Info

Więcej o mnie.
Statystyki i osiągnięcia
Najdłuższy dystans: 342 km Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m
Podsumowania wydarzeń
Calpe - zgrupka marzec 2014
Sycylia - sierpień 2013
Polańczyk - lipiec 2013
Calpe - zgrupka marzec 2013
Opatija - czerwiec 2010
sezon 2013
sezon 2012 sezon 2011
sezon 2010
Moje rowery
Pogoda
Poniedziałek | +2° | -3° | |
Wtorek | +3° | -5° | |
Środa | +4° | -2° | |
Czwartek | +5° | -2° | |
Piątek | +4° | -3° | |
Sobota | +4° | -3° |
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2014, Wrzesień18 - 5
- 2014, Sierpień21 - 1
- 2014, Lipiec26 - 5
- 2014, Czerwiec26 - 0
- 2014, Maj24 - 4
- 2014, Kwiecień25 - 9
- 2014, Marzec24 - 15
- 2014, Luty4 - 6
- 2014, Styczeń4 - 9
- 2013, Grudzień7 - 14
- 2013, Listopad6 - 12
- 2013, Październik16 - 5
- 2013, Wrzesień23 - 14
- 2013, Sierpień25 - 5
- 2013, Lipiec25 - 3
- 2013, Czerwiec27 - 11
- 2013, Maj26 - 9
- 2013, Kwiecień22 - 20
- 2013, Marzec13 - 24
- 2013, Luty5 - 7
- 2013, Styczeń3 - 4
- 2012, Grudzień7 - 10
- 2012, Listopad5 - 1
- 2012, Październik5 - 1
- 2012, Wrzesień15 - 5
- 2012, Sierpień18 - 11
- 2012, Lipiec22 - 9
- 2012, Czerwiec24 - 8
- 2012, Maj25 - 9
- 2012, Kwiecień14 - 3
- 2012, Marzec4 - 2
- 2012, Styczeń2 - 0
- 2011, Październik4 - 0
- 2011, Wrzesień9 - 0
- 2011, Sierpień12 - 1
- 2011, Lipiec17 - 2
- 2011, Czerwiec17 - 2
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień12 - 0
- 2011, Marzec9 - 3
- 2011, Luty1 - 0
- 2011, Styczeń2 - 3
- 2010, Grudzień1 - 0
- 2010, Październik12 - 1
- 2010, Wrzesień14 - 9
- 2010, Sierpień24 - 3
- 2010, Lipiec23 - 8
- 2010, Czerwiec18 - 17
- 2010, Maj21 - 6
- 2010, Kwiecień12 - 1
- 2010, Marzec2 - 0
- 2010, Styczeń1 - 0
- 2009, Listopad1 - 0
- 2009, Październik1 - 0
- 2009, Wrzesień10 - 4
- 2009, Sierpień23 - 5
- 2009, Lipiec24 - 1
- 2009, Czerwiec16 - 0
- 2009, Maj15 - 0
- 2009, Kwiecień11 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
GPS
Dystans całkowity: | 19577.03 km (w terenie 5278.92 km; 26.96%) |
Czas w ruchu: | 753:18 |
Średnia prędkość: | 25.99 km/h |
Maksymalna prędkość: | 186.00 km/h |
Suma podjazdów: | 151501 m |
Maks. tętno maksymalne: | 196 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 234 (119 %) |
Suma kalorii: | 467167 kcal |
Liczba aktywności: | 305 |
Średnio na aktywność: | 64.19 km i 2h 28m |
Więcej statystyk |
- DST 161.00km
- Teren 2.00km
- Czas 05:23
- VAVG 29.91km/h
- VMAX 59.60km/h
- Temperatura 14.0°C
- HRmax 185 ( 94%)
- HRavg 161 ( 82%)
- Kalorie 3510kcal
- Podjazdy 920m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Pożegnanie lata
Sobota, 22 września 2012 · dodano: 22.09.2012 | Komentarze 2
Wyjechałem latem, wróciłem już jesienią :D Ale cały dzień typowo jesienny. Około 14-stu stopni, ani razu nie wyjrzało słoneczko, cały czas ciężkie ołowiane chmury i wiatr. Prognozy zapowiadały brak deszczu i na szczęście się sprawdziło :) Sobota trafiła się wreszcie bez jakiś obowiązków więc założyłem dłuższą traskę, taką ponad seteczkę, z modyfikacjami długości w zależności od odczuć i warunków, szczególnie wietrznych. Jako, że nie było najgorzej wykonałem plan najdłuższy :)A więc wyjazd przed 10-tą. Początkowo ok. 12-stu stopni. Kieruję się przez CWK na Białousy i Janów. Wiatru na razie brak, a jakby co pomaga, bo prognozy mówią o kierunku z południa. Jadę z założenia lekko, wręcz rekreacyjnie. Planem jest raczej pokręcenie kilometrów niż trening długodystansowy. A więc bez napinki. Do Janowa docieram zgodnie z planem w niecałą godzinę ze średnią 31 km/h.

okolice Janowa© dater
Z Janowa kieruję się na Korycin. Tam oczywiście remont drogi, który trwa już cały rok. Pokonuję tą trasę już trzeci raz w tym sezonie i tempo robót jest powalające. Nie wiem ile mają zamiar to jeszcze robić, ale w takim tempie to życzę wytrwałości i powodzenia. I cierpliwości dla mieszkańców, bo wahadeł ze cztery na trasie. Jedzie się całkiem nieźle mimo bocznego wiatru. Gorzej zaczyna być od Korycina, bo kierunek bardziej południowy i wiatr się wzmaga. Asfalt na tym odcinku podły, ale do Knyszyna docieram cały czas z niezłą średnią jak na jazdę bez dociskania – 30,5 km/h.

