Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dater z bazy wypadowej Czarna Białostocka. Przekręciłem na dwóch kołach 33225.50 kilometrów w tym 7698.22 w terenie. Kręcę z prędkością średnią 26.15 km/h i dociskam jeszcze bardziej :D
Więcej o mnie.

2014 button stats bikestats.pl 2013 2012 2011 2010 2009

Statystyki i osiągnięcia


Najdłuższy dystans: 342 km
Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m

Pogoda

+2
+
-3°
Czarna Bialostocka
Niedziela, 24
Poniedziałek + -3°
Wtorek + -5°
Środa + -2°
Czwartek + -2°
Piątek + -3°
Sobota + -3°

Linki


BTR2







hosting


Instagram

GPSies - Tracks for Vagabonds


Zalicz Gminę - Statystyka dla Dater


Opencaching PL - Statystyka dla Dater

Kontakt




Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dater.bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

Foto

Dystans całkowity:20396.47 km (w terenie 6110.17 km; 29.96%)
Czas w ruchu:802:22
Średnia prędkość:25.42 km/h
Maksymalna prędkość:186.00 km/h
Suma podjazdów:154053 m
Maks. tętno maksymalne:197 (100 %)
Maks. tętno średnie:179 (91 %)
Suma kalorii:492503 kcal
Liczba aktywności:358
Średnio na aktywność:56.97 km i 2h 14m
Więcej statystyk

Trening PnR...

Wtorek, 28 czerwca 2011 · dodano: 18.07.2011 | Komentarze 0

... na trasie: Pietrasze, Sochonie, Woroszyły, Ratowiec, CWK, CB, Czumażówka, Studzianki, Nowodworce, Jaroszówka.
Po raz pierwszy stawiłem się pod Tesco we wtorek o 18-stej. Zebrało się ze trzydziestu chłopa, w tym z RBT Ja, Sasza, Adaś i Czaro. Wyruszamy kwadrans po i kierujemy się na las Pietrasze. Tam gdzieś gubimy Czarka i mimo prób połączenia telefonicznego i czekania na niego, jedziemy już bez jego towarzystwa dalej. Lecimy wzdłuż torów na Wasilków, tempo szybkie, momentami bardzo szybkie. Dalej Sochonie i gdzieś w drodze na Ratowiec gubimy Adasia. Generalnie w ciągu treningu gubimy kilku bikerów. Odpoczywamy nad zalewem w Czarnej, gdzie chłopaki napełniają bidony przy źródełku Romana.

źródełko Romana w Czarnej Białostockiej © dater


Dalej szybkim szutrem w kierunku na Supraśl, ale skręcamy w las w kierunku na Studzianki. Dalej już na Nowodworce wzdłuż rzeki i tam koniec treningu z tradycyjnym losowaniem koszulki Polska na Rowery. Z Nowodworc rozjeżdżamy się wolniejszym tempem na Białystok.

koniec treningu - Nowodworce © dater


Mój pierwszy trening MTB w większej grupie. I powiem, że podobało mi się bardzo. Tempo bardzo szybkie, człowiek zmęczony, ale zadowolony :)))



  • DST 30.00km
  • Czas 01:20
  • VAVG 22.50km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 230m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Supraśl - rekreacja z Alą

Niedziela, 26 czerwca 2011 · dodano: 17.07.2011 | Komentarze 0

Piękna pogoda, ładna ciepła niedziela, więc krótka decyzja, jeden telefon i wypad rekreacyjny z Alą do Supraśla. Dziewczyna staje się coraz wytrawniejszą bikerką i takie podjazdy jak Stok nie robią na niej najmniejszego wrażenia :)))

Ala na podjeździe Stok koło Ogrodniczek © dater


Jedziemy sobie spokojnie ścieżką rowerową, prawdziwa rekreacja, zero napinania i odpoczynek nad zalewem.

