Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dater z bazy wypadowej Czarna Białostocka. Przekręciłem na dwóch kołach 33225.50 kilometrów w tym 7698.22 w terenie. Kręcę z prędkością średnią 26.15 km/h i dociskam jeszcze bardziej :D
Więcej o mnie.

2014 button stats bikestats.pl 2013 2012 2011 2010 2009

Statystyki i osiągnięcia


Najdłuższy dystans: 342 km
Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m

Pogoda

+2
+
-3°
Czarna Bialostocka
Niedziela, 24
Poniedziałek + -3°
Wtorek + -5°
Środa + -2°
Czwartek + -2°
Piątek + -3°
Sobota + -3°

Linki


BTR2







hosting


Instagram

GPSies - Tracks for Vagabonds


Zalicz Gminę - Statystyka dla Dater


Opencaching PL - Statystyka dla Dater

Kontakt




Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dater.bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

Cube w trasie

Dystans całkowity:4002.21 km (w terenie 3025.33 km; 75.59%)
Czas w ruchu:175:50
Średnia prędkość:22.76 km/h
Maksymalna prędkość:59.30 km/h
Suma podjazdów:32192 m
Maks. tętno maksymalne:191 (97 %)
Maks. tętno średnie:178 (90 %)
Suma kalorii:101372 kcal
Liczba aktywności:116
Średnio na aktywność:34.50 km i 1h 30m
Więcej statystyk

rozgrzewka MK Narewka

Niedziela, 4 sierpnia 2013 · dodano: 21.09.2013 | Komentarze 0

Jak zwykle kilka kilometrów pierwszych/ostatnich dla rozeznania terenu.
A później jazda po życiówkę :D

  • DST 67.26km
  • Teren 66.00km
  • Czas 02:38
  • VAVG 25.54km/h
  • VMAX 41.90km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • HRmax 188 ( 95%)
  • HRavg 174 ( 88%)
  • Kalorie 1756kcal
  • Podjazdy 91m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy Urszulin - wspomnienie lata :/

Niedziela, 28 lipca 2013 · dodano: 21.09.2013 | Komentarze 0

Jestem do tyłu w tym roku z wpisami i mam chronologię na blogu skopaną całkowicie :) Wracam do zaległości i okazuje się, że jestem w... lipcu :D
Jest druga połowa września, za oknem pogodowa masakra zwana przez niektórych "złota Polska jesień". Jaka qrfa złota i jaka jesień Ja się pytam?? Jeszcze lato (co prawda ostatnie dni), a o odcieniach złocieni nie ma co wspominać. Od kilku dni leje non stop. W zasadzie od ponad tygodnia. Jakimś cudem zdarzyła się luka na maraton w Supraślu i w poniedziałek, gdzie udało się szosowy trening zrobić. Od tego czasu nie ma szans na wskoczenie na rower. Nie to żebym był jakiś delikatny i obawiał się deszczu. Nie raz mnie łapał, nie dwa razy byłem cały przemoknięty i zziębnięty. Ale słowo „łapał” jest tu kluczem. Jak jeszcze mży, delikatnie pada, albo cię złapie w trasie to jedziesz, taki lajf kolarza. Ale jak masz wyjść na rower w ulewę, gdzie nie zdążysz ujechać pięciu metrów i od razu jesteś cały mokry, to macie przed sobą typa który się na to nie porywa :P Więc cały tydzień siedzę i tylko zgrzytam zębami na pogodę za oknem, klnę na deszcz i przeklinam front który się do Podlasia przykleił. Bo wygląda to tak, że pięćdziesiąt kilometrów na zachód jest ładnie, słońce i nie pada. I wszyscy którzy mieli okazje w ciągu ostatnich dni jechać albo wracać z kierunku Wawki to powtarzają :/
No więc przykleił się ten deszczowy front do nas, człowiek już ma różne myśli: wyciągać trenażer?? Iść na siłkę? W czwartek po robocie wygrała ta druga opcja, zaliczyłem indor cycling po raz pierwszy bodajże od marca. Jutro MK w Augustowie… aż trudno mi sobie trasę wyobrazić. Na szczęście tam podłoże chłonne, piachy i szutry więc wielkiej masakry błotnej raczej być nie powinno. Ale będzie nieprzyjemnie :/
Wracając do bloga i zaległości, za oknem leje i ledwo 12 stopni, a na tapecie zawody, które od strony pogodowej były hardcorem na drugim biegunie – czyli Maraton Kresowy w Urszulinie :)
Było trochę kontrowersji w naszej maratonowej społeczności, czy temperatura tego dnia wynosiła 32 czy 36 stopni, a może przekroczyła 40?? Mój Garmin, który jest dokładny w tej kwestii i czuły, ma zapewnie dość dobrze schowany czujnik temperatury przed słońcem wykazywał w zależności od terenu (chłodniej w lesie, cieplej w terenie otwartym) wahania od 29 do 33 stopni, a średnia wyliczył na poziomie 31,2. I myślę, że to było naprawdę bardzo blisko prawdy. Oczywiście pełne słońce, w zasadzie brak wiatru potęgowało uczucie gorąca i sprawiało, ze temperatura odczuwalna przez organizm była wyższa. Generalnie był to od strony temperatury i pogody hardcore na biegunie max :D Niestety potwierdziło to też smutne i tragicznie zajście na trasie, gdzie jeden z uczestników stracił przytomność i zespół medyczny go niestety nie odratował :( Oczywiście przyczyny tego zajścia mają różne podstawy, ale na pewno jedną z nich były warunki pogodowe tego dnia. Przykra sprawa, która pokazuje jak ważne, nawet w sporcie amatorskim, jest zdrowie i regularne sprawdzanie jego stanu. Znam dużo szczegółów zdarzenia, znałem zawodnika, wspólnie z nami jeździł od kilku sezonów, ale nie sposób się o tym rozpisywać. Generalnie dbajmy o zdrowie, badajmy się, a jak są jakieś niepokojące symptomy, to nie lekceważmy ich. Bo może to być niebezpieczne dla nas i skończyć się tragicznie jak w tym przypadku. Do dziś jeździmy na Kresowych z czarnymi przepaskami na numerach w związku z tym wydarzaniem i ku pamięci Maćka (i).
Wracając do maratonu było naprawdę gorąco! Przed startem każdy szukał cienia, żeby nie stać na patelni. Ja sobie gaworzyłem w cieniu balonu z Tokiem z Kambetu.
Chowam się w cieniu © dater

