Info
Więcej o mnie.
Statystyki i osiągnięcia
Najdłuższy dystans: 342 km Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m
Podsumowania wydarzeń
Calpe - zgrupka marzec 2014
Sycylia - sierpień 2013
Polańczyk - lipiec 2013
Calpe - zgrupka marzec 2013
Opatija - czerwiec 2010
sezon 2013
sezon 2012 sezon 2011
sezon 2010
Moje rowery
Pogoda
| Poniedziałek | +2° | -3° | |
| Wtorek | +3° | -5° | |
| Środa | +4° | -2° | |
| Czwartek | +5° | -2° | |
| Piątek | +4° | -3° | |
| Sobota | +4° | -3° |
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Wrzesień18 - 5
- 2014, Sierpień21 - 1
- 2014, Lipiec26 - 5
- 2014, Czerwiec26 - 0
- 2014, Maj24 - 4
- 2014, Kwiecień25 - 9
- 2014, Marzec24 - 15
- 2014, Luty4 - 6
- 2014, Styczeń4 - 9
- 2013, Grudzień7 - 14
- 2013, Listopad6 - 12
- 2013, Październik16 - 5
- 2013, Wrzesień23 - 14
- 2013, Sierpień25 - 5
- 2013, Lipiec25 - 3
- 2013, Czerwiec27 - 11
- 2013, Maj26 - 9
- 2013, Kwiecień22 - 20
- 2013, Marzec13 - 24
- 2013, Luty5 - 7
- 2013, Styczeń3 - 4
- 2012, Grudzień7 - 10
- 2012, Listopad5 - 1
- 2012, Październik5 - 1
- 2012, Wrzesień15 - 5
- 2012, Sierpień18 - 11
- 2012, Lipiec22 - 9
- 2012, Czerwiec24 - 8
- 2012, Maj25 - 9
- 2012, Kwiecień14 - 3
- 2012, Marzec4 - 2
- 2012, Styczeń2 - 0
- 2011, Październik4 - 0
- 2011, Wrzesień9 - 0
- 2011, Sierpień12 - 1
- 2011, Lipiec17 - 2
- 2011, Czerwiec17 - 2
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień12 - 0
- 2011, Marzec9 - 3
- 2011, Luty1 - 0
- 2011, Styczeń2 - 3
- 2010, Grudzień1 - 0
- 2010, Październik12 - 1
- 2010, Wrzesień14 - 9
- 2010, Sierpień24 - 3
- 2010, Lipiec23 - 8
- 2010, Czerwiec18 - 17
- 2010, Maj21 - 6
- 2010, Kwiecień12 - 1
- 2010, Marzec2 - 0
- 2010, Styczeń1 - 0
- 2009, Listopad1 - 0
- 2009, Październik1 - 0
- 2009, Wrzesień10 - 4
- 2009, Sierpień23 - 5
- 2009, Lipiec24 - 1
- 2009, Czerwiec16 - 0
- 2009, Maj15 - 0
- 2009, Kwiecień11 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Foto
| Dystans całkowity: | 20396.47 km (w terenie 6110.17 km; 29.96%) |
| Czas w ruchu: | 802:22 |
| Średnia prędkość: | 25.42 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 186.00 km/h |
| Suma podjazdów: | 154053 m |
| Maks. tętno maksymalne: | 197 (100 %) |
| Maks. tętno średnie: | 179 (91 %) |
| Suma kalorii: | 492503 kcal |
| Liczba aktywności: | 358 |
| Średnio na aktywność: | 56.97 km i 2h 14m |
| Więcej statystyk | |
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Po wyprawie na Kubę…
Sobota, 26 września 2009 · dodano: 26.09.2009 | Komentarze 1
… trzeba dojść do siebie. Jutro zaczynam dochodzić :P A jest po czym :) Siedem dni nieustannej balangi, wypite hektolitry rumu, wypalone tony cygar, przespane średnio 2-3 godziny na dobę… Total massacre… Powrót, to od wyjazdu z hotelu ponad 24h podróży, z tego 16 h w samolocie. Dobrze że powrotna drogę przespałem. I to jak… teraz już wiem co to znaczy usnąć w trzy sekundy. Zasnąłem nawet nad żarciem, z kęsem (nawet nie pamietam czego) w gębie. Zasnąłem i dopiero dobry człowiek u mego boku mnie obudził, bo inaczej to co miałem w gębie pewnie by znów się znalazło na tacce z logo Condor’a. Na Kubie temperatury ok. 35 st., w turkusowym morzu ok. 30 st. Piękne plaże, życzliwi ludzie. Za to bida, jaką Polska pewnie widziała jakieś 150 lat temu. Wszystko się rozpada, wszystko obłazi, wszystko jest państwowe. A oni nadal kochają Fidela…W tematach rowerowych zgodnie z przewidywaniami a niezgodnie z życzeniami. Żadnych wypożyczalni, nawet rowerów na ulicach mało. Dziwne, zważywszy że innych środków transportu też mało. Popieprzają na piechotę, ciężarówkami przerobionymi na autobusy, rozwalającymi się busami, rikszami robiącymi za transport publiczny w mikroskali. Sporo motorów i skuterów. Samochody w większości państwowe na niebieskich tablicach. Przeważają Łady, Moskwicze, Zaporożce, Zazy, Uazy i inne produkty made in CCCP. Zdarzają się 125p i maluszki, Zastavy. Wśród prywatnych z żółtymi tablicami stare „americanos” z lat 50-tych: Chevrolety, Dogde, Cadillacki, Buick itp. Z nowych samochodów to tylko policyjne sklonowane chińczyki z i taksówki. Na taksówkach także trochę Skody Fabii i Octavii. A generalnie ulice puste. Główna w Varadero jak wymarła. Co pięć minut coś przejedzie. W samej Hawanie zero korków, czekania na światłach itd. Och jak by się tam fajnie pedałowało… Ale nawet gdybym znalazł wypożyczalnię to nie podejrzewam, żebym dał rade jeździć. Ciągła balanga, bar otwarty 24h na dobę i świetne towarzystwo pewnie by nie pozwoliło i tak.
Od jutra powrót do treningowej normalności. Ciekawe jak po takim „rozjeździe” będzie się mi pedałowało.
Dla ciekawych kilka zdjęć.
Plaża w Varadero.

