Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dater z bazy wypadowej Czarna Białostocka. Przekręciłem na dwóch kołach 33225.50 kilometrów w tym 7698.22 w terenie. Kręcę z prędkością średnią 26.15 km/h i dociskam jeszcze bardziej :D
Więcej o mnie.

2014 button stats bikestats.pl 2013 2012 2011 2010 2009

Statystyki i osiągnięcia


Najdłuższy dystans: 342 km
Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m

Pogoda

+2
+
-3°
Czarna Bialostocka
Niedziela, 24
Poniedziałek + -3°
Wtorek + -5°
Środa + -2°
Czwartek + -2°
Piątek + -3°
Sobota + -3°

Linki


BTR2







hosting


Instagram

GPSies - Tracks for Vagabonds


Zalicz Gminę - Statystyka dla Dater


Opencaching PL - Statystyka dla Dater

Kontakt




Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dater.bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

! > 050 km

Dystans całkowity:12421.70 km (w terenie 4027.09 km; 32.42%)
Czas w ruchu:477:49
Średnia prędkość:26.00 km/h
Maksymalna prędkość:186.00 km/h
Suma podjazdów:95285 m
Maks. tętno maksymalne:197 (100 %)
Maks. tętno średnie:178 (90 %)
Suma kalorii:301141 kcal
Liczba aktywności:189
Średnio na aktywność:65.72 km i 2h 31m
Więcej statystyk

JZR + Sokółka

Czwartek, 18 kwietnia 2013 · dodano: 18.04.2013 | Komentarze 2

No i co ja zrobię, że nogi tak niosą :D
Ciepło, piękna pogoda. Po raz pierwszy od miesiąca i zgrupki w Hiszpanii w całości na krótko sobie jadę. Ale czad! :D
Po prawdzie miałem do Sokółki z wiatrem, może nie za dużym ale pomagał. Średnie obłędne, nigdy tak nie zapieprzałem. A odczucia wyśmienite. Końcówka już słabsza, z Sokółki na Kamionkę pod wiatr jakiś ostry. Później trochę lżej, ale nogi już świeże nie były. Za Lipiną w lesie lodu już na szosie nie ma, ale mokro bo leci ze śniegu na poboczach.
Czas do Czarnej 27:39, a średnia 38,9!!! Ja pierdziu :D
Odcinki:
Okrążenie Czas Czas okrążenia HR Max śr Min Dyst km/h
Po Białymstoku:
1. 0:23:20,1 0:23:20,1 168 183 154 105 11,959 31,0
Białystok - Czarna
2. 0:50:59,5 0:27:39,4 164 182 174 162 17,939 38,9
Czarna - Sokółka
3. 1:17:26,6 0:26:27,1 163 176 168 160 16,446 37,3
Po Sokółce
4. 1:34:54,6 0:17:28,0 166 170 151 117 8,737 30,0
Sokółka - Straż (przez Kamionkę i Lipinę)
5. 2:13:55,5 0:39:00,9 147 174 163 124 20,593 31,7
Straż - Czarna
6. 2:28:09,6 0:14:14,1 155 174 160 119 7,364 31,2
po Czarnej
7. 2:33:53,2 0:05:43,6 127 156 145 122 2,450 25,5



  • DST 85.80km
  • Czas 02:37
  • VAVG 32.79km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • HRmax 187 ( 95%)
  • HRavg 156 ( 79%)
  • Kalorie 1762kcal
  • Podjazdy 390m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niedzielna ustawka pod Sprintem

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · dodano: 14.04.2013 | Komentarze 10

