Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dater z bazy wypadowej Czarna Białostocka. Przekręciłem na dwóch kołach 33225.50 kilometrów w tym 7698.22 w terenie. Kręcę z prędkością średnią 26.15 km/h i dociskam jeszcze bardziej :D
Więcej o mnie.

2014 button stats bikestats.pl 2013 2012 2011 2010 2009

Statystyki i osiągnięcia


Najdłuższy dystans: 342 km
Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m

Pogoda

+2
+
-3°
Czarna Bialostocka
Niedziela, 24
Poniedziałek + -3°
Wtorek + -5°
Środa + -2°
Czwartek + -2°
Piątek + -3°
Sobota + -3°

Linki


BTR2







hosting


Instagram

GPSies - Tracks for Vagabonds


Zalicz Gminę - Statystyka dla Dater


Opencaching PL - Statystyka dla Dater

Kontakt




Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dater.bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

BLU Team Refleks

Dystans całkowity:8595.38 km (w terenie 3895.61 km; 45.32%)
Czas w ruchu:351:54
Średnia prędkość:24.43 km/h
Maksymalna prędkość:79.20 km/h
Suma podjazdów:70840 m
Maks. tętno maksymalne:196 (100 %)
Maks. tętno średnie:179 (91 %)
Suma kalorii:220464 kcal
Liczba aktywności:148
Średnio na aktywność:58.08 km i 2h 22m
Więcej statystyk

MazoviaMTB Supraśl

Niedziela, 31 lipca 2011 · dodano: 29.10.2011 | Komentarze 0

Robię wpis po strasznie długim czasie i przerwie w pisaniu. Niestety notoryczny brak czasu i wpisy z lipca jeszcze leżą :(
Pamiętam odczucia: ładna pogoda, ciepło, aczkolwiek zbierające się chmury (pod koniec dnia lało)
Pamiętam, że naprawdę dobrze mi się jechało. Załatwiłem start z ósmego sektora, udało się awansować do 5-go. Cube jak na swoje pierwsze zawody spisywał się znakomicie, wszystko grało.
Pamiętam dziewczynę, chyba z Krossa, z którą jechaliśmy razem. I raz ona mnie, następnym razem ja przed nią. Nie dane nam było jechać do końca razem, a na to się zapowiadało. Doznałem szoku jak skręciła na giga…
Pamiętam jak dogoniłem Izę, ale już nie miałem siły jej przegonić. Jak dogonił mnie Master Darek… i tyle go widziałem. Ale ogólnie bardzo udane zawody, świetna jazda, super odczucia.
Cały Team też się spisał :)

Wynik:
Open 115/300, rating 76,5%, M3 44/117, 79,9%

przed startem © dater

na podjeździe pod Zapieczki © dater

Marcin © dater

w las... © dater

na mostku © dater

na mecie © dater

i po zawodach © dater



  • DST 61.40km
  • Teren 32.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 24.56km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 420m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

Objazd Mazovia Supraśl – dosiadam nowej maszynki i nieoczekiwane spotkania na trasie

Piątek, 29 lipca 2011 · dodano: 29.08.2011 | Komentarze 2

Stało się, zostałem podpuszczony… To znaczy najpierw ja podpuściłem, a potem dałem się sam podpuścić ;)
Wiadomym jest, że człek chce iść do przodu. Dosiadać coraz lepszego rumaka :) Od dłuższego czasu myślałem w temacie następcy Oxygen’a, ale zawsze coś jest przeciw: a to sytuacja, a to kasa, a to za wcześnie, a to później itd. Ale po głowie chodzi cały czas jakaś wizja i wreszcie trzeba zacząć ja realizować. A więc gadam z Jackiem w Peletonie: będę chciał kupić nowy rower. Szukam mniej więcej tego i tego. Tyle mam kasy, tego oczekuje. Kiedy?? No na nowy sezon. Jakby się coś trafiło na przełomie roku ciekawego, na wiosnę przyszłego roku, to będę chciał nabyć nowego rumaka. No i człowiek zakłada, że spokojnie poczeka na jakiś odzew. Czekanie trwało… dwa dni. Telefon, przedstawienie oferty, kalkulacja, podsumowanie, podniecenie, gorąca głowa. Tak zostałem podpuszczony do zakupu... I decyzja: raz kozie śmierć :) Zamawiam, następnego dnia przychodzi cudeńko :) Jeszcze jeden dzień na pierwszy serwis, wyciągam kasę i odbieram nowego rumaka: Cube GTC Reaction Team
Nie dość że specyfikacja miodzio, to jeszcze jak to cudo wygląda :D