Knyszyn na trasie© dater
Z Knyszyna krótki odcinek do Krypna nowym asfaltem i tam odbicie na południowy wschód w kierunku na Gniłą i Dobrzyniewo. Tu wieje już całkiem nieźle, wiatr kręci liśćmi, latają małe gałązki. Zaczyna być kiepsko…
Za Dobrzyniewem przecinam trasę na Ełk i jadę na Nowe Aleksandrowo. Tam postanawiam zobaczyć skrót na Produkcyjną. Kiedyś, całe lata temu tamtędy jeździłem, była masakryczna droga z płyt. Ale ostatnio wyjeżdżając z Auchan zdziwiłem się jak dużo samochodów jeździ od strony Aleksandrowa. Postanawiam więc sprawdzić co słychać w tych okolicach. Po drodze z płyt nie ma znaku, nówka asfalt, chodniki, nawet ścieżka rowerowa. I ździwko, bo okolica całkiem inaczej wygląda, dużo nowych domów pobudowanych. I zaskakuje mnie widok całkiem nowego osiedla. Po jednej stronie domki jednorodzinne, po drugiej małe bloczki. A w tle piękne widoczki :)

osiedle przy Produkcyjnej© dater
Jadę więc w kierunku na Auchan, później trasą generalska w kierunku miasta. Postanawiam odwiedzić rodziców i zajechać do nich na kawkę. Koło rodziców rozkopana, remontowana całkowicie Andersa. Robią ja na nowo, ma być tunel, przebicie na 27-go Lipca. I całkiem szybko im to idzie. Krajobraz szybko się zmienia. Białystok naprawdę się buduje, jeśli chodzi o inwestycje drogowe. Tyle ile nowych dróg, i to kluczowych dla miasta, zostało zrobionych w ciągu kilku ostatnich lat, to szacun.

przebudowa Andersa© dater
Po dobrej kawce u rodziców lecę do Ali na obiadek. U niej to, co kolarze lubią najbardziej, czyli makaronik mniam, mniam :) Jem, odpoczywam godzinkę, oglądam start i początek wyścigu kobiet na mistrzostwach w Valkenburgu. Załapałem się na kraksę na drugiej czy trzeciej rundzie, w której uczestniczyła jedna Polka.
Odpocząłem, oceniłem siły i jednak postanowiłem wykonać plan maksymalny na dzisiejszy dzień. Nie czekam więc do końca wyścigu, żeby mnie ciemności nie złapały i przed 16-stą ruszam. Jadę ścieżką na Supraśl. Widać, że to już koniec sezonu, spotykam może ze trzech rowerzystów, żadnego trenującego zawodnika. Z Supraśla na Krynki. Tutaj zawsze poobijam dupę i wytrząsie mnie że aż się odechciewa. Kiedy oni wreszcie zrobią ten odcinek?? Byłaby piękna trasa, a tak jest mordęga.

polskie drogi...© dater
Cały czas tarka, dziury, pęknięcia, łaty. Polska drogowa rzeczywistość :(

polskie drogi 2© dater
Za Sokołdą skręt na Wierzchlesie koło arboretum. Tam wreszcie odcinek, który się lepiej jedzie. Ale zdarzają się oczywiście sekcje, które znów dają w kość. Nadymałem oponki do 9-ciu barów i doczuwa to dziś tak rower jak i moja dupa ;)

polskie drogi 3 - przed Wierzchlesiem© dater
Jadę ze słuchawkami w uszach i słucham radia. Od rana trąbią, że ostatni dzień lata i że o 16.49 nadchodzi astronomiczna jesień. No więc za Wierzchelsiem nadchodzi jesień :) Staję i chwytam ją w kadrze w pierwszej minucie jej obecności.

