Info

Więcej o mnie.
Statystyki i osiągnięcia
Najdłuższy dystans: 342 km Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m
Podsumowania wydarzeń
Calpe - zgrupka marzec 2014
Sycylia - sierpień 2013
Polańczyk - lipiec 2013
Calpe - zgrupka marzec 2013
Opatija - czerwiec 2010
sezon 2013
sezon 2012 sezon 2011
sezon 2010
Moje rowery
Pogoda
Poniedziałek | +2° | -3° | |
Wtorek | +3° | -5° | |
Środa | +4° | -2° | |
Czwartek | +5° | -2° | |
Piątek | +4° | -3° | |
Sobota | +4° | -3° |
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2014, Wrzesień18 - 5
- 2014, Sierpień21 - 1
- 2014, Lipiec26 - 5
- 2014, Czerwiec26 - 0
- 2014, Maj24 - 4
- 2014, Kwiecień25 - 9
- 2014, Marzec24 - 15
- 2014, Luty4 - 6
- 2014, Styczeń4 - 9
- 2013, Grudzień7 - 14
- 2013, Listopad6 - 12
- 2013, Październik16 - 5
- 2013, Wrzesień23 - 14
- 2013, Sierpień25 - 5
- 2013, Lipiec25 - 3
- 2013, Czerwiec27 - 11
- 2013, Maj26 - 9
- 2013, Kwiecień22 - 20
- 2013, Marzec13 - 24
- 2013, Luty5 - 7
- 2013, Styczeń3 - 4
- 2012, Grudzień7 - 10
- 2012, Listopad5 - 1
- 2012, Październik5 - 1
- 2012, Wrzesień15 - 5
- 2012, Sierpień18 - 11
- 2012, Lipiec22 - 9
- 2012, Czerwiec24 - 8
- 2012, Maj25 - 9
- 2012, Kwiecień14 - 3
- 2012, Marzec4 - 2
- 2012, Styczeń2 - 0
- 2011, Październik4 - 0
- 2011, Wrzesień9 - 0
- 2011, Sierpień12 - 1
- 2011, Lipiec17 - 2
- 2011, Czerwiec17 - 2
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień12 - 0
- 2011, Marzec9 - 3
- 2011, Luty1 - 0
- 2011, Styczeń2 - 3
- 2010, Grudzień1 - 0
- 2010, Październik12 - 1
- 2010, Wrzesień14 - 9
- 2010, Sierpień24 - 3
- 2010, Lipiec23 - 8
- 2010, Czerwiec18 - 17
- 2010, Maj21 - 6
- 2010, Kwiecień12 - 1
- 2010, Marzec2 - 0
- 2010, Styczeń1 - 0
- 2009, Listopad1 - 0
- 2009, Październik1 - 0
- 2009, Wrzesień10 - 4
- 2009, Sierpień23 - 5
- 2009, Lipiec24 - 1
- 2009, Czerwiec16 - 0
- 2009, Maj15 - 0
- 2009, Kwiecień11 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Foto
Dystans całkowity: | 20396.47 km (w terenie 6110.17 km; 29.96%) |
Czas w ruchu: | 802:22 |
Średnia prędkość: | 25.42 km/h |
Maksymalna prędkość: | 186.00 km/h |
Suma podjazdów: | 154053 m |
Maks. tętno maksymalne: | 197 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 179 (91 %) |
Suma kalorii: | 492503 kcal |
Liczba aktywności: | 358 |
Średnio na aktywność: | 56.97 km i 2h 14m |
Więcej statystyk |
- DST 55.50km
- Czas 01:52
- VAVG 29.73km/h
- VMAX 49.70km/h
- Temperatura 10.0°C
- HRmax 161 ( 82%)
- HRavg 147 ( 75%)
- Kalorie 1214kcal
- Podjazdy 390m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Świątecznie na Sokółkę
Niedziela, 20 kwietnia 2014 · dodano: 21.04.2014 | Komentarze 0
Świąteczna niedziela. Rodzina wstaje na godzinę 6 na rezurekcję. Ja też wstaję na swoją, rowerową ;)6.30 już siedzę na rowerze i w spokoju poranka jadę na Sokółkę. Pogoda inna niż dzień wcześniej, pochmurnie, słońca nie ma. Ranek, więc ledwo ok. 10-ciu stopni. Rękawki i nogawki nałożone. Początkowo niby chłodno, ale szybko się rozgrzewam.
Krajówka pusta w ten świąteczny poranek, miło się jedzie. Cisnę więc DK19 tym razem do samej Sokółki. Mijają mnie może ze dwa-trzy TIRy i może z 10 osobówek.

Wiatr znów wschodni, ale z rana słabiutko powiewa. Jadę bez zaginania, w tlenie. W Sokółce tradycyjnie postój na przejeździe kolejowym i kurs na Kamionkę. Tylko zbaczam sobie na Drahle i Bobrowniki. Raz że lepszy asfalt, dwa że kilka kilometrów do dorobienia :)
Od Bobrownik z lekko rozpędzającym się wiatrem, więc ja też się rozpędzam :) Łyknięty nawet KOM z Kamionki na Planteczkę i trzeci własny z Kamionki do Straży :)

Nade mną chodziły momentami fajne, ciężkie chmurki, ale spadło trzy (dosłownie trzy) krople deszczu :)
Kategoria ! > 050 km, Foto, GPS, Onix na szosie, Trening
- DST 90.00km
- Czas 02:55
- VAVG 30.86km/h
- VMAX 57.20km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 179 ( 91%)
- HRavg 160 ( 81%)
- Kalorie 2414kcal
- Podjazdy 751m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Wojnowce, Sokółka, wschodni wiatr rządził
Sobota, 19 kwietnia 2014 · dodano: 19.04.2014 | Komentarze 0
Cel na dzisiejszy trening: czasówka 60 min.Średnie tętno i moc z takiej jazdy to teoretyczny próg LT i FTP.
Na ten moment FTP miałem ustawione na 240W. Teraz przewiduję, że jest gdzieś pomiędzy 250-260. No przynajmniej mam taką nadzieję ;)
To co dziś dyktowało warunki... to wiatr. Akurat wschodni, więc wmordewind :/ Ciągnął dobre 20 km/h a w porywach to i pewnie 50 km/h było. Nie wiem, czy miało to wpływ na wynik czasówki i całego testu, ale zmordował mnie w pierwszej części niemiłosiernie.
Ale pogoda piękna, słoneczko, po raz pierwszy w tym sezonie na krótko w Sralpe.

