Info

Więcej o mnie.
Statystyki i osiągnięcia
Najdłuższy dystans: 342 km Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m
Podsumowania wydarzeń
Calpe - zgrupka marzec 2014
Sycylia - sierpień 2013
Polańczyk - lipiec 2013
Calpe - zgrupka marzec 2013
Opatija - czerwiec 2010
sezon 2013
sezon 2012 sezon 2011
sezon 2010
Moje rowery
Pogoda
Poniedziałek | +2° | -3° | |
Wtorek | +3° | -5° | |
Środa | +4° | -2° | |
Czwartek | +5° | -2° | |
Piątek | +4° | -3° | |
Sobota | +4° | -3° |
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2014, Wrzesień18 - 5
- 2014, Sierpień21 - 1
- 2014, Lipiec26 - 5
- 2014, Czerwiec26 - 0
- 2014, Maj24 - 4
- 2014, Kwiecień25 - 9
- 2014, Marzec24 - 15
- 2014, Luty4 - 6
- 2014, Styczeń4 - 9
- 2013, Grudzień7 - 14
- 2013, Listopad6 - 12
- 2013, Październik16 - 5
- 2013, Wrzesień23 - 14
- 2013, Sierpień25 - 5
- 2013, Lipiec25 - 3
- 2013, Czerwiec27 - 11
- 2013, Maj26 - 9
- 2013, Kwiecień22 - 20
- 2013, Marzec13 - 24
- 2013, Luty5 - 7
- 2013, Styczeń3 - 4
- 2012, Grudzień7 - 10
- 2012, Listopad5 - 1
- 2012, Październik5 - 1
- 2012, Wrzesień15 - 5
- 2012, Sierpień18 - 11
- 2012, Lipiec22 - 9
- 2012, Czerwiec24 - 8
- 2012, Maj25 - 9
- 2012, Kwiecień14 - 3
- 2012, Marzec4 - 2
- 2012, Styczeń2 - 0
- 2011, Październik4 - 0
- 2011, Wrzesień9 - 0
- 2011, Sierpień12 - 1
- 2011, Lipiec17 - 2
- 2011, Czerwiec17 - 2
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień12 - 0
- 2011, Marzec9 - 3
- 2011, Luty1 - 0
- 2011, Styczeń2 - 3
- 2010, Grudzień1 - 0
- 2010, Październik12 - 1
- 2010, Wrzesień14 - 9
- 2010, Sierpień24 - 3
- 2010, Lipiec23 - 8
- 2010, Czerwiec18 - 17
- 2010, Maj21 - 6
- 2010, Kwiecień12 - 1
- 2010, Marzec2 - 0
- 2010, Styczeń1 - 0
- 2009, Listopad1 - 0
- 2009, Październik1 - 0
- 2009, Wrzesień10 - 4
- 2009, Sierpień23 - 5
- 2009, Lipiec24 - 1
- 2009, Czerwiec16 - 0
- 2009, Maj15 - 0
- 2009, Kwiecień11 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
! > 050 km
Dystans całkowity: | 12421.70 km (w terenie 4027.09 km; 32.42%) |
Czas w ruchu: | 477:49 |
Średnia prędkość: | 26.00 km/h |
Maksymalna prędkość: | 186.00 km/h |
Suma podjazdów: | 95285 m |
Maks. tętno maksymalne: | 197 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 178 (90 %) |
Suma kalorii: | 301141 kcal |
Liczba aktywności: | 189 |
Średnio na aktywność: | 65.72 km i 2h 31m |
Więcej statystyk |
- DST 55.14km
- Czas 01:46
- VAVG 31.21km/h
- VMAX 51.80km/h
- Temperatura 26.0°C
- HRmax 179 ( 91%)
- HRavg 161 ( 82%)
- Kalorie 1152kcal
- Podjazdy 315m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Zaczynam się wkręcać…
Niedziela, 11 lipca 2010 · dodano: 12.07.2010 | Komentarze 0
… na co raz wyższe obroty. Postanawiam wieczorkiem wyskoczyć na średnią rundę, tak około 50 km. Po wczorajszej życiówce obawiam się trochę zmęczenia. A tu pełne zaskoczenie, noga podaje aż miło, nie czuję żadnej ciężkości, wręcz bym powiedział że fantastycznie się kręci. Wyjeżdżam specjalnie później, bo w ciągu dnia żar się leje z nieba. Jest prawie 18:30, słońce jest już niżej i z dziennego ponad 30 stopni temperatura spada o kilka stopni. Jadę w kierunku na Baranowo, Kosewo i w Probarku skręcam w lewo na Piecki. Tereny przepiękne, jeziora, wzdłuż drogi drzewa które dają cień. Cały czas góra-dół-góra-dół i serpentynki. Jedzie się naprawdę świetnie. Nie wiem co jest z nogami, ale jestem w fazie jakiejś hiper-super-kompensacji :) Momentami jestem zdziwiony jak gładko idą podjazdy i jaką ciągła prędkość utrzymuję. Dojeżdżam do Piecek i stamtąd już na Uktę. Droga też przeważnie wśród drzew, cały czas dociskam a nogi odpowiadają pozytywnie. Przed Uktą na podjeździe mijam bikera z sakwami. Przeskakuję go w takim tempie jakby stał :)Z Ukty na Mikołajki. Wczoraj jechałem tędy na zakończenie życiówki i wydawało mi się że naprawdę świetnie się jechało. Ale teraz… tak jakbym nie po górkach jechał. Cały prawie czas twarde przełożenia i tylko przeskakiwanie hopek. Tylko kilka największych i najdłuższych podjazdów wymaga ode mnie redukcji na małą tarczę z przodu. Z Mikołajek droga w pełnym, zachodzącym słońcu.
Kategoria ! > 050 km, GPS, Onix na szosie, Trening, w Polskę
- DST 82.00km
- Czas 02:55
- VAVG 28.11km/h
- VMAX 53.60km/h
- Temperatura 28.0°C
- HRmax 187 ( 95%)
- HRavg 162 ( 82%)
- Kalorie 1967kcal
- Podjazdy 560m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Pierwsza krew
Czwartek, 8 lipca 2010 · dodano: 08.07.2010 | Komentarze 0
Plan na dzień dzisiejszy był prosty: rano do roboty, a z roboty powrót na około przez Supraśl i Krynki. Razem dobre ponad 100 km Ale plan szybko uległ zmianie... bo polała się pierwsza krew. Szosa to jednak narowiste bydlę i trzeba się uczyć pokory. Dziś otrzymałem pierwsza, szybką lekcję. Jakieś pięć kilometrów za Czarną, na zjeździe, na prostej drodze wyciąłem niesamowity numer. Sekwencji dokładnie nie pamiętam, to wszystko trwało sekundę. Mam zjazd, prościutki odcinek... niestety nawierzchnia nie najlepsza. Nie patrzyłem wystarczająco do przodu, przy ok 40 km/h zmieniam uchwyt z górnego na dolny i w tym samym momencie koło wpada mi w podłużne pękniecie nawierzchni. Przednie koło ucieka na prawo, poza asfalt. Pech chciał że w tym momencie nie ma pobocza, asfaltu nalane kilka warstw i uskok dobre 20 cm. Koło ześlizguje się i cały rower kładzie się na lewa stronę, a ja razem z nim. Całe szczęście akurat droga była pusta... mogło się to źle skończyć. Kładę się więc z Onix'em na szosę i sunę tak z dobre pięć metrów zanim wytracam szybkość. Wow... Adrenalina uderza do łba, zbieram się szybko na pobocze. Pierwszy ogląd sytuacji: obdarte kolano, łokieć, biodro boli pod spodenkami obite. Spodenki też nie najlepiej wyglądają. Koszulka obdarta na ramieniu, przetarty lewy but. Rower cały, tylko drobne uszkodzenia: przetarta owijka, manetka, zacisk tylnego koła no i lewy pedał. Cholera jasna... kapeć. Po raz pierwszy w życiu łapię na rowerze gumę i zabieram się do wymiany dętki. Trochę to nieporadnie idzie jak na pierwszy raz, ale daje rade. Obolały wsiadam i sprawdzam czy wszystko gra... na szczęście żadnych poważnych uszkodzeń nie ma.Jadę więc w dalszą drogę. I taka mam pierwszą naukę pokory. Dobrze że teraz, na samym początku. Dobrze że bez większych strat i kończy się to wszystko w miarę dobrze. Wiem już jak boli asfalt i jego szlifowanie :)
Po drodze w Wasilkowie zajeżdżam na stację przemyć rany, a obsługa daje mi coś do dezynfekcji. Do roboty dojeżdżam w 55 minut.
Po robocie najpierw do Peletonu - pochwalić się Jackowi obiecałem. Samo cmokanie... Oglądamy rower i uszkodzenia doświadczonym okiem. Dokupuję kilka rzeczy. Opona przednia nie wygląda najlepiej. Jacek radzi mi zajechać jednak do Darka do Mistrala żeby na to wszystko popatrzył. No więc jeszcze runda na Bema. Darek... mina wykrzywiona na to wszystko... no comments. Trzy dni i rower wygląda jak weteran :) Podejmujemy decyzję wymiany opony, jednak nie wygląda najlepiej. Plus cały przegląd na wszelki wypadek robimy.
Późno jest, ale wyjeżdżam na kierunek Supraśl... i łapię druga gumę. Nagle psssi... i przód siedzi. Nowa opona... co za cholera. Tak jakby po prostu pękła. No więc drugi raz w życiu i drugi raz tego samego dnia zmieniam dętkę :) Co za dzień. Ale dojeżdżam do Supraśla. Jestem jednak trochę obolały i już ostro spóźniony. Postanawiam, że jednak nie ma sensu na Krynki jechać, zjeżdżam więc nad Zalew żeby trochę odpocząć i zebrać siły. Tam robię małą sesję fotograficzną dla Onix'a :)