Główna ulica w kurorcie Varadero… pusta

Hawana – Plac Rewolucji po lewej, po prawej KC… centrum, ale puuuchy…

Stara Hawana







Wyprawa na merliny…

... a złowione cztery Barracudy…

… i kilka dorodnych langust.


Które wszamaliśmy ze smakiem :)

Zatoka Świń

Muzeum w Playa Giron (inwazja w Zatoce Świń)

Blokowisko w Calderas - blisko mu do slamsów

Na koniec sorki...że nie rowerowo ;P
- DST 92.16km
- Teren 52.00km
- Czas 04:28
- VAVG 20.63km/h
- VMAX 39.60km/h
- Temperatura 13.0°C
- Kalorie 1466kcal
- Podjazdy 518m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Góry Wojnowskie
Niedziela, 6 września 2009 · dodano: 06.09.2009 | Komentarze 3
Z „górami” w zasadzie nie wiele mają wspólnego, ale nazwa geograficzna istnieje. Patrząc na mapę są najwyższymi wzniesieniami w okolicach CB i Białegostoku, częścią kompleksu Wzgórz Sokólskich. Najwyższy punkt to ok. 240 mnpm koło wsi Wojnowce, skąd się też nazwa „gór” wzięła.W zeszłym tygodniu zaliczyłem pobliskie Bohoniki i po wycieczce zauważyłem, że byłem dość wysoko jak na podlaskie „płaskie” warunki i w pobliżu najwyższych punktów w okolicy. Dlatego też postanowiłem zaliczyć jedyne „góry” w okolicy.
Pobudka przed 7, wyruszam po lekkim śniadaniu 7:40. Jest dość chłodno, ok. 12 st. C i … ojojoj, zanosi się na deszcz (jak mówi moja Oliweczka naśladując Kubusia Puchatka :). Jadę znaną żwirówka w kierunku na Budzisk i Supraśl. Wylatuję na asfaltówce Supraśl – Krynki przed Sokołdą. Jadę asfaltem przez Sokołdę, Kopną Górę, przed Talkowszczyzną skręcam w lewo znów w żwirówkę na Słójkę. Ze żwirówki w którymś momencie robi się bardzo nieciekawa, błotnista droga gruntowa. Zapadam się prawie po osie i o mało co nie ląduję w błocie. Na szczęście odruch wypinania nagłego z spd mam już opanowany i udaje mi się ustać. Noga za to zapada się po kostkę. Lepsze to niż lądowanie twarzą w błocku :) Wydostaję się jakoś na piechotę, rower ubabrany, butów spod błota nie widać. Mija chwila czasu zanim wszystko doprowadzę do porządku. Dojeżdżam do asfaltu w miejscowości Słójka i następne kilka kilometrów robię w miarę dobrych warunkach. W miarę, bo wiatr zaczyna się wzmagać i ostro zacina, na razie z boku. Po kilku kilometrach skręcam w drogę gruntowa i obieram Azymut na pierwszy punkt wysokościowy wycieczki: 230 mnpm.

Wojnowskie Góry - punkt 230 mnpm© dater
Dalej fajna leśna dróżka, momentami niezłe, szybkie zjazdy. Z czasem, niżej zamienia się to w podmokłą ścieżkę i jest coraz ciężej. Wyskakuję na asfalt i zaraz skręcam w żwirówkę w okolicach wsi Horczaki.

okolice wsi Horczaki - Wojnowskie Góry© dater
Docieram wreszcie do celu swojej podróży, wsi Wojnowce. Dalej pozostaje mi szukać już tylko Góry Wojnowskiej.

cel mojej wycieczki© dater
Z szukaniem nie ma problemu, trasa wyznaczona w GPSie, więc trafiam bez problemu. Ostry, piaskowy podjazd na samą górę mnie pokonuje, wspinam się na piechotę. Ale moja „lokalna góra” zdobyta :) GPS notuje wysokość 238 mnpm. Najwyższy punkt w jakim byłem rowerem jak na razie. Tylko proszę się nie śmiać, w górach to Ja nie mieszkam, tylko na płaskim Podlasiu :P

Góra Wojnowska - 240 mnpm, podjazd mnie pokonał© dater
Po drugiej stronie łagodny, kamienisty zjazd w kierunku wsi Zaspicze.