Kilka minut przed startem ustawianie pierwszego sektora i na szczęście bez opóźnienia sędziowie wydają sygnał do startu.
Start maratonu © dater

Początek za raz po zjeździe z asfaltu w prawo szybki… ale po omacku. Wysuszone drogi, brak deszczu od kilku tygodni i przejazd kilkudziesięciu kolarzy z dużą prędkością wzbił takie tumany pyłu i kurzu, że nic nie było widać. Dosłownie jechało się te pierwsze kilometry po omacku, z widocznością może kilku metrów, na plecach poprzedzającego zawodnika i z widocznością może jeszcze jednego z przodu. Masakra. Pył od razu wypełniał usta, drażnił drogi oddechowe, utrudniał oddychanie nie mówiąc już o niebezpieczeństwie spowodowanym brakiem widoczności. Ale mimo, ze na razie było szybko i ciężko to udawało się jechać w miarę równo i gdzieś w czubie (gdzieś bo trudno było ocenić gdzie :P). Oczywiście musiało się w takich warunkach coś zdarzyć :) Obok mnie zdarzyła się sytuacja, która rozbawiła pobliskie towarzystwo. Już nie wiem kto, ale w słabej widoczności wjechał na pełnym gazie w krowi placek na drodze. Oczywiście można sobie wyobrazić co terenowe koła roweru zrobiły z tym plackiem i jak go rozprowadziły po zawodniku i tych jadących za nim :D Epitetów i słów rzucanych w tej sytuacji przytaczać nie będę, ale zrobiło się głośno i plucia, smrodu i śmiechu była kupa… dosłownie :D Na szczęście ja nie dostałem żadnym rykoszetem, byłem akurat obok. Ci którzy nie mieli szczęścia przejechali ten maraton w miłej atmosferze swojskiego fetoru :)
Drugie zdarzenie, zgodnie z prześladującym mnie w tym roku pechem oczywiście już nie mogło mnie ominąć. W tym całym zamieszaniu i słabej widoczności na pierwszych kilometrach wpadamy na pierwszą tego dnia piaskownice. Oczywiście z widocznością tylko kilku-kilkunastu metrów do przodu jest to zaskoczenie i o przygotowanie na ten fakt trudno. Po prostu zawodnicy przed tobą hamują wpadając w piach a ty hamując wpadasz na nich. Sekunda na reakcję bo wiem, że jest niebezpiecznie i jedno co mogę zrobić na pełnym dohamowaniu to odbić w środek, gdzie jest trochę miejsca. Udaje mi się jedynie krzyknąć „środek”, odbić w ostatniej chwili… i zaczepić o Wiesława z Obstu, który jest po mojej prawej stronie. Oczywiście jest efektowne OTB i ląduje w tym piachu. Jest spore zamieszanie, zeskakuję z trasy bo tyły nadjeżdżają, też się kopią, ktoś tam jeszcze na kogoś wpada. Wskakuję na rower… kierownica przekrzywiona o jakieś 40 stopni, nie da się tak jechać. Prostuję i jadę dalej, ale nie udało mi się jej dobrze ustawić, do końca jadę z lekkim kilkustopniowym skrzywieniem w prawo.
Po tej zabawie w piaskownicy uciekła mi cała grupa zawodników i musze gonić. Zaraz jest podjazd na groblę i płaski twardy odcinek po grobli wzdłuż Jeziora Wytyckiego. Naciskam mocno, wyprzedzam, tętno skacze do górnych moich granic i je utrzymuje. Jadąc czuję, ze coś jest nie tak z rowerem, coś trzęście, wydaje jakieś dziwne odgłosy i stuki. Próbuję ocenić co jest nie tak, ale oglądanie roweru z poziomu jeźdźca na zawodach to trudna sprawa ;) Po jakimś czasie jednak odnajduję przyczynę… widzę poluzowany i wiszący zacisk przedniego koła. Ulala, niebezpiecznie. Zatrzymuję się, zeskakuję, podnoszę kierownicę… koło wypada z widełek. Mogło się to źle skończyć. W czasie upadku widocznie zacisk się zwolnił a na nierównościach grobli nakrętka zaczęła się odkręcać i koło po prostu było tylko dociskane od podłoża. Większa hopka z oderwaniem koła od ziemi i bym gryzł ziemię :/ Dociskam więc na szybko zacisk… i znów musze gonić tych, których na grobli wyprzedzałem.
Na trasie © dater

