Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dater z bazy wypadowej Czarna Białostocka. Przekręciłem na dwóch kołach 33225.50 kilometrów w tym 7698.22 w terenie. Kręcę z prędkością średnią 26.15 km/h i dociskam jeszcze bardziej :D
Więcej o mnie.

2014 button stats bikestats.pl 2013 2012 2011 2010 2009

Statystyki i osiągnięcia


Najdłuższy dystans: 342 km
Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m

Pogoda

+2
+
-3°
Czarna Bialostocka
Niedziela, 24
Poniedziałek + -3°
Wtorek + -5°
Środa + -2°
Czwartek + -2°
Piątek + -3°
Sobota + -3°

Linki


BTR2







hosting


Instagram

GPSies - Tracks for Vagabonds


Zalicz Gminę - Statystyka dla Dater


Opencaching PL - Statystyka dla Dater

Kontakt




Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dater.bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

! > 050 km

Dystans całkowity:12421.70 km (w terenie 4027.09 km; 32.42%)
Czas w ruchu:477:49
Średnia prędkość:26.00 km/h
Maksymalna prędkość:186.00 km/h
Suma podjazdów:95285 m
Maks. tętno maksymalne:197 (100 %)
Maks. tętno średnie:178 (90 %)
Suma kalorii:301141 kcal
Liczba aktywności:189
Średnio na aktywność:65.72 km i 2h 31m
Więcej statystyk

Maraton Kresowy w Supraślu

Niedziela, 15 września 2013 · dodano: 19.09.2013 | Komentarze 0

Stojąc na starcie po porządnej rozgrzewce czuję się naprawdę dobrze. Ostatnio w Szelmencie miałem problem z pierwszymi kilometrami, nie dałem rady jechać. Myślę, że winna byłą właśnie za słaba i za krótka rozgrzewka. Tym razem w sprzyjających warunkach wykonałem dłuższą, według podpowiedzianego mi schematu. Zobaczymy jak dziś będzie się jechało, szczególnie pierwsze kilometry i czy dłuższa rozgrzewka wpłynie pozytywnie.
Punkt 11-sta sędzia daje sygnał do startu.
I poszli © dater

Na początku jestem w drugiej linii, bardzo blisko czuba. Super miejsce. Ale znów się kłania mój brak zdolności do przepychania i parcia do przodu. Zanim dojeżdżamy do zakrętu w prawo na asfalt, to jestem już poza pierwszą 30-stą :/ Muszę zwracać większą uwagę na te początkowe metry i na ustawienie na starcie i tuż po. Trochę więcej agresji :)))
Na asfalcie mocne tempo, tym razem to dość długi odcinek. Dopiero po prawie dwóch kilometrach wjeżdżamy w prawo w las. Jest szybki szutr i jest ogień. Jedzie się na razie bardzo dobrze, noga podaje, pikawa daje radę. Przebiega mi przez głowę, że rozgrzewka zdała egzamin :) Pierwsze pięć kilometrów naprawdę mocne i szybkie, średnia 33,9 km/h i maksymalne tętno 185. Odrabiam trochę strat miejscówki w peletonie. Jedziemy w niewielkiej grupie, doganiam Roberta z Bliskiej, Pawła z Kambetu – jest dobrze :D Po pewnym czasie doganiamy jeszcze Pawła z Augustowianki i Bartka z Kambetu. Jest mocna grupa :) Wiem, że warto się tu trzymać, to gwarantuje dobry wynik.
Drugie pięć kilometrów pika na Garminie (mam ustawione na sprzęcie automatyczne odliczanie okrążenia co 5 km). Jest już oczywiście wolniej, bo w terenie ale odcinek bardzo mocny – średnie tętno 182 przy maksie 187 – uhhhh… Ale jadę cały czas dobrze, czujnie, cała grupa pracuje. Niestety w którymś momencie się dzieli – Robert z Michałem ze Sprintu odchodzą na kilkanaście metrów i już ich nie jesteśmy w stanie zespawać. W czasie pokonywania długiego płaskiego odcinka wzdłuż Sokołdy widzimy ich z przodu… i także widać całą czołówkę, nie są strasznie z przodu – może ze dwie minuty.
Pracujemy mocno, część zawodników zostaje w tyle. Krystalizuje się grupa, z którą jadę w zasadzie cały maraton – Ja, Bartek z Kambetu, Kamil z Augustowianki i jeszcze zawodnik z Wawki, który startuje u nas pierwszy raz. Nawet współpraca idzie dobrze, każdy pracuje z przodu. Razem dojeżdżamy do Krzemiennych. Zaczynają się słynne górki. Jedna, zjazd, druga, zjazd, trzecia…, piata…, dziesiąta… no może przesadzam :) Ale człowiek naprawdę w którymś momencie już traci rachubę i ma dość tych hopek :)
Na górkach idzie mi dobrze, nie odstaję od reszty. W którymś momencie kręcąć swoje nawet resztę urywam, zostawiam w tyle nie mając takiej intencji. Po prostu zakręciłem dobrze korbami i poszedłem do przodu :D Powiększam jeszcze przewagę na zjazdach i kilka kilometrów jadę sam. Reszta mnie goni :)
Na trasie © dater