Onix nad Zalewem w Supraślu© dater
A jedna dobra duszyczka robi też kilka zdjęć dla mnie :)

Supraśl - nad zalewem© dater
No więc postanawiam jednak wracać przez Nowodworce i Wasilków do Czarnej. Trochę obolały ale szczęśliwy podziwiam widoki, które przede mną się rozpościerają. Naprawdę cuda natury zapierają dech w piersiach ;)
W domu Oliwka widząc moje "kuki" zadaje tysiące pytań... i to cały czas tych samych :)
Kategoria ! > 050 km, Onix na szosie
- DST 59.60km
- Teren 52.00km
- Czas 02:39
- VAVG 22.49km/h
- VMAX 51.50km/h
- Temperatura 28.0°C
- HRmax 197 (100%)
- HRavg 171 ( 87%)
- Kalorie 1926kcal
- Podjazdy 420m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton Kresowy Sokółka
Niedziela, 27 czerwca 2010 · dodano: 28.06.2010 | Komentarze 1
Mój pierwszy start w życiu. Nie miałem jeszcze zamiaru w tym roku startować. Ledwo trochę ponad rok w siodle i zaledwie pół roku świadomych treningów to za mało, żeby osiągnąć przyzwoity wynik startując w maratonie, mam tego świadomość. No ale współzawodnictwo kusi, szczególnie że zawody za miedzą :) A więc raz kozie śmierć, startuję, postanowiłem dwa tygodnie temu. Zgodnie z zasada nie ważne miejsce, ważne współzawodnictwo i zabawa. Żadnego szczególnego długofalowego planu przygotowawczego więc nie było. Jazda, zwiększenie intensywności, zmniejszenie objętości treningów… standard. Nikt z Teamu nie zdecydował się startować, więc jadę sam. Kibicował mi tylko na trasie Czarek, robiąc przy okazji zdjęcia – dzięki.
Maraton Kresowy Sokółka - na starcie© dater
Pogoda była wymarzona, chyba jeden z najładniejszych dni tego lata. Ciepło, może nawet trochę za ciepło momentami było. Po doświadczeniach z zeszłego tygodnia z objazdu jadę jednak z Czarnej do Sokółki samochodem. Wyładowuję się na parkingu przed Sokółka, żeby mieć kilka kilometrów na rozjazd i rozgrzewkę. Dojeżdżam do biura zawodów, rejestruję się, opłacam i jako że jest wcześnie jadę jeszcze kilka kilometrów trasa maratonu na rozgrzewkę. Po drodze spotykam Czarka, który próbował się ze mną skontaktować smsami w rodzaju: Odpuściłeś?? :) O nie, nie… tak łatwo nie ma. Po prostu nie słyszałem telefonu.

Maraton Kresowy Sokółka - start© dater
Ustawiam się na linii startu z tyłu… tak żeby kontrolować odjazdy… he, he :) Start o 11.00…

Kresowy Sokółka - startujemy© dater
…w zasadzie były dwa bo kilkaset metrów dalej zamknięty szlaban. Także cała grupa wystała minutkę i znów ruszyła razem. Początkowo mocne tępo, ale wytrzymuje. Chociaż ze zdziwieniem patrzę na puls, cały czas minimum 190… długo tak nie pociągnę. Ale jakoś na razie ciągnę, nawet wyprzedzam, widzę cały czas czoło grupy, jestem gdzieś 40-sty. Pierwsze tasowanie na piaszczystym podjeździe za Kamionką. Pokonałem go w tamtym tygodniu na młynku, teraz się nie dało. Za wysokie tętno do tego w zasadzie wszyscy zsiadali, więc nie zastanawiając się lecę też z buta. Dalej już las, kręto, trochę zjazdów i podjazdów. W którymś momencie na piaszczystym zjeździe tańczy przede mną 268, jak się później okazuje znajomy z bikestats – Houston. Wyprzedzam go i tak wymieniamy się pozycją kilka razy przez następne 10 kilometrów. Do 15-20 kilometra jakoś idzie, ale niestety tracę siły. W którymś momencie Houston mnie wyprzedza i rzuca przez ramię:
- I co będziemy się teraz tak wymijać…
-Może… - odpowiadam, ale wiem że raczej go już więcej nie dogonię. Kończą się moje rezerwy. Wyjeżdżamy na asfalt w okolicach Łaźniska, tam na zakręcie widzę jego plecy ostatni raz. Tu też widzę Czarka, który robi mi zdjęcie.