Niestety te gonienia na wysokich wartościach tętna i pogoda zafundowały mi bombę na trasie, jakiej jeszcze nie miałem. Około 30-35go kilometra skończyła się jazda a zaczęła się męczarnia. Nogi i pikawa odmówiły zgodnie posłuszeństwa i to co jechałem to już była tylko jazda na przetrwanie i dotarcie do mety z jak najmniejszymi stratami :( Nie pomogło picie, nie pomogły żele. Żele zamiast lądować w gębie to ze zmęczenia lądowały wszędzie, tylko nie w otworze gębowym. Upaćkałem się jednym w kolorze czerwonym na maksa, na mecie myślano że się pociąłem na trasie. Szczególnie, że Sasza lądując w jakim rowie rzeczywiście się pociął na pobitym szkle i załatwił nogę i rękę zaliczając DNFa. Na szczęście nic poważnego mu się nie stało.
Ładny shot! © dater

Ostatnie kilometry jadę z Tomkiem z Chesapeake Bike Team, we dwójke pracujemy na wspólne miejsce.
Z Tomkiem, ostatnie kilometry © dater

We dwójkę też dojeżdżamy do mety, nie walczymy mocno, on mnie puszcza i pierwszy przejeżdzam linię mety.
Wiraż na mecie © dater

I po maratonie © dater

Ciężki, naprawdę ciężki maraton. Upał na trasie i sama konfiguracja trasy tego dnia dała naprawdę w kość. Płasko, dużo otwartej przestrzeni, gdzie słońce dodatkowo dobijało. Poza tym piach, piach, maraton pod znakiem piaskownicy. Tereny może i ładne, ale za płaskie jak na maraton MTB, zliczyło mi ledwo 100 metrów przewyższenia! :/ Więc było szybko, pechowo, piaskowo i gorąco.
Na pocieszenie jak to na płaskim i szybkim maratonie nie najgorsza zdobycz punktowa: 875 pkt do generalki. Miejsce 32 Open i 8 w kategorii. Jak na marną jazdę i wypadki na trasie to naprawdę całkiem nieźle. Można więc z takiej bomby jeszcze zapalnik wyciągnąć ;)
Żarłem muchy :) © dater

Dekoracja Open © dater

Dziewczyny Open © dater


A dziś, patrząc na rozpadaną i chłodną wrześniową aurę na zewnątrz człowiek by wrócił do tego gorącego Urszulina! :D