Zza krzaka © dater

Po jakimś czasie znów jesteśmy we czwórkę. Tak też zaczynamy drugą pętlę. Gdzieś za Sokołdą jestem świadkiem sytuacji, która mnie rusza. Zawodnik z Wawki jadący z nami wyciąga z kieszonki z tyłu niebieskiego Powerade. Pije, podaje dla Bartka, który korzysta. Jadę za nim, pokazuje mi, czy nie chcę pociagnać. Krzyczę: „nie dziękuję”… a on tego do połowy pustego Powerada przez głowę w lewo w krzaki daleko rzuca. No żesz qrfa@#$&^... Normalnie szok, nienawidzę i nie rozumiem takich sytuacji. Jesteśmy w puszczy, w parku krajobrazowym, obszarze chronionym a ktoś bezmyślnie tak się zachowuje. Nie rozumiem takiego zachowania i go nie toleruję. Zapamiętuję numer i obiecuję sobie, ze składam zgłoszenie na mecie. Niestety w całym postartowym zamieszaniu zapominam o tym fakcie i dopiero później robię zamieszanie w tym temacie na forum MK. Nie chodzi tu i dyskwalifikację, czy jakieś konsekwencje, ale napiętnowanie takich zachowań, pokazanie że tego nie tolerujemy.
Jadę z Bartkiem © dater

Ciągnę Kamila © dater

Drugi raz zaliczamy Krzemienne. Nadal nie jest źle, ale popełniam chyba na drugim podjeździe błąd. Tylne koło ślizga się na jakimś korzeniu i kładę się na prawą stronę. Zanim udaje mi się wstać, ogarnąć i wdrapać z buta na górę, już muszę gonić. Kawałek ciasnych zakrętów i wiraży między drzewami… i znów błąd. Za szybko, za gwałtownie i ląduje w krzakach. Wracam na trasę, ale tym razem to ja muszę długo gonić moja grupkę. Dociskam mocno, ale są naprawdę daleko, nie widzę ich na trasie… cholera :(
Doganiam ich na prostej przed rozjazdem, widzę Bartka. Skręcamy w prawo, dalej jest długi ostatni podjazd. Udaje mi się na nim ich dopędzić, więc nogi nadal dobrze kręcą :) Już ostatnie kilometry, zbliżamy się do położonego niewielkiego drzewa, pod którym można przejechać. Ale Bartek na 29erze, z Camelbakiem na plecach pod nim utyka :P Z Kamilem jesteśmy za nim i też mamy przymusowy postój. Za to przed nami był zawodnik od tego Powerade z Wawy i on nam dzięki temu ucieka.
Pięć kilometrów przed metą widzę… Saszę :D To już drugi pod rząd maraton, na którym go doganiam. Czyżby znów bomba? Sasza mówi, że to już dla niego koniec sezonu, że już nogi nie kręcą. Nie wytrzymuje naszego tempa i odpada. Przejeżdżamy wielką kałużę przed mostkiem, przeskakujemy mostek i ostatni kilometr wzdłuż rzeki do mety. Zaczyna się czarowanie :D Wiem, że Kamil z Bartkiem są w tej samej kategorii, więc będą walczyć. Ja jestem poza tym. Ale też nie chcę, żeby ktoś jeszcze nas dogonił i pomieszał szyki. Więc wyskakuje na czoło i nadaję tempo. Po jakimś czasie odpadam, żeby któryś dał zmianę… a oni znów się czarują :P
Na most koło Zalewu wpadamy w kolejności: Kamil, Bartek i Ja. Oni zaczynają finiszować, ja za nimi – mocno, ale bez parcia na czoło. Kamil nacisnął mocno, Bartek nie dał rady. Ja mijam metę jako trzeci.
Na mecie © dater