jesień w pierwszej minucie trwania - 16.50© dater
Przed Kamionką standardowo odbijam na Straż. Mój ulubiony odcinek, dobry asfalt, ładne górki. Od Straży krajówką na Czarną i tuż przed 18-stą jestem w domu. Jak dojeżdżam czuję kilka kropel deszczu :)
Przejażdżka z założenia lekka, bez napinki. Ale czuję w nogach, jednak to już koniec sezonu, a i jadzy ostatnio mało. Przy okazji rozmieniłem 5 tysięcy w tym roku :) Plan minimum wykonany :D
Kategoria ! > 100 km, Foto, GPS, Onix na szosie, w Polskę
- DST 31.90km
- Czas 01:03
- VAVG 30.38km/h
- VMAX 49.00km/h
- Temperatura 14.0°C
- HRmax 177 ( 90%)
- HRavg 163 ( 83%)
- Kalorie 693kcal
- Podjazdy 180m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Do roboty
Wtorek, 11 września 2012 · dodano: 14.09.2012 | Komentarze 0
W prognozie pogody wtorek wyglądał na ostatni letni dzień tego sezonu. Ok. 25 st., słońce. W robocie brak jakiś większych wyzwań, jeśli chodzi o spotkania (czyli konieczność włożenia koszuli, marynarki) więc postanawiam pokonać drogę do pracy rowerowo :)Wyjeżdżam tuż po 7-mej. Jeszcze chłodno, ok. 12 st. więc góra na długo, na nogach rękawki i ochraniacze na butach. Słonko nieśmiało wychodziło i robiło się ładnie. Droga standardowo: na Wasilków, obwodnicą (gdzie przez kilka kemów, do węzła z DK8 utrzymywałem stałą prędkość ponad 40 km/h) i wjazd do Białego od strony Jurowiec. Do tablicy Białystok mam średnią 33,8 km/h :D
Na skrzyżowaniu z Andersa zastanawiam się nad logika ustawienia świateł. Stoję na dedeerze, mam czerwone. Samochody stoją przed przejściem, mają czerwone. Zielonej strzałki tu nie ma. Jadą samochody z 1000-lecia. A my stoimy. I tak ze trzy minuty. Ni cholery nie mogę zrozumieć, dlaczego ruch pieszy i rower nie ma wtedy zielonego. I jeszcze największa ściema w historii ludzkości: przycisk przed przejściem. Ktoś nam wmówił, że mamy wpływ na to kiedy się zapali zielone :P Ni cholery nie mamy...
A na Sikorskiego panowie (a raczej chłopki roztropki) z zieleni miejskiej postawili swojego dostawczaka do ładowania skoszonej trawy centralnie na ścieżce. Musiałem się przedzierać przez krawężniki i trawnik klnąc głośno :/
Kategoria ! < 050 km, GPS, Onix na szosie, Trening
- DST 76.80km
- Czas 02:28
- VAVG 31.14km/h
- VMAX 58.20km/h
- Temperatura 24.0°C
- HRmax 174 ( 88%)
- HRavg 155 ( 79%)
- Kalorie 1502kcal
- Podjazdy 455m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Z roboty na okrętkę
Wtorek, 11 września 2012 · dodano: 14.09.2012 | Komentarze 0
Powrót nie na prosto, tylko tak żeby pocieszyć się ciepełkiem i słoneczkiem. Ostatni być może dzień lata tego roku. Wyjeżdżam ok. 16.40, słońce, ok. 24 stopni. Trasa: Ciołkowskiego na Bobrowniki. Majówka i przez Krasny Las na Supraśl. Później na Krynki. Zapomniałem już jak boli ta akurat trasa. Masakra. Kiedy oni wreszcie położą na tej drodze nową nawierzchnię. Za Podsokołdą skręcam na północ na Wierzchlesie. Tam juZ lepsza nawierzchnia i pomagający wiaterek. Przed Kamionką skręcam na swoją znana trasę przez Pawełki, Słojniki, Planteczkę. Tam łapie mnie ładny zachód słońca.
zachód słońca, okolice Planteczki© dater
Dalej na Straż i krajową 19-stką na Czarną. Dojeżdżam już w zasadzie po ciemku.
Kategoria ! > 050 km, Foto, GPS, Onix na szosie
- DST 56.50km
- Teren 52.00km
- Czas 02:35
- VAVG 21.87km/h
- VMAX 55.10km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 187 ( 95%)
- HRavg 172 ( 87%)
- Kalorie 1877kcal
- Podjazdy 700m
- Sprzęt Cube Reaction GTC Team
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton Kresowy Supraśl
Niedziela, 9 września 2012 · dodano: 13.09.2012 | Komentarze 1
Przed 11-stą jak zwykle staję na starcie. Trochę z tyłu, ale mam nadzieję, ze wyczytają jak ostatnio pierwszy sektor :) Sędzia próbowała czytać i ustawiać te nasze top 40, ale w Supraślu jej to jakoś nie wyszło. A więc startuję z sektora… nijakiego ;) No na pewno dalszego niż w Narewce.
startujemy© dater

ruszają mercedesy :)© dater
Najpierw ten cztero- kilometrowy rozjazd po asfalcie. Jest ogień, ale w peletonie dość lekko się kręci. Raczej to rozgrzewka i tętno utrzymuje się w niskich strefach. Trochę szarpania było, jedno ostre hamowanie. Do zjazdu w las jestem w tej pierwszej, około 50-cio osobowej grupce. Po zjeździe się wszystko rozciąga i wydłuża. Na początku jakoś się jeszcze trzymam, ale później mam wrażenie, że noga nie podaje i jest ciężko. Tętno utrzymuje się ponad 180 i organizm ciężko funkcjonuje. Potwierdza to fakt, że mijają mnie moi konkurenci. Jadę początkowo z Mercedesami, którzy mi odchodzą. Mirek, którego brałem na asfalcie też mnie w którymś momencie wyprzedza. Próbuję utrzymać mu koło, ale po dwóch minutach już mi ginie za następnym zakrętem. Widzę też znajomego z Obst Team – Janusza (jawo), który także odchodzi. A ja prawie stoję :/ No nie jest najlepiej. I w zasadzie jadę sam przez następne kilka kilosów, co jak zwykle nie buduje wyniku.
Około 12 kilometra od startu zaczynają się Wzgórza Świętojańskie. Najpierw długi podjazd pod Kopną Górę. Zaczyna kręcić mi się całkiem nieźle. I doganiam większą grupę, która zasuwa przede mną. Jest tam i Jacek z Mercedesa i Janusz z Obst. Jest też Białorusinka, Tatiana, która z reguły przyjeżdża pierwsza na maratonie i tak dzielnie się mnie trzymała przez 40 kilometrów w Sopoćkiniach. Udaje mi się ich dogonić, jeszcze kilka słabszych osób łyknąć. Przed szczytem odbijamy w prawo i jest zjazd do Kołodna, by później zacząć się wspinać na Kopną jeszcze raz. Z tej strony jest szerzej, ale piaszczysto. Wszyscy się kopią na samym początku i walimy z buta pierwsze metry. Później robi się twardziej i dalej pedałujemy. Mijam Jacka, później widzę że Janusza, ma problemy, bo mu łańcuch się zakleszczył pomiędzy kasetą a kołem. Mijam go rzucając krótkie „cześć”, zauważa mnie dopiero teraz. Docieramy do krzyża, skręt w prawo i ostry zjazd w kierunku Góry Św. Anny. Jej jednak nie zdobywamy, skręt w lewo na Nowosiółki. Przy zjeździe z Kopnej jakiś kawałek gałęzi wplątuje mi się w okolice tylnej przerzutki i kasety. Nie chce wypaść, próbuję w czasie jazdy go butem zbić, ale nie chce zejść. Trochę gruby ten badylek i boję się, że mi może szkód narobić. Poza tym trze o oponę i wyraźnie mnie hamuje. Musze więc stanąć żeby go wyciągnąć. W tym czasie wyprzedza mnie i Jacek i Janusz. Dogania mnie jeszcze jeden znajomy ze szlaku – Marcin. Nie jest dobrze, bo z reguły przyjeżdża daleko za mną. I na dodatek jeszcze się z nim tasuję, nie mogę odejść. Dogania nas jeszcze kolega z numerem 261. Jedziemy jakiś czas razem. Udaje nam się dogonić Jacka i Janusza, który pod jakąś górką tylko rzuca: „za stary jestem na takie trasy”. Ojtamojtam ;) w Suwałkach szło ci nieźle :D
Pomiędzy Łaźniami a Surażkowem wyskakujemy na szutr i tam gdzieś jest drugi na trasie bufet. Tuz za nim doganiam następnego znajomego, Pawła z Ełku (dodoelk). Też rzuca, że trasa dla niego za wymagająca i już ma dość górek. Na co ja, ze górki to dopiero się zaczną :P Szybko więc go mijam i dalej jedziemy już w zasadzie tylko z Jackiem i 261. Zaczynają się Wzgórza Krzemienne. I tutaj już zaczyna się prawdziwa rzeźnia. Góra – dół, góra – dół. Większość udaje mi się podjechać, ze dwa razy podchodzę. Udaje się wziąć kilka osób, Jacek też gdzieś ginie. Na ostatniej większej, piaszczystej górce podchodzi kilka osób. Jest Wojtek z Mercedesa, widać też pozostałych bezpośrednich konkurentów, którzy mi odeszli na samym początku. Mi się udaje do połowy podjechać i zakopuję się w piachu. Dochodzę do Wojtka i widzę jak ten wsiada, naciska na pedały i… pęka mu łańcuch. Pech.
Jeszcze kilak krótkich interwałowych podjazdów, zjazdów, kawałek prostej z atrakcją w postaci rampy, czy też skoczni. Podjeżdżam w miarę ostrożnie, ale i tak mam mały skok. Trochę mnie obniżenie terenu zaskakuje po drugiej stronie i jest niebezpiecznie. Lecę trochę za bardzo do przodu, na szczęście bronię się dzielnie i jadę dalej.