Zjazd z "góry" - w dole Zaspicze© dater
Stamtąd już asfalt na Malawicze, ale jedzie się bardzo kiepsko. Wiatr się wzmógł, wieje 15-20 m/s i to prosto w twarz. Zamiast 26-28 km/h robię ledwo 20 i średnia drastycznie zaczyna spadać. I tak cała droga przez Bobrowniki, Kamionkę, Pawełki, Bilwinki, Słojniki, Planteczkę aż do Lipiny. Praktycznie cały czas po asfalcie, ale ciężko pod wiatr ze średnią ledwo 20-22 km/h. Koło wsi Pawełki mijam się z szosowcem, machamy sobie ręką w pozdrowieniu. Temu to dobrze, ma z wiatrem i popyla aż miło.
W Lipinie skręcam z szosy na Dworzysk. Niezła żwirówka, jestem schowany w lesie, więc wiatr wreszcie przestaje przeszkadzać. Jedzie się o niebo lepiej. Od Dworzyska już znana droga, przystaję na mostku na krótki odpoczynek i wpylenie batona. Ledwo tydzień temu tu byłem, ale w odmiennych warunkach. Fajna pogoda, ciepło, bez wiatru. O wiele lepiej się wtedy jechało. Dzięki mostkowi (jest gdzie aparat postawić) robię znów zdjęcie dla naszej dwójki: Oxy i Ja.

mostek na Sokołdzie© dater
Dalej już ostatnie kilometry i jestem w domu na obiad. Czas nie rewelacyjny, średnia przez wiatr tragiczna. Zmęczenie też jakby większe. Wszamane trzy batony, 1,5 l izotonika. Obiadek smakuje przednie :)
Kategoria ! > 050 km, Foto, GPS
- DST 64.29km
- Teren 42.50km
- Czas 03:03
- VAVG 21.08km/h
- VMAX 35.30km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 1005kcal
- Podjazdy 267m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
meczet w Bohonikach
Niedziela, 30 sierpnia 2009 · dodano: 30.08.2009 | Komentarze 0
Pomysł na wycieczkę zrodził się już jakiś czas temu. Chciałem zobaczyć Bohoniki i jedyny w naszej okolicy meczet. Dalej są jeszcze Kruszyniany, ale to już następnym razem.Wstaję jak zwykle wcześnie, moje dziewczyny jeszcze śpią. Jem lekkie śniadanie, robię izotoniki i wyruszam o 7:50. Jadę remontowaną Orzeszkowej (masakra, doły, łupki, studzienki…), przeskakuję przez tory i jadę na Machnacz. Pogoda robi się piękna, jest co prawda chłodno. Dalej Jałówka, Rozedranka i przez pola na Bachmatówkę. Podziwiam piękne podlaskie krajobrazy. Po całkiem ciężkim żwirowym podjeździe robię krótką przerwę i pykam kilka zdjęć.

podlaskie pola© dater

Oxy wśród pól© dater
Od Bachmatówki całkiem niezły asfalt już do samej Sokółki. Górki, zjazdy, podjazdy… całkiem jak nie „płaskie” Podlasie :D. W Sokółce zatrzymuję się koło cerkwi i nad zalewem.

cerkiew w Sokółce© dater

zalew w Sokółce© dater
Z Sokółki obieram kierunek na Malawicze, ale skręcam oczywiście wcześniej na Bohoniki. Wysoczyna sokólska pokazuje swoje oblicze. Ładne górki, kto twierdzi że Podlasie jest płaskie?? Później na mapie stwierdziłem że całkiem obok jest najwyższe wzniesienie w naszej okolicy, 230 mnpm. Trzeba je będzie zaliczyć którymś razem :D

okoloce wsi Bohoniki© dater
Przed Bohonikami zaczepiam o Mizar - muzułmańskie cmentarz. Robi niesamowite wrażenie, chociaż nie różni się jakoś zasadniczo od cmentarzy chrześcijańskich. Na nagrobkach zamiast krzyży półksiężyce i arabski alfabet na górze każdej tablicy. Imiona i nazwiska w większości polskie. Natomiast jest tez dużo starych obelisków, czy tez nawet kamieni. Wrażenie „obcości” jest obecne. Za to meczet w samych Bohonikach to niewielki, drewniany budynek. Powiem szczerze, że oczekiwałem czegoś więcej.

Mizar - cmentarz muzułmański w Bohonikach© dater

meczet w Bohonikach© dater
Dalej ruszam w drogę powrotną, kieruję się na Starą Kamionkę i Dworzysk. Zaliczam kilka prawie nieprzejezdnych polno-lesnych ścieżek, po których ledwo pedałuję. Dochodzę do wniosku, że za bardzo chciałem skrócić drogę, ale jakoś to przetrzymuję.

"płaskie" Podlasie© dater
Za Dworzyskiem przekraczam Sokołdę. Na mostku udaje mi się strzelić samowyzwalaczem zdjęcie dla obu uczestników wycieczki :D

mostek na Sokołdzie - Ja i Oxy© dater

dolina Sokołdy© dater
Znad Sokołdy do Czarnej juz piękna szutrówką, podnoszę trochę średnią bo do tej pory była tragiczna :P W domu jestem ok. 11.30, akurat żeby trafić na kawkę robioną przez Agę.
[EDIT] Przy okazji przekraczam granicę 1000 km w sierpniu, co było moim celem i jest jak na razie rekordowym przebiegiem miesięcznycm :D
Kategoria ! > 050 km, Foto, GPS
- DST 70.35km
- Teren 45.00km
- Czas 03:16
- VAVG 21.54km/h
- VMAX 41.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 1239kcal
- Podjazdy 394m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Alternatywnie…
Sobota, 29 sierpnia 2009 · dodano: 30.08.2009 | Komentarze 0
… do roboty. Nie DK19 jak zwykle, tylko boczkiem, można przyjąć, że wzdłuż linii kolejowej Białystok-Sokółka. Fajna traska z tego wyszła. Dłużej o kilka kilometrów i kilkanaście minut, bardziej wymagająca, ale o ile więcej satysfakcji :DPrzysypiam trochę rano, bo jak zwykle zapominam, ze budzik w telefonie mam ustawiony na dzwonienie bez weekendów. Więc zamiast dzwonek o 6.30 budzi mnie Oliwka o 7:10. Przytreptała, przytuliła się, obudziła mnie i… zasnęła. Wstaję więc trochę później niż planowałem, szybkie śniadanie, szybki rzut okiem na prognozę pogody i jadę. Ma padać, ale po południu, psychicznie się na to przygotowuję. Wyruszam 7:57. Jadę od razu na Pierekały, wzdłuż torów, lasem w kierunku CWK. Skręcam na Klimki. Dalej Wólka Ratowiecka, inne Wólki, Woroszyły. Przed Sochoniami przecinam przyszłą obwodnicę Wasilkowa. Ehh… szkoda gadać. Od dwóch lat robota stoi w miejscu. Jest tylko przecinka, utwardzenie żwirowe. W oddali, tak po jednej jak i drugiej stronie widać wiadukty i inne konstrukcje drogowe. Niestety nikogo dookoła, zero ruchu. Ciekawe kiedy wreszcie to ruszy?

