Info

Więcej o mnie.
Statystyki i osiągnięcia
Najdłuższy dystans: 342 km Maksymalna prędkość: 79,20 km/h Najwyższe wzniesienie: 2920 mnpm Maksymalna suma przewyższeń: 2771 m
Podsumowania wydarzeń
Calpe - zgrupka marzec 2014
Sycylia - sierpień 2013
Polańczyk - lipiec 2013
Calpe - zgrupka marzec 2013
Opatija - czerwiec 2010
sezon 2013
sezon 2012 sezon 2011
sezon 2010
Moje rowery
Pogoda
Poniedziałek | +2° | -3° | |
Wtorek | +3° | -5° | |
Środa | +4° | -2° | |
Czwartek | +5° | -2° | |
Piątek | +4° | -3° | |
Sobota | +4° | -3° |
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2014, Wrzesień18 - 5
- 2014, Sierpień21 - 1
- 2014, Lipiec26 - 5
- 2014, Czerwiec26 - 0
- 2014, Maj24 - 4
- 2014, Kwiecień25 - 9
- 2014, Marzec24 - 15
- 2014, Luty4 - 6
- 2014, Styczeń4 - 9
- 2013, Grudzień7 - 14
- 2013, Listopad6 - 12
- 2013, Październik16 - 5
- 2013, Wrzesień23 - 14
- 2013, Sierpień25 - 5
- 2013, Lipiec25 - 3
- 2013, Czerwiec27 - 11
- 2013, Maj26 - 9
- 2013, Kwiecień22 - 20
- 2013, Marzec13 - 24
- 2013, Luty5 - 7
- 2013, Styczeń3 - 4
- 2012, Grudzień7 - 10
- 2012, Listopad5 - 1
- 2012, Październik5 - 1
- 2012, Wrzesień15 - 5
- 2012, Sierpień18 - 11
- 2012, Lipiec22 - 9
- 2012, Czerwiec24 - 8
- 2012, Maj25 - 9
- 2012, Kwiecień14 - 3
- 2012, Marzec4 - 2
- 2012, Styczeń2 - 0
- 2011, Październik4 - 0
- 2011, Wrzesień9 - 0
- 2011, Sierpień12 - 1
- 2011, Lipiec17 - 2
- 2011, Czerwiec17 - 2
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień12 - 0
- 2011, Marzec9 - 3
- 2011, Luty1 - 0
- 2011, Styczeń2 - 3
- 2010, Grudzień1 - 0
- 2010, Październik12 - 1
- 2010, Wrzesień14 - 9
- 2010, Sierpień24 - 3
- 2010, Lipiec23 - 8
- 2010, Czerwiec18 - 17
- 2010, Maj21 - 6
- 2010, Kwiecień12 - 1
- 2010, Marzec2 - 0
- 2010, Styczeń1 - 0
- 2009, Listopad1 - 0
- 2009, Październik1 - 0
- 2009, Wrzesień10 - 4
- 2009, Sierpień23 - 5
- 2009, Lipiec24 - 1
- 2009, Czerwiec16 - 0
- 2009, Maj15 - 0
- 2009, Kwiecień11 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
w Polskę
Dystans całkowity: | 6910.82 km (w terenie 2562.08 km; 37.07%) |
Czas w ruchu: | 288:56 |
Średnia prędkość: | 23.92 km/h |
Maksymalna prędkość: | 66.20 km/h |
Suma podjazdów: | 43164 m |
Maks. tętno maksymalne: | 196 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 178 (90 %) |
Suma kalorii: | 170260 kcal |
Liczba aktywności: | 116 |
Średnio na aktywność: | 59.58 km i 2h 29m |
Więcej statystyk |
- DST 104.85km
- Czas 03:49
- VAVG 27.47km/h
- VMAX 54.60km/h
- Temperatura 27.0°C
- HRmax 164 ( 83%)
- HRavg 145 ( 73%)
- Kalorie 2085kcal
- Podjazdy 575m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Po Mazurach
Poniedziałek, 12 lipca 2010 · dodano: 12.07.2010 | Komentarze 1
Dziś postanawiam dłuższą wycieczkę po Mazurach sobie zrobić. Żeby uniknąć największego, popołudniowego skwaru budzę się 5:30 i kwadrans po szóstej jestem już na rowerze. Na razie jest bosko, poranny chłodek, słońce jeszcze nisko. Jadę na Mrągowo i o 6:50 jestem już przy tablicy wjazdowej.
Mrągowo© dater
Przejeżdżam przez centrum, nie najlepiej się jedzie, bruk jest podłej jakości. Zawijam w prawo na deptak do jeziora, tam mały odpoczynek.

jezioro Czos w porannym słońcu© dater
Podziwiam przez chwilę uroki jeziora Czos w blasku porannego słońca. Na razie nie ma nawet najmniejszego wiaterku, tafla jeziora jest jak lustro.

odpoczynek nad jeziorem Czos Mragowie© dater
Dalej z Mrągowa wyjeżdżam droga na Kętrzyn, ale przed Szestnem odbijam w lewo, tak aby pojechać przez Świętą Lipkę. Po drodze mijam niesamowite krajobrazy, zatrzymuje się na górce nad jeziorem Juno w okolicach Kiersztanowa żeby pyknąć fotkę.

w drodze do Św. Lipki - jezioro Juno© dater
Tutaj trasa naprawdę jest urokliwa, dużo górek, jeziorka po każdej stronie. Jedzie się rewelacyjnie. Traktuję wyjazd rekreacyjnie, ale noga nadal podaje pozytywnie. Nie czuję w ogóle tych kilometrów zrobionych przez ostatnie dni. Może tylko trochę tyłek doskwiera i czuje te kilometry. Ale z nim sobie jakoś radzę :)
I tak podziwiając widoczki dojeżdżam do Św. Lipki.

Św. Lipka© dater
Sanktuarium jest w tej chwili remontowane, nie widać niestety jego uroku. Cała przednia elewacja kościoła jest w rusztowaniach i siatkach zabezpieczających. Byłem tu na szczęście kilka razy, więc nie tracę wiele.