Kresowy Sokółka - w okolicach Łaźniska© dater
No i od tego momentu już masakra. Zaczynają wyprzedzać mnie ci, którzy zachowali więcej sił i mają więcej doświadczenia. Doświadczenie… pojechałem za mocno na początku, zjechałem się, właśnie zabrakło doświadczenia. Do tego po drodze jeszcze kilka wypadków. Najpierw sam omijając błocko wpadam w krzaki. Później ktoś przed mną nie wytrzymuje przejazdu przez błoto, musze też się wytaplać. Na ok. 40 kilometrze jadąc na zjeździe za jednym z zawodników wpadam na niego, gdy staje w miejscu jak mu w szprychy wskakuje gałąź. Ktoś z tyłu wpada na mnie, robi się mały koreczek. Kilku zawodników znów mnie bierze. Jedzie się coraz gorzej, jakoś tak dziwnie. Tyłek boli, plecy, odciskają się klejnoty. Staje na małą przerwę techniczną ;) spoglądam na rower… i jakoś nienaturalnie nisko siodełko widzę. No tak, w ferworze walki nie zauważyłem że sztyca poszła mi w dół i jadę z siodełkiem dobre kilka centymetrów za nisko. Stąd wszystkie bóle i generalnie złe samopoczucie. Podwyższam siodełko i od razu jedzie się lepiej. Noga inaczej podaje, tyłek lepiej odpowiada… ehhh.
Tasuję się jeszcze z zawodniczką kilka razy numer 280, była przedstawiana jako uczestniczka Szosowych Mistrzostw Polski. No i na szosie ucieka mi na dobre…. Udaje mi się jeszcze na 50 kilometrze wyprzedzić zawodnika, który podczas wcześniejszych perturbacji bez problemu mnie wziął. Nikogo niestety więcej przed sobą nie widzę, za mną też daleko pustka. I tak samotnie dojeżdżam do mety.
Pierwszy start, pierwsze doświadczenia. Jestem zadowolony, chociaż nie mam punktu odniesienia. Nie wiem czy mogło być lepiej, czy gorzej. Dojechałem to najważniejsze… i nie ostatni.
Open: 60/94
Elita: 26/38
Czas jaki straciłem do zwycięzcy (jego czas 2:00:46) to prawie 39 minut (mój czas 2:39:08). Do Houston’a straciłem 11 minut, do dziewczyny przede mną niecałe 4 minuty.
Na mecie oficjalnie poznajemy się z Houston’em i gratulujemy sobie jazdy. Chwilę gadamy, wypytuję się o pewne sprawy „maratonowe”. Później dekoracja i przed 16-stą jestem w domu.
Kategoria ! > 050 km, Foto, Zawody
- DST 109.90km
- Teren 51.45km
- Czas 04:45
- VAVG 23.14km/h
- VMAX 43.60km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 187 ( 95%)
- HRavg 154 ( 78%)
- Kalorie 2883kcal
- Podjazdy 640m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Objazd trasy Maratonu Kresowego – Sokółka
Niedziela, 20 czerwca 2010 · dodano: 21.06.2010 | Komentarze 0
W następną niedzielę startuje lokalny maraton w Sokółce. Jest to chyba najlepsza okazja żeby zaliczyć debiut w jakiś zawodach. W zasadzie można by nazwać te ściganie „domowym”.Umawiam cały Bike Team, ale w ostatecznym rozrachunku wychodzi, że tylko Adam i Czarek ze mną jadą. Umawiamy się na siódmą rano w niedzielę i zaopatrzeni w mapę maratonu i trasę w GPSie ruszamy z Czarnej do Sokółki ok. 7:00. Niestety jak się później okazało trasa została zmodyfikowana, a oznakowanie było nie najlepsze więc całej trasy dokładnie nie udało się przejechać.
Jedziemy z Czarnej przez Machnacz, Rozedrankę i Bachmatówkę by po ok. 20 km, przed ósmą być w Sokółce. Za długa ta rozgrzewka jak się później okazuje i czasowo i kilometrowo. Już wiem, że w dniu zawodów czegoś takiego nie można popełnić, trzeba będzie do Sokółki uderzyć samochodem i tam zrobić niewielką rozgrzewkę przed startem. A na razie robimy mały odpoczynek.

Sokółka - już po rozgrzewce :)© dater
Niestety nie najlepiej z Adamem. Odstał dość mocno. Nie dość że wsiadł na górskiego Cannondale'a, gdzie ostatnio jeździł tylko na trekingowym KTMie, to jeszcze ponoć wczorajsza „imprezka” odbiła mu się na poboczu. Czekamy na niego pod Sokółką dobre 5 minut.

Adam nas dochodzi© dater
No i podejmuje decyzje, ze dziś jednak nie da rady. Czeka więc go powrót do Czarnej, a my już tylko we dwójkę z Czarkiem jedziemy na trasę. Za Sokółką skręcamy zgodnie z trasa maratonu na Nową Kamionkę i stamtąd już terenem na Starą.

Czarek na podjeździe© dater
Za Starą Kamionką zaczyna się już niezła jazda terenowa a trasa znika nam dosłownie z oczu.

a gdzie trasa??© dater
Dalej kierujemy się w okolice Wierzchlesia i Brzozowego Hrudu. Tu jeszcze trasą jedziemy, znaczniki są.

okolice Wierzchlesia© dater
W Brzozowym Hrudzie mały odpoczynek na posilenie się.