Zbieramy się według planu ok. 10-tej. Oczywiście kwadrans akademicki obowiązuję, więc zbiórka się przeciąga. Zbiera się nas razem ok. 20-stu. Są chłopaki ze Sprintu (m.in. Kamil, Krzycho, Marek, Marcin i jeszcze z czterech) w przeważającej ilości oczywiście, ale także i Bartek z Kabmetu, Robert z PTRu i kupa innych zawodników znanych mi lepiej lub gorzej (najczęściej w widzenia). Dzwonię do Szaszki, który się zapowiadał i okazuje się, że sfrajerzył :/ A że "pogoda brzydka, chłodno i pada". W czasie całego treningu nie spadła na nas żadna kropla :P Co prawda rzeczywiście w porównaniu do dnia poprzedniego to brzydko, bez słońca i temperatura ledwo 5 stopni. Zestaw długi: spodnie, potówka, bluza+kamizelka, cieplejsze rękawice i czapeczka Horna pod kask zdała egzamin.
Po małych różnicach zdań co do kierunku ostatecznie pada na wschodni (bo tam musi być jakaś cywilizacja :P) i lecimy na Bobrowniki. Wiatr będzie pomagał, bo zachodni i południowo-zachodni. Około 16-20 km/h. Za to powrót będzie wmordewind :) Początkowo jeszcze spokojnie, ale już w Grabówce pierwsza selekcja. Do Wideł dociera nas już tylko szóstka. Tempo dość mocne, ale udaje mi się utrzymać. Chłopaki z przodu, czyli głównie Sprint: Kamil i Krzysiek a także Bartek z Kambetu ciągną i robią między sobą zmiany nie schodząc do tyłu naszego peletoniku. W którymś momencie nudzi mi się jazda w 3 strefie na końcu i przed podjazdem daję mocniej lewą stroną wychodząc na prowadzenie. Od razu tętno skacze mi powyżej progu do 184-185 uderzeń i ciągnę tak w 5-tej strefie przez prawie trzy kilometry. Daję zmianę i odpadam na sam koniec zgodnie z przykazaniami :D I tak szóstką kręcimy do Królowego Mostu. Tam prawie kilometrowy podjazd, dobre 6% (a może się mylę?). Do przodu wyskakuje Bartek z Kambetu. Reszta zwalnia, jestem za nimi, z opóźnieniem dociskam i skaczę za nim. Początkowo odrabiam szybko kilkanaście metrów różnicy, ale w połowie już różnica się nie zmniejsza. Na szczyt dojeżdżamy we dwójkę, reszta sporo za nami. Pytanie czy to ja jestem mocniejszy, czy reszta miała „inne założenia treningowe”? :P Bartek później stwierdził że widać u mnie moc w tym sezonie :D
Jedziemy sobie we dwójkę później spokojnie, reszta dogania nas dopiero po następnym podjeździe. Dojeżdżamy do Walił i czekamy na grupetto.
czekamy na grupetto - Waliły © dater

Tak się człowiek tym jechaniem zaabsorbował, że nawet okrążeń w Polarze nie włączałem więc średnią na podstawie danych tylko przybliżoną można wyciągnąć. Zdjęć też nie robiłem, za to Kamil strzelił jedno na fejsa :P
postój w Waliłach © dater

Średnią w Waliłach miałem prawie 36 km/h razem z dojazdem do Sprintu i przejazdem przez miasto. Automatyczne okrążenia w Sport Tracker (10 km) pokazują z Grabówki do Wideł 38 km/h, stamtąd pod Waliły po górkach prawie 37 km/h. A więc tempo dość mocne.
Z Walił na Michałowo ma być spokojniej, ale oczywiście szarpanie jest nadal. Dalej jestem w przedniej grupie i nie puszczam koła niezależnie do tego, kto szarpie. Jest dobrze :D Wiatr już przeszkadza, boczny i od czoła. Prędkość się zmniejsza, ale lżej nie jest. W Michałowie przerwa pod sklepem, wciągnięcie żela i batona i dalej na Zabłudów. Tam już wiatr daje się mocno wyznaki . Cała trasa sucha była, ale w Topolanach woda płynie z górki z pozostałości śniegu całą szerokością drogi i się ostro chlapiemy.
Od Zabłudowa spokojnie i w zasadzie już całą grupą. Wiatr w twarz i nikt się nie wyrywa specjalnie. W Białym każdy się rozjeżdża w swoją stronę i tak się kończy pierwszy dla mnie „sprintowy” grupowy trening tego sezonu.
Odczucia super :D Nie puściłem ani razu koła, Bartka pod Królowym Mostem prawie dogoniłem. Jeszcze mnie później podbudował swoim komentarzem na fejsie (dzięki :D ). Już nie tylko moje obiektywne odczucia, ale także subiektywne innych potwierdzają, że jest MOC! :D
A po powrocie do domciu pyszny regeneracyjny obiadek (żeberka w sosie (białko), kasza gryczana (węglowodany, witamina B1 i PP, żelazo, wapń, fosfor, magnez, potas) buraczki (witaminy C, B1, B9, mangan, żelazo – wszystko dobre dla krwi) – dziękuję skarbeczku! :D
No i na na deser jeszcze „piwny” wyścig, czyli emocje, które rozładowują potreningowe spięcie. Szczególnie gdy mamy przygotowany specjalny zestaw :D Amstel'a niestety nigdzie nie znalazłem, choć jedna dobra dusza mi już podpowiedziała, ze jest do kupienia w Piotrze i Pawle. No to wiem gdzie szukać na następny sezon :)
zestaw kibica "piwnego" wyścigu gotowy © dater