Cube Reaction GTC Team © dater


A pasuje do kolorów stroju teamowego, że szok :))) W tej kategorii trudno byłoby o bardziej trafny wybór.

XT © dater

carbon © dater


Odbiór piątek, w niedzielę Mazovia w Supraślu, więc start na nowej maszynce. Ale chce się ją objechać już i okazja jest, bo trzeba dokończyć objazd maratonu. A więc umawiam się z Czarem na drugą połowę trasy i lecimy na Supraśl. Jazda miodzio :) Dzizas, jak to chodzi :D
Zapominam zamontować magnes na szprychy, więc odległość na trochę na czuja, a także GPS ,czas całkowicie na czuja.
Za Supraślem odbijamy na prawo, już w trasę maratonu. Widać strzałki i oznaczenia, po jakiś 5 kilometrach natykamy się na chłopaków na quadach, oznaczających trasę. Trochę ją zmieniają, bo okazuje się, że zwalone drzewa tarasują ścieżki. Dalej więc jedziemy według taśm na drzewach. Ale wszystko jest cacy, da się jechać. Na podmokłej drodze wzdłuż rzeki Cube zbiera pierwsze błoto i już nie wygląda jak z fabryki :) I dobrze, niech się przyzwyczaja, cackać się z nim na trasie nie będę :D
Dalej Góry Krzemienne i prawdziwy podjazdowy hardcore. Góra- dół, góra – dół… Jakoś daję radę, ale na Czarka muszę czekać. I tak czekając po jednym podjeździe widzę fajnego zwierza na leśnej ścieżce. Stoję cicho, a on na niskich łapkach buja się na boki, zbliżając się do mnie. Widzę czarne i biały pas przebiegający po grzbiecie. To borsuk! Pierwszy raz w lesie, na żywo widzę zwierzaka. Wyciągam powoli telefon, żeby zrobić zdjęcie. Niestety w pośpiechu nie wychodzi najlepiej.

borsuk © dater


Czaro dojeżdża do mnie, ale borsuk ginie już w lesie po prawej. Na szczęście nasza ścieżka też prowadzi na prawo, więc jest jeszcze szansa spotkania. Czaro wyrywa więc w dół, za borsukiem. Ja ładuję chwilę komórkę do woreczka i do kieszonki. I w tym czasie widzę, że trasą za nami jedzie dwóch bikerów w strojach Mazovii. Podjeżdżają bliżej i… jakie zaskoczenie i spotkanie :) Drugie zaskoczenie w ciągu ostatniej minuty: Cezary Zamana i Mirek od nas z Kresowych, autor trasy. Mówię dzień dobry, mówię coś zaskoczony o nieoczekiwanych spotkaniach z borsukiem i tak zacnymi bikerami i dalej jedziemy razem :) Objazd trasy z Zamaną – nieżle co?? :D
Doganamy Czara, rozmawiamy w czasie płaskiego trochę. Później oni jednak nas urywają na podjazdach, Czaro nie daje rady. Odstajemy, widząc ich co jakiś czas, jak rozwieszają dodatkowe taśmy. Później udaje mi się ich dojść, a Czaro ginie mi z oczu. Więc jadę już do końca z nimi (za nimi) rozprawiając trochę o trasie i niezłych górkach wynalezionych przez Mirka :)
A więc trochę wrażeń tego dnia było. Nowy sprzęt, spotkanie niecodziennego zwierza i objazd z Zamaną. Piknie :)