"obowodnica" Wasilkowa© dater
Dalej Sochonie i wbijam się na ścieżkę wzdłuż torów. Jedzie się całkiem nieźle, mimo że kilka razy trzeba przechodzić przez tory bo ścieżka przeskakuje raz na jedną, raz na drugą stronę linii. Odłączam się od torów na Białostoczku, na Buzka. Dalej już standardowo do Poleskiej, Bohaterów M. Cassino i Kopernika do Składowej.
W firmie pochylam się jeszcze raz nad prognozą icm. Swoją droga chyle czoła nad autorami. Sprawdziła się tego dnia co do joty. Zapowiedziany jest deszcz od ok. godz. 14, więc postanawiam wyruszyć w drogę powrotną wcześniej, żeby jak najmniej zmoknąć. Wracam jednak inaczej, zaliczając Peleton w celu regulacji tylnej przerzutki, która od jakiegoś czasu szwankuje. Jacek robi swoje, gadamy przy okazji, takie rowerowe ble, ble… . Dalej biorę Azymut na Leńce, żeby odwiedzić Leńca na nowych włościach. A więc Dobrzyniewo, Nowe Aleksandrowo, Leńce. U Maćka oglądam chatkę, wypijam piwko i w ten sposób pokrzepiony ruszam dalej. Na Jurowce droga ciężka, na koniec jeszcze bruk. W Jurowcach wielkie roboty, robi się nowy węzeł drogowy, objazdy, ślimaki, ósemki. Jakoś przez to wszystko przejeżdżam, docieram do Sochoni, dalej już powielam trasę z ranka. Zatrzymuję się koło Woroszył, bo zauważam ładną kapliczkę słupową, robię kilka zdjatek i dalej w drogę.

kapliczka słupowa w okolicach wsi Woroszyły© dater
Koło Wólki Ratowieckiej zaczyna kropić. Prognoza zaczyna się spełniać. Przed samymi pierekałami zaczyna się już ulewa. Pędzę w deszczu ostatnie kilometry. Docieram do domu w całkiem niezłym stanie
Trasa wzdłuż torów do Białego jest całkiem fajną alternatywą dla standardowej szosowej.
Kategoria ! > 050 km, Foto, GPS
- DST 32.36km
- Teren 16.30km
- Czas 01:19
- VAVG 24.58km/h
- VMAX 39.10km/h
- Temperatura 10.0°C
- Kalorie 560kcal
- Podjazdy 160m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Ponad standard...
Wtorek, 25 sierpnia 2009 · dodano: 26.08.2009 | Komentarze 0
… dziś mi niechcący rano wyszedł. To znaczy nie tyle, że mi się kierunki i drogi pomyliły, ale jakoś tak ciągnęło dziś w lewo, zamiast w prawo. Ale po kolei…Pobudka piąta rano… ciemno. Więc się wcale nie śpieszę. Spokojnie robię izotonie, przebieram się, krótka rozgrzewka, spokojnie do piewni po rower. W tym czasie się trochę przejaśnia, świat uzyskuje więcej kolorów. Brrr… chłodno. Termometr pokazuje tylko osiem stopni. Na szczęście garderoba odpowiednia przygotowana. Po wycieczce dochodzę tylko do wniosku, że jak jest poniżej dychy to rękawiczki już tylko z palcami. W krótkich graby mi drętwiały. No i stopy… coś trzeba z tym zrobić. Moje butki M122 posiadają siateczkę wentylacyjną na noskach i wiatr hula po stopach, że hej. W ciepłe dni ok., ale przy takiej temperaturze to już po prostu w palce zimno. Kilku par skarpet przecież nie założę. Nie wiem, może zaklejać siatkę od spodu taśmą? Kwestia zastanowienia i podpytania na forum o technologię w tym wypadku.
Wyruszam o 5.38. Dochodzę do wniosku że o tej porze na „mieście” to żyją tylko żule pod sklepem… i rowerzyści. O piątej czy piątej trzydzieści otwierają sklepy spożywcze i to chyba są pierwsi klienci. Pod każdym sklepem, który mijałem stała grupka i wyrywała sobie to „coś” co udało im się zdobyć. Masakra… być może kogoś obrażę, ale co trzeba mieć w głowie żeby się tak stoczyć. Ja wiem, że to jest choroba, nałóg, że być może tym ludziom należy się współczucie… ale sami się doprowadzili do takiego stanu. Chociaż oni pewnie patrząc na moje poranne jeżdżenie też myślą: „Debil, ktoś go zmusił i zapier…la tym rowerkiem skoro świt”. W każdym bądź razie oni na mnie spode łba z obrzydzeniem i ja w ten sam sposób na nich…
Taka mała dygresja, wracam do jazdy. Trasa idzie początkowo standardowo, a więc przez CWK, Oleszkowo, Niemczyn do Jezierzyska. Zaraz za CWK zatrzymuję się i cykam fotkę komórą, bo widok mgieł unoszących się w blasku wschodzącego słońca zapiera dech w piersiach. Szkoda, że jakość zdjęcia kiepska, ale czego wymagać od zabawki?