Kamil jeszcze wrzucił do youtuba krótki filmik na którym mam małe „mignięcie:” :)
&feature=youtu.be

W Amstel Gold Race Michał Kwiatkowski piąty po całym zamieszaniu na mecie. Początkowo podali, że to jego kolega z drużyny Meersman. Ale ostatecznie to Kwiato! Emocje więc były do końca a nawet po zakończeniu wyścigu (ach te komentarze i sprzeczne informacje na fejsie!)

No i jeszcze traska, wyglądała tak:


  • DST 58.40km
  • Czas 01:49
  • VAVG 32.15km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 182 ( 92%)
  • HRavg 165 ( 84%)
  • Kalorie 1339kcal
  • Podjazdy 330m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sokółka ... i poleciało na Malawicze :)

Sobota, 13 kwietnia 2013 · dodano: 13.04.2013 | Komentarze 1

W sobotę szybki powrót z roboty, wciągniecie dwóch pasztecików (mniam, mniam :D ), chwila przygotowań i wskakuję na Onixa. Ciepło, ok. 16stu stopni, więc dół ubieram po raz pierwszy w tym roku (w Polsce :P) na krótko. Góra tylko potówka i długa bluza. Bez wkładek, grubych skarpet, ocieplaczy na nogach, lżejsze rękawiczki, czapeczka pod kaskiem. Przyszła wiosna! :D
Miałem plan polecieć na Zdroje leciutko. Ale mała dyskusja ze znajomym, który dziś tam pojechał mnie od tego odwodzi. Po prostu droga mokra, śnieg się z poboczy leje, do tego ser szwajcarski koło Zalewu (czego sam już doświadczyłem). Zaczepiam wracając z Białego samochodem drogę na Zalew i jeśli chodzi o warunki wszytsko się potwierdza. Nie chce mi się znów Onixa godzinę pucować. Wybieram więc krajówkę na Sokółkę. Wolę jechać sucho wśród samochodów, niż znów być uwalonym po pachy. A że sobota, to nie było źle. Jakoś w ogóle wyzbyłem się strachu czy rezerwy do jazdy szosą wśród tirów :D Przestały mi przeszkadzać :P
Przed 16-stą wyruszam. Droga prawie pusta, słoneczko przygrzewa, słaby wiaterek trochę popycha od południowego zachodu. Z założenia miało być leciutko, gównie w trzeciej strefie, rozjazdowo i nie za długo. No, ale co ja zrobię, że nogi same niosą. To jak przeskakiwało mi się góreczki na Sokółkę to bajeczka :D I nawet jak w 4 strefę wchodziłem, to po prostu mnie niosło. I poniosło aż za Sokółkę na Malawicze. Średnia noszenia z Czarnej do Sokółki 34,8 km/h przy HRAvg 171 (odcinek prawie 16 km) :D
Po drodze przed Sokółką dobre 8 km już stały tiry w kolejce do przejścia na Kuźnicę. A do Kużnicy jeszcze kilkanaście kilometrów z Sokółki. Dzizas, Ci to mają robotę. Kolejka paradoksalnie w jeździe pomaga. Wszyscy stoją, nikt nie wyprzedza, nie ciśnie się, cała droga moja. I kibiców miałem sporo na poboczach: dawaj, dawaj!!! :D
W Malawiczach do „ronda” :P …
"rondo" w Malawiczach :P © dater

… nawrotka i z powrotem na Sokółkę. Mogłem na Bohoniki odbić, ale nie byłem pewien czy cała droga jest asfaltowa. Coś mam wrażenie, że kawałek do Sokółki to szutrówka. Muszę sprawdzić, żeby sobie pyknąc następnym razem dla urozmaicenia.
Malawicze - droga na Bohoniki © dater

W Sokółce koło Barteru stanąłem, wciągnąłem żela i batonika bo już mnie ssało. Drugi postój w Straży, żeby zrobić kilka zdjęć rozlewiska Sokołdy w tym miejscu.
Straż - rozlewiska na Sokołdzie © dater

Woda podchodzi aż pod pierwsze domy w Straży.
Sokołda - woda podchodzi pod domy © dater