  • DST 2.30km
  • Teren 1.50km
  • Czas 00:06
  • VAVG 23.00km/h
  • VMAX 36.60km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • HRmax 178 ( 90%)
  • HRavg 157 ( 80%)
  • Kalorie 62kcal
  • Podjazdy 5m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy Sopoćkinie (Białoruś) - wprowadzenie i rozjazd

Niedziela, 24 lipca 2011 · dodano: 28.08.2011 | Komentarze 0

Co tu dużo gadać, bardzo egzotyczny wyjazd na maraton :) Brawa dla organizatorów, bo wszystko się udało wyśmienicie i wrażenia niezapomniane ;) Wiza grupowa, autokar, przekraczanie granicy, jazda do Grodna. I ten lokalny, niepowtarzalny klimat. Ci co byli na Białorusi, wiedzą o czym mówię. Trochę jak powrót do przeszłości, taki socjalizm w siermiężnym wydaniu z dodatkiem przemykającej nowoczesności. Hotel, o nazwie Białoruś tak na marginesie, jak nie z tej ziemi, pół litra wódki za 5 zł, a snickers za 4 zł, randki młodych w jadłodajni przy karafce wódki i dwóch kieliszkach, sklepy w których przy ladzie można wypić 50ml wódeczki za 1 zł. I przemykające po ulicach kolumny ślubne złożone z takich samych, przystrojonych 10-20 czarnych samochodów, najczęściej BMW albo Audi. Wrażenia – bezcenne :) W sobotę przechadzamy się po Grodnie, cykamy zdjęcia, oglądamy miejscowy folklor. Disco otwarte od 23, dla nas za późno, jeśli następnego dnia mamy startować. A więc powrót do hotelu, po piwku i w kimonko. Prysznic – no cóż nie będę się rozwodził. Takiej łazienki za pewne nie widzieliście w Polsce w dobie najgłębszego komunizmu. Generalnie bałem się odkręcać wodę i kapałem się w klapkach :)
Rano w niedzielę obiad w hotelu: na talerzu trzy plastry żółtego sera, salaterka pomidorów. Dzizas, jak na tym przejechać maraton?? Na szczęście po pół godzinie przychodzi schabowy z ryżem :D
Z Grodna autokarem do Sopoćkiń, nad Kanał Augustowski. Bardzo zadbane, odrestaurowane miejsce. Śluzy w super stanie, okolica zagospodarowana. Pełno ludzi, jako taka infrastruktura.

Kanał Augustowski © dater


Robię mały rozjazd i ustawiam się na mecie, która jest umiejscowiona na moście nad kanałem.

  • DST 51.40km
  • Teren 40.00km
  • Czas 02:05
  • VAVG 24.67km/h
  • VMAX 47.70km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • HRmax 188 ( 95%)
  • HRavg 173 ( 88%)
  • Kalorie 1474kcal
  • Podjazdy 205m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy Sopoćkinie (Białoruś)

Niedziela, 24 lipca 2011 · dodano: 28.08.2011 | Komentarze 0

Trochę wrażeń z pobytu na Białorusi opisałem wcześniej.
Teraz pora na start maratonu. Jak zwykle ok. 11 wystrzał startowy i jedziemy!!!