Supraśl jest piękna:))) © dater


z Alą nad zalewem w Supraślu © dater


  • DST 44.20km
  • Teren 12.00km
  • Czas 02:17
  • VAVG 19.36km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 179 ( 91%)
  • HRavg 137 ( 69%)
  • Kalorie 987kcal
  • Podjazdy 225m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Memoriał 2011 Gołdap, dzień 2

Niedziela, 19 czerwca 2011 · dodano: 16.07.2011 | Komentarze 0

W niedzielę, dnia drugiego plan wiedzie nas na zachód, w stronę Bani Mazurskich. Trasa krótsza, mnie wymagająca. Pogoda się znacząco poprawiła i jedzie się wszystkim bardzo przyjemnie.

niedziela - wyruszamy © dater


Pierwszym naszym celem jest Piękna Góra pod Gołdapią – wniesienie górujące nad okolicą, ponad 260 mnpm. Jako że prowadzi na szczyt wybetonowany podjazd w zasadzie cała grupa się wspina :)

Piękna Góra - podjazd © dater


Z góry rozciągają się piękne widoki :)

Piękna Góra © dater


Mamy plan z chłopakami nie zjeżdżać tą samą drogą tylko zrobić terenowy downhill. Niestety źle obieramy drogę i po dwudziestu metrach w dół musimy tą samą trasę pokonywać pchając rowery wśród pokrzyw pod górę. Zjeżdżamy więc betonową trasą ryzykując niezłą wywrotkę przy prawie 60 km/h. A zakręty są naprawdę ostre :)
Zbieramy się na dole i wyruszamy w kierunku na Banie, robiąc po drodze postoje.

na postoju © dater

RBT odpoczywa © dater

krzepa jest... i carbon dobrze leży w łapie :))) © dater

jedziemy!!! © dater


W Baniach Mazurskich zgodnie z planem jemy obiad.

obiad w Baniach Maurskich © dater


Z tamta część grupy rozjeżdża się już samochodami w swoim kierunku, cześć kieruje się jeszcze na Rapę aby zobaczyć słynny grobowiec w kształcie piramidy. Ja z Alą czekając na nas transport postanawiamy wskoczyć na rowery i zaliczyć jeszcze te kilkanaście kilometrów na dwóch kółkach :)

"piramida" w Rapie © dater

z Alą pod piramidą © dater


Drugiego dnia dopisała nam ładna pogoda i trasa, która była na pewno łatwiejsza i przyjemniejsza od tej sobotniej. W gruncie rzeczy niewiele, bo 45 km, ale bardzo przyjemnych :)



  • DST 79.80km
  • Teren 60.00km
  • Czas 04:06
  • VAVG 19.46km/h
  • VMAX 47.90km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 185 ( 94%)
  • HRavg 146 ( 74%)
  • Kalorie 2168kcal
  • Podjazdy 700m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Memoriał 2011 Gołdap, dzień 1

Sobota, 18 czerwca 2011 · dodano: 16.07.2011 | Komentarze 0

Tegoroczny, czwarty już memoriał rowerowy zaplanowaliśmy w okolicach Gołdapi. W samej Gołdapi miała być baza i tam też spotkaliśmy się w piątek po południu. Większość z około czterdziestu uczestników dojechało samochodami, część chłopaków z Refleks Bike Team’u postanowiło już tego dnia pokonać część trasy rowerowo i dotarła do bazy na dwóch kołach z Giżycka.

z Giżycka dojeżdża team © dater


Wieczorkiem mamy zorganizowane pod Gołdapią ognisko, na które docieramy piechotką.

wieczorne ognisko - piątek © dater


Imprezka przy kiełbaskach, piwku i mocniejszych trunkach ;) rozkręciła towarzystwo i pozytywnie nakręciła na sobotnią wycieczkę. Fajna klimaty mieliśmy, jak chociażby bar na śmietniu :)

nasz bar :))) © dater


Jednocześnie było na tyle delikatnie, że wszyscy rano wstali bezproblemowo. Pobudka na ósmą, na śniadanko, o dziewiątej odprawa, przed dziesiątą wyruszamy.

sobota - wyruszamy © dater


Plan na pierwszy dzień to Puszcza Romnicka i trasa na Stańczyki. Prognozy są niepewne. Może padać, ale na razie pogoda trzyma się w ryzach. Kierujemy się więc na północ, lasami puszczy i niedługo docieramy pod granicę.