Sanktuarium w Św. Lipce© dater
Ze Świętej Lipki jadę na Kętrzyn. Robi się coraz cieplej poza tym zaczyna się pokazywać wiaterek. W Kętrzynie jestem ok. 8:30. Zawijam do znajomych na ulicę Kwiatową. Szczeny im opadają, gdy mnie widzą. Nie bardzo mogą przetrawić fakt, ze przejechałem ponad 200 km na Mazury rowerem i dziś do nich zajechałem :) Posilam się i odpoczywam u nich chwilę, jadę dalej. Zajeżdżam na zamek w Kętrzynie, bo mimo że tyle razy tu byłem to na zamku nigdy.

zamek w Kętrzynie© dater
Z Kętrzyna wyjeżdżam drogą na Giżycko. Gdybym miał inne założenia na dzień dzisiejszy i trochę więcej czasu to pewnie zajechałbym i do Giżycka. Ale w Sterławkach Wielkich mam zamiar odbić na miejscowość Skop. Niestety okazuje się, że droga całkiem nieźle wyglądająca na mapie jest w rzeczywistości szutrem. Wracam więc kilkadziesiąt metrów i ze Sterławek jadę na Ryn. Tutaj jest masakryczne 9 km asfaltu. Najgorsza z możliwych nawierzchnia, taki grubo kamienisty asfalt poniemiecki. Trzyma się to dobrze, bo dziur w zasadzie nie ma, ale do jazdy szosówką się nie nadaje. Trzęsie niesamowicie, tak jak na bruku. A nawet gorzej bo częstotliwość drgań jest większa. Po kilometrze mam już dość, ale co zrobić, trzeba przeć do przodu. Dodatkowo wiatr się wzmaga i wieje od czoła. Tu średnia spada dramatycznie, jadę ledwo 20-22 km/h, na podjazdach ledwo kręcę. Tutaj już naprawdę opadają mnie siły i odechciewa się jazdy. Docieram do Rynu i robię odpoczynek nad jeziorem.

jezioro Ryńskie© dater
Łykam żel energetyczny, banana, batonik. Wyciągam się na ławce, żeby odzyskać trochę sił po tym ciężkim odcinku. Modlę się tylko żeby na Mikołajki droga już miała inną nawierzchnię. Na szczęście ma. Co prawda łata na łacie, ale i tak jedzie się o niebo lepiej niż na tym asfalcie z grubymi kamieniami. W Pszczółkach wylatuję na DK16 i stąd już jedzie się bajecznie. Odzyskuje siły i dojeżdżam do Mikołajek.

Mikołajki© dater
Jeszcze za Mikołajkami na Orlenie w Prawdowie robię ostatni odpoczynek. Uzupełniam płyny bo dwa bidony poszły w tym upale i przejeżdżam ostatnie kilometry do Zełwąg.
Wycieczka bardzo udana. Wróciłem przed największym upałem, teraz pisząc te słowa termometr w cieniu pokazuje 33 stopnie. Jutro powrót do domu. Miałem zamiar robić następną życiówkę na powrocie, ale jednak odpuszczę. Ma być jeszcze goręcej, powoli ten upał jest nie do wytrzymania…
Kategoria ! > 100 km, Foto, GPS, Onix na szosie, w Polskę
- DST 17.70km
- Czas 00:39
- VAVG 27.23km/h
- VMAX 42.20km/h
- Temperatura 26.0°C
- HRmax 162 ( 82%)
- HRavg 144 ( 73%)
- Kalorie 347kcal
- Podjazdy 80m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Rozjazd regeneracyjny
Niedziela, 11 lipca 2010 · dodano: 11.07.2010 | Komentarze 0
Po wczorajszej życiówce na Mazury poranny krótki rozjazd regeneracyjny. Z Zełwąg w kierunku na Mrągowo, ale w Baranowie odbijam na Faszcze. Stamtąd chcę przez Cimowo dojechać do Prawdowa i kończyć pętelkę w Zełwągach. Niestety od Faszcz droga sie psuje i przechodzi w szutrówkę. Więc z petli nici i zawracam tą samą drogą do Zełwąg.Jechało się fajnie, jeszcze nie było upału. Nie czuję jakiegoś większego zmeczęczenia po wczorajszej trasówce.
Kategoria ! < 050 km, Onix na szosie, Trening, w Polskę
- DST 55.14km
- Czas 01:46
- VAVG 31.21km/h
- VMAX 51.80km/h
- Temperatura 26.0°C
- HRmax 179 ( 91%)
- HRavg 161 ( 82%)
- Kalorie 1152kcal
- Podjazdy 315m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Zaczynam się wkręcać…
Niedziela, 11 lipca 2010 · dodano: 12.07.2010 | Komentarze 0
… na co raz wyższe obroty. Postanawiam wieczorkiem wyskoczyć na średnią rundę, tak około 50 km. Po wczorajszej życiówce obawiam się trochę zmęczenia. A tu pełne zaskoczenie, noga podaje aż miło, nie czuję żadnej ciężkości, wręcz bym powiedział że fantastycznie się kręci. Wyjeżdżam specjalnie później, bo w ciągu dnia żar się leje z nieba. Jest prawie 18:30, słońce jest już niżej i z dziennego ponad 30 stopni temperatura spada o kilka stopni. Jadę w kierunku na Baranowo, Kosewo i w Probarku skręcam w lewo na Piecki. Tereny przepiękne, jeziora, wzdłuż drogi drzewa które dają cień. Cały czas góra-dół-góra-dół i serpentynki. Jedzie się naprawdę świetnie. Nie wiem co jest z nogami, ale jestem w fazie jakiejś hiper-super-kompensacji :) Momentami jestem zdziwiony jak gładko idą podjazdy i jaką ciągła prędkość utrzymuję. Dojeżdżam do Piecek i stamtąd już na Uktę. Droga też przeważnie wśród drzew, cały czas dociskam a nogi odpowiadają pozytywnie. Przed Uktą na podjeździe mijam bikera z sakwami. Przeskakuję go w takim tempie jakby stał :)Z Ukty na Mikołajki. Wczoraj jechałem tędy na zakończenie życiówki i wydawało mi się że naprawdę świetnie się jechało. Ale teraz… tak jakbym nie po górkach jechał. Cały prawie czas twarde przełożenia i tylko przeskakiwanie hopek. Tylko kilka największych i najdłuższych podjazdów wymaga ode mnie redukcji na małą tarczę z przodu. Z Mikołajek droga w pełnym, zachodzącym słońcu.
Kategoria ! > 050 km, GPS, Onix na szosie, Trening, w Polskę
- DST 205.04km
- Teren 3.00km
- Czas 07:22
- VAVG 27.83km/h
- VMAX 55.40km/h
- Temperatura 29.0°C
- HRmax 173 ( 88%)
- HRavg 151 ( 77%)
- Kalorie 4327kcal
- Podjazdy 800m
- Sprzęt Orbea Onix
- Aktywność Jazda na rowerze
Życiówka na Mazury
Sobota, 10 lipca 2010 · dodano: 11.07.2010 | Komentarze 5
Planem było powtórzenie zeszłorocznego wypadu na Mazury, ale tym razem szosą. Kierunek Zełwągi za Mikołajkami, ale oczywiście trasa odpowiednio zmodyfikowana pod asfalt. W tamtym roku Oxy doskonale sobie poradził na trasie ok. 160 km, w tym szosowo wychodzi ponad 200 km. I o to chodzi, przekroczyć granice dwusetki :)Oczywiście tak jak i w tamtym roku cała rodzinka wybiera się samochodem: moje dziewczyny i szwagry. Przygotowanie ekwipunku następuje więc dzień wcześniej. Rano oczywiście jak to już mam w zwyczaju, budzi mnie mój wewnętrzny budzik… o 4:50. Jeszcze trochę się walam i 5:30 wstaję. Śniadanko, ładowanie samochodu dla dziewczyn i wyruszam 6:45, wcześniej niż zakładałem. Od rana już spiekota, słońce pełnym niebem, jest już ponad 20 stopni. Założenie jest dojechać, wiem że będzie ciężko. Największy jak do tej pory dystans, plus spiekota, plus szosa, którą nie miałem jeszcze okazji pomykać na tak długich dystansach. Więc nie dociskam, staram się równo rozłożyć siły.
Wsiadając na rower jestem trochę obolały po czwartkowej wywrotce, boję się też że ból zacznie się odzywać na trasie. Ale wsiadając na rower wszystko mija jak ręką odjął. Jest dobrze :)
Jadę przez Czarną Wieś na Jezierzysk. Stamtąd jedyny odcinek terenowy – szutrówka przez Osierodek do Sitkowa. Jest to alternatywa dla bujania się prawie dwa kilometry po kocich łbach, czego nie nawidzę. Wolę pobujać się trzy kilometry szutrówą i wychodzi mi to na dobre. Nie jest tak źle jakby się wydawało, uważam na zjazdach żeby nie przedobrzyć i odcinek terenowy mijam gładko.
Dalej do Janowa i na Suchowolę. Tam w parku pierwszy odpoczynek, mały popas.