start © dater


Na początek kilka kilometrów asfaltu, potem zjazd na leśnie ścieżki. Generalnie bardzo płaski maraton, ale urozmaicony. Było trochę asfaltu, leśne płaskie dukty, ale też ścieżki pełne korzeni i bujania. Do tego kilka lekkich podjazdów i zjazdów, ale w głębokim piachem, który tworzył delikatne problemy prze sterowaniu i jeździe. Pierwszą pętlę robi mi się nieźle, ale większość czasu jadę sam. Trochę tasowania z innymi, ale bez większej historii. Na koniec pętli fajny singiel wśród drzew wzdłuż kanału i zjazd koło bunkra :)

zjazd koło bunkra © dater


Końcówka po kilku trudnych technicznie mostkach, (później słyszałem że trochę problemów z nimi ludzie mieli), dla mnie bez problemu. I jeszcze mokry koniec wzdłuż kanału i nawrót na drugą pętle. Jadę asfaltem sam i ciężko idzie, przy zjeździe do lasu dogania mnie Białorusin. Siadam mu na kole i trzymam się dobre kilkanaście kilometrów. W którymś momencie mówi i pokazuje, żebym przejął prowadzenie. Chce go zmienić, ale nie daję rady. Kilometr później znów zaczynają się znane mi piaszczyste podjazdy i zostaje w tyle. Przeżywam kryzys, zaraz potem kilka kilometrów bujania na korzeniach, które mnie wykańczają. I końcówkę jedzie mi się już tragicznie. Doganiam jeszcze 2-3 zawodników, ale na końcu także dwóch mnie jeszcze bierze.
Meta, tam całkiem niezłe żarcie (pozostały dobre wrażenia bo nie pamiętam już co to było:D) Potem kąpiel w zalewie i naturalne Spa pod zaporą. Kilka piwek, dekoracje, załadunek do autokaru i powrót do Polski.
Generalnie może start nie najlepszy, hotel nie najlepszy – delikatnie powiedziane ;) - ale świetny klimat i wspomnienia. Jedna z najfajniejszym wypraw maratonowych do tej pory. Na koniec dokonuje jeszcze w autobusie transferu do drużyny. Bardzo dobry zawodnik zgadza się dołączyć do RBT w zamian za kontuzjowanego i połamanego Saszkę. Mamy więc szansę dalej na całkiem niezłe punkty w generalce. W Sopockiniach dzięki szerokiej reprezentacji zdobywamy drużynowo drugą lokatę :) Niestety nie doczekaliśmy się na razie dekoracji.

reprezentacja RBT na Białoruś... (niepełna) © dater


Wynik okazuje się więc całkiem niezły. Tak jeśli chodzi o drużynę, jak i o mnie. Oczywiście nie było na Białorusi największych wymiataczy od nas, brak Litwy. Ale zadowolenie jest :)
Czas zwycięzcy: 1:42:55
Mój czas: 2:05:12, Open: 32/85, rating 82,20%, Elita: 16/48



  • DST 28.90km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:24
  • VAVG 20.64km/h
  • VMAX 44.10km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 192 ( 97%)
  • HRavg 161 ( 82%)
  • Kalorie 876kcal
  • Podjazdy 245m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening PnR

Wtorek, 19 lipca 2011 · dodano: 30.07.2011 | Komentarze 0

Zbiórka tradycyjnie przy Tesco, wyjazd kwadrans po 18-tej. Założenia na dziś - ma być technicznie. I było :)
Najpierw Pietrasze, ciekawe, kręte single, jeden podjazd który wsyztskich pokonał. I zjazd, który pokonał Czarka. Było OTB - na szczeście na miekki piach. Później górka na Silikatach i wjazd z pętli autobusowej do lasu, gdzie znów fajne, kręte single i szybka, wariacka jazda.
Na wysokości Wyżyn przelatujemy szosę na Supraśl i kierujemy się lasami na Ogrodniczki. Tam znów technika i Łukasz pokazuje nam zjazdy, których nie mam ochoty wcale zjeżdzać. Sasza próbuje, ale po kilku próbach i wyczepianiu się w ostatniej chwili z espedów też rezygnuje. Stare chłopy jesteśmy, nie ma co ryzykować. Niestety Sasza na następnej sekcji nie posłuchał głosu rozsądku. Mamy fajnego singla, z dużą chopką na końcu. Przejeżdzamy go raz - haha ale fajnie :) No to jeszcze raz, szybciej. Niestety za szybko... Sasza leci na hopce przez łeb, upadek... Stoję na początku ścieżki, słyszę zamieszanie, wiem że się wyrąbał. Jadę i ja, zachowująć rezerwę ale szybciej niż za pierwszym razem. Wyrzuca mnie, spadam na przednie koło, ale udaje mi sie wyratować. Okazuje się, że Sasza się nie wyratował, cały potłuczony, upaprany. Podchodzi do mnie ze skwaszoną miną, trzymająć się za lewą rękę w łokciu. "Ptaq, chyba złamałem obojczyk...". O kuźwa, rzeczywiście, widać jak wystaje nad ramieniem...brrr. Koniec treningu :(
Łukasz leci do domu po samochód, ładujemy Saszę do auta i na pogotowie. Dzwonię wieczorem - otwarte złmanie obojczyka z przemieszczeniem :(((
Kuźwa, dla chłopa po sezonie. A tak dobrze szło... kilka miesięcy wyjętych z życiorysu się dla niego teraz szykuje. 6 tygodni w gipsie, rehabilitacja. Tak niestety kończy się kozakowanie na trasie :(