Było dobrze! © dater

Zawody udane, poszło jak na ciężka, interwałową trasę bardzo dobrze. Przyjechałem mniej więcej tam, gdzie miałem być. Trochę szkoda ucieczki Roberta i Michała, bo z nimi byłbym z dziesięć pozycji wyżej. A tak jestem 30 Open i 8 w kategorii. Czyli zadomowiłem się już w TOP10 i jak uda mi się tak skończyć, to znaczy że było dobrze :D
Po wyścigu okazuje się jeszcze, że nas zgarnia TV na wywiad :) Ot takie gadanie o teamie, skąd jesteśmy, jak to się zaczęło, co wspólnie robimy itd.
Team w centrum zainteresowania :) © dater

Udzielam wywiadu © dater

No to zaprezentowaliśmy się szerszej publiczności. Mam nadzieję, ze to wrzucą do relacji z maratonu! :D
Pozostają jeszcze standardowo dekoracje. Od nas jedynie Olaf stanął na trzecim miejscu podium w półmaratonie w kategorii Elita Plus. Niestety drużynowo znów zabrakło nam czwartego zawodnika do generalki. Coś słabo w tym sezonie teamowo wyglądamy, musze coś wymyśleć na przyszły… ;)
Z dekorowanymi dziewczynami Open © dater



  • DST 69.53km
  • Teren 65.00km
  • Czas 02:43
  • VAVG 25.59km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 185 ( 96%)
  • HRavg 170 ( 89%)
  • Kalorie 1719kcal
  • Podjazdy 1035m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy Szelment - czyli jak się wydostać z leja po bombie

Niedziela, 1 września 2013 · dodano: 02.09.2013 | Komentarze 5

Było ciężko, powiedziałbym bardzo ciężko. Od razu wpadłem w taki dół, wielki lej po wielkiej bombie, że rzadko mi się zdarza. I nie wiem o co się stało i o co w tym wszystkim chodzi :/
Zaczynając od początku/od rana/ od litery A/ czy jak to inaczej zwać…
Po drodze byłem pełen obaw, co do pogody. Lało za Białymstokiem po trasie niesamowicie. Rzęsiście i długo. Ale uzbrojony w wiarę w wykresy ICM miałem nadzieję, że to przejściowe. I na szczęście wiara nie okazała się wcale złudna, bo za Augustowem zaczęło się przecierać, a Suwałki przywitały nas słońcem i szybko pędzącymi z wiatrem chmurami. To właśnie wiatr, a nie deszcz, miał być bohaterem pogodowym tego dnia.
Start w tym roku w tym samym miejscu co meta… to znaczy prawie, bo kilkadziesiąt metrów niżej, pod Górą Jesionową. Po krótkiej rozgrzewce, rozpoznaniu pierwszego podjazdu pod Górę, przejechaniu dwóch pierwszych kilometrów i jednocześnie dwóch ostatnich przed finałowym podjazdem, ustawiam się na starcie. Sektor pierwszy oczywiście. Wszystko sprawnie. Słońce świeci, wiatr wieje i pokazuje, co potrafi. Temperatura nie za wysoka, optymalna tego dnia, ok. 18-stu stopni.
Tuż po 11-stej sędzia daje sygnał do startu. Jak to zwykle u mnie na początku jadę ostrożnie, żeby nie popaść w żadną aferę, odpuszczam te pierwsze metry. Od razu jest asfaltowy podjazd, zakręt w lewo. Wchodzę w niego gdzieś na końcu pierwszego sektora.
Start, pierwszy zakręt na asfalcie w lewo © dater