świt nad zamglonymi polami© dater
Z Jezierzyska lecę szutrówką na Biały Krzyż i właśnie koło niego jakoś mnie pociągnęło w lewo, zamiast standardowo w prawo :) Zrobiłem dzięki temu dodatkowo jakieś 4 kilometry. A więc na północ do następnego skrzyżowania, później w prawo w kierunku na Stary Szor. No i stamtąd już w kierunku na CB przez Jesionowe Góry. Wylatuję na Marszałkowskiej, która jest zawsze udręką przez swój cholerny bruk…
Kategoria ! < 050 km, Foto, Trening
- DST 56.02km
- Teren 46.50km
- Czas 02:53
- VAVG 19.43km/h
- VMAX 37.70km/h
- Temperatura 16.0°C
- Kalorie 823kcal
- Podjazdy 250m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
po Mazurach
Niedziela, 23 sierpnia 2009 · dodano: 24.08.2009 | Komentarze 1
Po piątkowej wycieczce na Mazury przyszła kolej się trochę pokręcić po krainie wielkich jezior. Plan jakiś tam miałem, ale ostatecznie wyszedł sponton. Jedynym celem moim było przejechać ponad 50 km, podjechać nad jeziorko Majcz, przepiękne i chyba najbardziej przejrzyste jakie kiedykolwiek widziałem w Polsce. Dalej się zobaczy. A wyszło:Trasa: Zełwągi-jez. Majcz- Krutyń-Zgon (dookoła jez. Mokre)-Cierzpiety-Dobry Lasek-Lipowo-Inulec-Zełwągi.
Oczywiście że przepiękne tereny, krajobrazy i ścieżki przekonywać nikogo nie musze. Do tego dzikie. Po drodze nad Majcz na piaszczystej leniej drodze zauważyłem ślady. Wydaje się że kota i to dużego. Od razu przypomniałem sobie panikę wywołaną „puma” czy też innym dzikim dużym kotem. Powiem szczerze, ze rozglądałem się troche dookoła. Zdjęcie nie oddaje wielkości śladów, jakoś nei pomyślałem żeby połozyć coś dla porównania skali. Ale ślad stopy miał dobre kilka centymetrów długości, tak (patrząc teraz na miarkę) ok. ośmiu.

ślady dużego kota?© dater
Dojechałem do jeziora, ale jakoś drogi nad samą wodę i odpowiedniego zejścia nie znalazłem. Nie dane mi więc było popatrzeć na cudnie kryształową, przejrzystą wodę. Pojechałem więc dalej na południe. Trafiłem do miejscowości Krutyń. Przeciąłem sławną spływną rzekę Krutynię, która wygląda trochę jak kajakowa autostrada, tak zapchana.

pzrekraczam Krytynię© dater
Dalej lecę piękną ścieżką wzdłuż jeziora Mokre, aż do miejscowości Zgon. Tam przekraczam przesmyk pomiędzy jeziorami i kieruję się znów wzdłuż brzegu jeziora, tym razem na północ.

jezioro Mokre© dater
Przejeżdżam przez miejscowość Cierzpięty, dalej Dobry Lasek, Lipowo do Inulca. Okrążam jezioro Inulec od północy i zawijam powrotem do bazy, do Zełwąg.

jezioro Inulec© dater
Kategoria w Polskę, Foto, ! > 050 km, GPS
- DST 160.71km
- Teren 36.00km
- Czas 07:11
- VAVG 22.37km/h
- VMAX 44.80km/h
- Temperatura 25.0°C
- Kalorie 2624kcal
- Podjazdy 394m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
na Mazury
Piątek, 21 sierpnia 2009 · dodano: 24.08.2009 | Komentarze 0
Trasa: CB-Jasionówka-Goniądz-Osowiec-Szczuczyn-Biała Piska-Pisz-Ruciane Nida-Ukta-Zełwągi.Pomysł na piątkową trasę zrodził się w poprzednim tygodniu podczas wycieczki na Serwy. Moja druga połowa wierząc (albo właśnie nie wierząc) w moje siły i zaparcie zaproponowała abym wyruszył za moimi dziewczynami na Mazury rowerem. One pojadą samochodem, a ja mam popedałować. Oczywiście chęci jak najbardziej były, kwestia tylko ułożenia sobie roboty tak, żeby można było w piątek się wyrwać. No i udało się. Dziewczyny w czwartek się zapakowały przy mojej małej pomocy i ruszyły. Ja na rower w piątek rano i za nimi.
Trasę sobie wyznaczyłem jak najkrótszą, przynajmniej w założeniach. Część jej znałem z poprzedniego wypadu na Mazury, na Śniardwy. Wiedziałem, że od Szczuczyna będzie praktycznie tylko szosa. Nie znałem w zasadzie tylko drogi Jasionówka-Goniądz.
Wyruszyłem 7.25 rano. Trochę później od planu, ale jakoś ciężko było wstawać. Pierwszy odcinek to znane trasy. Skracam tylko drogę do ósemki przez Wojtachy. Tędy jeszcze nie jechałem… no i trasa mnie pokonała. Stromy, długi piaskowy podjazd i musiałem rower prowadzić.

początek - pola w okolicach wsi Wojtachy© dater
Przekraczam ósemkę, jadę na Jasionówkę, później szutrami i polnymi drogami na Goniądz. Ścieżka bardzo ciekawa, prawdziwe cross country :)

"droga" na Goniądz :) prawdzie cross country© dater
W Goniądzu robię pierwszą dłuższą przerwę. Wcinam batonika, odpoczywam, melduję się telefonicznie z trasy do żony.