granica © dater

Kilkanaście kilometrów kierujemy się na wschód wzdłuż granicy. Grupa jest nierówna a czub niezdyscyplinowany. Nie znając trasy walą chłopaki na ślepo i czasami jest akcja szukania i nawoływania. A że z zasięgiem komórek ciężko w puszczy to i po jakimś czasie cześć z ludzi nam się gubi. Na szczęście to duże chłopaki i sobie poradzą :) Reszta raczej zdyscyplinowana i robimy na rozjazdach krótkie odpoczynki, zahaczając o ciekawe miejsca. Odnajdujemy w puszczy ciekawy głaz, z którego pod odczytaniu ledwo widocznych liter wynika, że to głaz upamiętniający jakieś myśliwskie wyczyny cesarza Wilhelma II-go.

głaz Wilhelma II (???) © dater


Po jakimś czasie, zmieniamy kierunek na bardziej południowy I kierujemy się przez ciekawe krajobrazy mazur garbatych w kierunku na Stańczyki. Widoczki bardzo ciekawe, poza tym dość ostre, ciekawe, krótkie podjazdy, hopki. Część grupy całkowicie nam się gubi i jakie jest nasze zdziwienie, gdy spotykamy się jadąc z przeciwnej strony :)

przystanek Mazury Garbate © dater


Około południa docieramy do miejscowości Stańczyki, gdzie mamy mieć o 13-tej obiadek. Oczywiście jedziemy od razu na główny cel naszej sobotniej wyprawy, czyli na słynne mosty.

Stańczyki © dater


Wspinamy się na mosty całą grupą. Ciekawie to wygląda i robi wrażenie, tak sztuka inżynieryjna jak i widoki roztaczające się dookoła. Jeden z mostów (jego górna nawierzchnia bariery) i jest świeżo wyremontowany, drugi akurat w trakcie remontu.

na mostach © dater

mosty w Stańczykach © dater


Po mostach posilamy się w zajeździe w Stańczykach (pyszne kartacze) i dzielimy się na trzy grupy. Ci co mają dość jazdy po 35 kilometrach górkami i Puszczą Romnicką ładują się na samochody serwisowe i wracają do Gołdapi. Część wraca rowerami najprostszą, szosową trasą. Kilkanaście osób decyduje się na pierwotnie wyznaczony szlak na południe. Wiedzie on przepiękną trasą wzdłuż jezior i pagórków Mazur Garbatych.

piękno Mazur © dater


Robi się naprawdę ciężko, podjazdy są coraz dłuższe i na dodatek następuje załamanie pogody. W którymś momencie zaczyna kropić, później już leje. Teren też robi się coraz cięższy, bo natrafiamy na błoto i kałuże. Poza tym to dodatkowe 45 kilometrów więc dla niektórych z nas jest za ciężko. Na szczęście 10 km przed Gołdapią zaczyna się asfalt i poprawia się pogoda. Ale myjki w mieście musimy szukać, żeby rowery doprowadzić do porządku :D
Wieczorkiem znów mamy ognisko pod Gołdapią, tym razem w okolicach miejscowości Botkuny, gdzie także są mosty, podobne do tych w Stańczykach, ale mniej znane. Umiejscowione i schowane w lesie nie robią aż takiego wrażenia i poza tym ciężko na nie trafić. Tydzień wcześniej robiąc rekonesans samochodem dopiero wjeżdżając na nie zorientowałem się, że jestem na mostach :D Teraz grupa też była zdziwiona, kiedy na nie wleźliśmy :)))

mosty w Botkunach © dater


Ognisko mamy w przepięknym miejscu, nad jeziorkiem pod dużą wiatą. Do tego specjały w postaci wędzonego dzika i świeżych smażonych rybek :)

a dzik był wyśmienity © dater

sobotnia wiatka :) © dater


Oczywiście ten wieczór także kończymy delikatnie, bo następnego dnia czeka nas dalsza część zaplanowanej trasy.
Tego dnia najbardziej wytrwała część grupy zrobiła około 80 km i to po części w niesprzyjających warunkach. Dla tych co przejechali i wytrwali – gratulacje!