Dalej asfaltowy podjazd, przede mną Iza sczepia się kierownica z jakimś zawodnikiem, musze przyhamować i ich ominąć. Zaraz potem pierwsze zakręty na zjazdach, zaczyna się szutr, trzeba ostrożnie, bo jest ostro w prawo. Peleton się rozciąga, oglądam go w perspektywie następnego zakrętu w lewo. Jestem gdzieś około pięćdziesiątki. Trzymam się ogona, ale coś ciężko się jedzie. Nogi nie chcą kręcić, tętno wysokie. Z każdym kilometrem odczucia coraz gorsze. Oglądam się za siebie, jestem ostatni w pierwszej grupie. Czyli tu gdzie być powinienem niby, ale ciężko mi się utrzymać. Odpadam na trzy metry, dociskam, spawam, doskakuję zmęczony do koła. Znów odpadam… co jest?? Nie jestem w stanie jechać odpowiednio mocno, odchodzą mi zawodnicy, z którymi zwykle jeżdżę. Koło piątego kilometra myślę: to nie jest mój dzień :( I ostatecznie puszczam koło zostając z tyłu. Postanawiam jechać swoje, bo inaczej się dziś zajadę. Oglądam się, widzę kilkaset metrów za mną grupę. Jadę jakiś czas sam, jest naprawdę ciężko, bo wiatr przeszkadza, wieje bardzo mocno. Doganiają mnie, głownie Sprint: Paweł, Tadek, Tomek. Z Corrado jest Mariusz i Paweł, plus kilku jeszcze innych zawodników. Dołączam do nich i jedziemy razem, pracuje na przodzie głównie Paweł ze Sprintu. Staram się odpocząć i odzyskać siły. Po kilku kilometrach jest już lepiej. A około 15-stego zaczynam już jechać swoje. Siły wracają. Staram się wychodzić do przodu. Doganiamy poszczególne grupki, które odpadły od czuba. Zaczynam w odpowiednim tempie i z mocą brać podjazdy. Na zjazdach jest bardzo dobrze, bo też potrafię nadrobić. Technikę zjazdu w trudnym terenie poprawiłem, widać to na tym maratonie.
Około 30-tego kilometra widzę wreszcie grupę, którą miałem zamiar dogonić. Jest Izzy, Groszek i inne chłopaki ze Sprintu, Marcin z Bliskiej. Udaje nam się razem jechać. Doganiamy następnych. Jest Marcin z Corrado, Andrzej z BS, Michał z Peletonu i Michał ze Sprintu, który widząc mnie się śmieje: „jak tu jesteś to znaczy że dziś nie leżałeś :P”. Nooo, racja… :) Całą trasę przejeżdżam bez błędu, wypięcia czy upadku, dobrze technicznie. Jadę mocno, coraz lepiej się noga kręci.
Długi ten maraton. Garmin pika mi na 60-ty kilometr a jeszcze prawie dycha przed nami. Mniej więcej tutaj widzę na następnej górce… Saszę. No tego jeszcze nie grali w tym sezonie, albo nawet od dwóch. Żebym Saszę dognił, to musi być całkiem dobrze. Ale szybko go dochodzę i wiem, że coś jest nie tak. Rzucam „co się dzieje?”. "Bomba!" – krzyczy. Mijam go szybko i pędzę dalej. Trzyma się z tyłu w zasięgu wzroku, ale koła nie jest w stanie utrzymać. To nie był dla mnie aż tak dobry dzień, po prostu dla Saszy był jeszcze gorszy. Zaliczył bombę i najgorszy start w sezonie.
Tutaj już jadę sam, peletonik się porwał. Gdzieś z przodu widzę Marcinów z Corrado i Bliskiej, Tomek z Obstu też z przodu mocno pojechał z Andrzejem z BS. Na dojazdowy asfalt pod Jesionową wpadam ze stratą kilkudziesięciu metrów za Marcinem z Bliskiej. Pierwszy podjazd, powoli go dochodzę, ale zjazd robię jeszcze za nim. Zakręt w prawo i znów pod górę. Dociskam i biorę go. Następny jest Marcin z Corrado. Też go powoli dochodzę. Na ostatnim zakręcie w prawo przed drugim zjazdem wyprzedzam go po wewnętrznej. I zjeżdżam pierwszy, zaczynamy w tej kolejności ostatni podjazd. Nogi już ledwo kręcą, słyszę tuż za sobą Marcina. Dookoła doping, ludzie robią zdjęcia, krzyczą. Słyszę: „Adaś dawaj, dawaj!”, „Jeszcze trochę, ostatnie metry”. Widzę Alę po lewej cykająca zdjęcia. Tuż za sobą słyszę jak Marcin przyśpiesza i jest coraz bliżej. Kątem oka widzę jak mnie powoli bierze. Ja już nie jestem w stanie przyśpieszyć. Niestety przegrywam z nim ten finisz pod gorę. Później mi mówi: „postanowiłem tym razem nie odpuścić i choć raz wygrać na finiszu”. Udało mu się :)
Marcin właśnie mnie łyka na ostatnim podjeździe © dater