Jacek na rampie© dater
Pozostaje 5 km do mety. Ostry, wyboisty zjazd do szutrówki, na którym ostro trzęsie i… urywa mi się torebka podsiodłowa. Wpada pomiędzy tylne widełki a oponę i trze niemiłosiernie hałasując i hamując. Walczę z nią jakiś czas, próbować coś zrobić, odpiąć, ale tak żeby się nie zatrzymać. Urywam ja ostatecznie wsadzając za koszulkę, ale szybkość na szutrówce tracę i dochodzi mnie Jacek. Jedziemy znów razem. Zjeżdżamy nad rzekę, przeskakujemy znany drewniany mostek i wjeżdżamy na ostatnia prosta do mety. Dochodzi nas młody zawodnik z UKS Hubal, przyciska. Pozawalamy mu prowadzić pod wiatr, siadamy na kole. Jak jest wariat to pociągnie :P No i młody ciągnie, ale wyraźnie w połowie słabnie. Bierzemy więc go i odchodzimy na 10 metrów. Najpierw ja prowadzę, później Jacek ciągnie. Następny most nad zalewem i ostatnie wiraże, podjazd na bruk i prosta do mety. Mówimy sobie z Jackiem, że wjeżdżamy razem, jak w Augustowie. Ale kątem oka widzę, że młody z Hubala przyciska i chce nas po lewej wziąć na finiszu. O nie, naciskam na pedały, nie odpuszczę mu miejscówki. Robię to odruchowo, zapominając o Jacku. Okazuje się potem, że też przycisnął, ale skurcz go złapał. Finisz się udaje, wjeżdżam przed młodym i Jackiem. Rzadko mi się udaje zafiniszować z sukcesem :)

finiszuję pierwszy... ;)© dater

zadowolony na mecie© dater
Podsumowanie. Początek słaby. Chyba do tego muszę się już przyzwyczaić. Albo zmienić sposób przygotowań do następnego sezonu. Jak na początku nie usiądę komuś dobremu na koło i nie wytrzymam 10-15 pierwszych kilometrów to na tyle odstaję, ze ciężko jest później to odrobić. Od 20-stego kilometra odżywam i noga kręci. Tak się i na tych zawodach stało. Podjazdy, tak na Świętojańskich jak i Krzemiennych całkiem nieźle. I druga połowa ogólnie bardzo dobra i z odrabianiem strat. Natomiast nie udało mi się odrobić wszystkiego z pierwszej połówki. Lokata open 47/117, w kategorii 16/41. Punktowo średnio: 828 pkt. Chociaż w porównaniu do Suwałk to prawie 100 pkt. więcej :)
Team dojechał w całości. Na pudle Sasza, drugi w Elita Plus.

chłopaki z półmaratonu na mecie© dater

Sasza na pudle© dater
Ola tym razem czwarta wśród kobiet. Była mocna konkurencja wśród dziewczyn. Iza z Wygody pojechała rewelacyjnie, objeżdżając mnie chyba po raz pierwszy w tym roku. Tatiana też chyba pierwszy raz w tym sezonie z nią przegrała. No i startowała Kasia Kirpsza, była mistrzyni Polski juniorek na szosie.