Sokołda - wiosenne rozlewisko © dater


Onix na moście © dater


po drugiej stronie szosy © dater

Powrót już wolniejszy i spokojniejszy, dodatkowo wiatr już przeszkadzał. Ale i tak odczuciami jestem pozytywnie zaskoczony. Nie cisnąłem specjalnie mocno, tętno 3-4 strefa, tylko kilka pików na minutę łącznie w 5a na progu mleczanowym (180-183), a średnia jak na samotną jazdę kosmiczna, przy w gruncie rzeczy niewysokim tętnie. Takie średnie to miałem w szczycie sezonu zeszłego. Naprawdę jest moc :D Siedzę sobie teraz, piszę i świeżutki jestem na jutrzejszą ustawkę pod Sprintem.

Odcinki:
Okrążenie Czas Czas okrążenia HR Max śr Min Dyst km/h
Rozgrzewka
1. 0:05:27,5 0:05:27,5 158 164 148 103 2,424 26,6
Czarna – Sokółka:
2. 0:32:49,9 0:27:22,4 162 182 171 158 15,896 34,8
Sokółka – Malawicze – Sokółka:
3. 1:12:17,1 0:39:27,2 170 178 164 121 21,370 32,6
Sokółka - Czarna
4. 1:42:56,1 0:30:39,0 157 180 168 118 16,279 31,9
Rozjazd:
5. 1:48:39,5 0:05:43,4 127 161 147 125 2,426 25,4

Kadencja średnia: 94

EDIT: Aaaaa... i pierwszy tysiączek w tym sezonie pyknięty :)))



  • DST 60.30km
  • Czas 02:10
  • VAVG 27.83km/h
  • VMAX 49.20km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • HRmax 177 ( 90%)
  • HRavg 155 ( 79%)
  • Kalorie 1441kcal
  • Podjazdy 390m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

JZR + Oleszkowo

Wtorek, 9 kwietnia 2013 · dodano: 09.04.2013 | Komentarze 0

Z roboty wyjazd tuz przed 17-stą. Założenie żeby zrobić więcej kilometrów i spokojniej niż rano. Trochę cieplej, bo jakieś 3-4 stopnie. Oczywiście o wiele bardziej mokro niż o poranku,śnieg cały czas płynie po ulicach i chodnikach. A DDRy nadal zaśnieżone i głównie nieprzejezdne :/ No ale ma się błotniki. I niech mi nikt nie mówi, że to trzepactwo. To lepiej mieć mokrą i zdartą dupę??
Z Białego do Czarnej ciężej niż rano, ale też i bez takiego szarpania. Założenie to więcej czasu w strefie 2 i 3. No ale i wiatr w twarz, szczególnie na obwodnicy Wasilkowa. Wiało ze wschodu jakieś 15-18 km/h w porywach ponad 20 km/h. Hamowało dość skutecznie. Na odcinku „testowym” na powrocie:
Czas: 34:21
Pr. Średnia: 29,9 km/h
HRAvg: 165
Podjazd: 121
CADAvg: 93
Tak się dobrze jechało że pyknąłem sobie jeszcze traskę na Zdroje. Taki rekonesans standardowej trasy treningowej. Dziur w asfalcie dwa razy więcej niż jesienią. Na dojeździe do Zalewu taki ser szwajcarski, że nie da się wyminąć, skakałem kilka razy. Masakra :( Jak tak dalej pójdzie to jeszcze jedna zima i asfaltu w ogóle nie będzie (a na pewno będzie go mniej niż dziur). Mimo założenia, że jadę lekko, to nie mogłem się powstrzymać żeby docisnąć trochę na SOT1. Jak na brak dociskania i początek sezonu to wynik całkiem niezły:
Czas: 11:03
Pr. Średnia: 30,4
HRAvg: 160
Podjazd: 37
CADAvg: 90
Zdziwko w lesie przed Kosmatym Borkiem. Leżą na środku drogi jeszcze łachy śniegu głębokie. Reszta drogi już bezproblemowo przejezdna i czysta. Ale ogólnie śniegu dookoła jak w środku zimy.
za Niemczynem © dater