Ostatnie metry już sam cisnę © dater

Zaraz meta © dater

Ostatecznie nie wyszło źle. 34 miejsce Open, 7 miejsce w kategorii, 872 punkty do klasyfikacji zdobyte. Wynik, który w zeszłym sezonie byłby wynikiem najlepszym wśród wszystkich startów i brałbym go w ciemno. W tym roku, po naprawdę dobrze kilku pojechanych maratonach, pozostaje pewien niedosyt. Nie wiem, co się działo na początku, co nie zadziałało. Nie eksperymentowałem, wszystko standardowo: przygotowanie, żarcie, suple, rozgrzewka itd. A ruszyć na początku był problem :/ Dobrze, że się w porę obudziłem i wygramoliłem z tego leja :P


  • DST 66.80km
  • Czas 02:10
  • VAVG 30.83km/h
  • VMAX 52.50km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • HRmax 176 ( 89%)
  • HRavg 147 ( 75%)
  • Kalorie 1031kcal
  • Podjazdy 335m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rzędziany w tlenie - szukam motywacji

Środa, 28 sierpnia 2013 · dodano: 12.10.2013 | Komentarze 0

Powrót z Sycylii... dwa dni doła :( Jest coś takiego, co w człowieku siedzi i po prostu... tęskni. Do tych krajobrazów, górek, ciepełka, słońca, plaży w Mondello. Ciężko było wrócić do rzeczywistości :/
Dopiero w środę wziąłem się do kupy i wsiadłem rano na Onixa. Zero motywacji, brak chęci, ale wreszcie trzeba było pokręcić. Na Sycylii rano kręciłem przy 26 stopniach, tu musiałem się na długo ubrać i naparzać przy 12-stu :P
Na szczęście motywacja się znalazła... stała i czekała na mnie za którąś górką. Trzeba było tylko dupę ruszyć :D
Jak już zacząłem pedałować to wszystko co dobre i pozytywne wróciło. Po prostu Ja i mój organizm to kochają! Jechało się świetnie!
Pociągnąłem aż za Białystok, serwisówką S8 na Rzędziany. Robota nie zająć, nie ucieknie... a na pewno poczeka pół godzinki :D


  • DST 94.10km
  • Czas 03:19
  • VAVG 28.37km/h
  • VMAX 54.70km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • HRmax 178 ( 90%)
  • HRavg 142 ( 72%)
  • Kalorie 1300kcal
  • Podjazdy 597m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

drogą nadmorską, Capaci, Carini, Partinico, powrót do Mondello

Czwartek, 22 sierpnia 2013 · dodano: 08.10.2013 | Komentarze 0

Najdłuższa moja jazda na Sycylii. Bez wspinania się specjalnie na górki, drogą nadmorską na zachód. Przejazd przez Palermo w kierunku Capaci, wzdłuż autostrady. Carini, górki koło Terrasini do Partinico. Powrót tą sama drogą, zjazd do Isola delle Femmine żeby zrobić zdjęcia urokliwej zatoki z małą wysepką. I do Mondello na plażę się pobyczyć.
W zasadzie lekko, choć kilka mocnych akcentów i pociągnięć było – szczególnie pod górki, które się trafiały. Spotkanych trochę szosowców, z jednym jechałem przez kilka kilometrów wymieniając się na prowadzeniu. Przepiękna droga, widoki, krajobrazy. Zdjęć kupa, tutaj tylko przebrane, a już nawet nie pamiętam dokładnie gdzie były robione, żeby dobrze zrobić podpisy :P
Tak to jest jak człowiek opuszcza się z regularnością, później zamiast opisów zostają same zdjęcia :)

Okolice Mondello © dater

Polizia :) © dater

Okolice Terrasini © dater

Pogoda piękna © dater

Okolice Carini © dater

Mam towarzysza © dater


Wzgórza © dater

Widoczek © dater

Wymyślanie tytułu :P © dater

Onix nad zatoką © dater

Ptaq nad zatoką © dater

Drogą na wschó © dater

Onix w Isola delle Femmine © dater

Isola delle Femmine © dater

Mondello, widać Monte Pellegrino © dater



  • DST 51.05km
  • Czas 01:36
  • VAVG 31.91km/h
  • VMAX 54.40km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 179 ( 93%)
  • HRavg 148 ( 77%)
  • Kalorie 762kcal
  • Podjazdy 277m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