dekoracja maratonu w kategorii kobiet© dater
Kategoria ! > 050 km, Cube w trasie, Foto, GPS, BLU Team Refleks, Zawody
- DST 32.80km
- Teren 29.50km
- Czas 01:09
- VAVG 28.52km/h
- VMAX 44.20km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 179 ( 91%)
- HRavg 164 ( 83%)
- Kalorie 769kcal
- Podjazdy 210m
- Sprzęt Cube Reaction GTC Team
- Aktywność Jazda na rowerze
Terenowo na Podłubiankę
Wtorek, 4 września 2012 · dodano: 04.09.2012 | Komentarze 0
Dziś dopiero odebrałem rumaka z serwisu po maratonie w Suwałkach. Wymienione klocki z przodu i z tyłu a także linki. Z bębenka chłopaki wylali błoto. I wzięli koło na warsztat. Przeserwisowane piasty, suport i przerzutki. Na razie do końca sezonu wystarczy :D Reszta reanimacji po sezonie.Od razu postanowiłem dziś sprawdzić Cube w terenie. Trasa wieczorna na Podłubiankę, taki mój terenowy standard. Mocno i fajnie, bo skutecznie. Zbliżam się do godziny na odcinku testowym :) Dość dobrze szły mi podjazdy na Osierodek i utrzymywałem niezłe tempo na szutrówkach. Wróciłem do siebie po dużym kryzysie :) Powrót już po ciemku, co było w lesie trochę niebezpieczne. O tej porze (18.30) w teren już nie ma sensu wyjeżdżać.
Kategoria ! < 050 km, Cube w trasie, GPS, Trening
- DST 215.50km
- Teren 10.00km
- Czas 08:04
- VAVG 26.71km/h
- VMAX 51.20km/h
- Temperatura 22.0°C
- HRmax 171 ( 87%)
- HRavg 153 ( 78%)
- Kalorie 4669kcal
- Podjazdy 735m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Próba pobicia życiówki i wielka… D U P A a a a a
Piątek, 31 sierpnia 2012 · dodano: 03.09.2012 | Komentarze 2
Ten dzień pokazał mi, co to znaczy wielka klapa. To nie był zdecydowanie ten dzień, w który można jechać życiówkę. A plan był na cztery stówki.Z Saszą wybraliśmy w kalendarzu ten piątek z dobry miesiąc temu. Pasował do planu startowego i ładnie podsumowywał sierpień. I im był bliżej, tym ładniejszą pogodę zapowiadał. Ostatecznie rzeczywiście taka była, odpowiednia. Słońce, temperatura ok 20-stu stopni i… wiatr. No właśnie. ICM zapowiadał południowo wschodni wiatr, 18 km/h, w porywach do 50 km/h. Wyglądało to groźnie, ale co tam, oczywiście jedziemy.
Problemy zaczęły się dzień wcześniej. Jakaś dziwna sztywność w karku, ból pleców, mięśni. Generalnie objawy, na które powinienem zwrócić uwagę. I zwróciłem. Theraflu na noc i w kimono. Rano wydaje się wszystko ok. Następna profilaktyczna dawka Theraflu i przed 5-tą w drogę. Ledwo wstaje słońce, zimno ok. 10 st. Rękawki, nogawki, kamizelka, długie rękawiczki. Światełka zainstalowane lecę na Fasty, gdzie umówiliśmy się z Saszą. Przez te montowanie oświetlenia i małe problemy techniczne trochę czasu mi zeszło i jestem 10 minut po czasie. Od razu ruszamy. Słońce coraz wyżej, wiaterek delikatnie powiewa na razie pomagając. Początek znaną nam trasą na Krypno i Tykocin. Przed Tykocinem odbijamy na zachód jadąc północnym brzegiem Narwi. Tam mamy kilka odcinków szutrowych, na szczęście nie najgorszej jakości. W Strękowej Górze przekraczamy Narew.

most na Narwi w Strękowej Górze© dater
Wylatujemy na krajówkę i ciągniemy do Wizny. Bardzo szybki, fajny odcinek ze średnią pod 40 km/h. Na razie jedzie się naprawdę dobrze. W Wiźnie odbijamy w lewo na Jedwabne, dalej na Stawiski. Tam pierwszy postój po 100 km, kanapki, banany, chwila odpoczynku.

postój w Stawiskach© dater
Ze Stawiski jedzie się coraz gorzej. Takie wrażenie, że cię rozkłada. Mija kilka godzin od porannej dawki theraflu i zaczyna coś mnie brać. Kręci się coraz gorzej, kark i plecy bolą. Ale kręcimy cały czas z Saszą swoim tempem. Chociaż wymieniamy uwagi w temacie, że jedzie się nie najlepiej, on też tak podsumowuje tą jazdę. Dzień wcześniej ponosił trochę materiałów do remontu i też to odczuwa. Jakoś w tej dyskusji pada stwierdzenie, że będzie to ciężki dzień. No i taki nastaje.
Pod Nowogrodem po raz drugi tego dnia przekraczamy Narew. Czuję się coraz gorzej. Kark i plecy odczuwam już naprawdę mocno. Zaczyna do tego wiać i naprawdę przeszkadzać. Dojeżdżamy do Miastkowa i stamtąd GPS kieruje nas na południe według wyznaczonej wcześnie trasy. Problem w tym, że w komputerze planując trasę wyznaczył ją wg innego algorytmu. Przerzucenie trasy do Garmina z odległymi od siebie waypointami skutkuje innym przeliczeniem trasy. I zamiast asfaltami wrzuca nas w teren. Oczywiście zdziwienie, analiza, ale co. Szutru nie pokonamy?? Problem w tym, że szutr przechodzi w drogę gruntową, która wrzuca nas w las, pola kukurydzy i zmienia się w piaszczystą, nie przejezdną dla szosówek na cienkich oponach drogę. Dajemy z buta dobre kilka kilometrów. Po każdych 100 metrach nadzieja, że wreszcie się to skończy, więc nie ma sensu zawracać. A trzeba było. Wymęczyła nas ta terenowa, piaszczysta droga masakrycznie.