Początek oczywiście rozgrzewka. Jadę na Straż, wjeżdżam w las na Lipinę. Jeszcze za krótko, żeby zacząć. Robię więc kilka interwałów rozgrzewających i próbkujących LT i po jakiś 40 minutach, na podjeździe przed Słojnikami lapuję Garmina i dociskam korby. Początek zachowawczo, tak 250W nie więcej. Ale ciężko jest stałą taką moc utrzymać. Niby jadę nawet mocniej, ale jakikolwiek zakręt, dohamowanie zbija mi średnią moc.
Z około 260 powoli spada, przed Bohonikami mam 255W. Za Malawiczami zaczynam podjazd pod Górę Wojnowską. Idzie ciężko, nogi młócą podjazd, ale te 280W to maksimum. Zjazd do Wojnowców szybki, odbicie bardziej na południowy wschód i zaczyna wiatr popychać. W Babikach jeszcze bardziej z wiatrem i zaczynam lecieć. Zostawiłem rezerwę i mam nadzieję dokręcić jeszcze trochę tych watów. 60 minut kończy się tuż przed Suchyniczami. Wynik: 251W.... hmm trochę słabo :/

Na powrocie zahaczam jeszcze Sokółkę i przez Lipinę na Straż wracam na Czarną.
Nie do końca jestem zadowolony z jazdy. Może za mocno zacząłem, może wiatr miał tu swoje znaczenie. Ale ogólnie nogi nie czułem za dobrze, skończyła się po 20 minutach i później to już była walka, żeby za dużo na teście nie stracić.
Kategoria ! > 050 km, Foto, GPS, Onix na szosie, Trening
- DST 44.10km
- Teren 40.00km
- Czas 01:44
- VAVG 25.44km/h
- VMAX 56.50km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 192 ( 97%)
- HRavg 174 ( 88%)
- Kalorie 1694kcal
- Podjazdy 397m
- Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
- Aktywność Jazda na rowerze
Poland Bike Nowy Dwór Maz.
Sobota, 12 kwietnia 2014 · dodano: 13.04.2014 | Komentarze 1
Druga edycja tegorocznego Poland Bike. Tym razem odwiedzamy Nowy Dwór Mazowiecki i Twierdzę Modlin.Ekipa BCTR mocna, znów kilkunastoosobowa. Jesteśmy wcześniej, żeby się bez pośpiechu przygotować. Moza tym mały Michał startuje na dystansie FAN, który startuje o 11.30.

Wizyta w biurze, przygotowanie, rozgrzewka. Po 12-stej stajemy w sektorach. Start na dziedzińcu Hotelu Royal. Nie za ciekawe miejsce, ciasno, bruk pod kołami. Finisz będzie ciekawy :/
Pogoda całkiem ładna, słońce przebija się przez chmury, za ciepło nie jest. Założyłem długa bluzę na górę, ale później żałowałem. Było trochę za ciepło, można było jechać całkowicie na krótko.

Tym razem punktualnie o 12.30 start. Po awansie w Legionowie ruszam z drugiego sektora.
Początek spokojnie, gdzieś w środku sektora. Jak zwykle u mnie słabszy start i w zasadzie wszystkie nasze teamowe koszulki z drugiego sektora widzę przed sobą.

Dopiero po jakiś 2,5 km, po zjeździe w prawo na czarną szutrówkę zaczynam mocniej jechać. Tętno wędruje powyżej 180 i się tak utrzymuje. Później przeskok przez drogę i zaczyna się polny singiel. Trzęsie, ciasno, nieprzyjemnie. Jest jakieś przewężenie, ktoś staje, ktoś się wywraca, robi się korek. Grupa dzieli się na dwie, czołówka naszego sektora odjeżdża. W korku widzę, że zostaje od nas Krzysztof i Piotrek. Ja wymijam kocioł lewą stroną po polu. Zaczynamy gonić.
Dojeżdżamy do Zakroczyma, znów zaczyna się asfalt. Czołowi zawodnicy się czarują kto pociągnie. Ja startuję z dalszej pozycji i nadaję mocniejsze tempo. Prowadzę tak prawie do samego centrum, tam przelatujemy kawałek główną ulicą i wlatujemy na drogę gruntową. Oddaję prowadzenie, jadę jako trzeci. Przede mną ktoś z BDC Retro i TRW. Przejeżdżamy przez las, w którymś momencie mocna nawrotka w lewo. Chłopaki mają problem z dohamowaniem i zmieszczeniem się w zakręcie. Ja odpowiednio zacieśniam i wychodzę na prowadzenie ciągnąc grupę. Zejście zakrętem w prawo i zaczynają się wąwozy. Góra, dół, prawo, lewo. W którymś momencie mam problem, bo żadnych oznaczeń a droga się rozwidla. W lewo pod górę, w prawo w dół. Mam sekundę na decyzję, odbijam w lewo... i po kilku sekundach wiem, że popełniam błąd. Rzut oka w prawo i widzę, że poniżej są ślady opon i tamtędy wcześniej peleton jechał... ehhh.
Zawracamy, jest zamieszanie, w zasadzie ląduje na końcu grupy. Przede mną znów Krzysztof i Piotrek od nas. Zaczyna się piach, ludzie się kopią, korki, grupa się rwie. Tutaj chyba straciłem szanse na naprawdę dobry wynik. Bo rozkręciłem się i dobrze zaczęło mi się jechać.
Następne kilometry to mozolne odrabianie strat, dochodzenie następnych małych grupek. Piotr zostaje gdzieś z tyłu, my z Krzyśkiem staramy się jechać razem w grupie. Zmieniamy się prowadzeniem. Zaczynają się takie dziwne sekcje. ugory, gruzowiska, przejazdy pomiędzy domami, wzdłuż parkanów, ogrodzeń. Jakieś przewężenia, trzeba się cisnąć pomiędzy oponami a siatką. Za pierwszym razem przemykam, Krzysztof zostaje. Na drugiej rundzie to ja zaplątuje się w siatkę :/
Później słynna Wasgóra. Od razu z buta. Robi to niezłe wrażenie. Nie ma szans na podjazd, nawet wejście jest trudne. Nogi się ślizgają, ciężko złapać przyczepność. Na ostatnich metrach z konarów zrobione schodki. Bez nich wogóle ciężko byłoby się wdrapać na górę.