JDR

Wtorek, 13 sierpnia 2013 · dodano: 30.08.2013 | Komentarze 0

Ostatnia poranna jazda przed wyjazdem na Sycylię. Mocno i dłużej, robiłem pętelki na obwodnicy Wasilkowa :) Cztery mocne interwały na dobicie przed podróżą :P

  • DST 91.75km
  • Czas 02:55
  • VAVG 31.46km/h
  • VMAX 53.20km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 166 ( 86%)
  • HRavg 145 ( 75%)
  • Kalorie 1287kcal
  • Podjazdy 404m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Spokojnie na Wojnowce

Niedziela, 11 sierpnia 2013 · dodano: 11.08.2013 | Komentarze 0

W założeniu długi trening w tlenie. Więc spokojnie moimi ulubionymi asfaltami. Dwa razy deszcz mnie złapał, raz tak solidnie nakropiło.
Pięknie wyglądają pola w czasie żniw o zachodzie słońca :)
Trochę popadało © dater

Droga na Sokółkę © dater

Podlaskie pola © dater

Na Kamionkę © dater

Słońce zachodzi © dater

Do Straży © dater


Na rozjeździe zaliczyłem jeszcze Zalew w Czarnej.

Zalew w Czarnej © dater


  • DST 60.16km
  • Czas 02:08
  • VAVG 28.20km/h
  • VMAX 55.20km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 186 ( 97%)
  • HRavg 144 ( 75%)
  • Kalorie 928kcal
  • Podjazdy 304m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na Kamionkę i Bobrowniki

Sobota, 10 sierpnia 2013 · dodano: 11.08.2013 | Komentarze 0

Wczesna pobudka w sobotę z rana. Zanim wszyscy się pobudzą Ptaq robi trening :)
Przez Straż i Lipinę, na Kamionkę do Bobrownik i z powrotem. Mocniejsze akcenty - 10 sprintów pd 45s na maksa :) Noga ładnie podawała. Najgorszy był 2-3 sprint, myślałem że się porzygam :/ Później już szło lepiej.
Poranek na drodze do Lipiny © dater


  • DST 67.00km
  • Teren 65.00km
  • Czas 02:14
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 43.60km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 189 ( 98%)
  • HRavg 173 ( 90%)
  • Kalorie 1550kcal
  • Podjazdy 180m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy Narewka - czyli życiówka mimo ciągłego pecha :P

Niedziela, 4 sierpnia 2013 · dodano: 06.08.2013 | Komentarze 4

Zdobyłem w tym sezonie jedną niebywałą i rzadko spotykaną w peletonie zdolność. Zdolność bywania w nieodpowiednim miejscu w złym czasie
Dwa kilometry do mety najlepiej pojechanego maratonu w życiu, ostatni kilometr szutru przed asfaltem. Kraksa przede mną. I Ptaq nie jest gdzieś z przodu, z boku, nie jest cztery metry z tyłu, bo mógłby to wyminąć, przeskoczyć, może nawet spróbować przelecieć. No nie, oczywiście że nie... Jest centralnie za zawodnikiem, który kładzie się po bliskim kontakcie z kimś innym i nie ma czasu na żadną reakcję tylko jest efektowne OTB
Gdyby ktoś się zastanawiał jak się mają moje ładne, zagojone, stylowe blizny na prawym kolanie po maratonie w Wasilkowie, to odpowiadam. Już ich nie ma, są zeszlifowane i będą nowe, do których będę się musiał przyzwyczaić. I Oliwka będzie smutna, bo mówiła: tatuś, ale masz ładne serduszko na kolanie A tak wielka niewiadoma co do nowego kształtu prawego kolana i jego blizn.
Mam nadzieję, że niedługo limit mojego pecha się wyczerpie i powyższa zdolność wcale mi nie będzie potrzebna (czego bym sobie gorąco życzył)…
Zaczynając od początku, czyli pierwszego sektora startowego, w którym się znalazłem :) Zostałem wyczytany, pełnoprawnie tam wlazłem i wśród samej elity MK stałem sobie w słońcu, czekając na start. Nie opóźniony i sprawny, trzeba dodać. Oczywiście na początku zostaje trochę z tyłu, trochę asekuracyjnie jak to zwykle u mnie bywa, bez przepychania i specjalnej walki. Z drugiej linii spadłem gdzieś do czwartej i na pierwszy wiraż w lewo w asfalt tak po wewnętrznej wszedłem.
Start, wjazd na asfalt w lewo © dater

