i jestem... zadowolony© dater
Jadę przez Wołkowyję, szukam jakiś miejscówek znanych z serialu Rancho. Ale jakoś nie widać nic znajomego. Nie ma sklepu :(
Jadę w kierunku miejscowości Górzanka, tam się wspinam na niewielkie wzniesienie ponad nią, robię zdjęcia.

Strumyk przed Górzanką© dater

Nad Górzanką© dater
Zjeżdżam i zawracam z powrotem na Wołkowyję.

Wołkowyja z drugiej strony© dater

Solina z Wołkowyji© dater
Powrót znanym już asfaltem, podjazdy naprawdę fajne :) Ale że ma być dziś lekko i rekreacyjnie to nie atakuje specjalnie.
Kategoria ! < 050 km, #3 Polańczyk - lipiec 2013, Cube w trasie, Foto, GPS, w Polskę