  • DST 54.90km
  • Teren 54.90km
  • Czas 02:50
  • VAVG 19.38km/h
  • VMAX 47.50km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 185 ( 94%)
  • HRavg 170 ( 86%)
  • Kalorie 1928kcal
  • Podjazdy 665m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy w Łomży

Niedziela, 3 lipca 2011 · dodano: 21.07.2011 | Komentarze 0

Po przygotowaniach i małym rozjeździe ustawiamy się na starcie. Ostatecznie na dystansie maratonu startuje nas tylko trzech: Ja, Sasza i Czaro. Adam tym razem rezygnuje, ma kontuzje kolana i nie czuje się na siłach na dłuższy dystans, jedzie więc mini. Razem z nim na małym dystansie startuje jeszcze Kacper, Moki, Piotrek, Jacek, Misza, Gerard i Zdzisio. Ze startu rezygnuje w ogóle Misiek, bo wyspać się wreszcie musi ;)
Start kilka minut po 11-stej, staram się iść od razu ostro i trzymać Saszki.

na starcie © dater


Pierwszy kilometr to od razu błoto i zatory, kilka upadków i kapci. Robi się tłoczno i czołówka odchodzi. Do tego na pierwszym podjeździe psuje się quad i można przejechać tylko pojedynczo obok niego. Wychodzi zator i to na dodatek trzeba pokonywać go pieszo. Czołówka odjeżdża… znów :(
Staram się utrzymać równe tempo i pozycje, chociaż idzie ciężko. Już podczas rozjazdu czułem że to nie mój dzień. Do tego dochodzi naprawdę ciężki teren i warunki – mokro i błotniście. Chyba to mój najbardziej błotny maraton w „karierze” :)
Jako, że relację piszę sporo czasu po maratonie za dużo szczegółów już nie pamiętam. Wiem, że tasowałem się z kilkoma zawodnikami, raz zgubiłem trasę. Pamiętam że na ostatnim zjeździe i zakręcie o 90 stopni w lewo przed metą, na błocie miałem malownicze OTB. Kolega, który mnie gonił mówił, że myślał że ma mnie w garści. Ale mu się nie udało :)
Z naszej paczki nie dojechał tylko Misza, który zerwał łańcuch i dojechał na
metę samochodem obsługi.