Brzozowy Hrud - odpoczynek© dater
No i dalej już totalnie gubimy drogę. Nie dość ze właśnie tutaj zmienił się przebieg trasy (nie zauważyłem że mapka została zmodyfikowana) to jeszcze brak znaczników. A GPS też nie za bardzo pomógł, wręcz zmylił nam drogę. Robimy jakieś 5 km ponad plan nie w tą stronę :)

droga z Wierzchlesia na Jeziorek© dater
Czarek koło Łazniska postanawia jednak uciekać w kierunku domu. Z Ciasnego jakby nie było zrobił do Czarnej ponad 20 km i ma już nakręcone na liczniku. A pogoda powoli przestaje zachęcać do dalszego kręcenia. Z ładnej, słonecznej pogody robi się powoli to co zapowiadano w prognozach – czyli pochmurnie i deszczowo.
Jadę wiec dalej sam Rowkowską Drogą, która nie wygląda po deszczach najlepiej.

tu już było naprawdę fajnie :D© dater
Po przeprawie przez to błocko mijam Rowek, Kozłowy Ług i dojeżdżam do Nowinki. Tam znów trasa zmienia bieg wobec pierwotnego i tak w zasadzie nie wiem jak pojechałem. Znaczniki trasy raz były, raz ich nie było. To co było na pewno to fajne i ciężkie podjazdy :)

ładne wzniesienia w okolicach Nowinki© dater
Jedzie się coraz ciężej, teraz właśnie dochodzę do wniosku że ponad 20 kilometrowa rozgrzewka z Czarnej to był błąd. Ciężka maratonowa przeprawa terenowa to nie przelewki i mając już na liczniku przebieg większy od zawodów o ponad 10 km czuję to w nogach. Do tego pogoda nadal się pogarsza, nie mówiąc już o rezygnacji związanej z gubieniem trasy.

i znów droga gdzieś znikła...© dater

w okolicach Bobrownik© dater
Wylatuje wreszcie na asfalt w okolicach Bobrownik i mając 80 km na liczniku i jeszcze ok. 12 km do końca trasy maratonu podejmuję decyzje o zjeździe. Jak się okazuje później decyzja była słuszna. Jadę wiec na Czarną przez Kamionkę, Pawełki, Bilwinki i w Planteczce zaczyna kropić. Na razie nie za mocno, ale chmury coraz cięższe. Jadę więc szybko dalej. Już kilometry mi doskwierają, tyłek boli na nowym siodełku. Zastanawiam czy się ta para kiedykolwiek dotrze. Mam nadzieję, ze tak.
Jadę wiec trasą szosowców na Straż i stamtąd krajową 19-stką do Czarnej.
Na szczęście po drodze przestało kropić i się nie rozpadało. Ale po wejściu do domu rozlało się już na maksa. Gdyby nie decyzja o skróceniu objazdu byłbym nieźle przemoczony na trasie.
Objazd: no cóż, nie udany jednym słowem. Nie dokończony, pomylona trasa, nie zauważyłem że nastąpiła zmiana. Nie wiem czy prawidłowo udało się przejechać 50%. No a teraz leje pół tygodnia zgodnie z prognozami… ciekawe jak to będzie w przyszłą niedzielę wyglądać.
Kategoria ! > 050 km, Foto, GPS, BLU Team Refleks, Trening
- DST 55.00km
- Teren 3.00km
- Czas 03:08
- VAVG 17.55km/h
- VMAX 53.00km/h
- Temperatura 28.0°C
- Kalorie 1732kcal
- Podjazdy 665m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Opatija, dzień szósty (piątek) – na południe
Piątek, 11 czerwca 2010 · dodano: 19.06.2010 | Komentarze 1
Brakuje dnia piątego, ale znów był nierowerowy. Po wspinaczce na Ucka trzeba było odpocząć, poza tym czekała nas wycieczka nad jeziora Plitwickie. Trzy godziny jazdy autokarem… ale wspomnienia i widoki niesamowite. Tak czystej wody to chyba jeszcze nie widziałem.
jeziora Plitwickie - tak czystej wody jeszzce nie widziałem© dater
Jeziora położone są w górach, jest ich kilkanaście, ułożone są kaskadowo. Jedno leży nad drugim i łącza się przepięknymi wodospadami. Cuda natury :) Wielkie ryby pływają sobie jak gdyby nigdy nic, jest całkowity zakaz łowienia i wchodzenia do wody. Woda krystalicznie czysta – to stwierdzenie po wizycie na jeziorach zmienia dla mnie znaczenie.

jeziora Plitwickie© dater

cuda natury© dater

jeziora Plitwickie© dater

jeziora Plitwickie© dater

jeziora Plitwickie© dater

jeziora Plitwickie© dater
Idzie się wzdłuż jeziorek zrobionymi z drewna kładkami. Pod Toba czysta woda, przepływające ryby, obok szum wodospadów. Bajecznie tam jest.

widoki zapieraly dech w piersiach - jeziora Plitwickie© dater

jeziora Plitwickie© dater

jeziora Plitwickie© dater
No ale przyszedł piątek, ostatni dzień naszego pobytu. Po środowej jeździe na Ucka i czwartkowym odpoczynku trzeba było jeszcze zaliczyć jakieś kilometry. Grupa płynęła statkiem na plaże do Moscienicka Draga, my z Adamem zrobiliśmy to oczywiście rowerami. Droga nadmorską, góra –dół –góra –dół, dojeżdżamy do celu. Oczywiście nie ma co czekać na statek, postanawiamy pojechac sobie wyżej. Cel: miejscowość Moscenice i Sveta Jelena, powrót przez Brsec i z drugiej strony droga nadmorską do Moscenicka Draga.

Moscenice© dater
Wysoko to nie jest, podjazd po zaliczeniu Ucka tez nie za bardzo męczący. Ale widoki jak wszędzie piękne :)

widok na Cres znad Moscenice© dater

okolice Sveta Jelena - w oddali Cres© dater

odpoczynek w okolicach Sveta Jelena© dater
Z Sveta Jelena już cały czas zjazdem do Brsec.

w oddali widac miejscowość Brsec, w tle Cres© dater
Z Brsec pędzimy na Moscenicka Draga. Mijamy się z szosowcami, a w tym samym kierunku to oni nas mijają, ze trudno zauważyć jakim sprzętem gość popyla :) . Choruję na szosę coraz bardziej.
Reszta dnia na plaży, lunch na statku (znów pyszna rybka) i powrót rowerem do Opatiji. Tam czekam na wesoły statek. Płynie wzdłuż wybrzeża, spiewy odchodzą na całego, wszyscy się oglądają. Kapitan później stwierdził że nigdy nie miał takich imprez jak tych dwóch z Polakami :)