Czołówka nie rozciągnęła się od razu i kupą jechaliśmy. Zakręt w prawo w szutr i długa prosta. Ogień od razu i trochę rozciągnięcia. Tu już powoli walka o pozycję. Cały czas gdzieś trochę z tyłu, ale mam kontakt z czołówką. Na razie wszystko ok, nogi podają, serce wytrzymuje, tętno pod 190, ale dobrze się jedzie. Trochę pył i kurz dławi. Przejeżdżamy przez miejscowość Gruszki, zaraz mostek przez rzeczkę, i pierwszy delikatny podjazd na którym deptam na pedały i środkiem wyprzedzam kilku zawodników. Wjeżdzamy w las i robi się chłodniej, podłoże bardziej stabilne, szeroko i prosto. Można grzać :D
Formuje się grupa zawodników z którymi jadę w zasadzie do końca. Obok mnie czerwono-czarno od koszulek ze Sprintu. Jest Groszek, Izzy, Krzysiek, Michał, Marek i jeszcze kilku. Na razie współpraca idzie dobrze, trochę jeszcze ciasno i wymijania słabszych zawodników, ale widać że nam „idzie”. Gdzieś dopiero tutaj po kilku kilometrach zauważam, ze odczyt Garmina mam, ale zapisu już nie. Zapomniałem włączyć start na mecie! :/
Ok., 10-11 km trafiam na Saszę… zerwany łańcuch. Trzyma w ręku swoje wiszące nieszczęście i woła o skuwacz. Nie mam ani skuwacza, ani spinki więc jadę dalej. Później okazuje się, ze Boguś z półmaratonu mu pomógł oddając skuwacz i Sasza 25 minut się pierniczył z łańcuchem. Taki lajf, też ma chłop w tym sezonie pecha :/ On dla odmiany sprzętowego ;)
Wpadamy grupą na przewężenie, trochę chaszczy, jakieś małe drzewka. Ktoś z przodu utyka, ktoś się kładzie, wymijam ich lewą stroną i wychodzę z przodu. Obracam się, grupa się trochę przerzedziła. Zostało większość Sprintu, kilku chłopaków odpadło. Jedzie nas dziesiątka.
Dluga prosta, jestem trochę z tyłu. Przed nami 100-150 metrów jest grupa zawodników. Widzę Kambet i znów kilka koszulek ze Sprintu. Ciężko nam idzie doganianie. Wyskakuję na przód wymijając naszą kolumnę z prawej, naciskam na pedały i daję mocną zmianę. Jak się później okazuje zerwałem chłopaków i ledwo mnie dogonili :P
Dopadam tą grupę, jest Tomek ze Sprintu, Jacek i Bartek z Kambetu. Wielkie zdziwko z mojej strony, jeszcze z większością z nich nigdy nie jechałem, byli poza moim zasięgiem. A tu doganiam i jadę razem z nimi. Wow! :D
Ta grupa formuje się i zostaje w zasadzie w niezmienionym składzie do końca maratonu. Kogoś tam jeszcze połykamy, ktoś do nas dochodzi (mastersi z BS Anyo). Trochę dziwnie grupa pracuje. Ciągnie Tomek i Karol głownie, reszta rzadziej wychodzi. Ja kilka razy naciskam, tętno mi idzie pod 190 i tak trzymam kilka minut. Wracam do tyłu, jadę rekreacyjnie na 155. Groszek z tyłu woła „dawać chłopy, bo zaraz tu zasnę!”. U niego tętno 140 :D
Na jedynym kawałku asfaltu, długa prosta później przechodzi w szutr, znów dociskam i wychodzę na prowadzenie. Z tyłu tylko słyszę: „Ptaq szosowiec” :) No co zrobić, taką mam charakterystykę, mogę i umiem pociągnąć mocno na prostej, więc daję mocno :D
Pod koniec dystansu zaczyna mocno w naszym peletoniku udzielać się Marcin z Corrado. Daje zmiany i ciągnie grupę. Też zaskoczenie, bo nigdy go tak wysoko nie widziałem i nie podejrzewałem, że może tak mocno jechać. Ja już trochę wypluty jestem i nawet jak starałem się dać zmianę, to nie była już tak mocna jak na początku. Raczej więc jadę w środku stawki.
I zbliża się koniec maratonu. Ostatnie dwa kilometry przed metą, ostatni kilometr szutru przed wjazdem na asfalt. Doganiamy jeszcze Żebra z SBR, Wiktora z UKS i Pawła z Kambetu, nie wytrzymali do końca tempa pierwszej grupy. Robi nas się więcej i nagle… tumult, trzask, ktoś leci a przede mną fika rower i nie mam szans już go wyminąć. Lecę przez kierę prosto a ręce i kolana… ehhh. Już się witałem z gąską, już byłem w ogródku. Wściekły jestem, szybko wstaję, sprawdzam czy wszystko ok., rower cały, wszystko na miejscu. Kolana obdarte, ale adrenalina działa, na razie nie czuję bólu. Wskakuję na rower i napierdzielam ile sił w nogach. W kraksie uczestniczył jeszcze Żeber, który jest przede mną i Jacek z Kambetu, który dłużej się zbiera i zostaje za mną. Najbardziej ucierpiał Marcin z Corrado, który jako pierwszy leżał w tej kraskie i o którego rower się wywróciłem.
Żebra doganiam na asfalcie, jeszcze przed zakrętem do mety. Na ostatnią prostą wpadam pierwszy, ale Żebra nie udaje mi się odkleić. Ma sił więcej i finiszuje pierwszy odrywając się ode mnie na kilka metrów. Dalej ja wjeżdżam samotnie, za mną Jacek i później poobijany Marcin.
Na mecie, ledwo dycham za Żebrem © dater