przed Oleszkowem © dater

Przed domem dupnałem po raz pierwszy od niepamiętnych czasów. Założyłem nowe bloki do butów i hamując przed bramką, gdzie wcześniej musiałem przeskoczyć błoto, zabrakło tego ułamka sekundy do wypięcia. Ciężej nowe bloki chodzą przy wypinaniu i była gleba. Biodro zbite, barkiem wylądowałem w zaspie. Do czegoś się śnieg w kwietniu jednak przydaje :D
A jak test błotników? Generalnie się sprawdzają. Niestety nie udało mi się zamocować jednego kluczowego elementu pomiędzy rurą podsiodłową a oponą. Kombinowałem wczoraj, przycinałem, naciągałem a miejsca na tyle mało, że opona ocierała. Więc zrezygnowałem. Zadek suchy, nogi też, strój czysty. Onix o wiele czystszy niż dzień wcześniej (szczególnie z przodu), ale niestety tylne widełki, przednia przerzutka i okolice uwalone. Coś jednak muszę wykombinować, bo to połowiczne rozwiązanie. Znów prawie godzinę czyściłem bestię ;)
Fajny dzionek – dwa treningi, razem ponad 9 dyszek i 3h w siodle. Jakby się udało choć raz w ciągu tygodnia roboty taką sekwencję powtarzać to byłoby super :)
Onix z błotnikami © dater


  • DST 90.40km
  • Czas 03:17
  • VAVG 27.53km/h
  • VMAX 69.80km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 172 ( 87%)
  • HRavg 144 ( 73%)
  • Kalorie 2169kcal
  • Podjazdy 1265m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Calpe, etap 8: przez "B" na "M" w stronę "C" :)))

Sobota, 16 marca 2013 · dodano: 26.03.2013 | Komentarze 1

Etap 8 naszego Vuelta a Calpe to już jazda po znanych wcześniej nam drogach. Chociaż Dominik zapodał nazwy kilku nowych miejscowości kodując nazwy :)
Pogoda się popsuła, nie było już takiego słońca i ciepła jak dzień wcześniej. Grupa już przerzedzona, w piątek skończył się turnus, została tylko nasza czwórka plus Artur z Dominikiem. Wojtek po wczorajszych ściankach na Bernię postanawia odpocząć. Jedziemy więc tylko w piatkę.
Najpierw Moraira, później na Benitaxtell i zaliczamy podjazd, na którym pierwszego dnia zdychałem. Wtedy dla mnie była to mega wspinaczka, mało płuc nie wyplułem. Teraz wskoczyłem na odpowiedniej kadencji, bez przepychania i pewnie z tętnem o dobre dziesięć uderzeń niższym. Na tym podjeździe zobaczyłem co mi dało te kilka dni zgrupki w górach :)
Dalej jedziemy na Teuladę, Gata de Gorgos i przez Pedreguer do Alcalali. Tam robimy przerwę na kawę.
okolice Alcalali © dater

coffebreak w Alcalali © dater

czifo :D © dater

Tutaj udaje mi się wreszcie zaliczyć świetne tiramisu :D
Dalej przez Percent na „M” przez „B” w stronę „C”. Tak to nakreslił nam Dominik nie pamiętając nazw miejscowości. Na mapie wyszło: na Murla przez Benigembla w stronę Campell. Trzy razy sprawdzałem jak się pisze to na „B” :D
Za Murla trafiamy na boczne drogi, nie najlepszej a wręcz polskiej (podłej) jakości i kilka ścianek po 20%. W Campell, ładnie położonej miejscowości, robimy przerwę na zdjęcia.
Campell © dater

Onix w górach © dater

okolice Murla © dater

Wracamy przez Orba, znów Alcalali, Xalo na Benissę. Stamtąd znów zjazd ekspresówką do Calpe. Na liczniku momentami pod 70 km/h :)



  • DST 94.70km
  • Czas 03:50
  • VAVG 24.70km/h
  • VMAX 61.80km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 174 ( 88%)
  • HRavg 148 ( 75%)
  • Kalorie 2658kcal
  • Podjazdy 1725m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Calpe, etap 5. Dwa podjazdy po raz drugi.