wesoły statek wpływa do portu Opatija© dater
Niestety coś sie z Colorado stało i zapis śladu z tego dnia jest nie do otworzenia. A wiec nie mam wklejki GPS :(
I tak wyjazd się kończy. Bardzo udany, zorganizowany wzorowo, full wypas. Dodatkowo rowerowo bajeczny. Dużo kilometrów nie zrobiłem, ale teraz wiem że nie tyle liczy się ich ilość co jakość. Jakościowo najlepsze kilometry w moim życiu, największe podjazdy, wzniosy, pokonane kolejne rowerowe bariery i rekordy.
No i postanowienie: kupuje szosówkę. Przymierzałem się do tego od jakiegoś czasu. To co mnie blokowało to budowa domu i kasa która na to idzie, ale… żyje się raz :) Po prostu zachorowałem i wiem, że jeżeli nie spełnię tego marzenia to po prostu będę się źle czuł. Marzenia trzeba spełniać…
Podsumowanie. Przejechane kilometry: 171,1. Podjazdy: 3645 metrów. Zdobyte: 1400 mnpm. Zadowolenie: 10/10 :)
Kategoria ! > 050 km, GPS, w Świat, #1 Opatija - czerwiec 2010
- DST 56.40km
- Teren 12.90km
- Czas 03:46
- VAVG 14.97km/h
- VMAX 46.10km/h
- Temperatura 26.0°C
- HRmax 181 ( 92%)
- HRavg 150 ( 76%)
- Kalorie 2199kcal
- Podjazdy 1580m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Opatija, dzień czwarty (środa) – Ucka 1400 mnpm
Środa, 9 czerwca 2010 · dodano: 19.06.2010 | Komentarze 9
Po drodze co prawda był dzień trzeci (wtorek) ale całkowicie nierowerowy. Uzgodniliśmy z Adamem że zdobywamy Ucka, więc robimy odpoczynek na regenerację. Poza tym z samego ranka wycieczka do Puli i po całym półwyspie Istra. Trochę zdjęć:
wybrzeże Istra, okolice Plomin© dater

Chorwacja, Istra© dater

Pula, koloseum rzymskie© dater

Pula, koloseum© dater
Odwiedzamy Pulę, zwiedzamy rzymskie koloseum, chodzimy po starym mieście. Później objazd po Istrze, wizyta w winnicach i degustacja win.
No i nadchodzi środa, dzień wolny od jakichkolwiek wycieczek i wyjazdów. Ale nie dla nas. Niech się reszta smaży na słońcu. My mamy inny cel na ten dzień:)
Ciekawie przebiegała ewolucja mojego myślenia o tym gdzie można wjechać. Przed wyjazdem z Polski patrząc na mapie i widząc szczyty na 1200-1400 mnpm zaledwie 12 km w linii prostej od wybrzeża nawet nie myślałem żeby tam wjeżdżać. To było tak nierealne miejsce do wjechania jak księżyc. Celem było pojeździć, wjechać wyżej niż dotychczas, pobić rekord najwyższego zdobytego wzniesienia. I tak się stało już pierwszego dnia. Najpierw Dobrać i 260 mnpm. Później wyspa Cres i 360 mnpm. Dalej jeszcze wyżej – Veprinać i 460 mnpm. Codziennie więcej, można, da się, chce się. Dzizas… jak dobrze się wjeżdża :)
A wiec wjeżdżamy. Wyruszamy trochę później, jemy lekkie śniadanie o siódmej. Posileni, zabezpieczeni w płyny wyruszamy ok. 7:30. Jedziemy pod górę ta samą trasa co sam zrobiłem wcześniej do Vaprinać.

odpoczynek w Poljane© dater
Początkowo jedzie się tragicznie. Nie wiem co się dzieje. Wszystko mnie boli, mam nieznośny ból w pachwinach, nogi jak z drewna. Nie jest dobrze. Wiem, że jeśli się nie przełamię to będzie kicha i powrót na tarczy. Adamowi wyraźnie jedzie się lepiej, raz że na trekingu, dwa że miał więcej przerwy od pedałowania. Zaczynam myśleć, ze popełniłem błąd i jednak się za dużo w ostatnich dniach najeździłem. No ale mijamy Veprinać i się przełamuje. Kryzys mija, doganiam Adama, który w którymś momencie znikł mi już z oczu. Mijamy 500 mnpm i jest wreszcie ok. :)

nasz cel na dziś - Ucka, Vojak - 1400 mnpm, przekraczamy 500m :)© dater
Dalej jedziemy na Pokolon. Jest już lepiej, aż nagle pojawia się następny problem. Zaczynam czuć lewe kolano, coś pobolewa, trochę blokuje. Taki dziwny ucisk… stajemy na chwile i Adam patrząc na moje kolano wywala oczy na wierzch. Jest spuchnięte wyraźnie :( No nie, masakra… czyżbym miał jednak nie dojechać. Ale po krótkim odpoczynku podejmuje decyzje że jadę dalej. Może nie będzie tak źle, jednak nie boli jakoś tak strasznie. I jak się okazało decyzja była słuszna. Nie wiem co się stało, ale do Pokolon dojeżdżam już bez bólu i z wyraźnie mniejsza opuchlizną.

Pokolon© dater
Z Pokolon pozostaje już ostatnie kilkanaście kilometrów podjazdu, ale najgorsze. Cały czas powyżej 5% nachylenia, dużo kilkunastoprocentówek, polar też czasami pokazuje ponad 20%, ale nie potwierdza się to później na profilach wzniesienia które znajduje w necie. Ciężko było mi znaleźć profil, który by dokładnie odpowiadał naszej trasie, ale generalnie te ostatnie kilometry z Pokolon to powinny się pokrywać z tym profilem na climbbike: http://www.climbbybike.com/climb.asp?Col=Ucka&qryMountainID=7649
Albo tym:
http://www.climbbybike.com/climb.asp?Col=Ucka&qryMountainID=7648
Jak widać średnie wzniesienie to 5,8% - 6,0% w zależności od trasy. Nie wiem dokładnie jak się te profile rysuje i z jakiego odcinka średnie się bierze.
W każdym bądź razie wspinamy się dalej i przekraczamy 1000 mnpm.

podjazd pod Ucka, przekraczamy 1000 mnpm© dater

Ucka, podjazdy coraz cięższe© dater
A szczyt coraz bliżej, bliżej… woła nas, raczy swym urokiem :)

Vojak, w tle Suhi vrh© dater
Kilometry kręcą się dalej, jesteśmy coraz wyżej, coraz więcej metrów na GPSie :)

prawie 1200 mnpm© dater

wbrew pozorom jest ostro pod górę... aparat krzwo stoi :P© dater

podjazd pod Ucka© dater
Odpoczynki częste i robi się trochę chłodniej. Z 26 st w Veprinać robi się ok. 20 więc jest przyjemnie. Problemy z kolanem i innymi bólami kończą się też na szczęście na dobre.

opoczynek, na pierwszym planie Ucka Vojak, dalej Suhi vierh© dater
No i wreszcie dojeżdżamy do stacji radarowej na szczycie. Tu kończy się droga asfaltowa i zostają ostatnie metry kamienistej drogi na sam szczyt.

ostatnie metry na Vojak© dater
Docieramy na szczyt… pchając rowery. Tu już się niestety nie da podjechać, kamienie są tak luźne że ledwo się idzie.

widok na stację z góry© dater
Oczywiście na szczycie mała sesja fotograficzna. Widoki są przepiękne. Szkoda że nie ma dobrej przejrzystości powietrza, ponoć w takie dni widać nawet Wenecję ze szczytu.

widok na północno-zachodnią stronę z Vojak© dater

widok na zachód z Vojak© dater
Na szczycie jest też miejsce na starty paralotni. No powiem szczerze lot stąd to musi być przeżycie :)

Vojak - skocznia dla paralotni, w dole widać wylot tunelu Ucka© dater
Na szczycie stoi wieża kamienna widokowa, w środku miłe dziewczę sprzedające pamiątki, mapy (zakupiłem) i na szczęście napoje izotoniczne (też zakupiliśmy).