  • DST 8.41km
  • Teren 4.00km
  • Czas 00:20
  • VAVG 25.23km/h
  • VMAX 31.40km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • HRmax 164 ( 83%)
  • HRavg 140 ( 71%)
  • Kalorie 202kcal
  • Podjazdy 2m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

MK Urszulin rozgrzewka

Niedziela, 28 lipca 2013 · dodano: 21.09.2013 | Komentarze 0

Trochę asfaltu, trochępierwszych/ostatnich kilometrów maratonu dla rozpoznania trasy.
Wszystko o tym maratonie może powiedzieć zapis wysokości który wskazał 2 metry wzrostu i 9 metrów spadku na rozgrzewce :P Płasko jak po stole :D

  • DST 20.91km
  • Teren 18.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 20.91km/h
  • VMAX 37.30km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 186 ( 94%)
  • HRavg 136 ( 69%)
  • Kalorie 389kcal
  • Podjazdy 85m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

przepalenie przed maratonem, rundy XC

Sobota, 27 lipca 2013 · dodano: 14.09.2013 | Komentarze 0

Połknąłem kilka szybkich rundek XC koło zalewu w Czarnej na dzień przed maratonem, tak na przepalenie. Nietypowe u mnie zachowanie, bo wolę odpoczywać, ale mówią że warto spróbować czegoś innego;)
Ubogie to XC u mnie nad zalewem, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma :P

  • DST 11.93km
  • Teren 11.93km
  • Czas 00:32
  • VAVG 22.37km/h
  • VMAX 34.30km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 164 ( 83%)
  • HRavg 137 ( 69%)
  • Kalorie 260kcal
  • Podjazdy 44m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

rozgrzewka MK Sopoćkinie

Sobota, 20 lipca 2013 · dodano: 14.09.2013 | Komentarze 0

Rozgrzewka na ostatnich kilometrach maratonu w Sopockiniach

  • DST 2.53km
  • Teren 2.53km
  • Czas 00:10
  • VAVG 15.18km/h
  • VMAX 29.40km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 132 ( 67%)
  • HRavg 120 ( 61%)
  • Kalorie 65kcal
  • Podjazdy 14m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

rozjazd MK Sopoćkinie

Sobota, 20 lipca 2013 · dodano: 14.09.2013 | Komentarze 0

krótki rozjazd po maratonie

  • DST 58.89km
  • Teren 56.00km
  • Czas 02:15
  • VAVG 26.17km/h
  • VMAX 47.30km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 191 ( 97%)
  • HRavg 171 ( 87%)
  • Kalorie 1488kcal
  • Podjazdy 376m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kresowy Sopoćkinie (Białoruś)

Sobota, 20 lipca 2013 · dodano: 14.09.2013 | Komentarze 0

Jak zwykle bardzo klimatyczna i coooltowa wycieczka na Białoruś :)))
Grodno, dziadzia Lenin © dater

W knajpie płaci się w milionach :) © dater

Sam maraton na podobnej trasie jak rok wcześniej, warunki bardzo dobre, pogoda dopisała. Jechało się świetnie i większość w dobrej grupie. Na koniec gdzieś odpadłem, ale się obudziłem, dogoniłem i wygrałem finsz :)
Moja grupka © dater

Uciekam © dater

Na trasie © dater

Miejsce bardzo dobre, 22 Open, i tuż za podium w kategorii - 4 miejsce w Elita Plus :D Jest już blisko, coraz bliżej...
Oczywiście po maratonie międzyteamowa integracja nad Kanałem, która później przeniosła się do Grodno by night :)
Po maratonie © dater

Nad Kanałem AUgustowskim © dater

Międzyteamowa integracja © dater



  • DST 65.32km
  • Teren 46.00km
  • Czas 03:13
  • VAVG 20.31km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 175 ( 89%)
  • HRavg 146 ( 74%)
  • Kalorie 1523kcal
  • Podjazdy 1508m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pętla dookoła Jeziora Solińskiego

Czwartek, 11 lipca 2013 · dodano: 13.09.2013 | Komentarze 0

Pod koniec tygodnia pogoda zaczęła się psuć i zapowiadało się, że może już nie być za dobrych warunków do jazdy. W nocy padało, ale na czwartek zapowiedzi były jeszcze znośne. Więc chcę zrobić wreszcie dużego tripa, wjechać na Górę Jawor i objechać Solinę.
Wstaje więc wcześnie rano, razem ze słońcem. Nad Polańczykiem i Soliną wiszą ciężkie, ołowiane chmury.
Wschód słońca © dater