pierwszy odpoczynek - w parku w Suchowoli© dater
Dalej na Goniądz. Tuż za Suchowolą znaki, że droga ślepa, remont mostu czy coś takiego i objazd bokiem. Ale myślę sobie, że rowerem to pewnie bez bólu przeskoczę. Utwierdza mnie w tym przekonaniu lokales, który twierdzi, że dla roweru to żadna przeszkoda. Więc prę dalej. Docieram do mostu, rzeczywiście w nie najlepszym stanie. Ale przejezdny więc zadowolony z siebie jadę dalej, aż za zakrętem kilkadziesiąt metrów dalej widzę coś takiego:

zamiast mostu łacha piachu za Suchowolą© dater
Przedzieram się przez ten piach i z góry widzę… kilkumetrowy wykop w którym siedzi koparka i kilku gości którzy też sobie spokojnie siedzą.
- Panowie, przeskoczę tu jakoś rowerem???
- Jak się dobrze rozpędzisz to przeskoczysz… hehehe :) - brech wypełnia cały wykop.
Wykop na całą szerokość więc już mi zagląda widmo powrotu dobre kilka kilometrów z powrotem. Ale na szczęście Panowie wskazują mi, że kilkadziesiąt metrów z tyłu jest grobla i obejście tego miejsca. Więc cofam się trochę i robię przełaj około kilometra. Ale szczęśliwie omijam wykop i wylatuję na Goniądz.

Goniądz© dater
Postanawiam wdrapać się pod górkę do Goniądza, ale nic ciekawego w centrum nie ma.

w centrum Goniądza© dater
Z Goniądza na Osowiec i stamtąd na Szczuczyn. Z Osowca najgorszy kawałek asfaltu na trasie. Łata na łacie, trzęsie niesamowicie, dupa boli. Trzeci raz jadę tą trasą, co ciekawe za każdym razem inaczej docieram do Szczuczyna. Pierwszym razem z RB Teamem na Śniardwy było terenowo i ciężko bo brukami. Drugim razem obrałem inną, lepszą drogę, ale na szosówke też nie za bardzo. Tym razem oczywiście asfalt, dłużej ale z założenia lepiej. Trochę na okrągło, ale rzeczywiście z Klimaszówki już całkiem niezły asfalt. W Radziłowie mijam mniej więcej półmetek wyprawy.

Radziłów - połowa trasy za mną© dater
Dalej przez Wąsosz do Szczuczyna. Tam robię dłuższą przerwę, posiłek. Kebab popijany piwkiem. Siedzę sobie dobrą prawie godzinkę odpoczywając… trochę przesadzam, ciężko jest ruszyć. I od Szczuczyna już naprawdę ciężko się jedzie. Jednak posiłek na trasie powinien być mało obfity i strawiony. Do Białej Piskiej mam kryzys. Tam robię znów popas. Kładę się pod drzewem w parku i odpoczywam, ucinam sobie nawet 10-minutową drzemkę.