Po zaliczeniu tego podejścia łydki to obolałe, zbite w beton mięśniaki. Zanim mi odchodzi uczucie kamieni w nogach, mija kilka kilometrów.
Następna sekcja wzdłuż Wisły, wąskim singlem. Cały czas jedziemy małą grupką z Krzyśkiem. Później zaczyna się Twierdza, jazda wzdłuż murów, kilka dłuższych podjazdów. Wjazd do NDM i dojeżdżamy do hotelu. Cała grupa odbija w lewo na finisz MINI, ja samotnie prosto jadę na drugą rundę. Ciężka jest samotna jazda. Jakoś wtedy inaczej się jedzie. Nie masz nikogo do nadawania tempa, nie masz punktu odniesienia, tempo automatycznie spada. Przejeżdżam samotnie przez Twierdzę, kręte zakamarki, tunele. Niby ciekawe, ale nie lubię czegoś takiego. Dużo gruzu, szkła, niejednoznaczne oznaczenie. Trochę mam wątpliwości jak jechać. Ale udaje mi się jakoś samotnie z Twierdzy wydostać. Dalej jadę jeszcze ze dwa kilometry sam, gdzie na zjeździe na szutr z asfaltu dogania mnie jeden zawodnik. Koszulka Skandii, widziałem go na poboczu zmieniającego gumę wcześniej. Dogonił mnie, mocny jest, dociska. Siadam mu na koło i próbuję utrzymać jego tempo. Początek jest ciężki, tętno znów wędruje mi ponad 180, ale się rozkręcam. Przed nami dwójka zawodników, do których zmniejszamy szybko dystans. Plan mam taki, żeby wytrzymać na nim ten pościg, a później zmienić koło na tą dwójkę.
Przeskok przez asfalt i znów zjazd na polny singiel. Prowadzący po prostu przelatuje ten kawałek, ja robię to wolniej i tracę ze dwa metry. I już nie jestem w stanie dojść mu do koło. Błąd :( Znów jadę sam. Tamci się mu łapią za to na koło i zaczynają mi uciekać.
Na szczęście ktoś znów mnie dogania. I to na dodatek znajomy: Wiesław z KK24h. Rzuca - dawaj gonimy tamtych dwóch. I zaczynamy wspólnie pracować. Już ich mamy prawie przed wąwozem. Wiesław prowadzi, ja za nim. Ostre wejście w prawo w wąwóz... i przednie koło traci przyczepność. Kładę się przy pełnej prędkości na pok, ryję w piach. Grrrr... Wstaję, kierownica zakleszczona o górną rurę. Manetka przecisnęła się rysując ramę (pierwsze szlify bojowe Scotta zaliczone). Chwilę się mocuję z kierownicą, zanim wraca do prawidłowej pozycji. Wskakuję na rower i rura gonić Wiesława. Czeka na mnie wyraźnie i szybko go doganiam. Gładko we dwójkę przelatujemy przez piachy i po wyjeździe z wąwozu widzimy całkiem blisko dwójkę, którą gonimy. Niestety po upadku w wąwozie coś się dzieje z tylną przerzutką. Nie działa precyzyjnie, zmiany szczególnie na większe koronki są problematyczne. Coś przeskakuje, coś nie trybi. Na domiar złego cała manetka prawa się obróciła przy uderzeniu o ramę i jest przekrzywiona do dołu. Operowanie kciukiem w takiej pozycji jest ciężkie, nienaturalne. Ale jakoś jadę. Robię ostatnią mocną zmianę i doganiamy tych dwóch zawodników, których cały czas goniliśmy. Jedziemy we czwórkę, znów zaczynają się te ciasne sekcje w jakiejś miejscowości, pomiędzy budynkami, ogrodzeniami. Jest to miejsce, gdzie trzeba się przecisnąć pomiędzy wkopanymi oponami a siatką. Nie udaje mi się tym razem i mam problem. Znów jestem na końcu i gonię. Ale doganiam. Drugi raz Wajsgóra. Jeszcze ciężej się to podchodzi. Zjazd nad rzekę, zaczyna się singiel. Jeden z chłopaków których dogoniliśmy odszedł nam jakoś, drugi wywrócił się przed nami na singlu. Miejsce niebezpieczne, ale nic mu się nie stało. Znów z Wiesławem zostajemy we dwójkę. Na singlu wzdłuż rzeki prowadzę i nadaję mocne tempo. Może za mocne...
Dojeżdżamy do Twierdzy. Podjazd pod bramę, Wiesław dociska. Kręcę mocno za nim ale idzie ciężko. Gotuję się. Przejeżdżamy przez bramę i znów zaczyna się podjazd. Nie jestem w stanie utrzymać tempa. Nogi nie kręcą. Koniec, odpuszczam koło, jadę swoje.
I ostatnie kilometry tak już solo. Jeszcze w samej Twierdzy raz źle odczytuję oznakowanie i mylę drogę. Na szczęście strata dosłownie kilka sekund. Wreszcie wjeżdżam w okolice hotelu. Wjazd przez bramę, ostry wiraż w lewo po kostce (współczuję ostro finiszującym w grupie) i finisz...

Ufff. Jakoś ciężko było. Ciężej niż w Legionowie. Nie lubię takich tras. Dziwnych. Niby fajna, urozmaicona. Ale te jeżdżenie między domami, płotami, po ugorach, gruzowiskach, tak trochę na siłę. Jednak jak na Kresowych. wjedziesz w las, to masz las. Sama natura, żadnych udziwnień. Pod tym względem nasze Kresowe są nie do pobicia.
Ostatecznie 29 Open i 12 w M3. Bardzo dobry wynik. W ratingu 91%. w kategorii 92%.
Drużynowo super! Drugie miejsce to już zacny wynik. No i indywidualnie dużo zwycięstw i pucharów.