Vojak - wieża widokowa na szczycie© dater
Pozostaje nam tylko jeszcze wspiąć się na wieżę i stamtąd podziwiać całą panoramę z Ucka. Szczyt zostaje zdobyty :)

Vojak zdobyty!!! - na szczycie wieży© dater
Na środku wieży stoi taki postument z punktem wysokościowym.

Vojak - 1396 mnpm, wieża widokowa równiótkie 1400 :)© dater
1400 mnpm osiągnięte, co prawda rowerem trochę mniej bo 1372, ale niech tam… udało się :)
No i oczywiście sesja zdjęciowa ze szczytu wieży. Później może z tego jakąś panoramę trzasnę, na razie brak czasu.

widok na stację radarową z wieży© dater

widok z wieży na południowy wschód, grań Vojak - tam gdzieś w oddali Wenecja :D© dater

widok na szczyt Suhi z Vojak© dater

Rijeka z Vojak© dater
Po dłuższym odpoczynku na szczycie, posileniu się i ustaleniu dalszego planu zaczynamy zjeżdżać. Plan jest zjechać objeżdżając w zasadzie szczyt dookoła, najpierw od strony północnej, później skręcić na południe i na wschód. Dzięki bardzo dokładnej mapie zakupionej na szczycie mamy dopracowaną całą marszrutę. Zjeżdżamy do Vela Ucka, następnie do Mala Ucka.

zjeżdzamy, widok na Ucka Vojak z drugiej strony© dater
Od Vela Ucka kończy się asfalt i zaczyna się kamienista, czasami trochę twardsza droga gruntowa.

kamienista droga dookoła Ucka© dater

okrążamy Ucka, strona północna© dater

odpoczynek pod Ucka, stok północny© dater
Północne stoki są otwarte, okrążając Ucka od zachodu i zjeżdżając coraz niżej wjeżdżamy w las. Droga robi się jeszcze gorsza. Luźne kamienie, zjazdy dobre kilka a nawet kilkanaście procent. Czasami strach, koło ucieka, nie ma się czego trzymać. Kilka razy prawie przelatuję przez kierownicę.

południowe stoki Ucka, przeprawa terenowa© dater
Teren jest naprawdę trudny technicznie i męczący. Cały czas stójka, cały czas na nogach i rękach. Są momenty że kończyny po prostu mdleją.

południowe stoki Ucka, jedne z najtrudniejszych zjazdów jakie udało mi się pokonać© dater

zjazd z Ucka, południowa strona© dater
Momentami jest trochę lepiej, a czasami po prostu wyrzuca z siodła, kilka razy prawie zaliczam glebę w espadach. Na szczęście okazuje się że wypięcie mam opanowane :)

zadowolony z siebie :D© dater
Na porządniejszą drogę wyjeżdżamy dopiero w okolicach wylotu tunelu Ucka. Dalej zjazd do Poljane i praktycznie tą samą droga co w górę wcześniej do Opatiji.
Wycieczka… po prostu niesamowita. Było wspinanie, był ból i zwątpienie, było przełamanie kryzysu, piękne widoki, samozadowolenie i zjazd który pozbawił nas złudzeń co do technicznych naszych umiejętności. Kwintesencja kolarstwa… wszedłem w następną fazę cyklozy :)
Tego dnia pod wieczór zaliczamy jeszcze samochodem wąwóz (Chorwaci mówią kanion – trochę za dużo powiedziane) Vela Draga. Widoczki ładne, widać Ucka i Vojak z innej perspektywy :)

widok na Ucka z kanionu Vela Draga© dater

wąwóz Vela Draga, w tle Ucka© dater
Kategoria ! > 050 km, Foto, GPS, w Świat, #1 Opatija - czerwiec 2010
- DST 66.00km
- Teren 18.00km
- Czas 02:52
- VAVG 23.02km/h
- VMAX 47.50km/h
- Temperatura 19.0°C
- HRmax 175 ( 89%)
- HRavg 142 ( 72%)
- Kalorie 1529kcal
- Podjazdy 290m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Memoriał 2010, niedziela, dzień drugi.
Niedziela, 30 maja 2010 · dodano: 14.06.2010 | Komentarze 0
Wcześniej wpomniałem , że dzień pierwszy skończył się dla co poniektórych dnia drugiego o piątej nad ranem :) A więc poranny rozjazd w baaardzo ograniczonej grupie. Tylko ja i Sasza, dookoła jeziora Gołdopiwo, dokładnie tak samo jak dzień wcześniej. Wyjazd ok. 6:30, zrobione trochę ponad 16 km, bez większej historii. Powrót na śniadanie, dobudzanie co niektórych ;PPo śniadaniu zbiórka i odprawa. Dzień od samego początku bardzo piękny, plan jest na prawie 50 km do obiadu. Wcześniej chcieliśmy jeszcze robić drogę powrotną do Kruklanek, ale decydujemy się przesunąć wszystkie samochody do Gorkla, tam gdzie będziemy jeść obiad i tam tez zakończyć.
A więc wyjazd ok. 9.20. Tego dnia grupa zdecydowanie mniejsza, zostają tylko ci bikerzy, którzy cokolwiek przejeździli w tym roku. Z prawie 20 osób dnia poprzedniego robi się chyba 11.
Ruszamy od razu w teren, niebieskim szlakiem wzdłuż jeziora Kruklin. Wcześniej przedzieramy się trochę na prawo od szlaku, bo ten zniszczony jest przez ostatnie ulewy. Jest trochę ciasno i Kacper dostaje gałęzią prosto między oczy :D Nie wygląda to najlepiej, ale twardy chłop to jest, nie wymięka… (no musiał on wkurzyć tą gałąź, naprawdę). Dalej piękna szutrówka, niezła średnia się robi. Od miejscowości Kruklin już asfalt, jedzie zwarta grupa, naprawdę jest pięknie :)

okolice Kruklina© dater

w kierunku na Siedliska© dater
Dalej kierunek Siedliska i wskakujemy na Upałty. Tam robimy pierwszy mały odpoczynek tego dnia.