Goniądz zdobyty© dater
Dalej z Goniądza na Osowiec. Tam nie mogę sobie odmówić zboczenia z trasy. Ile razy tamtędy przejeżdżałem, nigdy jakoś nie było czasu zagłębić się w las, pooglądać umocnienia twierdzy. Zjeżdżam z trasy w prawo, tam mama bardzo blisko pokazuje w lesie bunkry i stanowiska baterii. Przedzieram się przez las wąską ścieżką. Jest stromo, piasek i korzenie. Ciężkie podjazdy, musze zrzucić na najbardziej miękkie przełożenie. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak kręciłem.

Osowiec - pozostałości bunkrów© dater
Dalej z Osowca znaną z wyprawy na Śniardwy trasą ma Szczuczyn. Robię tylko małą modyfikację koło Białaszewa, żeby ominąć tragiczny bruk, który dał się nam wyznaki w czasie tamtej wycieczki. Wychodzi całkiem nieźle, alternatywą jest całkiem niezły asfalt. Odległościowo wychodzi do Szczuczyna praktycznie na to samo.

Szczuczyn - połowa drogi za mną© dater
W Szczuczynie następny mały postój. Dokupuję izotonika i wcinam słodką bułkę. Niestety sklep nie oferuje mi nic więcej. Dalej lecę znaną trasą do Białej Piskiej i dalej do Pisza. W Piszu robię już dłuższy odpoczynek, trzeba wreszcie coś wszamać. Na wlocie znajduję jakiś kebab. Niestety okazuje się że wpadam na posiłek trzeciej kategorii, a może nawet poza kategorią. Kebab jest wstrętny. Za mieso robi coś co mi przypomina pieczoną parówkę. Szczerze nie polecam, brrr… No ale cóż, człowiek głodny, zeżre wszystko. Piwko pomaga mi go przełknąć :) Wiem, wiem, nie powinienem… ale tak mnie ssało :P Wyruszam na Ruciane. Najbardziej zatłoczony odcinek trasy, najprostszy i chyba najlepszy. Szybko pokonuję trasę. Średnia znacznie mi się podwyższa. Dalej już tylko Ukta. Mały odpoczynek nad rzeczką, zimna woda działa orzeźwiająco. Skręcam na Mikołajki i po kilku kilometrach kierunkowskaz: Zełwągi 4 km. Uff, dałem radę :D Te ostatnie kilometry to niezła szutrówka, na końcu kilometr bruku i podjeżdżam pod bramkę. Oliwka wita mnie jak zwykle entuzjastycznie: „Mój tatuś, tatuś, plyjechał lowelkiem!!!”. Reszta z domowników i tubylców jakoś nie może uwierzyć, że pokonałem ten dystans: „… pewnie załadowałeś się na tira…”. Jakbym to robił dla kogoś i na pokaz, a nie dla siebie :P

mój cel - zdobyty© dater
Kategoria ! > 100 km, Foto, w Polskę, GPS
- DST 166.84km
- Teren 111.08km
- Czas 07:37
- VAVG 21.90km/h
- VMAX 44.50km/h
- Temperatura 21.0°C
- Kalorie 2597kcal
- Podjazdy 518m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
na Serwy i z powrotem
Sobota, 15 sierpnia 2009 · dodano: 17.08.2009 | Komentarze 2
Od dawna planowałem dokonanie pierwszego wpisu w kategorii pow. 100 km, ale jakoś do tej pory się nie udało. Najdłuższa wycieczka czerwca (98km) była na razie moim najlepszym wynikiem.Nadarzyła się wreszcie weekendowa okazja :) Początkowy plan był prosty: wyskoczyć w sobotę nad wodę. Augustów dość blisko od nas, więc całą rodzinką wybieramy się nad jezioro. Zaraz, zaraz… a dlaczego by tego nie zrobić rowerem? No właśnie… jak pomyślałem tak zaplanowałem. Z Czarnej najlepiej nie tłuc się ósemką na Augustów, tylko przez Sokółkę, Dąbrowę Białostocką i Lipsk zaliczyć jeziora od strony wschodniej. Omija się zapchaną trasę, unika tirów itd. Poza tym kilometrowo to samo praktycznie wychodzi. Rowerkiem jeszcze bardziej można to skrócić biorąc trasę po zachodniej stronie. A więc plan prosty: rodzinka jedzie samochodem na Serwy, ja rowerkiem podganiam na skróty bezdrożami. Na samochodzie na wszelki wypadek bagażnik, bo czy starczy sił na powrót?
Mój plan spodobał się dodatkowo chłopakom z teamu, więc pojadę nie solo, a w teambike-owej grupie. Umawiamy się 7.30 rano w Czarnej. Oczywiście spóźnienie jest jak zwykle, szczególnie że Adam balował do czwartej. Zadaję sobie pytanie, czy da radę? A więc w Czarnej zjawia się Czarek z Adamem. Wyruszamy w trójkę 8:07.
Plan trasy: CB-Machnacz-Rozedranka-Lebiedzin-Trzcianka-Sadowo-Suchodolina-Nowa Wieś-Kamienna-Jastrzębna-Sucha Rzeczka-Serwy.
Pogoda ładna, choć jeszcze nie za ciepło. Adam na swoim uniwersalnym KTMie na 28 popieprza aż miło. Czarek na twardym Specialu bez amorków. Trochę mu ciężko idzie na nierównych szutrach.