Biała Piska - odpoczynek w parku© dater
Do Pisza jedzie się już lepiej, chociaż krajobraz się już zmienia. Coraz więcej górek, na szczęście dla bikera za każdym podjazdem jest z górki :) … z reguły. W Piszu następna przerwa. Upał doskwiera niesamowicie, trzeba się chować w cieniu. Uzupełniam płyny… na koniec podliczyłem że połknąłem w różnej postaci w czasie tej trasy ok. 5 litrów. Z Pisza już idzie całkiem dobrze. Okazuje się jednak, ze mam dziś niesamowite szczęście do remontowanych mostów. Za Piszem znów znaki objazd, zakaz wjazdu, remont mostu w Rucianej Nidzie.. No ale jeśli za pierwszym razem się jakoś udało to dlaczego za drugim ma się nie udać. Jadę więc… jestem Panem drogi. Ta trasa zwykle jest nieźle zapełniona, a tu ledwo kilka samochodów mnie mija. No i dojeżdżam do Rucianego. Na samym wjeździe na kanale rzeczywiście remont… most w zasadzie rozmontowany. Ehhh… patrzę na gpsa, obok idzie linia kolejowa i widać most nad kanałem. Odbija więc w lewo i trafiam na most. Z buta… a w spd z buta to oznacza męczarnie. Szczególnie po łupanych kamieniach po nasypie kolejowym… masakra. Więc daję z buta dobry kilometr, przekraczam most i jeszcze zawijam, żeby popatrzeć na remont, który wygląda tak:

Ruciane Nida - remont mostu© dater
W Rucianym robię znów mały odpoczynek i ruszam na Mikołajki. Tu już jedzie się całkiem nieźle, szczególnie że droga leśna więc cień i można trochę odsapnąć od słońca i upału. Widzę, że zostało ledwo 20 kilometrów i czuję się naprawdę dobrze wiec zaczynam dociskać. Małe górki z blatu na stójce, odrabiam straty w prędkości średniej. Tutaj do Mikołajek robię chyba najlepszą średnią na całej trasie.

Mikołajki - prawie u celu© dater
Z Mikołajek zostaje mi już tylko sześć kilometrów, przemyka niesamowicie szybko. Do Zełwąg docieram punkt godzina 17. Godzinę później niż zakładałem. GPS zlicza mi 3 godziny postojów, ale w tym upale inaczej się nie dało, odpoczynek w cieniu musiał być. Ale docieram, życiówkę poprawiam i jestem szczęśliwy jak mały chłopczyk :)

Zełwągi© dater
Polara coś muszę wyskalować pod koło Onix’a bo różnica ponad 3 km wyszła w zliczeniu trasy.

życiówka zrobiona - 205 km :)© dater
Kategoria ! > 200 km, Foto, GPS, Onix na szosie, w Polskę
- DST 23.20km
- Teren 5.00km
- Czas 00:59
- VAVG 23.59km/h
- VMAX 42.80km/h
- Temperatura 24.0°C
- HRmax 177 ( 90%)
- HRavg 151 ( 77%)
- Kalorie 567kcal
- Podjazdy 130m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Dojazd, rozgrzewka i rozjazd po maratonie
Niedziela, 27 czerwca 2010 · dodano: 28.06.2010 | Komentarze 0
Suma dojazdu, rozgrzewki i rozjazdu po Maratonie Kresowym w Sokółce. Kategoria ! < 050 km, Trening, w Polskę
- DST 66.00km
- Teren 18.00km
- Czas 02:52
- VAVG 23.02km/h
- VMAX 47.50km/h
- Temperatura 19.0°C
- HRmax 175 ( 89%)
- HRavg 142 ( 72%)
- Kalorie 1529kcal
- Podjazdy 290m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Memoriał 2010, niedziela, dzień drugi.
Niedziela, 30 maja 2010 · dodano: 14.06.2010 | Komentarze 0
Wcześniej wpomniałem , że dzień pierwszy skończył się dla co poniektórych dnia drugiego o piątej nad ranem :) A więc poranny rozjazd w baaardzo ograniczonej grupie. Tylko ja i Sasza, dookoła jeziora Gołdopiwo, dokładnie tak samo jak dzień wcześniej. Wyjazd ok. 6:30, zrobione trochę ponad 16 km, bez większej historii. Powrót na śniadanie, dobudzanie co niektórych ;PPo śniadaniu zbiórka i odprawa. Dzień od samego początku bardzo piękny, plan jest na prawie 50 km do obiadu. Wcześniej chcieliśmy jeszcze robić drogę powrotną do Kruklanek, ale decydujemy się przesunąć wszystkie samochody do Gorkla, tam gdzie będziemy jeść obiad i tam tez zakończyć.
A więc wyjazd ok. 9.20. Tego dnia grupa zdecydowanie mniejsza, zostają tylko ci bikerzy, którzy cokolwiek przejeździli w tym roku. Z prawie 20 osób dnia poprzedniego robi się chyba 11.
Ruszamy od razu w teren, niebieskim szlakiem wzdłuż jeziora Kruklin. Wcześniej przedzieramy się trochę na prawo od szlaku, bo ten zniszczony jest przez ostatnie ulewy. Jest trochę ciasno i Kacper dostaje gałęzią prosto między oczy :D Nie wygląda to najlepiej, ale twardy chłop to jest, nie wymięka… (no musiał on wkurzyć tą gałąź, naprawdę). Dalej piękna szutrówka, niezła średnia się robi. Od miejscowości Kruklin już asfalt, jedzie zwarta grupa, naprawdę jest pięknie :)

okolice Kruklina© dater

w kierunku na Siedliska© dater
Dalej kierunek Siedliska i wskakujemy na Upałty. Tam robimy pierwszy mały odpoczynek tego dnia.

Upałty - odpoczynek© dater
Dojeżdżamy do krajowej 63 i skręcamy w kierunku na Ruda. Stamtąd obieramy kierunek na Rydzewo i pędzimy wzdłuż jeziora Niegocin.

mostek na połączeniu jezior Nialk i Wojnowo© dater
Dalej od Rydzewa przemykamy przesmykiem pomiędzy jeziorem Niegocin a Jagodne i skręcamy w lewo na Kozin, Prażmowo i Szymonkę. Po drodze przekraczamy kanał Szymoński.

na kanale Szymońskim© dater
Z Szymonki już terenem dookoła jeziora Szymoneckiego do mariny Millenium w Gorklu w której jemy obiad.

marina Millenium w Gorklu© dater
Fajny dzień i przepiękna trasa. Chociaż mamy niedosyt bo mało kilometrów. Jest nawet pomysł żeby jeszcze Mikołajki po obiedzie zaliczyć, ale pogoda psuje się w szybkim tempie i zapowiada się na deszcz, albo nawet na większą zawieruchę, bo chmury na horyzoncie wyglądają groźnie. Czekamy więc tylko na obiad, zwijamy rowery, rozsiadamy się po samochodach i azymut Białystok obieramy.