Upałty - odpoczynek© dater
Dojeżdżamy do krajowej 63 i skręcamy w kierunku na Ruda. Stamtąd obieramy kierunek na Rydzewo i pędzimy wzdłuż jeziora Niegocin.

mostek na połączeniu jezior Nialk i Wojnowo© dater
Dalej od Rydzewa przemykamy przesmykiem pomiędzy jeziorem Niegocin a Jagodne i skręcamy w lewo na Kozin, Prażmowo i Szymonkę. Po drodze przekraczamy kanał Szymoński.

na kanale Szymońskim© dater
Z Szymonki już terenem dookoła jeziora Szymoneckiego do mariny Millenium w Gorklu w której jemy obiad.

marina Millenium w Gorklu© dater
Fajny dzień i przepiękna trasa. Chociaż mamy niedosyt bo mało kilometrów. Jest nawet pomysł żeby jeszcze Mikołajki po obiedzie zaliczyć, ale pogoda psuje się w szybkim tempie i zapowiada się na deszcz, albo nawet na większą zawieruchę, bo chmury na horyzoncie wyglądają groźnie. Czekamy więc tylko na obiad, zwijamy rowery, rozsiadamy się po samochodach i azymut Białystok obieramy.

Gorklo - czekamy na obiad© dater
Cały Memoriał bardzo udany. Organizacyjnie bez zarzutu, nawet chyba najlepszy z trzech dotychczasowych (dzięki Ula za dopięcie wszystkiego). Nikomu nic się nie stało (oprócz Kacpra zaatakowanego gałęzią ;P, zero wypadków, serwisów itd. Do Peletonu odwieźliśmy pełen nieruszony zestaw serwisowy (dzięki Jacek :). Wszyscy chyba zadowoleni, każdy zrobił tyle kilometrów ile mógł i to przepięknej scenerii jezior Mazurskich. Za rok powtórka… w innych pięknych okolicznościach przyrody :)
PS. Kilometry zsumowane z poranna rundą rozjazdową dookoła Gołdopiwo. Sama trasa memoriału tego dnia wyniosła 49,5 km.
Kategoria ! > 050 km, Foto, GPS, BLU Team Refleks, w Polskę
- DST 92.20km
- Teren 11.00km
- Czas 04:04
- VAVG 22.67km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 2249kcal
- Podjazdy 460m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Memoriał 2010, sobota, dzień pierwszy.
Sobota, 29 maja 2010 · dodano: 03.06.2010 | Komentarze 2
Jak już wcześniej wspomniałem dzień zaczął się porannym rozjazdem, ale zaliczyłem go do dnia „zero”.Właściwa jazda tego dnia zaczęła się po śniadaniu. Wszyscy się stawili, o czasie, w dobrym zdrowiu i kondycji. Dziewczyny miały problem ze wstawaniem, ale im pomogliśmy ;)
Na śniadanie wyśmienite naleśniki – szczególnie te ze szpinakiem i serem… mniam :) Zbieramy się zgodnie z planek około 9:00. Krótka odprawa, zdjęcie i w drogę.

powoli zbieramy się do wyjazdu© dater

sobota - ekipa gotowa do drogi© dater
Plan tego dnia to około 90 kilometrów ze zwiedzaniem. Na razie pierwszym etapem naszej wycieczki jest Giżycko i nasz salon BLU. Jedziemy wiec w stronę Giżycka, powoli, wręcz rekreacyjnie. Grupa nam się rozciąąąąąga… jak lasagne :P No ale dwudziestu bikerów o różnym stopniu kondycji to nie łatwa grupa.

Ania i Zbyszek© dater

Ania i Kacper© dater

Ania i Radzio© dater
Jedzie się bardzo przyjemnie. Dzisiejszego dnia w zasadzie tylko asfalt I założenie wolnego tępa. Robi się coraz cieplej i ładniej. Słońce coraz śmielej wygląda zza chmur.

mała przerwa w pedałowianiu© dater

reszta grupy dojeżdża© dater
I tak spokojnym tempem dojeżdżamy do Giżycka i BLU. Trochę jesteśmy poza planem, jakieś 15 minut spóźnienia. Pijemy kawkę, oglądamy, rozmawiamy kwadrans, robimy pamiątkowe zdjęcie i w drogę.

wizyta w BLU© dater
Dalej przez Giżycko do twierdzy Boyen. To nasz dziś pierwszy dłuższy przystanek i zwiedzanie.

Giżycko© dater

wjeżdzamy na twierdzę Boyen© dater
Zbieramy się powoli, czekamy na przewodnika, łazimy po murach ;P

twierdza Boyen - na głównej bramie© dater

Boyen - turyści :)© dater

Twierdza Boyen - zbiórka grupy© dater
Przewodnik pojawia się po chwili i zbiera nas do kupy.

Boyen - przewodnik zaczyna swą opowieść© dater

Boyen - grupa widoczna ze szczytu bramy głównej© dater
Zachęcam wszystkich do odwiedzenia twierdzy w czasie bytności na Mazurach. Robi wrażenie, ma swoją historię.

Boyen - "kopułka" waży 9,5 tony© dater

team słucha przewodnika© dater

Twierdza Boyen - na wałach© dater
Takie zwiedzanie z przewodnikiem trwa około 1,5 godziny. Z braku czasu i na naszą prośbę udało się to skomasować w godzinie. Samodzielne przejście szlakiem zwiedzania to góra jedna godzina, a naprawdę warto. Na koniec po kółku po twierdzy wyskakujemy znów pod bramą główną.

Twierdza Boyen - przed bramą główną© dater
Dalej obieramy drogę na nasz następny punkt zwiedzania dzisiejszego dnia, czyli Gierłoż i kwaterę Hitlera – Wilczy Szaniec. Nie jedziemy oczywiście trasą na Kętrzyn, tylko wzdłuż jeziora Kisajno i Dobskie poprzez miejscowości Guty, Kamionka, Doba.

Kamionka - odpoczynek© dater
Koło wsi Doba wjeżdżamy na pierwszy tego dnia odcinek terenowy. Nie pamiętam dokładnie z objazdu i rozpiski długości odcinka. Strzelam, 3-4 kilometry dla grupy, wychodzi około siedmiu… niektórzy nie mogą się doczekać końca. Sorki… zza kiery samochodu odległości kodują się we łbie inaczej niż zza kokpitu bike’a :)

wjeżdzamy na pierwszy odcinek terenowy© dater
Po trasie jest też bardzo fajny dłuższy terenowy podjazd… oj było ciężko.

pierwszy większy podjazd tego dnia© dater

team pokonuje wzniesienie© dater
Okazuje się tutaj, ze większość uczestników nie jest do końca przygotowana. Nie tylko kondycyjnie, ale i sprzętowo… Niewątpliwie ten dzień miał swojego bohatera :)

bohater sobotniej trasy na podjeździe© dater
W miejscowości Dłuzec wyjeżdżamy już na asfalt. Po drodze jednak serwisówka zabiera kilku uczestników wyprawy. Dalej poprzez Mazany i Parcz dojeżdżamy do Gierłoży i Wilczego Szańca. Tam czeka na nas obiad.

obiad w Wilczym Szańcu© dater

Gierłoż - obiad© dater

Gierłoż - Sekor czeka na obiad© dater
Po obiedzie czeka już na nas przewodnik, tym razem Pani. Komary tną niesamowicie, ale jej opowieści i to co widzimy nas zajmuje.