Wyjeżdżam siódma rano. Najpierw znaną już drogą wzdłuż jeziora przez miejscowość Solina i koło zapory.
Zapora na Solinie © dater

Zaraz za Soliną zaczyna się wspinaczka na górę Jawor królującą nad jeziorem od strony północnej (740 mnpm). Na szycie widać było z jeziora maszty nadawcze i przekaźnikowe (telewizja, telefony??) i mam zamiar tam podjechać. Niestety cała góra porośnięta jest gęstym lasem... i nie ma żadnego widoku na jezioro :( W czasie podjazdu zaczyna padać deszcz, na szczęście niewielki. Tych masztów przekaźnikowych jest sporo, są porozrzucane, ogrodzone. Pod jeden udaje mi się podjechać całkiem blisko.
Pod wierzą na szczycie © dater

Zjeżdżam z góry tą samą drogą, chociaż miałem w gpsie jakieś ścieżki "na skróty". Szukając ich w terenie niestety nie znalazłem. A więc zjeżdżam na dół asfaltem i kieruję się na Łobozew Dolny. Później jest jeszcze Łobozew Górny i Teleśnica. Tam wreszcie wjeżdżam w teren.
Bieszczadzki krajobraz © dater

Teleśnica © dater

A teren niczego sobie. Tutaj naprawdę wjechać i zjechać to trzeba się namęczyć :) Ale widoki i krajobrazy dookoła rekompensują te wszystkie wysiłki.
Gdzieś wyżej © dater

Ciężkie chmury © dater

Cały czas dookoła chodzą ciężkie chmury, grzmi gdzieś obok, ale na szczęście nie pada. Chociaż wymyte drogi pokazują, że potrafi tu ciężko padać. Jest na tyle ciężko, że trudno mi sobie wyobrazić jak tu jest trudno jechać podczas jakiegokolwiek deszczu. Modlę się więc, żeby się nie rozpadało. Jadę zboczami, różnymi ścieżkami i drogami, część trasy wiedzie przez leśne odstępy.
Leśna przeprawa © dater

Gdzieś na trasie © dater

Jedzie się ciężko, coraz ciężej i zajmuje mi to więcej czasu niż przypuszczałem. Jestem coraz bardziej na południe i według mapy na Garminie niedługo powinienem dotrzeć do asfaltu. Powiem szczerze, że wyczekiwałem końca tej przeprawy :P
Wysoko © dater

Dalej przed siebie © dater

Docieram wreszcie do asfaltu. Teraz zostaje jeszcze kilkanaście kilometrów do Polańczyka po niezłych górkach. Ostatnią część trasy już znam, bo jadę przez Wołkowyję i dojeżdżam od południa do Polańczyka.
Polańczyk © dater

No to zaliczyłem wreszcie niezły, górski trip. Tak po prawdzieto moja pierwsza, prawdziwa górska przeprawa. Zaczynam czuć co oznaczają "góry", prawdziwe góry w mtb. Nie wiem czy porwałbym się na prawdziwie górski maraton. To całkiem inna bajka niż nasze nizinne jeżdżenie. Narypałem ponad 1500 metrów przewyższenia :D


  • DST 18.62km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:04
  • VAVG 17.46km/h
  • VMAX 56.10km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 154 ( 78%)
  • HRavg 121 ( 61%)
  • Kalorie 383kcal
  • Podjazdy 413m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wołkowyja - czyli jazda filmowa :)

Wtorek, 9 lipca 2013 · dodano: 11.09.2013 | Komentarze 0

Jakaś jazda krajoznawcza w następnej kolejności mi się po Bieszczadach marzyła. Krótki rzut oka na mapę - poniżej Polańczyka jest znana filmowa miejscowość - Wołkowyja :) No to się wybieram :)
Początkowo asfalt, później wjeżdżam w teren na duże wzniesienie, z którego z jednej strony jest widok na Jezioro Solińskie, z drugiej na dolinę gdzie już Wołkowyję widać.
Jezioro Solińskie © dater

Ja nie wiem co tak szczerzę zęby :P © dater

W dole Wołkowyja © dater

Z tego wzniesienia ostry i ciężki, momentami niebezpieczny zjazd na dół. Heble pracują pełną mocą. Ale na dole można strzelić taką fotkę :D
No i jestem... zadowolony © dater