Gorklo - czekamy na obiad© dater
Cały Memoriał bardzo udany. Organizacyjnie bez zarzutu, nawet chyba najlepszy z trzech dotychczasowych (dzięki Ula za dopięcie wszystkiego). Nikomu nic się nie stało (oprócz Kacpra zaatakowanego gałęzią ;P, zero wypadków, serwisów itd. Do Peletonu odwieźliśmy pełen nieruszony zestaw serwisowy (dzięki Jacek :). Wszyscy chyba zadowoleni, każdy zrobił tyle kilometrów ile mógł i to przepięknej scenerii jezior Mazurskich. Za rok powtórka… w innych pięknych okolicznościach przyrody :)
PS. Kilometry zsumowane z poranna rundą rozjazdową dookoła Gołdopiwo. Sama trasa memoriału tego dnia wyniosła 49,5 km.
Kategoria ! > 050 km, Foto, GPS, BLU Team Refleks, w Polskę
- DST 92.20km
- Teren 11.00km
- Czas 04:04
- VAVG 22.67km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 2249kcal
- Podjazdy 460m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Memoriał 2010, sobota, dzień pierwszy.
Sobota, 29 maja 2010 · dodano: 03.06.2010 | Komentarze 2
Jak już wcześniej wspomniałem dzień zaczął się porannym rozjazdem, ale zaliczyłem go do dnia „zero”.Właściwa jazda tego dnia zaczęła się po śniadaniu. Wszyscy się stawili, o czasie, w dobrym zdrowiu i kondycji. Dziewczyny miały problem ze wstawaniem, ale im pomogliśmy ;)
Na śniadanie wyśmienite naleśniki – szczególnie te ze szpinakiem i serem… mniam :) Zbieramy się zgodnie z planek około 9:00. Krótka odprawa, zdjęcie i w drogę.

powoli zbieramy się do wyjazdu© dater

sobota - ekipa gotowa do drogi© dater
Plan tego dnia to około 90 kilometrów ze zwiedzaniem. Na razie pierwszym etapem naszej wycieczki jest Giżycko i nasz salon BLU. Jedziemy wiec w stronę Giżycka, powoli, wręcz rekreacyjnie. Grupa nam się rozciąąąąąga… jak lasagne :P No ale dwudziestu bikerów o różnym stopniu kondycji to nie łatwa grupa.

Ania i Zbyszek© dater

Ania i Kacper© dater

Ania i Radzio© dater
Jedzie się bardzo przyjemnie. Dzisiejszego dnia w zasadzie tylko asfalt I założenie wolnego tępa. Robi się coraz cieplej i ładniej. Słońce coraz śmielej wygląda zza chmur.

mała przerwa w pedałowianiu© dater

reszta grupy dojeżdża© dater
I tak spokojnym tempem dojeżdżamy do Giżycka i BLU. Trochę jesteśmy poza planem, jakieś 15 minut spóźnienia. Pijemy kawkę, oglądamy, rozmawiamy kwadrans, robimy pamiątkowe zdjęcie i w drogę.

wizyta w BLU© dater
Dalej przez Giżycko do twierdzy Boyen. To nasz dziś pierwszy dłuższy przystanek i zwiedzanie.

Giżycko© dater

wjeżdzamy na twierdzę Boyen© dater
Zbieramy się powoli, czekamy na przewodnika, łazimy po murach ;P

twierdza Boyen - na głównej bramie© dater

Boyen - turyści :)© dater

Twierdza Boyen - zbiórka grupy© dater
Przewodnik pojawia się po chwili i zbiera nas do kupy.

Boyen - przewodnik zaczyna swą opowieść© dater

Boyen - grupa widoczna ze szczytu bramy głównej© dater
Zachęcam wszystkich do odwiedzenia twierdzy w czasie bytności na Mazurach. Robi wrażenie, ma swoją historię.

Boyen - "kopułka" waży 9,5 tony© dater

team słucha przewodnika© dater

Twierdza Boyen - na wałach© dater
Takie zwiedzanie z przewodnikiem trwa około 1,5 godziny. Z braku czasu i na naszą prośbę udało się to skomasować w godzinie. Samodzielne przejście szlakiem zwiedzania to góra jedna godzina, a naprawdę warto. Na koniec po kółku po twierdzy wyskakujemy znów pod bramą główną.

Twierdza Boyen - przed bramą główną© dater
Dalej obieramy drogę na nasz następny punkt zwiedzania dzisiejszego dnia, czyli Gierłoż i kwaterę Hitlera – Wilczy Szaniec. Nie jedziemy oczywiście trasą na Kętrzyn, tylko wzdłuż jeziora Kisajno i Dobskie poprzez miejscowości Guty, Kamionka, Doba.

Kamionka - odpoczynek© dater
Koło wsi Doba wjeżdżamy na pierwszy tego dnia odcinek terenowy. Nie pamiętam dokładnie z objazdu i rozpiski długości odcinka. Strzelam, 3-4 kilometry dla grupy, wychodzi około siedmiu… niektórzy nie mogą się doczekać końca. Sorki… zza kiery samochodu odległości kodują się we łbie inaczej niż zza kokpitu bike’a :)

wjeżdzamy na pierwszy odcinek terenowy© dater
Po trasie jest też bardzo fajny dłuższy terenowy podjazd… oj było ciężko.

pierwszy większy podjazd tego dnia© dater

team pokonuje wzniesienie© dater
Okazuje się tutaj, ze większość uczestników nie jest do końca przygotowana. Nie tylko kondycyjnie, ale i sprzętowo… Niewątpliwie ten dzień miał swojego bohatera :)

bohater sobotniej trasy na podjeździe© dater
W miejscowości Dłuzec wyjeżdżamy już na asfalt. Po drodze jednak serwisówka zabiera kilku uczestników wyprawy. Dalej poprzez Mazany i Parcz dojeżdżamy do Gierłoży i Wilczego Szańca. Tam czeka na nas obiad.

obiad w Wilczym Szańcu© dater

Gierłoż - obiad© dater

Gierłoż - Sekor czeka na obiad© dater
Po obiedzie czeka już na nas przewodnik, tym razem Pani. Komary tną niesamowicie, ale jej opowieści i to co widzimy nas zajmuje.