Misza i jego zerwany łańcuch © dater


Ja dojechałem szczęśliwie, może z nie najlepszym miejscem ale generalnie zadowolony i… uwalony błockiem na maksa :)

Ptaq na mecie © dater


Sasza oczywiście tym razem był lepszy i to znacznie. Coraz trudniej jest mi go gonić…

Sasza na mecie © dater


Czaro, który dojeżdża sporo po nas, ma niezły komitet powitalny na mecie :)

Czaro i komitet powitalny na mecie © dater


... i sprzęt © dater




  • DST 4.00km
  • Teren 4.00km
  • Czas 00:08
  • VAVG 30.00km/h
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

MK Łomża - rozjazd

Niedziela, 3 lipca 2011 · dodano: 21.07.2011 | Komentarze 0

Na MK w Łomży wybiera nas się tym razem większa grupa. Dołączają do standardowej paczki ci, co na razie nie startowali. Plus dwóch nowych ochotników, którzy zapalili się w temacie po naszym memoriale: Gerard i Zdzisio. Także Team na start w Łomży liczy już jedenastu zawodników. Czterech z nas ma plan startować na dystansie maratonu, reszta na mini.
Zbieramy się wszyscy, na trzy samochody pod blokiem Kacpra, Piotrków i Jacka i tam pakujemy rowery.

wyruszamy na zawody © dater


Do Łomży dojeżdżamy trochę po 9-tej, ja robię rejestracje i dopinam tematy w biurze zawodów. Reszta przygotowuje sprzęt.

Łomża - przygotowania © dater


Jadę mały rozjazd i od razu okazuje się, że będzie baaaardzo mokro i błotniście. Od razu start jest terenowy i od razu zaczyna się niezłe błocko. Robie ledwo cztery kilometry, a po dotarciu powrotem na start jestem uwalony, jakbym co najmniej ze 20 po lesie zrobił :D

  • DST 53.50km
  • Teren 40.00km
  • Czas 02:04
  • VAVG 25.89km/h
  • VMAX 49.50km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 196 (100%)
  • HRavg 169 ( 86%)
  • Kalorie 1411kcal
  • Podjazdy 325m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening PnR...

Wtorek, 28 czerwca 2011 · dodano: 18.07.2011 | Komentarze 0

... na trasie: Pietrasze, Sochonie, Woroszyły, Ratowiec, CWK, CB, Czumażówka, Studzianki, Nowodworce, Jaroszówka.
Po raz pierwszy stawiłem się pod Tesco we wtorek o 18-stej. Zebrało się ze trzydziestu chłopa, w tym z RBT Ja, Sasza, Adaś i Czaro. Wyruszamy kwadrans po i kierujemy się na las Pietrasze. Tam gdzieś gubimy Czarka i mimo prób połączenia telefonicznego i czekania na niego, jedziemy już bez jego towarzystwa dalej. Lecimy wzdłuż torów na Wasilków, tempo szybkie, momentami bardzo szybkie. Dalej Sochonie i gdzieś w drodze na Ratowiec gubimy Adasia. Generalnie w ciągu treningu gubimy kilku bikerów. Odpoczywamy nad zalewem w Czarnej, gdzie chłopaki napełniają bidony przy źródełku Romana.

źródełko Romana w Czarnej Białostockiej © dater


Dalej szybkim szutrem w kierunku na Supraśl, ale skręcamy w las w kierunku na Studzianki. Dalej już na Nowodworce wzdłuż rzeki i tam koniec treningu z tradycyjnym losowaniem koszulki Polska na Rowery. Z Nowodworc rozjeżdżamy się wolniejszym tempem na Białystok.

koniec treningu - Nowodworce © dater


Mój pierwszy trening MTB w większej grupie. I powiem, że podobało mi się bardzo. Tempo bardzo szybkie, człowiek zmęczony, ale zadowolony :)))



  • DST 44.20km
  • Teren 12.00km
  • Czas 02:17
  • VAVG 19.36km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 179 ( 91%)
  • HRavg 137 ( 69%)
  • Kalorie 987kcal
  • Podjazdy 225m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Memoriał 2011 Gołdap, dzień 2

Niedziela, 19 czerwca 2011 · dodano: 16.07.2011 | Komentarze 0

W niedzielę, dnia drugiego plan wiedzie nas na zachód, w stronę Bani Mazurskich. Trasa krótsza, mnie wymagająca. Pogoda się znacząco poprawiła i jedzie się wszystkim bardzo przyjemnie.