na Serwy - Czarek na zjeździe© dater
Pierwszy dłuższy postój na batonika i pogaduszki z żonami robimy w Sadownym.

postój w Sadownym© dater
Robi się cieplej, można zdjąć długie rękawy. Przeskakujemy drogi, najpierw Sokółka-Korycin, później Dąbrowa-Suchowola.

w drodze na Serwy© dater
Dojeżdżamy do szosy Lipsk-Augustów. Tu się rozdzielamy. Chłopaki rodzinki mają w Augustowie, tam się umówili. A więc dalsza droga na Serwy już solo.
Po drodze przekraczam kanał augustowski.

przekraczam kanał augustowski© dater
Po godzinie 12 docieram wreszcie na Serwy. Tam już rodzinka czeka. Ładuję się do jeziora. Zimna woda działa łagodząco na zmęczone mięśnie. Mięsko z grilla wypełnia brzuszek. Ach jak przyjemnie :) Czuję się naprawdę dobrze, więc podejmuję decyzję że jadę i bagażnik rowerowy jednak dziś się do niczego nie przyda.
15.30 czas wyruszać w drogę powrotną. Początek idzie świetnie. Jadąc sam narzucam sobie tempo, nie za duże ale gwarantujące odpowiednie rozłożenie sił do końca. Z chłopakami zawsze tempo jest szarpane. Na kole siedzi mi Czarek, a Adam z przodu wyrywa, więc zawsze człowiek dociska. Solo kręcę delikatnie, na miękkich przełożeniach. Utrzymuję średnią ok. 25 km/h. Przekraczam szosę Lipsk-Augustów, tu rozstałem się z chłopakami.

szosa Lipsk-Augustów© dater
Przekraczam most na Biebrzy, dookoła piękne mokradła. Robię tam krótki odpoczynek na uzupełnienie płynów i zrobienie zdjątek.

mokradła Biebrzy© dater
Dalej idzie coraz ciężej. Nogi robią się drewniane. Każdy podjazd to redukcja na bardzo miękkie przełożenia. Mijam Nową Kamienną i opuszczony, zapewnie pamiętający czasy carskie budynek stacji kolejowej. Swoją drogą carska Rosja to miała gest, wybudować taką stację na całkowitym bezludziu. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że kiedyś tętniło tu życie i była to miejscowość zasługująca na „taką” stację kolejową.

opuszczona stacja kolejowa w Kamiennej© dater
Jadę dalej, odliczam kilometry. Coraz ciężej, dupa ciąży, nogi sztywnieją. Cały czas mam wiarę że dojadę. Zatrzymuję się przy kościele w Majewie Kościelnym. Bardzo ciekawa budowla z kamienia w stylu neogotyckim. Jak patrzę na wysoka wieżę to dziwię się jak tam te wielkie kamienie powędrowały. Dziwiąc się robię następny dłuższy postój na wrąbanie batona i podtrzymanie wiary

kamienny kościół w Majewie© dater
Dalej już całkiem znajome trasy. Przekraczam szosę w Trzciance. Do Rozedranki lasem i szutrem cały czas.

na tym piachu Czarek zaliczył pierwszą w historii glebę w espedach© dater

... rowerzysty cień© dater
Po 20-stej docieram wreszcie do Czarnej. Zmachany, zmęczony, ale szczęśliwy że udało się pokonać tą trasę. Nowy rekord długości wycieczki osiągnięty. Mogę wreszcie wypełnić kategorię >100 km, która była dotąd pusta :)

podsumowanie wycieczki na Serwy© dater
Kategoria ! > 100 km, Foto, BLU Team Refleks, w Polskę, GPS
- DST 78.50km
- Teren 47.53km
- Czas 04:16
- VAVG 18.40km/h
- VMAX 34.60km/h
- Temperatura 22.0°C
- Kalorie 1128kcal
- Podjazdy 135m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
runda dookoła jez. Śniardwy - dzień drugi wyprawy
Sobota, 8 sierpnia 2009 · dodano: 10.08.2009 | Komentarze 0
Nowe Guty-Okartowo-Wężewo-Suchy Róg-Dziubiele-Łuknajno-Mikołajki-Wierzba (prom)-Wejsuny-Karwik-Jeglin-Szczechy Wielkie-Zdory-Kwik-Nowe GutyWstajemy rano. Niektórzy wstać nie mogą :P Sasza ma problem ze ścięgnem achillesa. Napuchnięte w prawej nodze dośc znacznie. Misiek i Jacek po prostu ledwo chodzą. Mści się słabe przygotowanie jak na taką wyprawę. Czarek, mimo problemów dnia poprzedniego jest twardy i deklaruje zrobić rundę zgodnie z planem. I mimo kaca, do którego przyznaje się też Kacper. Jadę więc Ja, Adam, Kacper, Jarek i Czarek. Wyruszamy 9.20 na północ w kierunku Okartowa. Pogoda znów przepiękna, słoneczko świeci, temperatura 22 st.
Za Wężewem zjeżdzamy z szosy, zaczyna się teren. I to bardzo ciekawy. Najpierw trochę szutru, później droga niknie wsród pól. W pewnym momencie po prostu jedziemy wzdłuż lasu, drogi żadnej nie widać. W którymś momencie wpadamy w ślepy zaułek, musimy zawrócić. Na szczęście trafiamy wreszcie na szuter.