Wilczy Szaniec© dater

Wilczy Szaniec© dater

Wilczy Szaniec - pomiędzy bunkrami© dater

Wilczy Szaniec - w ruinach bunkra© dater
Zwiedzanie to około, 1,5 godziny, a i tak znów na nasza prośbę trwa to krócej. Nie mamy niestety czasu na długie zwiedzanie, czas wracać do Kruklanek. Dodatkowo komary są wsttrętne. Część ekipy wraca już samochodami i z rowerami na pace. Reszta powrotem na Dłużec na rowerach. Dalej już nową trasą na Radzieje.

dojeżdzamy do wsi Radzieje© dater
Stamtąd drugim odcinkiem terenowym, ładną szutrówką pomiędzy pięknymi polami i poprzez wieś Labapa jedziemy do Sztynortu.

pola rzepau w okolicach miejscowości Labapa© dater

jedziemy drugim odcinkiem terenowym tego dnia© dater
W Labapa zatrzymujemy się na krótki odpoczynek i podziwiać widoki :)

jezioro Labap© dater
Dalej już wyskakujemy znów na asfalt i do Sztynortu. Tam zaliczamy pałacyk (w opłakanym stanie) i port jachtowy.

marina w Sztynorcie© dater

odpoczynek w Sztynorcie© dater
Tutaj następna część grupy rezygnuje i wskakuje na pakę serwisówki. Kilku udaje nam się podejść pod ambicję i zostaje z nami. Tym szczególnie gratuluję, że dali rade do końca :)
Ze Sztynortu poprzez Harsz i Pozezdrze do Kruklanek. Na miejscu zbierają się wszyscy, pełna grupa jest na kolacji. Dzień bez większych przygód, wszyscy cali, żadnych strat. Nie było żadnej awarii, nie przydały się części serwisowe, nawet nikt gumy nie złapał. Organizacja chyba wypaliła, wszyscy zadowoleni. Dzień kończy się ogniskiem, kiełbaskami, tańcami, chmurami dymu i kilkoma małymi wypadkami, które nadrobiły braki na trasie ;) Niektórzy ten dzień zakończyli ok. 5 nad ranem.
Kategoria ! > 050 km, GPS, BLU Team Refleks, w Polskę
- DST 16.50km
- Teren 7.00km
- Czas 00:45
- VAVG 22.00km/h
- VMAX 40.10km/h
- Temperatura 12.0°C
- HRmax 180 ( 91%)
- HRavg 146 ( 74%)
- Kalorie 417kcal
- Podjazdy 85m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Memoriał 2010 - start.
Sobota, 29 maja 2010 · dodano: 03.06.2010 | Komentarze 1
Dzień zero, 28 maja, piątek. Wszyscy mamy plan spotkać się w Kruklankach około 18. Nasza ekipa z Białegostoku wyrusza około 15 na trzy samochody, Canter jako serwisówka z rowerami, Carnival z kompletem i Ja z bikerami swoim autem i trzema bike’ami na dachu. Po drodze zaczepiam o Czarną, bo nowy komplet Vezuvio mi przyszedł akurat kurierem, więc nie mogę sobie darować, że mógłbym pojechać bez niego :)Zgodnie z planem jesteśmy przed 18 w Kruklankach. Ludzie z Polski są już w zasadzie na miejscu. Ma być nas ok. trzydziestka. Oczywiście jak dzień zero, to zaczyna się integracja. Najpierw balkoniki ośrodka :) Opowieści, śmiechy, pęka szkło…

piątek - ekipa się zbiera :)© dater
Ośrodek nie najgorszy… jeśli człowiek się wczuje w estetykę PRLu :) Na wyjazdy „budżetowe” w sam raz, ma swój klimacik, jest czerstwo, przaśnie, tak zgodnie z moim założeniem miało być. Kolacja nas mile zaskakuje, całkiem niezła jak stołówkę ośrodka.
Pada oczywiście kwestia czy zrobić jeszcze tego dnia rozjazd. Większości się nie chciało… Pojechała tylko trójka: Adam, Czarek i Wojtek. Okrążają jeziorko Gołdopiwo (świetna nazwa), jest trochę strat, połamane błotniki, wyskakujące na środek drogi drzewa zatrzymujące bikerów w miejscu… ale Czarek twierdzi że było ok. :)

Czarek po wieczornej jeździe© dater
My w tym czasie przeprowadzamy integrację na poziomie zero :) Niektórzy palą (cholera go wie co), niektórzy piją, generalnie wszyscy dobrze się bawią.

dzień "zero" - wieczorna integracja© dater
Co niektórych te wieczorne harce mocno wykrzywiają, Radzio zostaje naszym bohaterem tej części wieczoru ;)

Radzio - nasz Super Hero tego wieczora© dater
Bohaterem drugiej części zostaje niewątpliwie Kacper. Jak to się stało, że ten co zawsze ostatni tym razem był pierwszy… doprawdy nie wiem ;) Generalnie wyznawanie miłości tego wieczoru w jego wykonaniu było na porządku dziennym.

nasz drugi Hero tego wieczora - pierwszy zgaśnięty Kacper© dater
Kończymy ten wieczór bez większych strat. Ci co powinni poszli spać o dziewiątej, inni ok. północy… reszta jak im wyszło. Generalnie większość z silnym postanowieniem zrobienia małego rozjazdu wcześnie rano dnia następnego. W mocnym postanowieniu wytrwała nas tylko czwórka: Ja, Kacper (o dziwo – no ale szybkie zejście mu pomogło) i Sasza. Robimy więc rundę dookoła Gołdopiwo (ach ta nazwa ;). Nie jest za ciepło, chmury chodzą i jest mokro po nocnej ulewie. Nie wygląda to najlepiej, ale cały czas wierzymy w prognozy, które twierdzą że będzie ok.