  • DST 4.80km
  • Teren 3.00km
  • Czas 00:12
  • VAVG 24.00km/h
  • VMAX 35.50km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 169 ( 86%)
  • HRavg 149 ( 76%)
  • Kalorie 112kcal
  • Podjazdy 20m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd przed maratonem

Niedziela, 12 czerwca 2011 · dodano: 22.06.2011 | Komentarze 0

Zbieramy się rano pod firmą i uderzamy teamem na Michałowo. Pogoda nie wygląda najlepiej, prognozy też nie są optymistyczne. Może padać, ale temperatura najlepsza z możliwych – ok. 20 stopni. Kilka dni wcześniej panowały upały po trzy dychy, gdyby przyszło jechać w takim upale na sucho po piachu, który później spotkaliśmy na trasie, to byłaby masakra.
Jesteśmy w Michałowie przed 10.00, krótkie stanie w kolejce w celu potwierdzenia startu w maratonie i odebrania duplikatów kilku numerów. Później przygotowania i krótki rozjazd.

Michałowo - przygotowania © dater


Przed 11-stą stajemy na starcie. Na długim dystansie tym razem startuje nas tylko trzech: Ja, Adam i Saszka. Reszta, czyli: Kacper, Misiek, Moki i Misza startują tym razem w mini - wreszcie posłuchali :)

Refleks Bike Team © dater


  • DST 54.30km
  • Teren 48.00km
  • Czas 02:38
  • VAVG 20.62km/h
  • VMAX 54.80km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 189 ( 96%)
  • HRavg 172 ( 87%)
  • Kalorie 1834kcal
  • Podjazdy 540m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy w Michałowie

Niedziela, 12 czerwca 2011 · dodano: 22.06.2011 | Komentarze 0

Po przygotowaniach i krótkim rozjeździe punktualnie o 11.00 startujemy. Początkowo asfalt i tempo dość szybkie, ale udaje mi się utrzymywać w czubie i co dziwne, cały czas mam Saszkę w zasięgu wzroku. Nie jest źle :) Później szybki szutr i tumany kurzu. Niby trochę padało przez ostatnie dni, ale trasa okaże się strasznie sucha i „sypka”. I po kilku kilometrach zaczyna to być dotkliwe, piachy, zatory, postoje. Gdzieś Saszka mi ginie i staram się przeskakiwać do szybkich grup próbując gonić czołówkę. Ok. 12 kilometra udaje mi się podłączyć do szybkiego pociągu na kawałku twardego szutru i ze zdziwieniem widzę jak biorę Saszę, który wyraźnie przeżywa kryzys. Odwracam się, zostaje w tyle. Udaje mi się utrzymać w szybkiej grupie i tak jedziemy przez następne kilkanaście kilometrów. Co prawda piachy mocno stawkę szatkują, ale cały czas poruszam się mniej więcej wśród tych samych numerów. Około 25-go kilometra zauważam na ciężkim podjeździe, który podchodzę jak wszyscy, z tyłu Saszkę i wiem że się odrodził. Dochodzi mnie gdzieś z pięć kilometrów później i dalej jedziemy razem. Coś tylko mój skrzydłowy ma problemy z orientacją. Na szybkim szutrowym, długim zjeździe (54,8 km/h), gdzie wyraźnie już kilkadziesiąt metrów przed końcem widać strzałki do skrętu w prawo Sasza hamując przed mną wyraźnie się kładzie do skrętu w lewo i w ostatnim momencie krzyczę „gdzieeeee….ku…..”. Musi zawracać i goni mnie znów, a sytuacja powtarza się jeszcze dwa razy. I tak jedziemy razem, ciężkie podjazdy, momentami bardzo ciężkie. Po chyba szóstym takim który wjeżdżam na młynku wyję „ile jeszczeeee, chcą nas zajechać??”. Naprawdę nie przypuszczałem że mogą być u nas takie góry :) Do tego jeszcze częsty, bardzo głęboki, suchy piach. Naprawdę ciężki maraton. Trasa fantastyczna, super przygotowana, urozmaicona i zaskakująca. Długie, twarde podjazdy, piękne zjazdy (jak ten singiel po korzeniach i patykach w wąwozie).No i spotkanie z „duchem puszczy”. Wylatuję w którymś momencie zza zakrętu i widzę… dziadka z dredami długimi do kolan idącego miękkim krokiem. Aż się przestraszyłem, myślałem że fatamorgana :) Ale wpisy na forum kresowych rozwiewają moje wątpliwości – nie tylko ja go widziałem.
Około 45-go kilometra zaczynam mieć kryzys. Coraz ciężej się trzymać koła Saszki. Wyprzedza nas Iza (z którą się tasowałem już tego dnia kilka razy, pierwsza wśród kobiet) i Sasza z okrzykiem „bierze nas dziewczyna” przyśpiesza urywając mnie z koła. Widzę jeszcze ich przez jakiś czas, ale ostatecznie dojeżdżam sam do mety kilka minut za nimi.
Bardzo udany maraton. Świetna trasa, bardzo dobrze oznakowana, warunki ciężkie, ale pogoda dopisała. Temperatura w sam raz, nie padało. Dużo piachu i kurzu, co widać po nas na mecie :)