terenowa piaszczysta przeprawa© dater
Dopiero w miejscowości Młynik wchodzimy na asfalt i zaczynamy jechać. Ja czuję się już naprawdę źle. Zaczyna mi lecieć z nosa, bola mnie mięśnie i stawy. Głowa też przestaje pracować prawidłowo i zaczyna być problemem. Dodatkowo już wiemy, że planu nie wykonamy. Ten odcinek terenowy kosztuje nas prawie godzinę opóźnienia. I wkrada się zwątpienie.
Zatrzymujemy się w Szczepankowie prze sklepie i jedziemy na Śniadowo. I tu następna niespodzianka. Remont drogi i zdjęty asfalt :( Kładą właśnie podbudowę, żwir z tłuczniem, po którym jazda to masakra dla ciała i roweru. I tak dobre 5 kilometrów do Śniadowa. Dojeżdżając tam ja jestem wycieńczony i zrezygnowany. Już naprawdę wszystko mnie boli. Z harmonogramem jesteśmy już ponad godzinę do tyłu. I głowa zaczyna analizować jak i o ile skrócić dzisiejszą trasą.
Ze Śniadowa do Szumowa to walka z wiatrem o przetrwanie. Wieje teraz prosto w twarz i czasami nas po prostu przytrzymuje. Jest po prostu ciężko i do tego dokłada się jeszcze moja słabość. Po prostu mnie już odcina i jadę zrezygnowany. W Szumowie znów odpoczynek pod sklepem. Rozbieramy się do krótkich strojów, bo słoneczko przygrzewa. Ale ja mam normalnie dreszcze i gęsią skórkę. Siedzę i nie mam ochoty wsiąść na rower… masakra :( Opracowujemy plan skrótu. Pod Zambrów, na Wysokie Mazowieckie i do Białego. Wyjdzie tego z jakieś 260-280 kilosów.
No więc z Szumowa łukiem na Zambrów. Ale ledwo jadę. W Woli Zambrowskiej normalnie padam na pobocze. Leże i nie mogę się ruszyć. Wszystko mnie boli. Głowa i ciało już ma dość. Czuję, ze nawet te 80 kilometrów będzie problemem i mnie zniszczy. Zrezygnowany dzwonię po pomoc w postaci niezawodnego wozu technicznego z Alą za kierownicą. Umawiamy się w Wysokiem. Jadę te ostatnie kilkanaście kilometrów ledwo ciągnąc. Nie jestem w stanie utrzymać się na kole Saszki, który sobie leciutko kręci. A wiatr tak wieje, że nie jestem w stanie go sam pokonać. I nie jestem w stanie pokonać swojej słabości tego dnia. Tablica Wysokie – nareszcie koniec. Czekamy pod sklepem. Ala dojeżdża po pół godzinie.
W samochodzie mam dreszcze i odlatuje. Przesypiam całą drogę ponoć nieźle chrapiąc.
To nie był mój dzień zdecydowanie. Nic się nie złożyło. I pogubiona trasa, którą trzeba było z buta pokonać. I remont odcinka, który ostro dal nam w kość. I wiatr, który tego dnia po prostu się na nas uwziął i wiał tak, ze kask ze łba ściągało. A przede wszystkim zdrowie. Bo pewnie to wszystko dałoby się pokonać, gdyby człowiek był w pełni sił. A choróbsko mnie dorwało i klapa :(
I pewnie plan 400 km na ten rok nie będzie już do zrealizowania. Brak terminu, dni coraz krótsze. Chyba pozostanę z moją życiówka i tym wyzwaniem do przyszłego sezonu.
Kategoria ! > 200 km, Foto, GPS, Onix na szosie
- DST 67.70km
- Teren 63.00km
- Czas 03:24
- VAVG 19.91km/h
- VMAX 50.20km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 180 ( 91%)
- HRavg 161 ( 82%)
- Kalorie 2205kcal
- Podjazdy 905m
- Sprzęt Cube Reaction GTC Team
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton Kresowy Suwałki-Szelment
Niedziela, 26 sierpnia 2012 · dodano: 31.08.2012 | Komentarze 6
Maraton zaczął się od mocnego uderzenia… deszczu :) A później już było tylko gorzej :pPrognozy nie były najlepsze, ale po drodze było całkiem ładnie i była nadzieja, że może nie będzie z pogodą tak najgorzej. Ale na miejscu w Suwałkach zaczyna się chmurzyć. Zdążyliśmy tylko się przebrać, zrobić małą rundkę do kibelka… i pod nim już zostaliśmy. Najpierw popadywało, nadymało się, straszyło a na piec minut przed startem naprawdę lunęło. Niesamowite jest to, ze dopiero równo o 11 ludzie zaczęli się zbierać na starcie. Wszyscy się kryli, uciekali, szukali chociaż kawałka daszku do ochrony przed ulewą. Oczami wyobraźni widziałem już co się będzie działo na trasie.

na starcie leje© dater

to będzie cięzki start© dater
A działo się, oj działo. Prawie cały czas padało. Padało też praktycznie każdego dnia w tygodniu poprzedzającym maraton. No i trasa to nam oddała. Rozmoknięte drogi, namoknięte szutry, wymyte ścieżki, wszędzie glina, która z trasy zrobiła ślizgawkę. Tyle wypadków, fikołków, upadków i awarii jeszcze nigdy nie widziałem. Maratonu nie skończyło łącznie kilkadziesiąt osób…
Pierwszy odcinek ok. 4 km to przejazd honorowy. Ustawienia w sektorach na starcie ostrym nie było. Nie da się tego ogarnąć w takiej kupie ludzi i jeszcze podczas takich warunków pogodowych. Na dobrych chęciach i pokrzykiwaniach sędziów się skończyło. A więc startujemy bez składu. Oczywiście ja gdzieś dalej, bo z tym przepychaniem u mnie to kiepsko. No i pierwsze asfaltowe kilometry. Ogień, cały czas ogień. Przeskakuję do mocnych grup, podczepiam się na koła mocniejszym zawodnikom. Udaje mi się dojechać do czuba :) Po zjeździe w teren wszystko się jednak rozciąga. Pierwsze zjazdy to przerażenie w oczach. Po raz pierwszy nie mam w ogóle kontroli nad tym, co się dzieje z moją maszyną. Drogi w tych okolicach mają bardzo dużo gliny. Rozmokło to wszystko, jest grząsko i ślisko. I naprawdę niebezpiecznie. Do tego dochodzi deszcz i błoto, przez które w okularach nic nie widać. Rezygnuję z nich już po kilku kilometrach. I o dziwo lepiej się jedzie.