Środa, 13 marca 2013 · dodano: 17.03.2013 | Komentarze 1

Po dniu regeneracyjnym noga całkiem świeża, więc plan zakładał dwa podjazdy na raz w etapie piątym :)
Oczywiście dzień zaczyna się standardowo. Lekkie śniadanko, rozruch, później właściwe śniadanko i spotkanie na bulwarze.
poranek pod "skałą" © dater

Wyjeżdżamy niewielką grupką: Ja, Sasza, Krzysztof i z TWW Grzegorz z Krzysztofem. Najpierw pod wiatr trasą na Benidorm, zjazd na Callosa.
w okolicach Callosa © dater

droga na Callosa © dater

góry dookoła © dater

Od Callosa zaczyna się większe hopy, a właściwy podjazd pod Guadalest ma jakieś 7 km.
podjazd pod Guadalest © dater

na podjeździe © dater

najczęstszy widok - Saszy łydy :D © dater

Sasza na podjeździe pod Guadalest © dater

lansu dzień następny - Radar Lock'i na nosie :D © dater

w tle El Castell de Guadalest © dater

Zasiadamy w tej samej knajpce co ostatnio, obowiązkowe cofe con leche z batonikami wciągnięte. Po kwadransie zjeżdżamy.
zjazd do Callosa © dater

Onix w górach © dater

Onix z właścicielem w górach :P © dater

W Callosa na rondzie odbijamy w lewo i ruszamy na drugi podjazd tego dnia – na przełęcz Coll de Rates. Jechaliśmy tam pierwszego dnia, ale od drugiej strony od Percent.
jedziemy na Coll de Rates © dater

chłopaki cisną :D © dater

podjazd © dater

w drodze... © dater

... co ja tańczę?? :D © dater

kozica górska :D © dater

ciśniemy ten podjazd © dater

ciśniemy z zadowoleniem na twarzach :) © dater

Podjazd ma 16 kilometrów. Tętno gdzieś w 4 strefie, cały czas ok. 165 uderzeń, kręci się dobrze :) Jedziemy swoim tempem, nikt nie pogania, nie trzeba gonić.
już prawie na przęłęczy © dater

Zaczynają dookoła nas chodzić ciężkie chmury. Cały dzień tak sobie to wyglądało, silny wiatr, chłodno. Teraz tuż przed samą przełęczą sypnęło nam śniegiem :)
z tej chmury sypnęło śniegiem © dater

Na przełęczy mijamy Szymona, który podjeżdżał ja z drugiej strony. Stajemy na obowiązkowe zdjęcia.
Coll de Rates po raz drugi!!! © dater

widok z przęłęczy 1 © dater

widok z przełęczy 2 © dater

widok z przełęczy 3 © dater

Zjazd do Percent w podmuchach zimnego wiatru, trochę kropi. Na dole siadamy w kawiarni na kawie żeby się ogrzać. Jeszcze tak tu nie zmarzłem :D
Powrót przez Xalo i Bennisę trasą „krajową” z szerokimi poboczami. Momentami na liczniku ponad 60 km/h :D


  • DST 71.10km
  • Czas 02:34
  • VAVG 27.70km/h
  • VMAX 79.20km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 180 ( 91%)
  • HRavg 156 ( 79%)
  • Kalorie 1945kcal
  • Podjazdy 1120m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Calpe, etap 3, podjazd pod El Castell de Guadalest i szaleńczy zjazd do Altea

Poniedziałek, 11 marca 2013 · dodano: 15.03.2013 | Komentarze 2

Po dwóch dniach jeżdżenia organizm trochę się zbuntował. Pomimo zmęczenia w nocy spać nie mogłem. Walałem się gdzieś do drugiej, przysnąłem pewnie na jakieś trzy godzinki, nie więcej. Obudziłem się o piątej i już spać nie mogłem. Od szóstej już krzątałem się po pokoju. Przed siódmą zaczęło się robić widno. Nie zastanawiając się za długo wziąłem aparat do ręki i powędrowałem na bulwar porobić trochę zdjęć wschodu słońca. Opłacało się :) Wschód przepiękny, malowniczy, miałem odlot :D
Calpe, wschód słońca © dater

Calpe, siódma rano © dater

Penon de Ifach w promieniach wschodzącego słońca © dater

słoneczko... © dater

ach... © dater

słoneczko... © dater

Hipocampos w promieniach słońca © dater

nadmorski bulwar © dater

zachwyt © dater

Wróciłem przed ósma, akurat żeby wybrać się na codzienny, poranny rozruch. Później oczywiście śniadanko, przygotowania i przed jedenastą na dół na zbiórkę.
poczekalnia :) © dater