dookoła Śniardw - pomiędzy jez. Tuchlińskim a Śniardwami© dater
Przejeżdzamy przesmykiem pomiędzy Śniardwami a jeziorem Tuchlińskim - Suchy Róg. Dalej Dziubiele i totalnymi bezdrożami na Łuknajno. A jeszce przed trafiamy na bruk. Znów katorga dla kręgosłupa. W Łuknajnie zatrzymujemy się na odpoczynek w folwarku - bardzo przyjemne miejsce. Dalej już Mikołajki. Jarek na najlepszym dnia dzisiejszego odcinku drogi w Mikołajkach łapie gumę. Szybka wymiana dętki i przejeżdzamy na drugą stronę pzrez miasto. Szutrem na południe w kierunku przeprawy promowej przez jezioro Mikołajskie na Wierzbę. Tam czekamy ok. 15 minut na kurs.

koło przeprawy promowej Wierzba - jez Mikołajskie© dater
Przeprawa bardzo miła, trzy zyle za bikera :)

prom na jez. Mikołajskim - Wierzba© dater
Po zjechaniu z promu jedziemy na południe przez rezerwat i ostoję konika polskiego (hodowla PAN). Niestety konika żadnego nie spotykamy. Dalej Wejsuny i mimo planów krótsza droga na Karwik, nie wzdłuż brzegu. Szkoda, ale zostaję przegłosowany :( Dalej w Jeglinie wpadamy na krajówkę, do Strzech. Tam znów w teren, pzrez Zdory na Kwik i na pzrełaj do Nowych Gut. Na miejsce dojeżdzamy tylko dwaj z Adamem. Reszta wezwanym Carnivalem dojeżdza 5 minut później po nas.
Kategoria w Polskę, ! > 050 km, BLU Team Refleks, Foto, GPS
- DST 81.44km
- Teren 24.42km
- Czas 03:34
- VAVG 22.83km/h
- VMAX 37.50km/h
- Temperatura 22.0°C
- Kalorie 1417kcal
- Podjazdy 182m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
wyprawa Śniardwy - dzień pierwszy
Piątek, 7 sierpnia 2009 · dodano: 10.08.2009 | Komentarze 0
Osowiec-Wąsosz-Szczuczyn-Biała Piska-Ruda-Rostki-Kociołek Szlachecki-Nowe Guty.O 14 ekipa w składzie: Ja, Adam, Czarek, Kacper, Saszka, Misiek, Jacek, Jarek, zawarta i gotowa czeka pod firmą. Oczywiście plan był wyjechać najpóźniej ok. 14 w kierunku Osowca, ale jak zwykle logistyka nawala. Ostatecznie ładujemy rowery 14.15 na Cantera, my swoje dupy na Carnivala i ruszamy. 15.10 jesteśmy w Osowcu, rozładunek, wskakujemy w "uniformy", robimy pamiątkowe zdjęcie i ruszamy 15.20.

wyprawa Śniardwy - wyruszamy© dater
Pogoda piękna, temp. ok.25 st.C, jedzie się super. Oczywiście Adam z Szaszką wyrywają do przodu, reszta spokojnie z tyłu. Pomiędzy Białaszewem a Sulewem straszny bruk. Trochę nas wymęczył. W Sulewie pierwszy odpoczynek. Dalej asfaltem w kierunku na Wąsosz, tam następny krótki popas.

Wąsosz - mały odpoczynek© dater
Dalej Szczuczyn, kawałek krajówki zapchanej tiramy i skręcamy na Białą Piską. Adam niknie z przodu, reszta swoim tempem. Jarek z Miskiem zaczynaja odstawać. Czarek stary kolarz, ale z marną kondycją w tym roku (tylko 200 km zrobionych) trzyma się to raz mojego, drugi raz Szaszy koła. W którymś momencie pod górkę bierze nas tir, Czarek przyczepia się do niego. Nie za długo to trwa. Po tych drogach chodzi masa bydła rogatego, która robi na drogi. Tir zamielił, dostało się łajnem Czarkowi :)
Do Białej Piskiej ładny asfalt, tam przerwa, szukamy napoi izotonicznych. Ostatecznie pozostają zakupy w Biedronce. Niestety tylko jakiś biedronkowy power i magnez z innymi mikroelementami w pastylkach musujących. Smakuje strasznie, ale lepsze to niż nic.
Za Białą Piską skręcamy na północ w kierunku poligonu. Tam już drogi gruntowe. Co rusz tablice "teren wojskowy-wstęp wzbroniony". Spotkani miejscowi przekonują: jechać!. To jedziemy, wycofywać się to byłaby teraz porażka. Poruszamu się drogą z zalanych asfaltem płyt betonowych. Niezłe schody :D
Powoli niektórzy wysiadają. Szczególnie Czarka zaczynają łapać skurcze. W którymś momencie pada nawet decyzja o poddaniu się i załatwieniu transportu. Ale później kryzys mija. Ostatnią prostą z Kociołka do Nowych Gut jedziemy nawet niezłym tempem. Jacek, Czarek, Jarek mają dośc, kilometry dały im w dupę. Z Miśkiem troche lepiej. Ja, Adam i Szasza bez problemu docieramy do celu podróży.
Oczywiście w nocy chłopaki się zapominają i kończą ok. 4 nad ranem nie dając spać dla całego biwaku.
Kategoria w Polskę, ! > 050 km, BLU Team Refleks, Foto, GPS