Wjeżdżamy na metę © dater

Na mecie © dater

Na finiszu ledwo łapałem oddech © dater

Stracona minuta, być może także podium w kategorii. Na trzecim miejscu wylądował Groszek, na czwartym Michał ze Sprintu. Trudno szacować jak by się finisz między nami rozegrał, ale miałbym przynajmniej szanse go zaliczyć i z nimi powalczyć :/
Były blizny, teraz będą nowe © dater


Ale i tak pojechałem życiówkę. W Open 24 miejsce, 5 w kategorii. 6 minut straty do zwycięzcy i 954 punkty do klasyfikacji
Wielkie dzięki dla chłopaków ze Sprintu, Kambetu i innych z którymi jechałem. Dla mnie to wielki honor i przyjemność z wami jeździć. Szczególnie, że na początku sezonu nawet nie mogłem marzyć i aspirować do jeżdżenia właśnie w tym kawałku peletonu. Mam nadzieję, że do czegoś też w tym kawałku peletonu się przydałem i zrobiłem swoje, na miarę moich możliwości :D
Całusy dla zwyciężczyni © dater

Dekoracja Kobiety Open © dater

Dekoracja Mężczyźni Open © dater



  • DST 58.24km
  • Czas 02:03
  • VAVG 28.41km/h
  • VMAX 47.60km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 182 ( 92%)
  • HRavg 135 ( 68%)
  • Kalorie 803kcal
  • Podjazdy 313m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

JZR...

Czwartek, 1 sierpnia 2013 · dodano: 21.09.2013 | Komentarze 0

... plus zaliczona dwa razy Agroma i Oleszkowo. Miałem w planie pyknąć podjazd pod Agromę przynajmniej z pięć razy na maksa, ale pikawa nie pozwoliła :/ Zmęczony organizm nie mógł wrzucić na wyższy bieg, i tak ciężko mi się jechało, że zrezygnowałem. Pojechałem wiec na Zdroje, ale interwał na tempie też słabo, więc z Oleszkowa zawróciłem na chatę. Trzeba wreszcie odpocząć :/

  • DST 61.64km
  • Czas 01:54
  • VAVG 32.44km/h
  • VMAX 52.60km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 170 ( 86%)
  • HRavg 147 ( 75%)
  • Kalorie 994kcal
  • Podjazdy 337m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

JZR + Zdroje

Wtorek, 30 lipca 2013 · dodano: 21.09.2013 | Komentarze 0

Rozkręcenie nogi, 40-sto minutowy interwał w strefie tempa, mocno i szybko. Temperatura wreszcie spadła i optymalnym komforcie termicznym się jechało :)