niedziela - wyruszamy © dater


Pierwszym naszym celem jest Piękna Góra pod Gołdapią – wniesienie górujące nad okolicą, ponad 260 mnpm. Jako że prowadzi na szczyt wybetonowany podjazd w zasadzie cała grupa się wspina :)

Piękna Góra - podjazd © dater


Z góry rozciągają się piękne widoki :)

Piękna Góra © dater


Mamy plan z chłopakami nie zjeżdżać tą samą drogą tylko zrobić terenowy downhill. Niestety źle obieramy drogę i po dwudziestu metrach w dół musimy tą samą trasę pokonywać pchając rowery wśród pokrzyw pod górę. Zjeżdżamy więc betonową trasą ryzykując niezłą wywrotkę przy prawie 60 km/h. A zakręty są naprawdę ostre :)
Zbieramy się na dole i wyruszamy w kierunku na Banie, robiąc po drodze postoje.

na postoju © dater

RBT odpoczywa © dater

krzepa jest... i carbon dobrze leży w łapie :))) © dater

jedziemy!!! © dater


W Baniach Mazurskich zgodnie z planem jemy obiad.

obiad w Baniach Maurskich © dater


Z tamta część grupy rozjeżdża się już samochodami w swoim kierunku, cześć kieruje się jeszcze na Rapę aby zobaczyć słynny grobowiec w kształcie piramidy. Ja z Alą czekając na nas transport postanawiamy wskoczyć na rowery i zaliczyć jeszcze te kilkanaście kilometrów na dwóch kółkach :)

"piramida" w Rapie © dater

z Alą pod piramidą © dater


Drugiego dnia dopisała nam ładna pogoda i trasa, która była na pewno łatwiejsza i przyjemniejsza od tej sobotniej. W gruncie rzeczy niewiele, bo 45 km, ale bardzo przyjemnych :)



  • DST 79.80km
  • Teren 60.00km
  • Czas 04:06
  • VAVG 19.46km/h
  • VMAX 47.90km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 185 ( 94%)
  • HRavg 146 ( 74%)
  • Kalorie 2168kcal
  • Podjazdy 700m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Memoriał 2011 Gołdap, dzień 1

Sobota, 18 czerwca 2011 · dodano: 16.07.2011 | Komentarze 0

Tegoroczny, czwarty już memoriał rowerowy zaplanowaliśmy w okolicach Gołdapi. W samej Gołdapi miała być baza i tam też spotkaliśmy się w piątek po południu. Większość z około czterdziestu uczestników dojechało samochodami, część chłopaków z Refleks Bike Team’u postanowiło już tego dnia pokonać część trasy rowerowo i dotarła do bazy na dwóch kołach z Giżycka.

z Giżycka dojeżdża team © dater


Wieczorkiem mamy zorganizowane pod Gołdapią ognisko, na które docieramy piechotką.

wieczorne ognisko - piątek © dater


Imprezka przy kiełbaskach, piwku i mocniejszych trunkach ;) rozkręciła towarzystwo i pozytywnie nakręciła na sobotnią wycieczkę. Fajna klimaty mieliśmy, jak chociażby bar na śmietniu :)

nasz bar :))) © dater


Jednocześnie było na tyle delikatnie, że wszyscy rano wstali bezproblemowo. Pobudka na ósmą, na śniadanko, o dziewiątej odprawa, przed dziesiątą wyruszamy.

sobota - wyruszamy © dater


Plan na pierwszy dzień to Puszcza Romnicka i trasa na Stańczyki. Prognozy są niepewne. Może padać, ale na razie pogoda trzyma się w ryzach. Kierujemy się więc na północ, lasami puszczy i niedługo docieramy pod granicę.