Wilczy Szaniec© dater

Wilczy Szaniec© dater

Wilczy Szaniec - pomiędzy bunkrami© dater

Wilczy Szaniec - w ruinach bunkra© dater
Zwiedzanie to około, 1,5 godziny, a i tak znów na nasza prośbę trwa to krócej. Nie mamy niestety czasu na długie zwiedzanie, czas wracać do Kruklanek. Dodatkowo komary są wsttrętne. Część ekipy wraca już samochodami i z rowerami na pace. Reszta powrotem na Dłużec na rowerach. Dalej już nową trasą na Radzieje.

dojeżdzamy do wsi Radzieje© dater
Stamtąd drugim odcinkiem terenowym, ładną szutrówką pomiędzy pięknymi polami i poprzez wieś Labapa jedziemy do Sztynortu.

pola rzepau w okolicach miejscowości Labapa© dater

jedziemy drugim odcinkiem terenowym tego dnia© dater
W Labapa zatrzymujemy się na krótki odpoczynek i podziwiać widoki :)

jezioro Labap© dater
Dalej już wyskakujemy znów na asfalt i do Sztynortu. Tam zaliczamy pałacyk (w opłakanym stanie) i port jachtowy.

marina w Sztynorcie© dater

odpoczynek w Sztynorcie© dater
Tutaj następna część grupy rezygnuje i wskakuje na pakę serwisówki. Kilku udaje nam się podejść pod ambicję i zostaje z nami. Tym szczególnie gratuluję, że dali rade do końca :)
Ze Sztynortu poprzez Harsz i Pozezdrze do Kruklanek. Na miejscu zbierają się wszyscy, pełna grupa jest na kolacji. Dzień bez większych przygód, wszyscy cali, żadnych strat. Nie było żadnej awarii, nie przydały się części serwisowe, nawet nikt gumy nie złapał. Organizacja chyba wypaliła, wszyscy zadowoleni. Dzień kończy się ogniskiem, kiełbaskami, tańcami, chmurami dymu i kilkoma małymi wypadkami, które nadrobiły braki na trasie ;) Niektórzy ten dzień zakończyli ok. 5 nad ranem.
Kategoria ! > 050 km, GPS, BLU Team Refleks, w Polskę
- DST 51.30km
- Teren 41.00km
- Czas 02:43
- VAVG 18.88km/h
- VMAX 52.10km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 196 (100%)
- HRavg 165 ( 84%)
- Kalorie 2017kcal
- Podjazdy 355m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Trasa Maratonu Kresowego...
Niedziela, 18 kwietnia 2010 · dodano: 25.04.2010 | Komentarze 0
... miała być. Takie było założenie. Poszło jednak inaczej, bo maraton został przełożony, a jednak tydzień po to oznaczeń niewiele pozostało. No ale team chciał to przejechać, więc poszło... GPS na niewiele się zdał. Niestety nawet na mapie UMP-pcPL nie ma wszystkich leśnych ścieżek, więc jechaliśmy trochę na czuja. Nie odnalazłem całej trasy, nie dałem rady jej wgrać. Myślę, że jakieś 60% udało się przejechać, szczególnie że na koniec niektórym brakło sił. Powrót był ewidentnie na skróty Traktem Napoleońskim.Od początku... start na 27 lipca. Ja dotarłem samochodem, chłopaki mieli kilka - kilkanaście kilometrów rozgrzewki. O dziewiątej nie najcieplej, 7 stopni ledwo termometr pokazuje. No i wiatr... momentami na trasie po prostu stopował. Pierwszy postój nad małym jeziorkiem: Misiek, Piekarz, Kacper, Ja, Adam, Saszka.

Team© dater
Dalej po niewielu znakach, trochę trasą, trochę na pewno obok. Momentami bardzo fajna traska, kilka falujących ścieżek, trochę szutrówki. Do Królowego Mostu Traktem Napoleońskim, kilka bardzo fajnych, piaszczystych podjazdów. W Królowym Misiek się odłącza, wraca asfaltem na Białystok. My z dróga strone w dół, z wiatrem który pomaga ponad 50 km/h. Robimy mały przystanek przy sklepie.

Królowy Most - przystanek© dater
Dalej wracamy na trasę maratonu, do Kołodna. Tam największe wyzwanie – podjazd na Górę Kopną – 211 mnpm. Z Kołodna lekkie wzniesienie, później zaczyna się masakra – pierwsze metry to piach, który nas zatrzymuje w miejscu. Później jest już bardziej twardo da się jechać. GPS rejestruje wzniesienie z 125 do 209 metrów (84 metry), co daje średnią ok. 5%. Ale momentami wskazanie jest 12-14%, a wiec dla nas masakra. Nie wszyscy to wytrzymują. Wjeżdżam tylko z Saszką i Adamem. Reszta z buta na szczyt.

podjazd pod Górę Kopną - 211 mnpm© dater

Góra Kopna© dater
Z góry zjazd fajnym singletrackiem. Szybkość, adrenalina… miodzio :). Sasza zalicza wywrotkę na piachu na samym dole, ledwo omijam jego przednie koło. Nic się na szczęście nie stało. Później jeszcze standardowo zalicza kapcia.. Szasza łowca gum :)

Sasza - łowca gum© dater
Dalej powrót, mylenie drogi, trochę bagna :) Wracamy na Trakt Napoleoński i nim już do samego Białego.
Generalnie wycieczka bardzo udana, ale trasa nie zaliczona. Chcieliśmy przejechać maraton, wyszło jakoś koło niego.
Kategoria ! > 050 km, Foto, GPS, BLU Team Refleks, w Polskę
- DST 54.03km
- Teren 42.30km
- Czas 02:35
- VAVG 20.91km/h
- VMAX 40.70km/h
- Temperatura 11.0°C
- HRmax 185 ( 96%)
- HRavg 161 ( 83%)
- Kalorie 3019kcal
- Podjazdy 225m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Ludowa Droga...
Niedziela, 11 kwietnia 2010 · dodano: 16.04.2010 | Komentarze 1
... coś takiego zobaczyłem na mapie i postanowiłem się śmignąć. Wyszła niezła traska. I niezła droga... masakra. Cały czas wydawało się, ze pod górę, jak nie piach, to błoto. Momentami wyglądało to ciekawie.
Ludowa Droga© dater
Trasa:
CB - Ludowa Droga - Lipina - Janowszczyzna - Rozedranka - Biały Krzyż - Marszałkowska -CB
Kategoria ! > 050 km, Foto, Trening, GPS