na trasie w okolicach Szurpiły© dater
W którymś momencie jadę z kolegą z Obst Chełm i widzę jak przede mną na zjeździe i zakręcie w prawo po prostu go znosi w krzaki na pobocze i przelatuje przez kierę. Mnie też tam znosi, w ostatnim momencie mieszczę się pomiędzy nim a lezącym rowerem. Krzyczę jeszcze przez ramię „żyjesz??” Pada odpowiedź „tak”. Nie mógłbym się i tak zatrzymać w tych warunkach. Nie mówiąc już o tym, że od 20-tego km jadę bez klocków z tyłu. Wszystko piszczy i słychać tarcie metalu o metal. Odpuszczam zjazdy, wolę dojechać cały niż się połamać i stracić zdrowie i resztę sezonu. Z kolegą z Obst jedziemy przez większość trasy razem (numer 122 – pozdrawiam :)). Jeszcze raz fika kozła na kamieniach jadąc za mną. Jest ostry, techniczny i kamienisty zjazd. Deszcz wymył niezłe wąwozy. Co raz krzyczę „UWAGA”. On też nie ma klocków i w którymś momencie nie chcąc mnie skasować leci w bok i robi OTB na kamieniach. Dogania mnie kilka kilometrów później. Na szczęście jest cały. Później gdzieś mi odchodzi, ja jadę z inną grupą. Dochodzę Wojtka z Mercedesa z kolegą z Augustowianki. Jadę z nimi przez chwilę lajtowo. Ale za bardzo lajtowo jak dla mnie i jeszcze przed Górą Jesionową przyspieszam. Na podjazd dojeżdżam pierwszy. Pierwsze metry idę na młynku. Ale im bardziej w górę tym bardziej skotłowany podjazd. Zryta ziemia, śliska glina. Nie da się jechać. Koło mi buksuje, zrywam przyczepność i padam na lewą stronę. Koniec podjazdu, zaczyna się podchodzenie. Jak się później okazuje, nikt tego dnia Jesionowej nie podjechał. W tamtym roku, na sucho i trochę inną trasówką nie było to dla mnie problemem. Ale w tą niedzielę okazało się niewykonalne. Podchodzę więc i zmachany przekraczam linię mety na szczycie.

podejście pod Jesionową© dater
Wynik słabiutki. Warunki straszne. Do z założenia najtrudniejszej trasy w cyklu dołożyła się jeszcze pogoda i wyszła niezła rzeźnia. Ale satysfakcja z przejechania tej rzeźni w całości i ukończenia wyścigu przeogromna :D

z ubłoconym przyjacielem© dater
Team dojechał w całości. Sasza tuż za podium w kategorii, Ola trzecia wśród kobiet. Ja 11 w kategorii, 33 w Open. Punktów tylko mało, straciłem bardzo dużo do zwycięzcy. Najniższa punktacja w tym sezonie. Jeszcze dwa wyścigi. Jak przejadę je do końca, wysiłek z Suwałk nie będzie się już liczył…
Kategoria ! > 050 km, Cube w trasie, Foto, GPS, BLU Team Refleks, Zawody
- DST 67.00km
- Teren 64.00km
- Czas 02:43
- VAVG 24.66km/h
- VMAX 44.90km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 189 ( 96%)
- HRavg 172 ( 87%)
- Kalorie 1981kcal
- Podjazdy 375m
- Sprzęt Cube Reaction GTC Team
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton Kresowy Narewka
Środa, 15 sierpnia 2012 · dodano: 19.08.2012 | Komentarze 1
Po nieudanych startach i dwóch pod rząd DNF-ach na Mazovii W Supraślu i Kresowych w Sokółce, miałem nadzieję, że przerwę czarną passę. I na szczęście udało się :DZapowiedzi pogodowe na ten dzień nie przedstawiały się optymistycznie. Co do warunków na trasie też nie można było mieć złudzeń. Tydzień deszczów i błotna masakra gotowa.
W drodze na miejsce przelotnie padało. Na miejscu też popadywało. Rozgrzewka na mokro. Decyzja, co do tego, w jakich ciuchach jechać, nie była prosta. Ostatecznie dół na krótko, góra na długo. I chyba było to optymalne rozwiązanie.
Po raz pierwszy udaje mi się stanąć na starcie w pierwszym, wyczytanym sektorze.

na starcie maratonu© dater
Start dzięki temu naprawdę poszedł dobrze. Jak ostatnio miałem tętna powyżej 190, to teraz pierwsze kilometry 175-180. Jadę i wiem, że może być dobrze :)
Jadę cały czas z Marcinem i kilkoma innymi zawodnikami. Cały czas ta sama grupa. I cały czas błoto, błoto, błoto. Marcin przede mną… pada. Ja na niego. Za kilometr ja padam, Marcin na mnie. Później kolega z Mercedesa ślizga się i ląduje twarzą w błocie. Ja za nim. I tak z kilka razy. Każdy z nas leżał. Każdy się utaplał w błotku.
Doganiamy jeszcze jedną grupę. Razem jest nas już kilkunastu. Tempo jest ostre. Jeszcze do tego ślisko, mokro. Deszcz pada, bluza przemoczona. Ale już nie zwracam na to uwagi. Po prostu jadę trzymając się grupy. I idzie mi dobrze aż do wyjazdy na długi prosty odcinek asfaltu. Jakieś małe zamieszanie na kilkadziesiąt metrów przed tym było. Ktoś się poślizgnął, musiałem stanąć, ruszyć z opóźnieniem. Wylatując na asfalt miałem 10 metrów straty. Później 20, 40, 50. Nie byłem w stanie dojść. Natomiast doszła mnie mała grupa, powstała z rozerwania tej większej przed asfaltem. Siadam na kole i jestem ujechany. Jedzie nas czwórka. I tak ciśniemy aż do końca, chociaż czuć, że nikt nie ma już powera. Finisz jak zwykle przegrywam, chociaż miałem chęć docisnąć. Na ostatnim metrze bierze mnie kolega z Augustowianki. Za mną Adam z Mercedesa.