Po szczegóły odsyłam do naszego fajsbookowego fanpage :)
https://www.facebook.com/blu.team.refleks

Kategoria ! < 050 km, BLU Team Refleks, Foto, GPS, Scale930 w trasie, w Polskę, Zawody
- DST 53.40km
- Czas 01:52
- VAVG 28.61km/h
- VMAX 46.40km/h
- Temperatura 1.0°C
- HRmax 181 ( 92%)
- HRavg 151 ( 77%)
- Kalorie 1382kcal
- Podjazdy 448m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
JDR, Jurowce, interwały VO2max
Czwartek, 10 kwietnia 2014 · dodano: 10.04.2014 | Komentarze 3
Pokatowałem dziś z rana serwisówkę DK8 przed Jurowcami. Cztery 5-cio minutowe interwały VO2max na górkach. Ciężko było :P Coś noga nie za bardzo chciała ciągnąć, tętna odpowiedniego w stosunku do mocy też nie mogłem osiągnąć :/Za to w przerwie stanąłem na chwilkę, bo mgły ścieliły się pięknie o wschodzie słońca :)

Kategoria Trening, Onix na szosie, JDR, Foto, ! > 050 km
- DST 9.80km
- Czas 00:16
- VAVG 36.75km/h
- VMAX 55.80km/h
- Temperatura 13.0°C
- HRmax 186 ( 94%)
- HRavg 179 ( 91%)
- Kalorie 314kcal
- Podjazdy 80m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Supraśl, Mistrzostwa Podlaskiego Okr. Zw. Kol. w jeździe indywidualnej na czas
Niedziela, 6 kwietnia 2014 · dodano: 07.04.2014 | Komentarze 3
Wyścigów szosowych u nas na Podlasiu jak na lekarstwo. Trzeba by było się gdzieś w Polskę wybierać. Słychać coś o tym, że może by ktoś, coś zorganizował, ale na razie na spekulacjach się kończy. Więc chciał nie chciał, dla sprawdzenia się i poczucia smaku rywalizacji zostają maratony MTB. Żeby było jasne, uwielbiam startować w terenie, ale szosa ma w sobie to coś :)No i jak nadarza się okazja, to nawet takie Mistrzostwa ITT są kusząca propozycją do sprawdzenia się. Nie tylko ja tak orzekłem i w niedzielę rano w Supraślu zebrała się spora grupa zawodników :) Łącznie w podsumowaniu dnia sklasyfikowano ponad 100 startujących zawodników!

Nie powiem, nastawiony byłem pozytywnie i bojowo do tego startu. Noga po Calpe już odpoczęła i na ostatnich testach na górkach ciągnęła nieźle. No więc jest moc, będzie ogień.
Dojazd do Supraśla oczywiście rowerem. Rozgrzewka, kilka mocnych akcentów, jakieś KOMy na Stravie zaliczone. Oczywiście ilość startujących zaskoczyła organizatorów i wszystko się przeciągnęło. Trzeba było jeszcze usiąść w międzyczasie, tradycyjnie wciągnąć kawę z ciastkiem w doborowym towarzystwie. Później oczywiście jeszcze raz zrobić rozgrzewkę (tym razem do Cieliczanki... i znów KOM;) ) No i dopiero przed 14-stą start. BLU Cersanit Team Refleks w sekcji szosowej startuje w kupie :)
Jak na kapitana przystało jadę pierwszy. Minutę za mną Sasza, później AyJay i na koniec Paweł. Wcześniej startowały dziewczyny (Iza i Zuzka), a także Juniorzy w kategorii do 18 lat (Piotrek).
Godzina 13:58... odliczanie. 3...2...1...start!

Nieudany :( Człowiek setki razy powtarza bezproblemowo tą czynność, ale jak się okazuje pod presją czasu nie jest to już takie proste. Wpięcie w pedały. Nie ma tu bloków startowych, nikt też nie trzyma zawodnika na starcie. Po prostu zwykły start i trzeba drugi blok wpiąć. Walczę z nim przez pierwsze metry... grrrr. Uciekają cenne sekundy. Wpinam się dopiero po dobrych 10 metrach i ruszam całą parą.

Początkowo lekko z górki i łagodny zakręt w lewo. Na starcie pik prawie 800 wat, ale później stabilizuję moc na około 300W. Tętno powoli idzie do góry: 160... 170...178. Po około 1,5 km i 3,5 minutach jazdy zaczyna się podjazd na Krasny Las. Tętno przekracza 180, moc ponad 300W. Ciężko, ciężej niż przewidywałem. Noga nie kręci tak jakbym chciał. Nie mogę się wkręcić wyżej, powinienem mieć tętno na 185. Nie dam rady dojść. Nie najlepiej :/
Z górki, rozkręcam się. Widzę przed sobą dwóch startujących przede mną na góralach (jest odrębna kategoria dla rowerów górskich :)
Doganiam ich jeszcze przed nawrotką. 5 km, czas 9:30, pod wiatr. Teraz będzie z wiatrem, szybciej i więcej z górki. Dohamowuję, zawracam zaliczając pobocze (nie ja jeden patrząc na ślady). Mijam się z Saszą, dalej leci AyJay. Są szybsi mam wrażenie, zresztą mnie to nie dziwi. Dalej mijam Pawła. Ciekawe czy dadzą mi dubla :)

Z wiatrem jedzie się lepiej. I noga się rozkręca i z organizmem zaczyna się dogadywać. Kilometr przed metą osiągam wreszcie tętno 185, na 500 metrów przed dociskam już na maksa. Ostanie 300 metrów, max 186, moc 330, na mecie prawie 500W i 49 km/h

Czas oficjalny praktycznie pokrywa mi się z tym z Garmina: 16:27. Zakładałem, na bazie czasów poprzednich startujących, że jak zejdę poniżej 16 minut to będzie super. Jak pojadę ponad 16:30 to będzie źle. Zmieściłem się w widełkach zadowolenia :D
Ogólnie 22 czas. Wygrywa AyJay pokonując barierę 15 minut (14:54). Drugi jest Patryk z UKS (14:58), ale w kategorii z licencją. Drugi amator to Paweł od nas, też poniżej 15 minut (14:59). Także BLU Cersanit Team Refleks ma w amatorach mistrza i wicemistrza Podlasia w ITT! :)