Jadę przez Wołkowyję, szukam jakiś miejscówek znanych z serialu Rancho. Ale jakoś nie widać nic znajomego. Nie ma sklepu :(
Jadę w kierunku miejscowości Górzanka, tam się wspinam na niewielkie wzniesienie ponad nią, robię zdjęcia.
Strumyk przed Górzanką © dater

Nad Górzanką © dater

Zjeżdżam i zawracam z powrotem na Wołkowyję.
Wołkowyja z drugiej strony © dater

Solina z Wołkowyji © dater

Powrót znanym już asfaltem, podjazdy naprawdę fajne :) Ale że ma być dziś lekko i rekreacyjnie to nie atakuje specjalnie.


  • DST 15.07km
  • Teren 13.00km
  • Czas 01:09
  • VAVG 13.10km/h
  • VMAX 54.50km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 169 ( 86%)
  • HRavg 136 ( 69%)
  • Kalorie 508kcal
  • Podjazdy 530m
  • Sprzęt Cube Reaction GTC Team
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nad Polańczykiem - technika zjazdu

Poniedziałek, 8 lipca 2013 · dodano: 10.09.2013 | Komentarze 2

W poniedziałkowy wieczór mam plan skorzystania z możliwości ćwiczenia techniki w trudniejszych niż zwykle warunkach. Jadę nad Polańczyk, żeby znaleźć jakiś ciekawy podjazd/zjazd. Udaje mi się na taki dość niedaleko trafić. Zjeżdżam na maksa, tak żeby pokonywać go w następnych rundach jak najszybciej i bez błędów. Wjeżdżam spokojnie, technicznie, bez napinki na najkrótszy czas, próbuję po prostu robić to jak najlepiej.
Na zjeździe najpierw jest trochę lasu, lekki zakręt w lewo, kawałek łąką, szybko. Dalej hamowanie, przewężenie, błoto, korzenie, uskok w dół za którym ostro w lewo, przyśpieszenie, kawałek prostej i znów ostro w lewo na błocie na dohamowaniu, tak że wyrzuca mnie początkowo na drzewo po prawej stronie. Zaraz trzeba się złożyć do ciasnego zakrętu w prawo za drzewem i ostro w dół po wymytej, kamienistej ścieżce. Przewężenie między drzewami, wyrównanie i hamowanie na polu... koniec. 350 metrów toru testowego do ćwiczeń :)
Początkowo trudności i strach na pierwszym przewężeniu i korzeniach. Nie utrzymałem też się na ścieżce w błocie przy drzewie. Ze dwa, trzy wypięcia na uślizgach były i przyładowania w drzewo :) Dalszy zjazd po wymytych też nie był początkowo prosty. Czas pierwszego zjazdu 1:04. Podjazdy spokojnie i technicznie, ucząc się balansu, równowagi, wybierania właściwej drogi w trudnym terenie. Następne zjazdy coraz szybciej, pewniej, bez błędów. Zchodzę poniżej minuty, później poniżej 50 sekund :D W którymś momencie straciłem rachubę ile razy zjechałem, planowałem 10. Wyszło na Garminie, że było 9. Ostatni w czasie 47,6 sekundy :)))
No i teraz wiadomo skąd u mnie poprawa techniki zjazdu w terenie i lepsze odczucia co do tej kwestii na zawodach. Naprawdę po kilku takich treningach jest progres! Jutro jadę w las na jakąś rundę XC, bo wspomnienie tego dnia w Bieszczadach mnie jara! :D
Nad Polańczykiem © dater

Jadę w las © dater

Techniczny kawałek © dater

Na podjeżdzie © dater

Zjazd, jest dynamika © dater

Wieczorny jeździec © dater

Po tych zjazdo-podjazdach nie zjeżdżam jeszcze na sam dół, ale zaliczam pobliską łysa górkę, żeby cyknąć wieczorną fotkę. To był piękny wieczór.
Nad Polańczykiem © dater

Zachwyt tą chwilą © dater

Na rozjazd zjeżdżam już na dół, robię lekko kilka kilometrów drogą wzdłuż jeziora na południe. Droga ma upamiętnionych swoich budowniczych :)
Przy drodze © dater

Na koniec przed Polańczykiem 9% podjazdu :D
Podjazd przed Polańczykiem © dater