na mecie © dater


Żarcie na mecie dobre tym razem (makaron). Zostajemy jeszcze na dekoracji, trochę poruszamy się i gadamy wśród znajomych. Robię trochę zdjęć, niestety nie zdążam na dekorację open. Poniżej dekoracja drużyn, na pierwszym miejscu podium przedstawicielka UKS Wygoda i pierwsza w kategorii kobiet, „znajoma” - Iza

MK Michałowo - dekoracja druzyn © dater


Wyniki maraton:
Sasza (301) – czas 2:36:12 miejsce open: 53/110, miejsce kat. Elita: 23/49, rating open: 82,28%
Ja (300) – czas: 2:38:16, miejsce open: 55/110, miejsce kat. Elita: 24/49, rating open: 81,20%
Adam: (306) - czas: 2:54:33, miejsce open: 75/110, miejsce kat. Masters: 21/32, rating open: 73,63%
Wyniki mini:
Kacper (302) - czas: 01:12:28, miejsce open: 36/71, miejsce kat. Mini Open: 21,41, rating open: 76,22%
Moki (308) - czas: 01:12:40, miejsce open: 37/71, miejsce kat. Mini Open: 22/41, rating open: 76,01%
Misza (260) – czas: 01:14:38, miejsce open: 42/71, miejsce kat. Mini Open: 25/41, ratimg open: 74,01%
Misiek (309)- czas: 1:21:19, miejsce open: 56/71, miejsce kat. Mini Open: 33/41, ratimg open: 67,92%



  • DST 7.40km
  • Czas 00:23
  • VAVG 19.30km/h
  • VMAX 33.80km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • HRmax 173 ( 88%)
  • HRavg 149 ( 76%)
  • Kalorie 205kcal
  • Podjazdy 35m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd przed Maratonem Kresowym w Białymstoku

Wtorek, 3 maja 2011 · dodano: 07.05.2011 | Komentarze 0

No i przyszedł czas na pierwszy start w tym roku. Mam świadomość że forma nie szczytowa a raczej wiosenna – taka powinna być. Nie dałem rady porządnie popracować nad formą przez ostatnie dwa miesiące, za dużo problemów, roboty, głowa zajęta czymś innym. Ale drużyna zorganizowana, chłopaki chętne, więc w tegorocznej edycji MK startujemy wreszcie jako prawdziwy Team :D
Oczywiście wszyscy podeszli ambitnie do tematu… szkoda że nie od strony treningu. Treningu brak, ale dystans maraton mimo moich sugestii, żeby jednak poniektórzy mini zaliczyli. No ale weź tłumacz, jak nie dostaną w dupę, to nie zrozumieją :)
A więc nadchodzi wtorek, 3 maja, wszystko zorganizowane, dopięte, siedmiu nas zapisanych do startu, wszyscy na długim dystansie mara tonowym – 65 km. Umawiamy się na starcie, pod teatrem im. Węgierki. Ja mam numery startowe do rozdania, które załatwiłem kilka dni wcześniej. Jak w prawdziwym wyścigu mamy kolejne numerki – od 300 :D
Ja jadę nad stawy dojlidzkie, gdzie będzie meta i start ostry. Tam zostawiam samochód, przebieram się i robię krótką rozgrzewkę na plac pod teatrem, gdzie będzie start kontrolowany. Tam się wszyscy spotykamy, przyczepiamy numerki, rozgrzewamy się, gadamy, robimy fotki.