sobota - poranny rozjazd, okolice Jasieńca, jezioro Gołdopiwo© dater
Wracamy po tej porannej rundce do ośrodka, akurat na śniadanko. Dzień pierwszy memoriału czas zacząć.
Wklejka GPS z dnia następnego, baterie padły mi w połowie trasy…
Kategoria ! < 050 km, BLU Team Refleks, Trening, w Polskę
- DST 141.30km
- Teren 15.50km
- Czas 05:31
- VAVG 25.61km/h
- VMAX 52.10km/h
- Temperatura 25.0°C
- HRmax 178 ( 90%)
- HRavg 154 ( 78%)
- Kalorie 3322kcal
- Podjazdy 900m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Na Kruszyniany i Bobrowniki
Sobota, 22 maja 2010 · dodano: 22.05.2010 | Komentarze 1
Większą grupą udało nam się zebrać tym razem. Na sobotę umawiamy się: Ja, Kacper, Sasza i Czarek. Plan jest wstać wcześnie, spotkać się na ścieżce do Supraśla w okolicach Nowodworc i ruszyć na Krynki, Kruszyniany (zobaczyć meczet) i Bobrowniki (przejście graniczne).Obudziłem się sam przed piątą. Już budzik w głowie tak ustawiony, że pikanie komórki mi niepotrzebne. Jem małe śniadanko, przygotowanie i lekko przed szóstą wyruszam. Umówieni jesteśmy 6:45, mam 17 km do przejechania. Po drodze staję w okolicach Wasilkowa popatrzeć na budowę obwodnicy, która na nowo ruszyła tej wiosny.

budwa obwodnicy Wasilkowa© dater
Idealnie o czasie spotykam się w wyznaczonym miejscu z Kacprem i Saszą i jedziemy w kierunku na Supraśl zgarnąć po drodze Czarka. W ogrodniczkach zaskoczenie, dzwoni Adam i za chwilę podjeżdża samochodem. Zdecydował się jednak jechać z nami :) Stajemy na parkingu za Ogrodniczkami i stamtąd ruszamy dalej razem w piątkę.

zbiórka pod Supraślem© dater
Wyruszamy do Supraśla i tam robimy mały przystanek w ogrodach otaczających klasztor, gdzie jest pomnik ku pamięci Jarka, naszego przyjaciela i szefa, ku pamięci którego już za tydzień będziemy jechać trzeci memoriał rowerowy.

Supraśl - pod pomnikiem Jarka© dater
Z Supraśla dalej bardzo pagórkowato do Krynek. Tym razem inaczej niż tydzień temu, w drugą stronę jest bardziej pod górkę, ale wiatru nie ma. Pogoda piękna, temperatura już o ósmej dochodzi do prawie 20 stopni. Po drodze mały odpoczynek.

postój na drodze do Krynek© dater
Dalej do Krynek, robi się coraz cieplej, jedzie się bajecznie. Czepiam się koła Czarka i naginamy pod długi podjazd przed Krynkami, wpadamy w fajny rytm i prędkość nie schodzi poniżej 28 km/h. Przed Krynkami patrzę na średnią tego dnia, mam już zrobione ponad 50 km, a średnia wychodzi prawie 27 km/h :) W Krynkach oczywiście mały postój i regeneracja.

Krynki - regeneracja© dater
Z Krynek mamy 10 kilometrów na Kruszyniany. Robi się wręcz gorąco i parno, termometry zaczynają nam pokazywać po ok. 25-26 stopni. Wiatru w zasadzie nie ma, robi się mała sauna. Do Kruszynian idzie bardzo ładna asfaltówka. Meczetu nasza szpica w ogóle nie zauważa, jest schowany głębiej w drzewach i chłopaki przejeżdżają go po prostu. Schowany w drzewach od głównej drogi i niewielki jest bardzo niepozorny.

meczet w Kruszynianiach© dater
Z Kruszynian już na Bobrowniki. Lecimy szutrówą przy samej granicy, komórki łapią białoruską sieć. Wokół piękne krajobrazy, pogoda super, noga podaje aż miło.

na szutrówce do Bobrownik© dater
Kacper ma małe problemy, drętwieją mu ręce aż po łokcie. Zmieniamy mu ustawienie siodełka może coś pomoże. Niestety twierdzi że nie za bardzo. Jego nowa Meridka daje mu trochę w kość. Nie ma to jak mieć nowego rumaka, do którego trzeba się dostroić ;)
Po kilkudziesięciu minutach docieramy do Bobrownik na granice. Sznur tirów stoi jak zwykle, może trochę krótszy ze względu na sobotę.

Czarek na granicy© dater

Bobrowniki - przejscie graniczne w tle© dater
Robimy oczywiście mały odpoczynek i jednocześnie umawiamy się co do dalszego planu. Adam się śpieszy i na swoich 29-tkach jest w stanie popędzić przodem. Jednocześnie Kacper ma coraz więcej problemów, przeżywa kryzys, łapią go skurcze. Każdy z nas ma być nie za póżno na chacie, ja na 13 na grilla, Czarek na 12, Sasza też. Kacper na tyle spowalnia, że umawiamy się że jedzie swoim tempem a my pędzimy na Białystok. Mamy być w kontakcie.

team na granicy© dater
Adam pędzi przodem, Sasza z Czarkiem i Kacprem też wyruszają chwilę wcześniej ode mnie. Po kilometrze doganiam i biorę Kacpra, który ginie mi po chwili z oczu. Natomiast za Czarkiem i Saszą gonię prawie do samego Królowego Mostu. Kasowanie ucieczki to jednak bardzo ciężka robota :)
No ale ostatecznie ich doganiam i zajeżdżamy już razem do znanego już nam sklepu w Królowym. Dzwonimy do Kacpra, on dopiero w Waliłach. Robimy odpoczynek, jemy lody. Czarek wygrywa gratisowego i z rozkoszą go wcina ;)

Królowy Most - Czarek bierze gratisowego loda do buzi :)© dater
Właściciel sklepu wystawia też napój energetyczny do konsumpcji – na szczęście nie dla nas, ale dla zawianego zioma siedzącego obok. Swoją drogą ciekawe to teraz "mixy" robią. Za moich studenckich czasów to był po prostu albo Kier, albo Karo, albo reszta podobnego towarzystwa ;)

takie bywaja napoje energetyczne - ale nie dla nas :)© dater
Dzwonimy do Kacpra – „abonent niedostępny”. No trudno jedziemy dalej. Zaczyna być coraz ciężej, jednak kilometry (ponad 110 w moim wypadku) robią już swoje.

coraz bliżej finiszu© dater
Czarek po drodze ma znów pecha, pęka mu szprycha. Już druga w ostatnim czasie. Koło bije i ociera o klocki.