granica © dater

Kilkanaście kilometrów kierujemy się na wschód wzdłuż granicy. Grupa jest nierówna a czub niezdyscyplinowany. Nie znając trasy walą chłopaki na ślepo i czasami jest akcja szukania i nawoływania. A że z zasięgiem komórek ciężko w puszczy to i po jakimś czasie cześć z ludzi nam się gubi. Na szczęście to duże chłopaki i sobie poradzą :) Reszta raczej zdyscyplinowana i robimy na rozjazdach krótkie odpoczynki, zahaczając o ciekawe miejsca. Odnajdujemy w puszczy ciekawy głaz, z którego pod odczytaniu ledwo widocznych liter wynika, że to głaz upamiętniający jakieś myśliwskie wyczyny cesarza Wilhelma II-go.

głaz Wilhelma II (???) © dater


Po jakimś czasie, zmieniamy kierunek na bardziej południowy I kierujemy się przez ciekawe krajobrazy mazur garbatych w kierunku na Stańczyki. Widoczki bardzo ciekawe, poza tym dość ostre, ciekawe, krótkie podjazdy, hopki. Część grupy całkowicie nam się gubi i jakie jest nasze zdziwienie, gdy spotykamy się jadąc z przeciwnej strony :)

przystanek Mazury Garbate © dater


Około południa docieramy do miejscowości Stańczyki, gdzie mamy mieć o 13-tej obiadek. Oczywiście jedziemy od razu na główny cel naszej sobotniej wyprawy, czyli na słynne mosty.

Stańczyki © dater


Wspinamy się na mosty całą grupą. Ciekawie to wygląda i robi wrażenie, tak sztuka inżynieryjna jak i widoki roztaczające się dookoła. Jeden z mostów (jego górna nawierzchnia bariery) i jest świeżo wyremontowany, drugi akurat w trakcie remontu.

na mostach © dater

mosty w Stańczykach © dater


Po mostach posilamy się w zajeździe w Stańczykach (pyszne kartacze) i dzielimy się na trzy grupy. Ci co mają dość jazdy po 35 kilometrach górkami i Puszczą Romnicką ładują się na samochody serwisowe i wracają do Gołdapi. Część wraca rowerami najprostszą, szosową trasą. Kilkanaście osób decyduje się na pierwotnie wyznaczony szlak na południe. Wiedzie on przepiękną trasą wzdłuż jezior i pagórków Mazur Garbatych.

piękno Mazur © dater


Robi się naprawdę ciężko, podjazdy są coraz dłuższe i na dodatek następuje załamanie pogody. W którymś momencie zaczyna kropić, później już leje. Teren też robi się coraz cięższy, bo natrafiamy na błoto i kałuże. Poza tym to dodatkowe 45 kilometrów więc dla niektórych z nas jest za ciężko. Na szczęście 10 km przed Gołdapią zaczyna się asfalt i poprawia się pogoda. Ale myjki w mieście musimy szukać, żeby rowery doprowadzić do porządku :D
Wieczorkiem znów mamy ognisko pod Gołdapią, tym razem w okolicach miejscowości Botkuny, gdzie także są mosty, podobne do tych w Stańczykach, ale mniej znane. Umiejscowione i schowane w lesie nie robią aż takiego wrażenia i poza tym ciężko na nie trafić. Tydzień wcześniej robiąc rekonesans samochodem dopiero wjeżdżając na nie zorientowałem się, że jestem na mostach :D Teraz grupa też była zdziwiona, kiedy na nie wleźliśmy :)))

mosty w Botkunach © dater


Ognisko mamy w przepięknym miejscu, nad jeziorkiem pod dużą wiatą. Do tego specjały w postaci wędzonego dzika i świeżych smażonych rybek :)

a dzik był wyśmienity © dater

sobotnia wiatka :) © dater


Oczywiście ten wieczór także kończymy delikatnie, bo następnego dnia czeka nas dalsza część zaplanowanej trasy.
Tego dnia najbardziej wytrwała część grupy zrobiła około 80 km i to po części w niesprzyjających warunkach. Dla tych co przejechali i wytrwali – gratulacje!