Dziś znów plan na zrobienie gór. Jedziemy podjazd pod El Castell de Guadalest. Dołącza do nas grupa Grzesia Golonko z hotelu obok. Więc jest nas dziś więcej :)
Najpierw szosą na Benidorm, ciągły ogień, zmiany do kilka kilosów. Zjazd na Callosę, tam pierwsze hopki, krótkie podjazdy. Za Callosa coraz ciężej, aż zaczyna się na 27 kilometrze właściwy, siedmio kilometrowy podjazd pod Guadalest. Grupa dzieli się na tą przednią, szybszą i tą z tyłu, w której my jesteśmy :) Oczywiście z przodu Dominik (aka Kozica Górska :), Szymon, mocne chłopaki od Golonki. Z nami zostaje Grzegorz i kilku z jego grupy. Wjeżdżamy na dużej kadencji, ale nie za mocno, gadamy pod drodze. Cały podjazd trwał 24 minuty. Kręcenie na wysokiej kadencji, tętno cały czas ok. 170. Sił starczyło do końca :)
Guadalest © dater

skała - Guadalest © dater

po drugiej stronie © dater

W Guadalest oczywiście sesja zdjęciowa i przerwa na kawę. Dorzuciłem do kawki pysznego jabłecznika.
piknik... coffebreak pod wiszącą skałą :) © dater

Guadalest - przerwa na kawkę © dater

Z Guadalest podjeżdżamy jeszcze 2,5 kilometra wyżej po ściankach, które mają ponad 20%. Krótkie, sztywne, wymagające stania na pedałach. Jestesmy na 735 metrach i stąd zaczyna się zjazd nad samo morze. Prawie cały czas w dół, jak podjazd to krótka hopka. Trasa szeroka, z poboczami, łagodne zakręty. Można rozwijać więc szalone prędkości, chociaż rozum sam wciska klamki hamulców. Czasami lukam na licznik, 60… 70 km/h… uchhh. Strach patrzeć :) Lepiej trzymać się drogi. Zakręt w prawo, zakręt w lewo, prosta, dociskanie, dohamowanie, znów w lewo, łagodne przejście w prawo, dociśnięcie, przyhamowanie, wyjście… i tak 20 kilometrów :) Maksymalna prędkość zanotowana 79,2 km/h. Szaleństwo! Były tylko dwa ostrzejsze zakręty, ale na jednym aż się gorąco mi zrobiło. Jechałem za Saszą, odstęp dobre 10 metrów przy takiej prędkości. Mamy na liczniku pewnie z 70 kilosów. Prosta, widzę ograniczenie prędkości przed zbliżającym się zakrętem. Delikatnie dohamowuję, widzę następne ograniczenie 40, dociskam klamki jeszcze bardziej. A Sasza mi się oddala, widzę że ma prędkość za wysoką, krzyczę: „hamujjjj, ku……waaaaa”. Dopiero teraz dociska klamki, jedno machnięcie rowerem, uślizg tylnego koła, drugie machnięcie, barierka zakrętu coraz bliżej, a on dalej prosto. Jeszcze raz machnięcie, ale udaje mu się wybronić. Wpada na pas boczny, prawie ociera się o barierkę, ale łapie właściwy tor i wraca na drogę. Ufff, goraco było, prawie się posrałem ze strachu :)
Dalej Sasza już bardziej ostrożnie i za mną jechał :)
W Altea docieramy do morza i wpadamy na nadmorskę trasę Benidorm – Calpe.
w drodze do Calpe © dater

szosa na Benidorm © dater

przed Calpe, widac w tle Penon de Ifach © dater

Po prawie trzech godzinkach wracamy na bazę. Obiad na piatym piętrze i zaliczamy basen. W zasadzie wielkie jakuzzi, sporo dysz do masaży, bąbelków itd. Moczymy się ponad godzinę :D
na basenie © dater

jest OK!!! © dater

Podsumowanie dnia: wysoko a później szybko. Tak szybko i długo to jeszcze nie zjeżdżałem :D Noga jeszcze świeżą, dobrze kręciła na podjeździe. Dnia następnego, po trzech dniach jazdy zaplanowany dzień luźniejszy, bardziej regeneracyjny i odpoczynkowy.