Czarkowi pęka następna szprycha© dater
Docieramy do rozwidlenia, w prawą stronę mam odbicie na Supraśl. Tu więc się rozdzielamy, chłopaki lecą na Białystok, ja odbijam w bok.

rozdzielamy się - chłopaki w drodze na Białystok© dater
Lecę asfaltem do Supraśla, całkiem niezłe górki, które dają mi w kość. W Supraślu odpoczynek, dzwonie do Kacpra, nadal abonent niedostępny. Zaczynam się trochę tym denerwować, chociaż mam nadzieję że to tylko rozładowana komórka a nie jakieś większe nieszczęście. Wykonuję kilka telefonów, żeby podzielić się swoimi obawami. Zaczynam mieć wyrzuty sumienia, ze jednak się rozdzieliliśmy. Ale ruszam dalej na Czarną. Przez Studzianki do Horodnianki, stamtąd już krajową 19-stka do Czarnej. Jestem w domu 13:20. Znów telefon do Kacpra, dalej niedostępny. Szybki prysznic bo na grilla jestem umówiony. Dzwoni Czarek, ze wszystko jest ok. Kazałem mu wsiąść w samochód i jechać na Bobrowniki żeby zgarnąć Kacpra. Dojechał do wideł, kiedy Kacper do niego zadzwonił. Komórka mu padła, ale odzyskał siły i dotarł do Białego. Zajechał po drodze do Peletonu na regulację przerzutek i podładował komórkę. Chwilę później do mnie też zadzwonił z meldunkiem ze wszystko ok. i zostało mu już 10 km do domu.
Wyjazd więc udany, zakończony szczęśliwie. Pogoda piękna, uzyskałem pierwszą w tym roku „kolarską” opaleniznę. Przy okazji rekord trasy tego roku pobity :)
Kategoria w Polskę, BLU Team Refleks, GPS, Foto, ! > 100 km
- DST 107.40km
- Teren 25.20km
- Czas 04:35
- VAVG 23.43km/h
- VMAX 52.00km/h
- Temperatura 19.0°C
- HRmax 182 ( 92%)
- HRavg 150 ( 76%)
- Kalorie 2664kcal
- Podjazdy 645m
- Sprzęt Kellys Oxygen 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Pod granicę...
Niedziela, 16 maja 2010 · dodano: 16.05.2010 | Komentarze 0
… białoruską na dziś przygotowałem plan.Trasa: CB-Machnacz-Rozedranka-Bachmatówka-Sokółka-Kamionka-Chmielowszyzna-Jurowlany (granica)-Krynki-Supraśl-Studzianki-Ożynnik-CB.
Umawiam się z Kacprem, chce ze mną seteczkę pyknąć. Pobudka 6:00, śniadanko, przygotowanie. Czekając na Kacpra robię małą rozgrzewkową rundę (a może honorową ;P) po Czarnej. Kacper jest tuż po siódmej. Po raz pierwszy wybiera się w dłuższą trasę i po raz pierwszy w espadach. Wyruszamy 7:15 na Machnacz. Temperatura ok. 12 st.

Kacper na trasie© dater
Spokojnie docieramy do Sokółki, kierujemy się na Kamionkę. Zaczyna powiewać i to nieźle, momentami nieźle miecie. Według ICM może być nawet 20 km/h i na odkrytych górkach koło Sokółki zapewne tyle jest. Wieje z boku, czasami od czoła.

Kamionka - odbijamy nad granicę© dater
Po około 50 km od startu docieramy w okolice wsi Usnarz i Jurowlany. Droga biegnie zaledwie 20-30 metrów od słupów granicznych. Oddziela nas od pasa granicznego i słupów tylko pole rzepaku.

na granicy... brakuje 30 metrów© dater
Z nad granicy ładną, nową asfaltówką do Krynek. Wiatr cały czas daje o sobie znać. W Krynkach dłuższy postój, przekąska, odpoczynek. Czekam trochę na Kacpra bo mi się gdzieś na podjazdach zgubił :)

odpoczynek w Krynkach© dater
Z Krynek na Supraśl. Wreszcie wiatr pomaga, średnia wzrasta. Nie jest najlepsza niestety tego dnia, Kacper trochę spowalnia, wiatr też. W Supraślu następny krótki odpoczynek.

odpoczynek w Supraślu© dater
Obok nas leży pień wiekowej, 350-letniej sosny, bardzo ciekawy okaz.

Supraśl - pień 350-letniej sosny© dater
Z Supraśla miałem zamiar pojechać inną drogą, ale GPS się trochę pogubił. Wyszło, że lądujemy w Studziankach i kierujemy się na Ożynnik. Droga zaczyna się robić ciężka, trochę błota, piachu, ciekawe podjazdy. Znów gubię Kacpra, na którego dystans ma już duży wpływ. Odpada na niewielkich podjazdach, ale daje radę. Pozostaje 10 km.

Kacper - już niedaleko :)© dater
Docieramy do szutrówki którą powinniśmy wracać z Supraśla. Jeszcze kilka km i jesteśmy powrotem na starcie.
Wycieczka bardzo udana. Wiatr trochę przeszkadzał, ale też i pomagał, szczególnie z Krynek. Nie padało, znów mam szczęście. Prognozy mówiły, że będzie deszcz, ale ostatnio wierze ICM a tam stało jak wół, że dopiero po południu ma się rozpadać. I znów się sprawdziło.
Dzięki Kacprowi za towarzystwo, sorki, że często nie widziałeś nawet moich pleców :) No i gratuluję pierwszej setki tego sezonu.
Kategoria ! > 100 km, Foto, GPS, BLU Team Refleks, w Polskę