Sasza ma 12 czas i jest 5 w amatorach (super!). Ja 22 i 11 w amatorach. Średnia 36,46 km/h. Max 55,8 km/h. Z innych danych: HRAvg 179, max 186. Moc średnia 285, max 772. Kadencja śr 101, max 117. Tętno i moc za nisko jak na tak krótki wysiłek, powinienem pojechać wyżej, takie mam wrażenie.
Dziewczyny: Iza druga, oddała podium dla Klaudii z UKS, Zuza po zamieszaniu z dekoracją (ustawili ją na czwartym, choć czas miała trzeci) oficjalnie ostatecznie na 3 miejscu. No i Piotrek tytuł mistrzowski w amatorach do lat 18 :)

No pięknie ta niedziela nam w wynikach wyszła! :)
A ja wygrałem mistrzostwa w kategorii urodzonych 6 kwietnia ;)
Cała galeria zdjęć BCTR z Mistrzostw:
https://plus.google.com/photos/1098613237990932441...
Kategoria ! < 050 km, BLU Team Refleks, Foto, GPS, Onix na szosie, Zawody
- DST 56.50km
- Teren 54.00km
- Czas 02:22
- VAVG 23.87km/h
- VMAX 45.00km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 187 ( 95%)
- HRavg 172 ( 87%)
- Kalorie 2021kcal
- Podjazdy 266m
- Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
- Aktywność Jazda na rowerze
Poland Bike Legionowo
Niedziela, 30 marca 2014 · dodano: 05.04.2014 | Komentarze 0
Pierwszy start w sezonie 2014. Same niewiadome.Po pierwsze forma. Dobrze przepracowana zima, porządnie zrobiona baza. Plus kilometry zrobione w hiszpańskim Calpe. To wszystko powinno dać pozytywne efekty i dobrą nogę. Kupa ludzi mnie pyta: jak forma? Dopiero własnie takie sprawdziany, jak maraton, mogą na to odpowiedzieć. Moje wewnętrzne odczucia mówią, że jest dobrze, że powinno być super. Co prawda po powrocie i regeneracji organizm jakiś zamulony, noga nie rusza, płuca przytkane. Kilka jazd i dopiero ostatnie kilometry dzień wcześniej to jazda z odpowiednim samopoczuciem. Noga się rozkręciła :)
Po drugie sprzęt. Nowy rumak - Scott Scale 930. Dwudziestka dziewiątka na Sramie XX, całkiem nowe doświadczenia. Założenie, że ma być lepiej. Wszyscy twierdzą, że przesiadka na 29era to same pozytywy. Wreszcie będę mógł to sam ocenić. Na razie te kilkadziesiąt kilometrów zrobionych na lajcie na to pytanie mi nie odpowiedziało. Jedyne co bardzo szybko doceniłem: XX. Tutaj różnica in plus jest bardzo duża. Tylna przerzutka działa jak dobrze ustawiony karabin maszynowy. Cyk - góra. Cyk - dół. System zero-jedynkowy. Pewnie, szybko, bezbłędnie. Zaczynam rozumieć zawodników, którzy twierdzą że nie wrócą do Shimano. Ja jeszcze z takimi deklaracjami poczekam. Szczególnie z przednią przerzutką, bo siedzi an razie XT. Okazało się, że kupiony XX ma górny ciąg, a rama dolny. Więc trzeba wymienić. No i FOX CTD z manetką. Nie działa niestety :( Pójdzie do reklamacji. Nie ma blokady, nie zmienia charakterystyki działania w zależności od położenia manetki. Więc tylko dopompowany trochę mocniej na razie, żeby tak mocno nie bujał. Na Legionowo wystarczy :)
Po trzecie Poland Bike. Pierwszy nasz start w tym cyklu. Będzie można ocenić i porównać, szczególnie z Mazovią.
No i po czwarte - drużyna. Pierwszy oficjalny start w szerokim składzie. Ciekawi nas wszystkich jak mocni jesteśmy na tle innych startujących drużyn.

Dojeżdżamy do Legionowa bardzo wcześnie, bo zaraz po 10-tej. A start o 12:30, więc z założenia jest kupa czasu na rejestracje, rozgrzewkę, ogarnięcie przed startem. Ale od razu widzimy, że nie będzie to proste. Kupa ludzi, wypełnione miasteczko startowe, kupa samochodów, zawodników. Kolejka do rejestracji strasznie dłuuuuga. Stajemy, ale po 10 minutach widzimy, że to bez sensu. Ledwo się to rusza. Idę do biura zawodów na skróty. Bo przecież jesteśmy zarejestrowani, opłaceni, powinni nas załatwić jakoś w przyśpieszonym trybie. Nic bardziej mylnego. Dziewczyna w biurze nie trybi. Za bardzo dogadać się z nią nie mogę, nie słucha rozkojarzona, robi swoje. Ostatecznie staje na tym, że jednak mamy stać, bo oni się spieszą z rejestracją dystansu FUN, który startuje 11.30 i muszą maluchów zarejestrować w pierwszej kolejności. No więc trudno, wracam do kolejki. Zostawiamy zgłoszenia dla Ali, a sami idziemy się ogarnąć. Wracamy po pół godzinie, już na rowerach, po krótkiej jeździe. I co... w zasadzie nie poszło to do przodu. A kolejka jeszcze większa niż przedtem. Więc od razu orzekamy, że pewnie wszystko się opóźni. Ala stoi w kolejce, a my na rozgrzewkę. Wracamy po pół godzinie. Sytuacja się nie zmienia. Spiker mówi o przesunięciu startu na 13.00. Później na 13.30. Człowiek już głodny. Z reguły startujemy o 11-tej, a 13.30 to już wcina się makaron na mecie. Powstają dyskusje, czy jechać MAX, czy jednak pojechać MINI. Wcinam batona, dodatkowego banana. Może jakoś to będzie.

Wreszcie ustawiamy się w sektorach. Ja z Saszą, Tomkiem, Olafem i Piotrkiem w trzecim. Z przodu, w pierwszym czwórka, która wywalczyła sobie sektor w zeszłym sezonie. Młodzież gdzieś tam jeszcze z tyłu. Pogoda ładna, całkiem ciepło, słoneczko, większość z nas jedzie na krótko.
Wreszcie start. Poszedł pierwszy sektor. My za dwie minuty.