Refleks Bike team - zbiórka © dater


Rozjazd do teatru już mi mówi, ze będzie ciężko. Czuję, że coś nie za bardzo się jedzie, tętno wysokie, nie będzie to pewnie super występ. Pogoda nie najlepsza, zimno – ledwo 6-8 stopni, chmury chodzą, są zapowiedzi deszczu, wieje wiatr. Oj, będzie ciężko.

ruszamy... © dater


Wszyscy zgodnie z zapowiedziami stawiają sie na starcie. Czekamy na godzinę 11-stą, ciśnienie się podnosi :D

na starcie © dater


RBT na starcie © dater


  • DST 68.60km
  • Teren 62.00km
  • Czas 03:08
  • VAVG 21.89km/h
  • VMAX 41.20km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • HRmax 190 ( 96%)
  • HRavg 174 ( 88%)
  • Kalorie 2224kcal
  • Podjazdy 425m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy w Białymstoku

Wtorek, 3 maja 2011 · dodano: 07.05.2011 | Komentarze 0

Po krótkim rozjeździe, zbiórce teamu, ustawiamy się na mecie.

na starcie © dater


Zaraz po 11-stej peleton rusza. Sasza oczywiście wyrywa do przodu. Mimo startu za policja i przejazdu honorowego przez miasto nad stawy, gdzie będzie start ostry, peleton rwie się od razu i mocni z przodu cisną jak wariaci. Na Dojlidy wpadamy w kilku grupach, ja w drugiej. W pierwszej gdzieś z przodu jest Sasza, ze mną Adam, reszta gdzieś z tyłu.
Początek to trochę szutru, trochę asfaltu. Gdzieś od razu gubię Adama i trzymam się jednej grupy. Jedzie się całkiem nieźle, tylko tętno wariuje. Trasa oznaczona rewelacyjnie, peleton gdzieś z przodu, Saszę trudno będzie dojść.
Gdzieś na samym początku, koło Henrykowa na jakimś zakręcie piaszczystym nie wyrabiam się, mam problem, stopa wyrywa z bloku, zawahanie, uderzenie i krzywię osłonkę korby przy okazji tracąc, jak się okazuje, najmniejszą zębatkę w przełożeniu z przodu. Wszystkie górki, na szczęście na tej trasie niewielkie, pokonywać musiałem od tej chwili na średnim przednim przełożeniu.
Za Żednią zaczynają się górki którymi straszono i musze powiedzieć, że są całkiem ciekawe. Aczkolwiek najmniejszego przełożenia z przodu mi nie brakuje :)
Gdzieś od 30-go kilometra jadę z Andrzejem z Peletonu, gadamy trochę, tasujemy się na podjazdach i dopingujemy. Ok. 45-go kilometra doganiam Saszę. Ma problem z nogą, ścięgna pod kolanem bolą i widać że cierpi. Zaczynamy jechać razem, odpuszczając Andrzeja. Ciągnę Saszkę przez następne 15-20 kilometrów, spokojnie, ale udaje nam się jeszcze wyprzedzać. Gdzieś pod Henrykowem, na asfalcie Sasza odpuszcza, każe mi jechać swoim tempem, jest niedaleko do mety, dojedzie, da radę. Więc wrzucam wyższy bieg, dociskam i zaczynam ciągnąc grupę, która chwile wcześniej nas wyprzedza. Ostanie kilometry to grobla nad stawami… oj wytrzęsło i skatowało dupę niemiłosiernie. Nie oddaję prowadzenia w grupie do końca i wpadam z niej pierwszy na metę.

na mecie © dater


Trzy minuty po mnie wpada Saszka.

Sasza na mecie © dater


Utyka na nogę, jednak kolano i wiązadła dają znać o sobie. Robimy sobie zdjęcie na mecie.