zadowolony na mecie© dater
Podsumowanie: ubłocony, ale szczęśliwy :) Naprawdę dobra jazda, udało mi się przyjechać z grupą, która zawsze była dużo przede mną. A zostawiłem z tyłu wszystkich swoich największych rywali. Maraton niby płaski, niby prosty i szybki (w tamtym roku najszybszy w cyklu), ale okazało się jak warunki pogodowe mogą utrudnić zadanie.

ubłocony ale szczęścliwy© dater

błotko nawet w zębach :)© dater
Najlepsze miejsce w open w tym sezonie, szósty w kategorii, punkty też odzwierciedlają dobry czas :) Pnę się w generalce, ddę do przodu :D Sasza na podium, drugi w kategorii Elita Plus.

2 miejsce Saszy w kategorii Elita Plus© dater
Kategoria ! > 050 km, Cube w trasie, Foto, GPS, BLU Team Refleks, Zawody
- DST 108.30km
- Teren 3.00km
- Czas 03:27
- VAVG 31.39km/h
- VMAX 59.30km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 182 ( 92%)
- HRavg 162 ( 82%)
- Kalorie 2245kcal
- Podjazdy 585m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedzielne kręcenie
Niedziela, 12 sierpnia 2012 · dodano: 14.08.2012 | Komentarze 0
Z założenia spokojnie chciałem seteczkę pyknąć. Pogoda wreszcie miała byc jako taka, w każdym bądź razie bez deszczu. To co działo się pogodowo przez cały tydzień lepiej przemilczeć. Od wtorku nie kręciłem, więc głód drogi we mnie był :)Wyjeżdżam po 8-mej, jeszcze chłodno. Jakieś 13 stopni, więc jadę na długo. Maksymalnie ma być 18-ście, więc się nie ugotuję. Trasa na Zdroje, przez Brody do Jasionówki. Później Korycin, odcinek remontowanej drogi do Janowa. Masakra, jechałem tam w czerwcu, mam wrażenie że drogowcy nic nie nadgonili. Wakacje mieli?? Z Janowa na Sokółkę, ale nie przez Sokolany jak zwykle, tylko skracam na Trzciankę i przez Bogusze do Sokółki. Dalej standard przez Kamionkę na Straż i krajówką do Czarnej. Deszczu nie było, wiatr też nie przeszkadzał. Po drodze, koło Bilwinek minąłem grupę szosowców, pewnie z ustawki z Białego.

okolice Jasionówki© dater

pod Korycinem© dater

górki pod Janowem© dater
Kategoria ! > 100 km, Foto, GPS, Onix na szosie
- DST 83.40km
- Czas 02:29
- VAVG 33.58km/h
- VMAX 56.90km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 182 ( 92%)
- HRavg 152 ( 77%)
- Kalorie 1466kcal
- Podjazdy 270m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Ustawka spod Alfy
Wtorek, 7 sierpnia 2012 · dodano: 11.08.2012 | Komentarze 2
Moje pierwsze treningowe spotkanie na szosie. Szosowcy co wtorek spotykają się pod galerią Alfa żeby zrobić wspólne kilometry. Jakoś do tej pory nie miałem odwagi, czasu ani okazji żeby się z nimi śmignąć. Ale tym razem umawiamy się z Saszą i przed 19-sta jesteśmy pod Alfą. Zbiera się mocna ekipa, 8 ludzi. Jedziemy Mickiewicza na Krywlany, najpierw lekko, ale po przekroczeniu Ciołkowskiego jest już ogień. Zmiany po kilka minut i cały czas cztery dychy na liczniku. Jazda w grupie to jednak całkiem inna bajka. Zgodnie robimy zmiany, po kolei ciągnąc grupę. Jadąc z tyłu nie czuje się tego pociągu, ale wyjście na czoło to masakra. Ledwie wytrzymuje moje pierwsze trzy minuty na prowadzeniu.Jedziemy przez Stanisławowo, później na Hermanówkę, Juchnowiec i przez Zawyki na Suraż. Prowadzę jeszcze dwa razy wypruwając płuca. Przed Surażem GP zrywa nas wszystkich na górce... mocny jest chłop. Dojeżdzając do Białego robi się już ciemno. Jazda przez Niewodnicę i Klepacze to już czyste szaleństwo. Zaczyna się tasowanie, finisze na górkach, zrywanie na podjazdach. Ja oczywiście na końcu, ale utrzymuję tempo i koło :)
Do Klepackiej w Starosielcach średnia wychodzi prawie 38 km/h. Dzizas, zawsze się zastanawiałem jak można uzyskiwać takie średnie. Teraz już wiem :D Trasa od startu ostrego na Krywlanach do Starosielc to 64 km. Daliśmy ognia :)))
Powrót spokojnie i rozjazdowo. Średnia z całej trasy jak na jazdę po mieście, ddr-ach i stanie na światłach po prostu niewyobrażalna... wcześniej ;)
Kategoria ! > 050 km, GPS, Onix na szosie, BLU Team Refleks, Trening