Na początek krótko asfaltem, zakręt w lewo. Znów odcinek asfaltowy, rozpędzamy się. Ja jak zwykle mam ospały start i nie umiem się przepychać. Z przodu w zasadzie wszyscy z drużyny. Tomek z Saszą przebijają się w zasadzie do czoła, reszta też gdzieś tam jest. Ja zblokowany w środku sektora. Znów zakręt w lewo i wjeżdżamy na szutr w las. Robi się luźniej. Przebijam się do przodu. Mam w zasięgu wzroku nasze charakterystyczne w tym sezonie czarno-niebieskie koszulki. Tętno wędruje na ponad 185 i się tak utrzymuje.
Idzie całkiem nieźle, noga się rozkręca. Jak mam chwilę na rozkręcenie, to lecę jak burza. Gdzieś łapię Piotrka, lub on mnie. Jedziemy razem, ja na przedzie, później on. Doganiamy Olafa, widzę też z przodu Saszę z Tomkiem. Brakuje może 50 metrów i 10-15 zawodników do nich.

Wjazd w singiel... i wszystko staje. Za wolno, za słabo, ale nie ma jak wyprzedzić, nie ma możliwości przebicia się. Jak jest okazja, to przeskakuję pozycję lub dwie. Następuje tasowanie. Ktoś pcha się bokiem, ktoś klnie, ktoś się wywraca. Zanim wyjeżdżamy z tego pierwszego singla, to chłopaków już nie widzę. Niestety okazuje się, ze trzeci sektor, czy końcówka drugiego to za słaba kompania na równą jazdę.
Scenariusz powtarza się kilkukrotnie. Szybkie odcinki do przodu, single na lajcie w wężyku :/ Jak mam możliwość dociskam, przeskakuję do następnej grupy. Często prowadzę. Ciągnąc na czele grupy widzę przed sobą fajny podjazd. Dociskam, rozpędzam się, jestem na nim skoncentrowany... za bardzo. Krzyczą za mną: źle, nie tu! Cholera, ominąłem strzałki w prawo. Wyhamowanie, nawrotka, przebijam się do grupy na przełaj. Znów tracę wypracowaną pozycję. Muszę się przebijać do przodu. Jedzie chłopak w czarnym stroju Nalini. Jakoś podobnie ciśniemy. Znów jestem na przedzie, on za mną. Pytamczy pociągnie. Daje zmianę, odpoczywam. Cała grupa za nami. Nalini odpuszcza, wychodzę na prowadzenie, rzucam przez ramię: urywamy! Dociskam na maxa, lecimy szeroką drogą. Znów zjazd na singiel, rzucam wzrokiem przez ramię... jesteśmy sami :) Dysząc mówi mi tylko: ale masz nogę! :) No mam, tego dnia mam :D
Na singlu doganiamy szybko następną grupę. Jak prowadzę, to idzie szybko. Brzózki ciasne, kilka razy ledwo się wyrabiam, obijam tyłek nawet o jakieś drzewko. Trafiamy na jakąś piaskownicę. Trochę kotłowania, rożnych możliwości wybrania trasy. Ludzie się kopią, nawet wywracają. Mi udaje się przejechać bez problemu. Następny singiel w grupie. Tętno spada. Trochę zrezygnowany tym jestem. Dyspozycja dnia bardzo dobra, Scott spisuje się dobrze. Jestem zadowolony. Ale z wyniku zadowolony zapewne nie będę. Trochę odpuszczam, jadę swoje, bez szarpania.
Gdzieś pod koniec znów bardziej dociskam. Jest kilka kilometrów przed metą. Przejeżdżamy jakieś skrzyżowanie i coś mnie tyka, że nie było żadnych strzałek. Ani prostych, ani kierunkowych. Dziwne... No i z naprzeciwka widzę jadąca grupę. Nawrotka, nie ta droga. Ktoś pozrywał strzałki! Wracamy do tego skrzyżowania. Na zdrowy rozsądek chyba trzeba skręcić w lewo (oryginalnie z przeciwnego kierunku w prawo), w stronę Legionowa. Skręcamy. Ale żadnych strzałek, znaków powtarzających. Mam wątpliwości. Na szczęście za kilkaset metrów pojawiają się strzałki w lewo. Jesteśmy na właściwej drodze.
Wjeżdżamy do Legionowa. Ostatnia prosta. Z reguły finisze mi nie idą, nie mam pary, odpuszczam. Ale myślę sobie, nie tym razem. Dobrze się czuje, w nogach jeszcze rezerwy. Jestem na końcu czteroosobowej grupki. Biorę jednego zawodnika, dwóch następnych, ostatniego tuż przed metą. Skuteczny finisz :)


Bardzo szybko pojawiają się wyniki. I jakie jest moje zdziwienie, gdy jestem na pierwszej kartce. W Open 36 miejsce, 17 w kategorii M3. Wow, w ciężkim szoku jestem :) Przewidywałem miejsce gdzieś w okolicach 60-tki, a tu proszę. Więc z wyniku też jest zadowolenie :D
Jakie jest moje zdziwienie, że Sasza pokazuje się tuż za mną. Też się pogubił.Zdziwiony był jak mu mignąłem na trasie.
Drużynie poszło bardzo dobrze. Jacek wygrał dystans MINI.

Na Maxie Paweł 8-my, Tomek 22. Awansował do 1-go sektora. My z Saszą do drugiego. Zabrakło dosłownie tych dwóch-trzech minut, które kosztowało nas zgubienie trasy. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Za dwa tygodnie Nowy Dwór Mazowiecki. Będzie szansa nadrobić :)
Podium jeszcze zaliczają Bartosz z Piotrem, zajmując 2 i 3 miejsce w kategorii M1 na MINI.