RBT na mecie © dater


Maraton wbrew pozorom i zapowiedziom ciężki. Miał być lajt na początek sezonu, ale trasa zaskoczyła. Trochę krótkich, ale ostrych górek, był piach, było błoto, były straty w sprzęcie.

straty © dater


Pół godziny po nas na mecie jest Adam. Reszty już nie oczekujemy szybko. Okazuje się potem, że są dobrą godzinę po nas. Misiek nie kończy, siada mu kolano, wycofuje się i wraca szosą. Kacper z Piotrem wpadają na metę razem, Czarek za nimi.

Adam na mecie © dater


Pierwszy start RBT w miarę udany. Jeden z nas nie zakończył, chociaż miałem obawy że reszta bez treningów też będzie miała problem. Nikt nie był ostatni – nawet Czaro poszukujący krzaczków po trasie ;)

Wyniki:
Ja (300) – czas: 3:07:57, miejsce open: 77/177, miejsce kat. Elita: 36/85, rating open: 78,75%
Sasza (301) – czas: 3:10:20, miejsce open: 85/177, miejsce kat. Elita: 39/85, rating open: 77,77%
Adam: (306) - czas: 3:34:03, miejsce open: 123/177, miejsce kat. Masters: 25/39, rating open: 69,15%
Kacper (302) - czas: 4:19:22, miejsce open: 165/177, miejsce kat. Elita: 81/85, rating open: 57,07%
Moki (308) - czas: 4:19:22, miejsce open: 166/177, miejsce kat. Masters: 36/39, rating open: 57,07%
Czaro (307) - czas: 4:35:57, miejsce open: 171/177, miejsce kat. Masters: 37/39, rating open: 53,64%
Misiek (309) - DNF



  • DST 123.10km
  • Czas 04:12
  • VAVG 29.31km/h
  • VMAX 53.70km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 178 ( 90%)
  • HRavg 159 ( 81%)
  • Kalorie 2559kcal
  • Podjazdy 820m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ulubiona trasa nad granicę

Poniedziałek, 25 kwietnia 2011 · dodano: 30.04.2011 | Komentarze 0

W poniedziałek wielkanocny przywitała mnie rano piękna pogoda i plan świątecznej setki stał się bardzo realny. Postanowiłem to wykorzystać i zaliczyć moja ulubioną trasę wzdłuż granicy. Asfalt od Sokółki poprzez Malawicze, Babiki i Usnarz do Krynek jest tak dobrej jakości, że jazda szosą to prawdziwa przyjemność.
Wyjeżdżam jeszcze przy temperaturze ok. 6 stopni, więc zakładam rękawki. Co za cudny wynalazek :) Zawsze miałem problemy z doborem ubrań kiedy z rana jest chłodno a prognoza mówi o pięknej i ciepłej prognozie na później. A tu świetna sprawa. Dojeżdżając do Sokółki robi się już ciepło i nad zalewem można ściągnąć rękawki, pozbyć się długich rękawiczek. Dodatkowo wyciągam z butów wkładki termiczne, które bardzo pomogły w chłody. Teraz nie będą już potrzebne do jesieni :)

Zalew w Sokółce © dater


Z Sokółki już w letnim ubiorze jadę na Malawicze, tam zaczyna się już ten piękny, nowy asfalt który prowadzi aż do Krynek.



Dalej droga prowadzi na Babiki przez Wojnowce. Góra Wojnowska poszła ciężko, ale jest to chyba jeden z najdłuższych podjazdów w okolicy i warto tam się powspinać. Momentami polar pokazuje 7% i możliwe że coś koło tego jest. Średnia z ostatnich najbardziej stromych 700 metrów wyszła 4,2%.
Dalej górki wzdłuż granicy i „korona” wzgórz sokólskich ;)

droga nad granicą © dater


wzgórza sokólskie © dater


Pogoda piękna, temperatura wyskoczyła ponad 20 stopni. Cały czas pełne słońce, czuje że zaczynam się jarać :) Dalej już Grzybowszczyzna i ulubiony odcinek asfaltu wzdłuż granicy, gdzie widać słupy graniczne.