  • DST 93.80km
  • Czas 03:28
  • VAVG 27.06km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 190 ( 96%)
  • HRavg 157 ( 80%)
  • Kalorie 2657kcal
  • Podjazdy 1470m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Calpe, etap 1, podjazd pod Col de Rates

Sobota, 9 marca 2013 · dodano: 12.03.2013 | Komentarze 2

W sobotę zaczynamy robić to po co tu przyjechaliśmy… czyli trenujemy :)
Poranek piękny, wstaje słońce, ciepełko, czuć pozytywne wibracje :D
Calpe - wschód słońca © dater

góry... © dater

jest ok :) © dater

Na pierwszy rzut góry i podjazd pod Col de Rates. My zieloni, nie wiemy co to oznacza. Ale zapaleni więc o 11-stej zbieramy się z całą grupą przed Hipocampos na bulwarze.
zbieramy się do wyjazdu © dater

Obowiązkowe zdjęcie ze skałą Penon de Ifach w tle być musi :)
jest jeszcze bardziej ok :D © dater

Najpierw jedziemy nadmorską trasą w kierunku Moriaira, tak samo jak na rozjeździe dnia poprzedniego. Stamtąd odbicie na Benitaxtell i pierwsza selekcja na podjeździe.
na trasie - Benitatxell © dater

Później dalej w górę, aż do Percent, gdzie zaczyna się właściwy, 9-cio kilometrowy podjazd na Col de Rates.
Lliber - po podjeździe z Gata de Gorgos © dater

gdzieś na trasie 1 © dater

gdzieś na trasie 2 © dater

Lliber - na rozstajach © dater

jedziemy na Col de Rates! © dater

Nie ma jakiś może spektakularnych ścianek, maks może 10-12%, w miarę równo, ale długość i brak naszego „górskiego” przygotowania daje w kość :D Serpentynki wydają się ciągnąć w nieskończoność, a chłopaki cykają nam fotki :)
ciśnemy z Saszą pod górę © dater

kręcimy dalej © dater

... i kręcimy... © dater

ciągle na podjeździe © dater

jest ciężko... © dater

... jest i zadowolenie © dater

Ostatecznie, jakby inaczej, wjechaliśmy :) Przełęcz zdobyta!
Col de Rates zdobyte :) © dater

na przełęczy © dater

widok z przełęczy © dater

<a href="http://photo.bikestats.eu/zdjecie,358430,po-drugiej-stronie.html" title="po drugiej stronie"><img src="http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,358430,20130312,po-drugiej-stronie.jpg" width="600" height="450" alt="po drugiej stronie"/></a>
widok na góry © dater

Z Col de Rates jedziemy w dół. Serpentyny, zakręty, ale suchy równy asfalt więc dajemy w kolumnie na maksa. Zatrzymujemy się w Tarbenie na ceffebreak’a.
coffebreak w Tarbenie © dater

postój w Tarbenie © dater

kawiarnia © dater

Z Tarbeny następne 20 km zjazdu przeplatanego krótkimi, sztywnymi hopkami.
na powrocie - blisko Calpe © dater

Po 96 kilometrach wracamy do Calpe. Pierwszy górski etap zakończony. Nie było łatwo, ale zadowolony jestem. Daję radę na podjazdach, kręcę z Saszą lub tuż za nim, nie ma efektu podobnego jak w tamtym roku, że nie daję mu rady utrzymać koła. Jest pozytyw i widzę efekt przepracowanej zimy :D
Wieczorkiem idziemy w Calpe do restauracji na kolację. Hiszpańska paela i winko :)
wieczorna kolacja © dater



  • DST 59.20km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:08
  • VAVG 27.75km/h
  • VMAX 49.10km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • HRmax 179 ( 91%)
  • HRavg 159 ( 81%)
  • Kalorie 1353kcal
  • Podjazdy 370m
  • Sprzęt Orbea Onix
  • Aktywność Jazda na rowerze

Spokojnie na Janów

Sobota, 13 października 2012 · dodano: 14.10.2012 | Komentarze 0

Cały tydzień pogodowo nie nadawał się do jazdy. Nie mówiąc już o tym, że czasu brak, szybko ciemno i motywacji do jazdy brak. Prognozy na weekend takie sobie, ale głód jeżdżenia jest na tyle duży, że w sobotę jednak jadę. Postanawiam zrobić trochę więcej kilometrów. Nie za ciepło, jakieś 8 stopni. Ciężkę chmury, więc biorę deszczówkę na wszelki wypadek. Wyruszam przed 11-stą. Przez CWK na Jezierzysk i Zdroje. Później Sitkowo i tam zaczyna kropić. Na szczęście jak ksiądz kropidłem i przed Janowem przestaje. Tam nawrotka i z powrotem. Powrót pod wiatr więc ciężko. I gdzieś pod Teolinem zaczyna mocniej padać. Więc deszczówka tego dnia się przydaje.
z Białousów na Sitkowo © dater

Na szczęście nie rozpadało się na dobre tego dnia i wróciłem suchy.