A BLU Cersanit Team Refleks zajął czwarte miejsce w klasyfikacji drużynowej :) No to zbudowaliśmy nową siłę w peletonie :D
Kategoria ! > 050 km, BLU Team Refleks, Foto, GPS, Scale930 w trasie, w Polskę, Zawody
- DST 32.20km
- Teren 18.00km
- Czas 01:14
- VAVG 26.11km/h
- VMAX 44.60km/h
- Temperatura 11.0°C
- HRmax 174 ( 88%)
- HRavg 146 ( 74%)
- Kalorie 1188kcal
- Podjazdy 245m
- Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
- Aktywność Jazda na rowerze
JZR, Wasilków, Studzianki, Ożynnik
Sobota, 29 marca 2014 · dodano: 05.04.2014 | Komentarze 0
Powrót z roboty. Trochę inaczej, przez Wasilków na Studzianki i Ożynnik.Czuję jak organizm się odblokowuje i wchodzi na wyższe obroty. Noga się rozkręca :)
Na tyle, że dociskając w Studziankach na podjeździe w las mam KOMa :) Idzie tak dobrze, że cały odcinek Studzianki - Ożynnik robię w rekordowym czasie :)
A pogoda piękna. Jeszcze marzec, a ja po lesie na krótko pomykam :D


Scale w swoim leśnym żywiole :D

Kategoria ! < 050 km, Foto, GPS, JZR, Scale930 w trasie, Trening
- DST 33.80km
- Teren 25.00km
- Czas 01:29
- VAVG 22.79km/h
- VMAX 38.50km/h
- Temperatura 8.0°C
- HRmax 171 ( 87%)
- HRavg 142 ( 72%)
- Kalorie 1094kcal
- Podjazdy 159m
- Sprzęt Scott Scale 930 Custom by Ptaq
- Aktywność Jazda na rowerze
Pierwsze bujanko na 29erze :)
Czwartek, 27 marca 2014 · dodano: 04.04.2014 | Komentarze 0
Scott gotowy :) No prawie. Jeszcze to nie specyfikacja końcowa. Ale ma dwa kółka, pedały i jeździ :D
Z rzeczy zastępczych, do wymiany jeszcze jest:
przednia przerzutka XT
sztyca +siodełko
kierownica, mostek, gripy
Mam nowego rumaka, więc wracam nim z roboty :) Ciekaw jestem dużego koła, odczuć itd. Dość późno jest, jeszcze przed zmianą czasu, więc robię krótką rundę do domu.

Trasa wzdłuż torów z Białego do Wasilkowa. Później polami do Czarnej. Słońce zachodzi, zbierają się mgły.


Jedzie mi się ciężko. Noga zamulona, płuca nie pracują. Czuję jeszcze Calpe. Przerwa, organizm odpoczywa, regeneruje się. Ale jednocześnie zamula, bo brak jazdy to dla niego szok :P
A 29er? Na razie brak zdania. Słabo się jechało, za krótko. Nie były to odpowiednie warunki testowe ;)
Kategoria ! < 050 km, Foto, GPS, Scale930 w trasie, Trening
- DST 60.30km
- Czas 02:40
- VAVG 22.61km/h
- VMAX 54.40km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 169 ( 86%)
- HRavg 132 ( 67%)
- Kalorie 1547kcal
- Podjazdy 1043m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Calpe, etap 13 - Serra Bernia, epilog
Czwartek, 20 marca 2014 · dodano: 02.04.2014 | Komentarze 0
No i nadszedł ten dzień, w którym trzeba było zrobić ostatnie kilometry po hiszpańskich drogach :( Trzynasty dzień w Calpe, ostatni etap, epilog. Wybraliśmy trasę, która jako ostatnią zrobiliśmy także w tamtym roku. Przepiękną drogę na Bernię. Piękna pogoda jak rok wcześniej, spokojna jazda. I widoki, które warto zapamiętać na następny rok. żeby tu wrócić. Już odliczam :DPoczątek był taki, że wyskakujemy na podjazd zaraz za Calpe... a tu nas bierze dwójeczka z Omegi :)

Za Omegą © dater
Początek treningu na kole OPQS... fajnie :) Adaś, Boski Rossman wyprzedza całą kolumnę, zagaduje do chłopaków i cyka nam rowerową słitfocię :D

Adaś robi zdjęcie z OPQS © dater
Chłopaki jada na Moriairę, my skręcamy w lewo na podjazd na Benissę. Mam wrażenie że znam już na pamięć każdy zakręt, serpentynę, każdą sekcję. I te widoki. Za mną Penon de Ifach.

Zadowolony :) © dater
Jedziemy we czwórkę: Ja, Sasza, Krzysztof z TWW i Andrzej. W Benissie stop na kultowe zdjęcie ze skałą w tle :)

Benissa, w tle Penon de Ifach © dater
Za Benissą skręcamy już na Bernię i zaczynamy się wspinać.

Jedziemy © dater

Cały czas do góry © dater

Skały nad morzem © dater

Widoki © dater
W miejscu w którym ładnie widać Calpe i Skałę ustawiam kamerkę, włączam na zdjęcia i sobie po prostu jadę :) Kilka ładnych zdjęć z tego wyszło.

W tle Skała © dater

Kamerka cyka zdjęcia © dater
Dojeżdżamy do miejsca, gdzie zaczynają się ścianki na szczyt. Po kilkanaście procent podjazdu, kilka takich sekcji pod rząd.

Krzysztof wjeżdża na ściankę © dater

Na podjeździe © dater

Sasza na podjeździe © dater
Na górze piękne widoki. Stajemy, cykamy zdjęcia. Tak żeby zapamiętać te widoki na następny rok.

Uwielbiam te góry :) © dater

Szczyty z boku © dater

W oddali Calpe © dater
Docieramy na górę, pozostaje zjazd do Xalo. Na początek ciasne, nawet niebezpieczne momentami zakręty. Potem się trochę wypłaszacza w dolinie i się rozpędzamy.

W dolinie © dater
Zaliczamy jeszcze uliczki w Xalo i z powrotem na Benissę.