Grzybowszczyzna - nad granicą © dater


nad granicą © dater


Dalej do Krynek, tam mały odpoczynek i wciągam banana. Z Krynek na Supraśl, najgorszy odcinek trasy. Jakość asfaltu stoi całkowicie po drugiej skali do tego znad granicy. Dziury, łaty, pęknięcia, masakra dla tyłka, roweru i rąk. Odechciewa się jechać. Na szczęście tutaj trochę wiatr popychać, ale średniej mi to już nie poprawia. Zmordowany dojeżdżam do Supraśli, trochę siedzę i odpoczywam nad zalewem i uderzam spokojnie, rozjazdowo w kierunku domu.

  • DST 72.90km
  • Teren 42.00km
  • Czas 03:19
  • VAVG 21.98km/h
  • VMAX 46.40km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 187 ( 95%)
  • HRavg 156 ( 79%)
  • Kalorie 1936kcal
  • Podjazdy 410m
  • Sprzęt Kellys Oxygen 2009
  • Aktywność Jazda na rowerze

Objazd trasy Maratonu Kresowego w Białymstoku

Sobota, 23 kwietnia 2011 · dodano: 24.04.2011 | Komentarze 0

Postanawiamy w sobotę wielkanocną zrobić traskę MK, który odbędzie się w przyszłym tygodniu w Białymstoku. Umawiamy się Bike Team’em, ale nie za dużo nas staje pod firmą. Jestem Ja, Sasza, jego sąsiad Krzysztof i Adaś, do którego dobijamy nad stawami w Dojlidach. Tam ma być start ostry. Rano wbijam całą trasę bardzo dokładnie z mapki do Garmina, ale uruchamiając ją nad stawami urządzenie twierdzi, ze prowadzi po max 50 punktach! I całą trasę szlag trafił. Rzeczywiście trasa pokręcona więc zaplanowanie wymagało godziny klikania w Map Source a teraz sprzęt mi twierdzi ze ma moje dokładne planowanie w du… Grrr… No cóż jedziemy więc według mapy papierowej, a nie jest to łatwe. Może trasą maratonu tak w zasadzie przejechaliśmy 50% trasy, a może i mniej. Nie jest łatwo trafiać w trasę posługując się co chwila papierem w skali mikro :(
Jedziemy więc w stronę Żedni klucząc cały czas i robiąc przystanki patrząc na mapę i nawigację, żeby określić gdzie jesteśmy i gdzie jechać. Ciepło, ale pogoda rozmija się z prognozami i oczekiwaniami. Miała być piękna , ale chodzą ciężkie chmury i straszą deszczem. Na szczęście deszcz nie robi nam niespodzianki, ale słoneczka też nie widać. Za Żednią wjeżdżamy według zapowiedzi organizatorów na górki, ale pewnie się gubimy, bo nic specjalnego jeśli chodzi o przewyższenia nie znajdujemy. Sasza cały czas z nosem w mapie :)
Sasza czy ta mapę © dater

Wracamy w stronę Białego. Oczywiście gubimy drogę i jedziemy jakimiś dziwnymi duktami, na pewno gdzieś obok trasy.
za Żednią © dater

Krzysztof, sąsiad Szaszki ma kryzys i jednak postanawiamy skrócić trasę. Zamiast przez Tatarowce i Bobrową wracamy tą sama trasą, która jechaliśmy. Adaś w którymś momencie pędzi do przodu, nie czekając na nas. Oczywiście jego wewnętrzny GPS gubi trasę i jak się okazuje później wylatuje w Zabłudowie :) No to nadrobił kilka kilometrów. My żegnamy się w Sobolewie, ja uderzam na Grabówkę, chłopaki jadą z powrotem drogą na Dojlidy.
Fajna traska, płaska, nie zaliczona do końca, więc ciężko coś ocenić. Na początku dużo piachu, jak za tydzień będzie sucho to te piachy na początku mogą pokonać. Później pod Żednią kilka piaskowych dość ciężkich podjazdów i zjazdów, na jednym mało nie fiknąłem :) Za Żednią rzeczywiście kilka górek, ale nie wymagających (chyba że to nie te z trasy). No i powrót o którym nic nie można powiedzieć.