W Xalo © dater
Ciężko mi się już jedzie. Nogi czuję, nie chcą w ogóle jechać.Dyspozycja dnia całkiem odmienna od tej dzień wcześniej. Krzysztof z Saszą z przodu, ja tym razem z tyłu się telepie na podjazdach. Na zjeździe z Benissy krajówką do Calpe też spokojnie. Wieje dziś bardzo mocno i rzuca mną na stożkach dość niebezpiecznie. Dlatego nie przesadzam i na lajcie zjeżdżam do Calpe. No i trwa to dłużnej, bo mam świadomość że to już ostatnie kilometry tutaj.
I to już jest koniec. Na podsumowanie jeszcze będzie czas. Ale żal zjeżdżać z tych asfaltów, górek, podjazdów.
Jakiś anioł z tracka na koniec wyszedł, skrzydła Ptaq'a gotowe do lotu :D
Kategoria ! > 050 km, #5 Calpe - marzec 2014, BLU Team Refleks, Foto, GPS, Onix na szosie, Trening, w Świat
- DST 173.90km
- Czas 06:11
- VAVG 28.12km/h
- VMAX 56.90km/h
- Temperatura 17.0°C
- HRmax 177 ( 90%)
- HRavg 151 ( 77%)
- Kalorie 4391kcal
- Podjazdy 2771m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Calpe, etap 12 - Gran Fondo
Środa, 19 marca 2014 · dodano: 01.04.2014 | Komentarze 0
Pod koniec zgrupki przyszedł czas na zrobienie czegoś grubszego, jesli chodzi o kilometry i przewyższenia. Etap królewski, Gran Fondo :) Zadanie do zrealizowania to przy okazji pyknięcie chellenge'u ze Stravy - Gran Fondo 3, marcowe, minimum 160 km.Umawiamy się na ten dzień z AyJayem i jego kumplem z apartamentu - Sebastianem. Plan ogólny jest taki, żeby początek był w góry, cięższy, a później żeby łatwiej się już wracało.
Wyjeżdżamy wcześniej niż zwykle, żeby w założeniu zamknąć się w 8h jazdy brutto (ok. 6h netto). Od 10-tej do 18-tej :) Od świtu do zmierzchu ;)
Drobna zwłoka, kilkanaście minut na starcie. Wylatujemy z Calpe w kierunku na Benidorm. Spokojnie, żeby się rozkręcić. Jeszcze rano, chłodno, chociaż widać że słoneczko będzie i z doświadczenia wiemy, że w górach będzie cieplej.

Ruszamy na Calossa © dater
Przed Altea skręcamy na Callosa i zaczynamy od El Castell de Guadalest. Podjazd znany nam z zeszłego roku, ok. 6,5 km, średnio ok. 5%. Do łyknięcia na spokojnie, nogi jeszcze świeże. Nie spinamy się. Czasówkę pod Coll de Rates robiliśmy, tu już na żadnym PR nam nie zależy ;)

Zaczynamy podjazd © dater

Góry dookoła © dater

El Castell de Guadalest w oddali © dater

Na podjeździe © dater

Łyda pracuje na podjeździe © dater
Dalej za El Castell trochę się wypłaszacza, są szybkie hopki. Ale chwilę później znów zaczyna się podjazd i to bardziej wymagający od poprzedniego. Ponad 7 km, końcówka 3 km za Confrides średnio ponad 6%. Artur z Sebastianem mając więcej w nogach i lepsze przygotowanie w tym sezonie zaczynają już nam odstawać.

Podjazd za Confrides © dater

Z Saszą © dater

Coraz wyżej © dater
Telepiemy się z Saszą trochę z tyłu. Sasza z normalną korbą ciężko przepycha i ma kryzysy. W którymś momencie zastanawia się czy nie zrezygnować z aż tak ambitnej wycieczki. Ale przekonuję go, że później już będzie tylko z górki ;)

Na Benasau © dater
Od 46 kilometra zaczynamy zjazd. Kika pomniejszych podjazdów ale w zasadzie 27 kilometrów w dół do Muro d'Alcoi. Mamy za sobą prawie 75 km jazdy i prawie cztery godziny w siodle. Zarządzamy więc postój, uzupełnienie energii. Oczywiście żarcie, cola, kawa, ciastka. I chwila oddechu w słońcu :)
Za Muro czeka nas jeszcze jedno ambitne zadanie. Traska dookoła górskiego zalewu. Sebastian sprawdzając i ustalając nasza marszrutę zauważył, że są tam ścianki po 18%. Jedziemy więc na Beniarres i po kilku kilometrach widzimy pięknie położony w górach zalew.

Wzdłuż brzegu © dater

Na zaporze © dater

Zalew w słońcu © dater

Widok na zaporę © dater
Chwila odpoczynku na zaporze, zdjęcia i w drogę. No i po jakimś czasie wyrasta ŚCIANKA. Na Stravie segment nazywa się Muro de Planes. 800 metrów, średnio 12%, maksymalnie Garmin pokazał 18%. Było tropienie węża :)

Tam była ścianka 18% © dater
W całości podjazd się zamyka na 1,4 km ze średnią 8%. Kawałek zjazdu własnie do miejscowości Planes i znów podjazd momentami na "tropienie weża".

Miasteczko Planes © dater

Sebastian zauroczony miasteczkiem © dater
Ja odżyłem i byłem w stanie "skasować ucieczkę", bo AyJay z Sebą oczywiście z przodu. Sasza mozolnie kręcąc korbą został z tyłu. Nie miał dobrej nogi tego dnia. Mi znów z kilometrami jechało się coraz lepiej :)
Na 97 kilometrze docieramy do ostatniego szczytu naszego tripa i zostaje nam w zasadzie zjazd w dół i płaskie odcinki. 22 kilometry do Pego to szybki i niewymagający zjazd.

Gdzieś na Pego © dater
Równo, bez dużych stromizn, w zasadzie bez hopek, z łagodnymi zakrętami. Lecimy rozkręcając nogi. W Pego po 120 km i ponad 6h jazdy zatrzymujemy się w przydrożnej restauracji (tak, tak nie żadnej kawiarence czy bistro, tylko restauracja z ogródkiem na wolnym powietrzu). Jest kawa i dobra tarta, jest chwila odpoczynku.

Odpoczywamy podziwiając widoki © dater
Z Pego kawałek jeszcze podjazdu na Sagra, dalej na Ondra, Gata de Gorgos i Benitaxtell. Na płaskim Seba się rozkręca niemiłosiernie. Chudy chłop, ale ma nogę i ciągnie nieziemsko. Zamieniam go co jakiś czas na prowadzeniu, ale po minucie, dwóch i tak znów ciągnie na przedzie. Sasza nie wytrzymuje tempa,czekamy na niego kilka razy. Jedzie mi sie na tyle dobrze, że pykam kupę PR'ów na segmentach. W tym podjazd pod Benitaxtell na którym wynik jest całkiem niezły :D
Z Benitaxtell standardowo na Moraira i powrót do Calpe. Robimy w Calpe jeszcze dwa rondka na rozjazd i po 174 km i ponad 6h w siodle (7:45h brutto) jesteśmy w domu :)
Gran Fondo zaliczone! Było ciężko, nie powiem, ale to było celem, żeby na koniec walnąć jeszcze taki królewski, daleki etap :D
Kategoria ! > 100 km, #5 Calpe - marzec 2014, BLU Team Refleks, Foto, GPS, Onix na szosie, Trening, w Świat